Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojna i... literatura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojna i... literatura. Pokaż wszystkie posty

12 sierpnia 2014

O Petrku Właście i Jaksie z Komorowa

Józef Ignacy Kraszewski
Historia prawdziwa o Petrku Właście, 
palatynie, którego zwano Duninem
Wydawnictwo „Śląsk”, 1983

Po śmierci Bolesława Krzywoustego kraj podzielony został między jego synów, z najstarszym Władysławem jako seniorem, władającym krakowską stolicą. Władysław, drugi tego imienia, za namową żony Agnieszki, cesarskiej siostry, odmówił przyrodnim braciom praw do współrządzenia, a chcąc ich sobie podporządkować dążył do opanowania dzielnic młodszych książąt. Ci nie pozostali bierni; przy pomocy możnowładców i duchowieństwa, dla którego silna władza była zagrożeniem interesów, zdecydowali się stawić opór i zrzucić zwierzchność najstarszego brata.
Rozdrobnienie dzielnicowe po Krzywoustym to czas dla Polski trudny. Podupadający ród Piastów co i raz próbuje się wyrwać z okowów zależności politycznych, umocnić władzę książęcą i scalić państwo. Nie jest łatwo umniejszyć znaczenie duchowieństwa, które, nad wieloma słabymi panując, w siłę urosło i właściwy ster rządów przejęło, jednocześnie dobrocią i pokorą oczy naiwnych mydląc. Jednoznacznie przedstawia Kraszewski ustami jednego z bohaterów genezę rozdrobnienia, zgodnie z zasadą: komu korzyść, tego zbrodnia: „Gdy król nieboszczyk Krzywousty umierał, radzili mu biskupi i wymogli na nim, aby państwo swe na równi między synów podzielił. Jeden tylko Kazimierz został, któremu nie dano nic, Bogu go polecając. Nie sądzę ja pany nasze biskupy, ale bodaj podział ten dla nich bezpieczniejszym był, przeto go chcieli. Z jednym a potężnym panem twardo im szło, a tak każdy książę ma przy sobie biskupa, z którym władzę dzieli, i każdy biskup jednego pana pilnuje. Tym łacniej rządy swe duchowne sprawować mogą.” (s. 31). Tworzyło duchowieństwo znaczną siłę, wpływy mając i narzędzia, by lud w bojaźni trzymać i swoje racje wygrywać. Na rozgrywkach możnych tracił lud prosty, stopniowo popadający w coraz większe zależności i coraz więcej panów mający do wykarmienia: „...oni wszyscy do siebie podobni, ta tylko między nimi różnica, że jeden, co się objadł, odpoczywa, a ci, co głodni, więcej jedzą.” (s. 202); a i od swoich jak i najeźdźców najwięcej cierpiący, niesprawiedliwości znoszący: „Kto siłę ma, ten dusi; swat czy brat, choćby rodzony ojciec, jak się nie obroni, won iść musi!”.
Kraszewski na plan pierwszy wysunął dwie postacie: Marka Jaksę z Komorowa, młodego idealistę, prawego i honorowego, po świecie bywałego, i Petrka Własta, palatyna i wykonawcę testamentu Krzywoustego, a tym samym opiekuna młodszych książąt. Ten drugi, możny pan, bogaty i wiodący prym, był solą w oku głównego doradcy księżnej Agnieszki, Dobka. Uwięzienie Petrka stało się pierwszym krokiem ku tragicznemu końcowi władania Władysława. Nie pomogły wezwane do łupienia kraju posiłki ruskie i połowieckie, zaszkodziło nieliczenie się z siłą polityczną duchowieństwa, osłabiła ducha wojsk klątwa rzucona na seniora przez arcybiskupa Jakuba ze Żnina – Władysław II poniósł klęskę i musiał udać się na wygnanie. Niebagatelną rolę odegrała w tych wydarzeniach żona księcia, cesarska siostra, Agnieszka, główna winowajczyni, zły duch Władysława, namawiająca męża do dominacji, knująca intrygi i zwołująca wojska. Nie ma Autor dobrego zdania o niemieckiej królewnie: „Agnieszka należy do tych czarnych charakterów w dziejach, które do nas najczęściej z Niemiec przychodziły. Z Rusi szły posłuszne i ciche niewiasty, które pod płaszczem tuląc dzieci, modliły się i siedziały zamknięte w teremach – z Niemiec jechały królowe, które i mężom panować, i świata używać żądne były.” (s. 156). Nawet Władysław, z którym Kraszewski sympatyzuje, doceniając jego dążenia do zjednoczenia kraju, przedstawiony jest mdło i zniechęcająco, jako pan do rządzenia niechętny, zabawiający się łowami i ulegający łatwo wpływom.
Razi stereotypowość postaci, czarno-biały podział, powierzchowność i płytkość ich przedstawienia. Drażni język, stylizowany na średniowieczną polszczyznę, ale drętwy i męczący. Nie porywa też fabuła, nużąca i niewnosząca wiele do bagażu doświadczeń życiowych. Na plus trzeba jednak policzyć niezłe rozeznanie Autora w źródłach historycznych i przedstawienie wydarzeń zgodnie z Kroniką o Piotrze Właście. Obawiam się jednak, że to moja ostatnia już próba zmierzenia się z Kraszewskim, nie mam ochoty na więcej.
(Ocena: 3/6)

27 lutego 2014

Władysław Łokietek i Zakon Krzyżacki

Karol Bunsch
Przełom
Wydawnictwo Literackie, 1987

Ostatnie lata panowania Łokietka upłynęły na walkach z Zakonem Krzyżackim. Rycerze krzyżowi szerzący swoją wiarę nie cofali się przed żadnym środkiem, jaki umożliwiłby im zalegalizowanie pomorskich zdobyczy i wyszarpanie jak największego kawałka polskich ziem. Na porządku dziennym była u nich korupcja i przekupstwo, szantaż i porwania, przymuszanie i obietnice bez pokrycia. Ściągali z Europy rycerstwo żądne wrażeń, gotowe w imię krzewienia chrześcijaństwa grabić i zabijać, łudząc naiwnych obiecanymi nagrodami i zasługami położonymi w jedynie słusznej, jak im się zdawało, sprawie. Krzyżacy jednak dbali o źródło swoich doczesnych dochodów i nie plenili pogaństwa na Żmudzi i Litwie do końca, by mieć ciągle pretekst do łupienia i niewolenia mieszkańców sąsiednich ziem.
Nieustanne podgryzanie polskich ziem przez Zakon zmuszało Łokietka do wzmożonej uwagi i szukania sprzymierzeńców, mogących przybyć z pomocą w rozprawie z Krzyżakami, jaka musiała rozegrać się w niedalekiej przyszłości. Rozglądać się za nimi musiał i wśród swoich, schlebiając możnemu rodowi Nałęczów, rozplenionych w Wielkopolsce a niepewnych, bo za zachodnią granicą mających pociotków i silnemu królowi niechętnych, i wśród obcych, na przykład u węgierskiego zięcia. Wdrażał też do rządzenia syna, który wkrótce miał samodzielnie stawiać czoła wrogom, by utrzymać, co ojciec z trudem zespolił; zresztą Kazimierz inaczej patrzy na ustawiczne walki ojca i inną drogą podąży po ujęciu korony. Przy północnej granicy osadzał ludzi do pilnowania przejść, walecznych i silnych, z trudami oswojonych, a Krzyżaków bijących bez lęku – wśród nich jest i rodowiec Henryk z Rynarzewa, i Radocha, człek nowy i bez koligacji, obaj waleczni, prostolinijni i bez ogródek mówiący, co istotne. Tylko z Krzychem nie wyszło tak, jak powinno; przez własną porywczość napytawszy sobie biedy i naraziwszy się życzliwym mu ludziom, w niewolę się dostał i do Krzyżaków przystał, by jakoś winy odkupić i szukać możliwości powrotu do rodziny.
Poplątane losy Krzycha i Radochy, niespełnione marzenia, miłość i wierność ludziom i ideom nie mniej ważne były niż trudne życie Łokietka, walkami i polityką znaczone. Na przemian pokazał Bunsch to, co istotne było w czasach ustawicznych walk, tych jawnych i tych zakulisowych, intrygami stojących, opisując zmagania króla, na czele narodu stojącego, i poddanych, na samym dole walczących, w tym i upadłych, na zdradzie budujących swoje nadzieje. Niezwyciężony dotąd Zakon ma jednak słabości, które wyzyskać można dla własnych korzyści – nawet militarne zwycięstwo nad silnym przeciwnikiem jest możliwe, gdy wyzyska się sprzyjający teren i dostępne wojska.
Ostatnia powieść piastowska Bunscha jest zgrabnym ukoronowaniem cyklu, zamykając wielowiekowe zmagania z zachodnim przeciwnikiem bitwą pod Płowcami, która na długi czas osłabiła Zakon, przynosząc korzyść Polsce i prostując ścieżki niektórych jej obywateli.
(Ocena: 5/6)

● ● ●
„Każda wojna, nawet zwycięska, krew, pot i łzy wyciska. Wiem jednakowoż: mężowi nie litością się kierować, że ofiary z mienia i krwi żądać musi, by pokoleniom pokój, bezpieczeństwo i dostatek zapewnić. Nawet umierać lżej, gdy choć nadzieja przyświeca, że nie darmo, ale i grosza żal, gdy nic w zamian kromie strat. Nawet najemnikowi, który walczy dla zysku, nie zajedno, zali go wódz do zwycięstwa prowadzi lubo do klęski.” (s. 354)
„A krzyżacka gadzina zawżdy kąsać gotowa.” (s. 397)
● ● ●


Cykl Powieści Piastowskie obejmuje:
4. Bracia
15. Przełom

26 lutego 2014

Władysław Łokietek i korona

Karol Bunsch
Wywołańcy
Wydawnictwo Literackie, 1986

Z obrazu Jana Matejki spogląda król srogi i budzący respekt, znać, że Władysław Łokietek, choć nikczemnego wzrostu, potrafił znaleźć posłuch – bez niego nie zdołałby dokonać tak wiele. Na swój sukces musiał jednak ciężko pracować, nie patrząc własnych korzyści, ale myśląc o połataniu poszarpanego kraju i wzmocnieniu go, by był zdolny oprzeć się wrażym siłom. Wiele lat zajęły też zabiegi o pozwolenie na koronację kolejnego Piasta, wiele wysiłku i mądrości kosztowały działania dyplomatyczne i przeciwstawianie się wewnętrznym i zewnętrznym wrogom. Pomogło przyłączenie Wielkopolski, osłabionej buntem przeciw synom Henryka Głogowczyka, po zajęciu przez rycerzy sprzyjających Łokietkowi Poznania, bronionego przez mieszczan – książę był coraz silniejszym władcą i w nim co światlejsi upatrywali największą szansę na wzmocnienie Polski. Wsparciem mu była małżonka: „Jej wiara w męża była nie do zachwiania. Bóg go wyznaczył zjednoczycielem uciemiężonego narodu, zmarły Jakub upatrzył na wykonawcę swych myśli, musi mu wymodlić potrzebne do tego siły” (s. 219). I Łokietek wspinał się coraz wyżej i coraz mocniej trzymał uchwyconych ziem, lawirując i odbierając dawno zabrane, rozproszone, konsekwentnie i z uporem jednocząc kraj: „Jak łoza – przygięty odskakiwał, stratowany wstawał, ścięty odrastał” (s. 365).
Sukcesy w Wielkopolsce nie szły w parze z łagodzeniem konfliktu z Muskatą. Biskup krakowski zaczynał dopiero dostrzegać, ile złego wyrządził rozdźwięk między nim a księciem i doceniać to, co Łokietek robi. Niemały wpływ na to miał ostatni, przedśmiertny list od arcybiskupa Jakuba Świnki, człowieka światłego i przewidującego, umiejącego patrzeć w przód i widzieć korzyści dla kraju w wydarzeniach pozornie niesprzyjających. Konflikt z księciem pozwolił Muskacie poznać los wygnańca i petenta na europejskich dworach, gdzie człek bez pokaźnych funduszy nic zgoła nie znaczy, ułatwił dostrzeżenie, że więcej można wygrać wspólnym działaniem, że w jedności siła, obudził też wyrzuty sumienia, by jeszcze za życia mógł ten dostojnik uświadomić sobie własne przewiny, spowodowane pychą i wyniesieniem nad innych.
Polityka zagraniczna zdominowana była sporami z Zakonem Krzyżackim, zdobywaniem przewagi nad nim w stolicy papieskiej czy cesarskiej, usiłowaniami odzyskania Pomorza.  Sprawy wewnętrzne też nie szły dobrze: przez rozdrobnienie spadło znaczenie władzy książąt, a co za tym idzie zmniejszyła się skuteczność respektowania prawa; nawet Łokietek musiał liczyć się z możnymi rodami, pogłębiając krzywdę niesprawiedliwie potraktowanego człowieka, co sprowadza złą dolę na kolejne pokolenia; nawet najsilniejszy książę nie jest w stanie zawsze zapobiec złu. Przedstawiciele kościoła, miast wspomagać ubogich, zajmowali się gromadzeniem dóbr i szukaniem łatwych ofiar: na stosach ginęli niewinni, mający pecha narazić się komuś, oskarżeni o herezję, wyznający niepopularne, niezgodne z obowiązującą linią poglądy. W tym świetle budził nadzieję każdy przejaw sprawiedliwości dziejowej, gdy złych spotykała zasłużona kara, pokornych i nawróconych nagroda, a głupcy dostawali kolejną szansę, by odkupić winy.
Łokietek walczył o bezpieczniejszą przyszłość, ważąc dobre i złe czyny, dając i biorąc w miarę możliwości, karząc i nagradzając wedle win i zasług, lawirując, by zyskać jak najwięcej. Ostróżka z Braciszkiem wędrowali po świecie, ratując maluczkich, usiłując przeżyć i tęskniąc za Krakowem. Krzych dręczył się tym, co niemożliwe do spełnienia, żył jak we śnie, przeczuwając nieszczęście, nieświadom tego, co uczynił, krzywdząc czynem czy złym słowem kolejnych napotkanych na drodze ludzi, tych, którzy go po prostu kochali, i tych obcych, którzy mu z dobroci serca pomagali. Radocha chciał ułożyć sobie życie, osiąść spokojnie, gospodarzyć, a ciągle przychodziło mu wojować w towarzystwie Pizły, ponurego przyjaciela, bez którego nie umiał żyć. Kasztelanic Henryk, zaprzyjaźniony z Radochą, jedyny beztroski, jak się zdaje, rycerz, czerpiący z życia najlepsze, co ono może mu dać, wprowadził do powieści kilka weselszych akcentów, trafnie oceniając świat i ludzi wokół siebie, wywołując uśmiech na twarzach możnych i ubogich. Tacy są bohaterowie Wywołańców, w większości poszarpani przez życie i pragnący spokoju.
Środkowa część trylogii wieńczącej cykl o Piastach jest jedną z najlepszych. Ma zalety i wady pozostałych, ale potrafi też wzruszyć i rozbawić, skłonić do zadumy i dać punkt wyjścia do ogólnych rozważań o człowieku, roli władzy i prawa w codziennej egzystencji, sprawiedliwości i złudzie nagrody w innym życiu, konieczności podejmowania działań i motywacjach rządzących ludźmi, o dobrych i złych uczynkach, które odbijają się na całym życiu, a nawet na przyszłych pokoleniach.
(Ocena: 5,5/6)

● ● ●


Cykl Powieści Piastowskie obejmuje:
4. Bracia
14. Wywołańcy
15. Przełom

24 lutego 2014

Władysław Łokietek i Kraków

Karol Bunsch
Wawelskie wzgórze
Wydawnictwo Literackie, 1985

„Z wiosennej zieleni, przerywanej tu i ówdzie jasnymi zwierciadłami wody, wyłaniał się pierścień murów i częstokołów sadzony kamieniami baszt; szczerbate linie domów znaczyły kierunek ulic, a nad nimi jak lilie korony złociły się w słońcu strzeliste wieże kościołów. Daleko, na przeciwległym krańcu, zwarty na białej skale panował nad wszystkim wawelski gród.” (s. 563)
Miłość do miasta może się objawiać różnie, choćby zadedykowaniem mu powieści i uczynieniem głównym jej bohaterem. Bo w Wawelskim wzgórzu to właśnie Kraków wysuwa się na plan pierwszy; jako stolica poszarpanej rozdrobnieniem Polski jest terenem zabiegów kolejnych książąt, usiłujących zjednoczyć kraj albo przynajmniej uzyskać przewagę nad piastowskimi kuzynami i zebrać profity wynikające z dzierżenia tak znakomitego grodu. Bo Kraków jest nie tylko nominalną stolicą, ale symbolem silnej niegdyś Polski i nadzieją na powrót do dawnej świetności, dlatego o niego walczą polscy książęta i obcy królowie. Jednym z silniejszych kandydatów do obsadzenia wawelskiego stolca był na początku XIV wieku Włodzisław, ze względu na nikczemny wzrost Łokietkiem zwany, książę kujawski, sieradzki i sandomierski, któremu na drodze stanęło krakowskie mieszczaństwo z biskupem Janem Muskatą na czele, oglądające się na pomoc Niemców, Czechów i Ślązaków, dające poparcie czeskim Wacławom, roszczącym sobie prawa do polskiej korony. Z trudem zdobyty przez wojska Włodzisława zamek na Wawelu stał się dobrym punktem wyjściowym w staraniach o miasto – rajcy i Muskata czuli nad sobą groźną obecność Łokietka. Ale i książę związany był koniecznością dopilnowania krakowskich spraw, uważania na knowania biskupa, niedopuszczenia do ponownej utraty zamku. Dlatego nie mógł dopilnować innych części kraju, czego skutkiem była utrata Pomorza na rzecz Zakonu Krzyżackiego, podstępem zagarniającego coraz dalsze ziemie, z pogardą i butą depczącego polską ludność, zbierającego do własnej kiesy dochody z miast i wsi. Nie pomogły jednak mieszczaństwu knowania Krzyżaków, nie pomógł i bunt wójta Alberta, zgniótł Łokietek opór rajców krakowskich, przywrócił polski porządek w stolicy, zniósł miejskie przywileje i skonfiskował majątki.
Na tle tych wydarzeń toczą się losy książąt i poddanych; widoczna jest ciężka praca Łokietka, dążącego do scalenia tego, co rozbite, i wzmocnienia osłabionej władzy centralnej; knowania odwiecznych wrogów, Niemców, osiadłych w miastach i tworzących bogate, skrzętnie gromadzące dobra mieszczaństwo, i zaprzedanego obcym interesom duchowieństwa z biskupem Muskatą na czele. Oprócz wielkich i znacznych rodem czy bogactwem wielu było jednak przedstawicieli szlachty i niższych stanów, do znaczenia dochodzących, zaszczytów się dorabiających, walczących na co dzień z niesprawiedliwością i nędzą. Świetne są kontrastowo przedstawione postacie: z jednej strony zaprzedany obcym Muskata, z drugiej mądry i przewidujący arcybiskup Jakub Świnka, wspierający słuszne działania i nakłaniający do zgody, jeśli tylko stronom chęci nie brak. Wśród niższych stanem wyróżniają się przyjaciele, dobrani na zasadzie przyciągania się przeciwieństw: Ostróżka, młodzik krnąbrny i kolczasty, za nic mający władzę i zaszczyty, Braciszek, łagodny i rozsądny, kierujący się miłosierdziem i niełaknący dóbr doczesnych, przez co wciąż zadziera z duchowieństwem pyszniącym się władzą i majętnościami, i Krzych, skrzywdzony w zaraniu życia, niespokojny i chmurny, ze szlacheckiego rodu, pragnący intensywnego życia i potrafiący darzyć miłością, nawet jeśli niemożliwą do spełnienia. Wielu innych bohaterów przewija się przez karty powieści, a każdy inny, każdy wyrazisty i prawdziwy do bólu, realistycznie opisany.
Jak zawsze pięknie opisał Bunsch starania o kraj, o poprawę doli ludzi, walkę o silne, sprawiedliwe rządy rozsądnego księcia, któremu należy się posłuch, ale który i sam musi być gotów do służenia ojczyźnie. Jak zawsze doskonale wyważył Autor opisy spokojne i dynamiczne, prowadząc nas równym rytmem przez kilkaset stron, jak zawsze dobrze rozłożył akcenty ważne dla Polski z tymi, które są istotne dla poszczególnych bohaterów. Wawelskie wzgórze to pierwsza część trylogii kończącej cykl piastowski.
(Ocena: 5/6)

● ● ●
„Wżdy w złośliwą duszę nie wnijdzie mądrość, duch bowiem mądrości jest dobrotliwy.” (s. 202)
„Głupiego nie trzeba udawać, a mądrego się nie da. Bo mądrości się nie dziedziczy jako spadku po ojcach ani nie otrzymuje z pańskiego czy królewskiego nadania; ni ją za złoto kupić, ni mieczem zdobyć. Jako drogi w ciemności przez pustynię każdy jej sam szukać musi. Tedy nie brak głupców, choćby w infułach czy koronach...” (s. 202)
„Usta, które kłamią, zabijają duszę.” (s. 203)
„Śmiech jest jako sól; nie smakuje życie bez niego.” (s. 211)
● ● ●


Cykl Powieści Piastowskie obejmuje:
4. Bracia
13. Wawelskie wzgórze
14. Wywołańcy
15. Przełom

18 lutego 2014

„z końcem przyszedł straszny początek”

Szczepan Twardoch
Wieczny Grunwald
Wydawnictwo Literackie, 2013

Druga połowa XIV wieku, w Krakowie włada król Kazimierz, ostatni z dynastii Piastów. Jest nie tylko panem Polski, ale i ludu ją zamieszkującego, w szczególności kobiet niższych stanów, których używa w razie potrzeby bez oglądania się na jakiekolwiek względy. Tak też użył kupieckiej córki krakowskiego Niemca do spłodzenia nieślubnego syna, nie interesując się potem jej losem, nie pamiętając zgoła o jej istnieniu. A bastert królewski dorasta w domu publicznym, gdzie wylądowała jego maćka, życiem i złymi ludźmi doświadczona. W domu, w którym dorośli i dzieci nie mieli przed sobą tajemnic ciała, razem mieszkając i rosnąc, w nieprzesadnej delikatności stosunków międzyludzkich. Delikatność ta przejawiała się co najwyżej tym, że „matki mojej machlerz nie bił przy mnie, w końcu nie z kamienia miał serce, bił ją, kiedy nie patrzyłem” (s. 18).
Paszko Bękart, pogrobowiec króla Kazimierza, urodził się w latach siedemdziesiątych XIV wieku a zginął w bitwie pod Grunwaldem, żyjąc i umierając od tej pory po wielekroć w zmieniającym się strumieniu istnienia, w różnych rzeczywistościach i odmiennych wcieleniach, „w miriadach wątków i czasów” (s. 38). Przeżywał kolejne życia jako rycerz, żołnierz, najemnik, zawsze gotowy do walki, zawsze przygotowany na śmierć, a nawet czekający jej jak zbawienia, zmęczony niekiedy, bez sił – dla niego „zabijanie i umieranie to zwykła sprawa” (s. 41). Wędruje Paszko po krajach matki i ojca, szukając swego miejsca, samotny i rozdarty, bez przynależności, bez domu, bez akceptacji u ludzi napotkanych, pogardzany jako kurwi syn, nieuznany w swej godności królewskiego potomka, niezwiązany z nikim, choć tak łaknący zrozumienia. Miota się w tym wędrowaniu i szuka swojego świata, chociaż powinien zażywać spokojności jako i inni nieślubni synowie króla Kazimierza zażywają, przenosi się tu i tam w poszukiwaniu życia, a w końcu i prawdziwej śmierci, bo ma już dosyć przedwiecznego istnienia, wszechbycia i wszechumierania: „A ja nie chcę. Nie chciałem i teraz też nie chcę, marzyłem tylko o tym, żeby nie być, żeby mnie nie było, a teraz jestem, wszechjestem...” (s. 157).
Wieczny Grunwald to powieść wyjątkowa. Nie na darmo cytowane są na okładce słowa Dukaja o rozmachu godnym Parnickiego, o człowieczeństwie tak zagmatwanym przez (nie)przynależność do dwóch światów, dwóch kultur (aż chce się po Twardochu po tego Parnickiego sięgnąć, by znowu smakować skomplikowane dzieje niełatwym opisane językiem). Zderzenie kultur, rozdarcie między od wieków walczącymi sąsiednimi krajami, rodzi w umyśle Paszka schizofreniczne wizje, które przenoszą i jego, i nas, w różne czasy, historycznie udokumentowane i fantastycznie nieznane. Jest tu jednocześnie średniowiecznie Piastowo i Jagiellonowo, współcześnie i przyszłościowo, niemiecko i polsko, chociaż trochę bardziej polsko, a może tylko tak się wydaje, bo częściej Paszko o Matce Polsce wspomina. I jest całkiem niełatwo, bo trzeba wysilić uwagę, nie stracić wątku, czasem leniwie się snującego, a czasem biegnącego wartko, bez oglądania się na zapóźnionego, śpiącego czytelnika. Ale jest też pobudzająco, do myślenia i do czucia, do rozważania tego, co było, być mogło, a pewnie i będzie. Bo warto wrócić za jakiś czas do Wiecznego Grunwaldu, jak wracał do życia Paszko, by poczuć to, co on mógł czuć, i zanurzyć się znowu w otchłań czasu i przestrzeni, pływać w niej i przedzierać się pokonując przeszkody.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

„z końcem przyszedł straszny początek” (s. 35)
„Pewnie dlatego, że tak się tego zabijania i umierania boicie, to lubicie o nim słuchać i czytać, i je oglądać, prawda? No więc będę o tym mówił, bez obaw. Ale i tak nie zrozumiecie tego, co najprostsze i najważniejsze. Zabijanie jest zwykłe. Czy chodzi o kurę na obiad (zabiliście kiedyś przynajmniej kurę?), czy o całe narody, czy o jednego człowieka. [...] krew to krew, ból to ból, kurzy czy ludzki.” (s. 38)
„[...] przemoc może być i barbarzyńska, i cywilizowana, tak jak barbarzyńskie i cywilizowane mogą być obyczaje kulinarne, erotyczne i wszystkie inne. A mężczyźni ćwiczący się w walce, według spisanych, ustalonych reguł, to jest właśnie wstęp do przemocy cywilizowanej, do wojny. Bo kiedy dzikus napada na dzikusa, to jeszcze nie jest wojna – wojna jest wtedy, kiedy jest rozkaz, obowiązek, odpowiedzialność, odwaga i tchórzostwo.” (s. 69)
„[...] da się milczeć bardziej, da się milczeć ciszą śmiertelną, w takiej ciszy bardziej słychać, jak powiedziałby to byle klecha, jęki potępionych.” (s. 157)

20 stycznia 2014

Bolesław Wstydliwy i rozbicie dzielnicowe

Karol Bunsch
Powrotna droga
Wydawnictwo Literackie, 1984

182 lata trwało w Polsce rozbicie dzielnicowe, zapoczątkowane testamentem Krzywoustego w 1138 roku a zakończone koronacją Łokietka w 1320. Coraz bardziej rozrastający się ród Piastów, zmiany granic dzielnic poszczególnych książąt, mariaże i porozumienia stworzyły bardzo skomplikowany obraz niegdyś silnej Polski. Do tego wojny z sąsiadami, najazdy Tatarów, biorących ludzi w jasyr, coraz większe znaczenie polityczne kościoła i coraz słabsza władza świecka były powodem rozgoryczenia niższych warstw społecznych, czujących się niepewnie i niepotrafiących obronić się samodzielnie.
W takim kraju i takich czasach przyszło władać Bolesławowi Wstydliwemu, synowi Leszka Białego, z małopolskiej linii Piastów. Jako książę krakowski i sandomierski Bolesław postawił na wzrost miast i rozwój gospodarczy przez lokacje i reformy żup solnych. Zmagał się też z książętami czyniącymi zakusy na jego dziedzictwo, głównie z Konradem Mazowieckim, i z obcymi najazdami, niszczącymi ziemię i ludność. Jeszcze kraj nie podniósł się po ostatnim najeździe, w którym pod Legnicą życie postradał Henryk Pobożny, a już kolejna rejza ze wschodu nawiedziła ziemię sandomierską. Oblegany Sandomierz nie mógł się długo opierać, ale zatrzymał obce wojska na tyle chociaż, by kraj przygotował się do obrony. Zginęli wszyscy mieszkańcy, mężczyźni, kobiety i dzieci, cudem uratowało się troje młodych: Sławka i Pietrek, dzieci Zbygniewa z Krępy, i ich wybawca, obrotny wyrostek Jasiek Główka.
W trudnym czasie wikłają się losy ludzkie. Główka, po zbyt dużym zaangażowaniu się w obronę Sławki i jej brata i działaniu pod wpływem impulsu musi kryć się w lasach. Tam spotyka Wojana, tajemniczego zbiega, nieufnego i radzącego sobie samotnie, bez nadziei na odmianę losu w przyszłości, bez pomysłu na zmianę w życiu. Taka egzystencja nie jest jednak dobra dla młodego Jaśka, który ma swój cel, ma miłość i nadzieję, zrobi więc wszystko, by wrócić do praworządnego życia i spełnić marzenia. Sprzyjają mu wydarzenia na granicy litewskiej, gdzie do najazdu szykuje się wódz Jadźwingów Komiat.
Powrotna droga to jedna z krótszych powieści Bunscha. Zawarte w niej myśli są jednak ważkie, wskazują na błędną drogę, jaką poszła polska polityka, powodując patową, tragiczną w skutkach sytuację: „Rozkład postępował, powaga i władza książąt malały. Siły i zasoby, których nie stało na obronę kraju, trwonili na walki między sobą lub dla obcych celów.” (s. 86). Wzrost potęgi możnych i kościoła uniemożliwiał sensowne działania, zabierał dochody, które mogły służyć obronie i bogaceniu kraju, wiązał ręce księcia osłabiając jego znaczenie i ograniczając możliwości rządzenia, zmuszając do liczenia się z coraz liczniejszą grupą możnowładców: „Za Chrobrego dwunastu jeno było dostojników, a państwo od Dniepru po Salę. Ninie każde książątko, co mu dziedzinę bez mała pies zadkiem przysiądzie, dostojników nakociło, że nie spluniesz, byś którego nie opluł. I nie oni jego, jeno on ich słuchać musi, a nie, to go strącą, a innego posadzą.” (s. 198). Przykład idzie z góry, bo i sami książęta przeciw sobie stawali, by jak największy kawałek Polski pod swoją władzę zagarnąć: „...rozkład postępuje z każdym pokoleniem, rozrodzeni Piastowicze nie uznają już nad sobą nikogo, zaś senioracka stolica — ostatni ślad jedności — stała się jedynie kością niezgody między nimi” (s. 254-255). Nic dziwnego, że i pomniejsi znaczeniem nie ułatwiali książęciu władania, okazując krnąbrność, praw nie słuchając, po swojemu działając, własnego interesu jeno pilnując i za nic mając wspólne dobro: „Najgorsze zaś, że ci, którzy oparcie mają w rodzie i w majętności, nie uznają niczyjej powagi, ni kościelnej, ni książęcej.” (s. 229). W takiej sytuacji cieszyć się trzeba, że zdarzały się jeszcze zrywy szlachetne, bitwy wygrane, możliwe dzięki porozumieniu choć kilku książąt, potrafiących silną rękę i wspaniałomyślność okazać, by porwać za sobą nawet wywołańców, dotychczas samopas po lasach kłusujących, wyznających zasadę, że „człek jeno wtedy wolny, gdy nikomu nic nie powinien i od nikogo nic nie chce” (s. 110). Taki obraz Polski, rozdartej i biedniejącej ukazał Autor, bez uładzania pisząc o bolączkach, dając jednak nadzieję, że z tej drogi można zawrócić, że jest możliwość naprawienia krzywd, przebaczenia win i spokojnego życia dla wszystkich, którzy zechcą wysilić się dla dobra ogółu, że kiedyś wzmocni się władza na tyle, by sprawiedliwie nagradzać przydatnych, a karać winnych i nieszanujących praw.
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●


Cykl Powieści Piastowskie obejmuje:
4. Bracia
12. Powrotna droga
13. Wawelskie wzgórze
14. Wywołańcy
15. Przełom

29 grudnia 2013

Rafała Dębskiego spojrzenie na historię

Rafał Dębski
Kiedy Bóg zasypia
Fabryka Słów, 2007

Nie wystarczy odgórnie wprowadzić nową wiarę, pobudować kościoły i klasztory, sprowadzić księży, nakazać odpowiednie obrządki – nawet po wielu latach żyje gdzieś na uboczu, w lasach rozległych, na uroczyskach, dawny zabobon. Bo cóż z tego, że wiarę w Swarożyca i inne bóstwa zastąpi się wiarą w Chrystusa, a strzygi i tym podobne paskudztwa zamieni na wyobrażenie diabła. Dopóki żyją ludzie podtrzymujący stare kulty, dopóty będzie trwała walka z nowym, obcym, niemieckim bogiem. Dla jednych będzie to walka o wiarę, dla innych tylko polityka, wybór mniejszego zła, dostosowanie się do nowych czasów, pójście z prądem przemian.
Odkąd książę Mieszko wpuścił kapłanów obcego boga do kraju Polan, stare kulty zeszły na pobocze historii, w lasy głębokie, razem z rusałkami, dziwożonami, leszymi i wilkołakami przytaiły się, czekając sposobnej chwili, by odebrać swoje, przepędzić obcych i powrócić lud do wiary przodków. Doskonałą do tego okazją wydaje się śmierć trzeciego chrześcijańskiego władcy i rozdźwięk między możnowładcami dotyczący osoby sukcesora po Mieszku Lambercie. Idealnym kandydatem dla żerców i wyznawców starego wydaje się być ulubiony syn księcia z rodu Piastów, Bolesław, nazwany potem Zapomnianym, niecieszący się poparciem możnych, obawiających się o wpływy przy silnym księciu, niemający większych szans na przejęcie władzy. Za to nadający się do przewodzenia wszelkim szkaradzieństwom, wyłażącym w nocy, posilającym się krwią świeżo ubitych ofiar, stworom ciemności, słuchającym tylko swego Pasterza Upiorów. Jednak zapoczątkować powstanie łatwiej niż je zakończyć i kraj do porządku doprowadzić, zwłaszcza że czeski Brzetysław wykorzystał okazję i najechał Polskę, łupiąc, paląc i zabijając, a nawet relikwie najświętsze uwożąc.
Przytłacza trochę mnogość stworów z dawnych wierzeń, kłębiących się po lasach, grasujących samopas po kraju, zabijających, żeby żyć, jak zwierzęta, bez refleksji, bez umiaru, bez celu. Tylko część z nich wziął w karby Bolesław, który jako książę ma według legendy moc przewodzenia upiorom i rozkazywania im. Przytłacza też morze krwi, brutalność i brak litości, gdy giną mężowie, niewiasty i dziatki. Historia Piastów jest tłem jedynie, na plan pierwszy wysuwają się wilkołaki, rusałki i bogowie starej wiary, zmieniający się pod wpływem nowych czasów i uczuć wcześniej im nieznanych. Potwory zwyciężają w bitwach i przechylają szale zwycięstwa przy obleganiu grodów, silni swoją potwornością, a nie rzeczywistą siłą. Można je pokonać nową wiarą, krucyfiksem, wodą święconą – najprostszymi sposobami. Obecność tak wielu stworów jest po pewnym czasie męcząca, mimo dynamicznej akcji przeplatanej bitwami, obrzędami, a nawet historią miłości niemożliwej do spełnienia, a też dotyczącej bogów i nieumarłych.
Coraz bardziej lubię twórczość Rafała Dębskiego. Osadzenie akcji w średniowieczu, za panowania mojej ulubionej dynastii, jest dodatkowym plusem Kiedy Bóg zasypia. Smaczku dodają mnogie nawiązania do starych wierzeń i niepoddawanie się jedynie słusznej linii, wyznaczonej koniecznością polityczną, a co za tym idzie ukazanie wielu punktów widzenia, motywacji wpływających na decyzje mające stanowić o przyszłych losach, jak i wypunktowanie korzyści i kosztów wprowadzania nowego bóstwa. Dobrze się czyta, z zainteresowaniem oczekując losów bohaterów, zwłaszcza że Autor nie traktuje ich ulgowo, nie ratuje na siłę, pozwala na dopełnienie się ich losu. Ciekawie pokazana jest postać Bolesława, bez nadziei na zwycięstwo podejmującego walkę, do końca, po kres życia. Tak innego spojrzenia na lata bezkrólewia nie spotkałam dotychczas w literaturze przygodowej.
(Ocena: 5/6)
„Ktoś, kto potrzebuje do życia wiary w bogów, musi być słaby.” (s. 49)
„Będąc władcą, więcej trzeba słuchać ludzi, niźli będąc niewolnikiem. Każdy ku swemu ciągnie, każdemu jeno własne wywyższenie na myśli, przekupni wszyscy i przekupywać tylko potrafią. We władaniu tkwi więcej obłudy niż mocy.” (s. 138)

● ● ●

Rafał Dębski
Przy końcu drogi
Fantasmagoricon, 2006
Powtórka. Czasy Piastów, bunt synów Władysława Hermana przeciwko Sieciechowi – okres pominięty przez Karola Bunscha, a bardzo ciekawy. Nie tylko kawał dobrej historii, ale i ciekawie ukazane postacie, zarówno te historyczne, jak fikcyjne. Namiętności się kłębią, interesy wzajemnie kłócą bądź wspomagają, a życie płynie dalej. Kolejne zwycięstwa i porażki wpływają na losy możnych i biednych, silnych i słabych, porywają z nurtem wydarzeń nie pytając, czy bardziej przekonująca jest strona młodych książąt czy palatyna. Tak porwało i Witka Jastrzębca, ściganego przez zapamiętałego wroga, prawie ubitego, z trudem odratowanego, szukającego pomsty za zmarnowane życie swoje i ukochanej. I rozterka, do kogo udać się o wsparcie, czy do książąt, którym nie w smak będzie udzielenie pomocy wrogowi sprzymierzeńca, czy do Sieciecha, który nie ma interesu w pomaganiu jakiemuś wywołańcowi. Dobra, solidna powieść.
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●

Rafał Dębski
Pasterz Upiorów
Fantasmagoricon, 2007
Zbiór opowiadań fantastycznych, osadzonych zarówno w przeszłości historycznej, jak i w dalekiej przyszłości. Miszmasz, ale przyjemny w czytaniu. Najbardziej podobało mi się opowiadanie tytułowe, pewnie dlatego, że traktuje o czasach Piastów, a to mój ulubiony okres z historii Polski. Dobre też było baśniowe Serce Żywych Gór.
Większość opowiadań zawartych w tym zbiorze można przeczytać dzięki twórcom strony Fantastyka Polska.
(Ocena: 4/6)

● ● ●

Rafał Dębski
Gwiazdozbiór kata
Wydawnictwo Dolnośląskie, 2007
Polska za Stefana Batorego, walki na wschodzie, mór i alchemicy to czas i miejsce akcji Gwiazdozbioru kata. Bardzo dobra opowieść o wędrówkach kata, sianiu zarazy, zbieraniu krwawego żniwa, ale i pomaganiu, współczuciu i zemście. Młody, acz srodze doświadczony kat szuka zapomnienia podczas drogi, rozmawia z ukochaną usadowioną w jego głowie, dojrzewa i dorasta do podjęcia radykalnych decyzji, mających zmienić życie jego i otoczenia. Elementy fantasy mieszają się z ponurą rzeczywistością, a prawdziwa historia tworzy barwne tło do wymyślonych dziejów człowieka, którego nie wolno nawet dotknąć.
Dobrym uzupełnieniem jest opowiadanie Dotyk kata, zawierające wcześniejsze wydarzenia, które doprowadziły do wędrówki bohatera, jego rozpaczy, rozterek i przemian. Można je pobrać z tej strony.
(Ocena: 5/6)

28 listopada 2013

Ostatni zwycięzca

Kazimierz Korkozowicz
t. 1: Pierścień wezyra
t. 2: Wilcze tropy
t. 3: Koło fortuny
t. 4: Oślepłe źrenice
t. 5: Laur i kadzidło
Wydawnictwo MON, 1979-1982
„Szły chorągwie za chorągwią. Równymi szeregami sunęli słynni husarze, za nimi pancerni i lekkie znaki. Z lewego skrzydła nacierała kawaleria austriacka i oddziały Lubomirskiego, z wyciągniętymi do przodu rapierami, pochyleni nad końskimi łbami, pędzili środkiem niemieccy rajtarzy. Olbrzymia, zdawało się nieprzebrana, falująca masa jeźdźców. Głucho dudniła ziemia, powietrze rozdzierał żołnierski wrzask, zdawało się, że jego potęga sama zdoła znieść umocnienia, rozrzucić namioty, zdusić wszelką wolę walki i oporu w sercach wroga.” (Ostatni zwycięzca, Wyd. MON, 1984, t. II, s. 518-519)
Nawet jeśli niewiele pamiętamy z historii to zwykle chlubimy się szarżą husarii podczas zwycięskiej bitwy pod Wiedniem pod dowództwem Jana III Sobieskiego. Husaria jako elitarna polska formacja jawi się nam jako powód do dumy z narodowej przeszłości; wciąż robią wrażenie wojacy niosący furkoczące w biegu skrzydła, w filmach historycznych w bezlitosnym pędzie rozbijający w puch przeciwnika. Wykorzystywał husarię i król Jan, trzeci tego imienia, świetny dowódca i doskonały organizator, myślący i przewidujący, w nagłej potrzebie potrafiący nawet klęskę przekuć w zwycięstwo. O nim jest obszerna powieść Kazimierza Korkozowicza, w pięciu tomach opisująca życie ostatniego monarchy, który tak pięknie potrafił zwyciężać. Wydana była dwukrotnie, najpierw każda część osobno, potem w dwóch tomach jako całość pod tytułem Ostatni zwycięzca.
Wiek XVII był dla Polski czasem wojen. Biliśmy się z Rosjanami, Szwedami, Tatarami, Turkami. W wojnie polsko-tureckiej 1672-1676 dowodził i dał się poznać jako świetny strateg Jan Sobieski, hetman wielki koronny, obrany później królem w uznaniu zasług i geniuszu wojennego okazanego w wielu starciach, głównie jednak pod Chocimiem (1673). Tytułowy bohater cyklu Korkozowicza opisany jest jako człowiek mądry i rozważny, interes ojczyzny przedkładający ponad prywatne dobro, za wszelką cenę pragnący uwolnić kraj od ustawicznego zagrożenia tatarsko-tureckiego, zżymający się na ciągle podsuwane mu pod nogi kłody, opóźnienia w dostawie sprzętu wojskowego, werbowaniu żołnierzy, ściąganiu podatków na ten cel, wykładający własne i żony pieniądze, by na czas wyposażyć armię i móc stanąć przeciw wrogowi w sile umożliwiającej zwycięstwo. Zawsze zresztą polskie siły były znacząco mniejsze od wrogich armii, zawsze jednak wyszkoleniem, zapałem i umiejętnościami własnymi i wodza potrafiły te różnice zniwelować. Nawet postawą górował Sobieski nad przeciwnikami, wzrostu był słusznego i tuszy niemałej, a twarz jego „była duża, pełna, oko ciemne o spojrzeniu surowym, czarny wąs krył wargi” (Ostatni zwycięzca, Wyd. MON, 1984, t. I, s. 391). Umiał zresztą samym spojrzeniem srogim porządek utrzymać, nie miał też problemu z dyscypliną wśród żołnierzy. Za to okoniem mu stawali hetmani litewscy, zazdrośni o splendor i zaszczyty, które na koronnego hetmana spadały, gnuśnością i opóźnianiem starając się mu przeszkodzić w drodze ku zwycięstwom. Jedyną rysą na charakterze Sobieskiego zdaje się być jego pociąg do płci pięknej; mimo ogromnej miłości i przywiązania, jakim darzył żonę Marysieńkę, nie darował żadnej okazji, by spędzić czas na miłym sam na sam z każdą gładką niewiastą, jaką spotkał. Taki obraz wielkiego króla przekazał nam Korkozowicz w Ostatnim zwycięzcy.
Nie o samym Sobieskim jednak jest te pięć powieści. Oprócz postaci historycznych, reprezentowanych przez rody bardziej i mniej znane oraz monarchów europejskich i ich ambasadorów, są również ciekawi bohaterowie fikcyjni. Postacie walecznych mężczyzn i nader samodzielnych kobiet urozmaicają liczne opisy bitew i przygotowań wojennych. Wśród nich na plan pierwszy wysuwa się Damian Żegoń, sekretarz Sobieskiego, a potem również człowiek do specjalnych poruczeń, prowadzący śledztwa i wykonujący tajne misje szpiegowskie, i Bogdan Zawieja, jego przyjaciel i główny pomocnik. Są też ciekawe bohaterki: Tamara, skryta i niedostępna, nieszczęśliwa i uwikłana w sprawy, które ją niszczą; Paulina, samodzielna i zdecydowana, z wyczuciem dążąca do obranego celu, bez krzywdzenia innych i wymuszania na nich niechętnych decyzji; wreszcie Justyna, dobra i rozumna, szczerze oddana ukochanemu, wierna i ufna. Każdy z bohaterów jest inny, każdy ma do wykonanie swoje zadania na miarę zdolności i możliwości – to też można uznać za zaletę Sobieskiego, że tak zgrabnie potrafi dobrać sobie ludzi. Brakuje w powieści postaci dzieci, to znaczy są one obecne, dwie czy trzy, ale tak jakoś w tle, bez znaczenia, jakby Korkozowicz nie umiał czy nie chciał pisać o młodszych bohaterach.
Ostatni zwycięzca jest cyklem o walkach Sobieskiego; rozpoczyna się w roku 1672 poddaniem Kamieńca, by przeprowadzić czytelnika przez znaczące bitwy, pod Chocimiem, Wiedniem i Parkanami, aż do końca życia sławnego króla. Życie bohatera wśród bitewnego zgiełku wymusiło na Autorze konieczność zamieszczania licznych opisów wojen, przygotowań do bitew, szarpania się Sobieskiego z przeciwnikami, którym nie w smak była jego rosnąca sława, przebiegu sejmów i konfederacji, szlacheckiego zacietrzewienia, prywaty i nieliczenia się z narodowym interesem. Udało się to Korkozowiczowi całkiem dobrze, widać, że lubił tematykę wojenną, umiał obrazowo pisać o wojnie, polityce i niezbędnej dyplomacji. Cykl jest raczej dla miłośników dawnych dziejów w powieściach – ilość faktów może przytłoczyć kogoś, kto historii nie lubi. Jednocześnie jest tu sporo wątków sensacyjno-przygodowych, przeplatających autentyczne wydarzenia, urozmaicających je i wprowadzających lżejszą atmosferę. Co wrażliwszych mogą zniechęcać nieco pretensjonalne tytuły tomów, ale w gruncie rzeczy nie mają one większego znaczenia. Ogólnie jest to bardzo dobre przedstawienie wycinka siedemnastowiecznej historii Polski, z zacięciem historycznym i wyczuciem dramatyzmu, w dobrych proporcjach. Dla oczytanej starszej młodzieży i dorosłych.
(Ocena: 5/6)

14 listopada 2013

Klimek i Klementynka

Maria Krüger
Klimek i Klementynka
Nasza Księgarnia, 1969

Koniec osiemnastego wieku to trudny dla Polski czas. Okrojona podczas pierwszego i drugiego rozbioru nie podniosła się z upadku mimo licznych działań, mających obronić ją przed naciskającymi z trzech stron wrogami. Ostatnim dużym zrywem była insurekcja kościuszkowska, powstanie pod wodzą Tadeusza Kościuszki, generała w sukmanie, który potrafił poprowadzić za sobą nie tylko tę część szlachty, której jeszcze zależało na wolnej Polsce, ale i masy chłopstwa i mieszczaństwa, tworząc z nich oddziały kosynierów i milicji miejskiej.
Jednym z epizodów powstania z 1794 roku była insurekcja warszawska, w której polskie wojsko wespół z mieszkańcami stolicy podjęło walkę z żołnierzami rosyjskiego garnizonu – podczas trzydniowych starć zlikwidowano wszelkie gniazda oporu. Mieszkańcy miasta wzięli aktywny udział zarówno w walkach, jak i późniejszym podtrzymaniu oporu: na wezwanie przywódców chętnie stawiali się do kopania szańców wokół Warszawy i czujnie pilnowali, by wróg nie poznał planów i nie uniemożliwił skutecznej obrony. Wśród warszawiaków aktywna była rodzina jurysty Andrychiewicza, w której najbardziej wyróżniały się jedenastoletnie bliźnięta – Klemens i Klementyna. Czarnowłose, podobne z wyglądu i zachowania do diabląt wcielonych, absorbowały uwagę rodziców, służby i wszystkich znajomych.
Postacie Klimka i Klementynki przypominają nieco Janeczkę i Pawełka Joanny Chmielewskiej. Rzucają się w oczy podobne im zainteresowania, pomysłowość, hart ducha i duża przedsiębiorczość w dążeniu do celu. Brakuje tylko Chabra, którego w jakimś nikłym stopniu zastępuje przyjaciel Klimka, Antoś. Dzieci, żądne wrażeń i ciekawe świata, koniecznie chcą brać udział we wszystkich ważnych wydarzeniach, nie zważając na niebezpieczeństwa. Chłopcy są zbyt młodzi, by wstąpić do wojska, jednak znajdują sposób, by być blisko wojaków i w miarę swoich możliwości pomagać. Klementynka stara się nie pozostawać w tyle i z dużym samozaparciem przeciwstawia się społecznym konwenansom i stereotypom dotyczącym dziewcząt, nie pozwala się zdystansować bratu i bierze pełny udział w jego przygodach. Dzieci, nad wyraz aktywne, ruchliwe i odważne, potrafiły wszędzie się dostać i wszystko zobaczyć. Skutecznie też wymykały się z domu, spod czujnej opieki matki i służącej. Podczas akcji sypania okopów spotkała ich przygoda, która miała przynieść nieoczekiwane skutki, przysporzyć trosk rodzicom i uczynić z nich bohaterów.
Chociaż wiele lat upłynęło od napisania powieści, Klimek i Klementynka ciągle potrafi zabawić i w przyjemny sposób nauczyć dzieci co nieco o latach ostatnich rozbiorów. Mimo pewnych irytujących środków wyrazu, jak zdrobnienia wszystkich możliwych imion, również dorosłych bohaterów (Agnisia, Kordulcia, Teklunia, a nawet Hiacyntek), czyta się ją z zaciekawieniem i sporym zaangażowaniem. Marii Krüger wystarczyło niewielu słów, by zarysować tło historyczne w stopniu umożliwiającym orientację w istotnych wydarzeniach i zwyczajach końca XVIII wieku. Również warstwa przygodowa poprowadzona jest z zacięciem i prawdopodobieństwem zdarzeń. Przyjemny powrót do dziecięcej lektury.
(Ocena: 5/6)

11 listopada 2013

Bolesław Krzywousty i Śląsk

Karol Bunsch
Psie Pole
Wydawnictwo Literackie, 1982

Psie Pole jest bezpośrednią kontynuacją Zdobycia Kołobrzegu, związaną i akcją, i osobami bohaterów. Opisuje wojnę z cesarzem Henrykiem V, głównie obronę Głogowa i bitwę na Psim Polu. Krzywousty, który wygonił już Zbigniewa z dziedziny i zjednoczył kraj, skupił się na umacnianiu swojej władzy na Pomorzu, zwalczając najbardziej opornych. Nieobecność księcia w zachodnich rejonach kraju wykorzystał do najazdu cesarz, za pozór dając upomnienie się o dziedzinę starszego syna Władysława Hermana, kierując się z wojskami początkowo na Poznań, a następnie ku Krakowowi, po drodze próbując zdobywać grody graniczne i łupiąc kraj.
Książę Bolesław miał pełne ręce roboty – umacniał władzę w całej Polsce, lawirując między możnowładcami i duchowieństwem, które za złe mu miało, że woli ojcowej nie uszanował, brata z dziedziny wyrzucił – łatwiej wszak mieć dwóch słabszych panów na podzielonej ziemi niż jednego silnego na scalonej. Wodzem był Krzywousty przednim, mimo młodego wieku doświadczonym i przewidującym, chlubiącym się już znaczącymi wojennymi czynami. Pomagała mu sława przodków, zwłaszcza dwóch imienników, gdyż ciągle żyły wśród ludu wspominki o Chrobrym, który „wszystkie ludy, co Słowem mówią, zebrać chciał razem” (s. 142). Jednocześnie nie brakowało w kraju kontrastów: bieda na wsiach, żebracy i proszalnicy, niezapłacone zasługi, a jednocześnie bogactwo panów i kleru, a także dobra wszelakie w miastach większych umiejscowione. Z wojennych wypraw popowracali woje, niektórzy z łupem, inni z ranami. Wrócił i Przedsław, bez nogi i bez bogactw, w domu postanawiając czekać na wynagrodzenie za walkę i niewolę.
W tym tomie bohaterowie są przedstawieni ciekawiej i prawdziwiej. Przedsław, rozżalony i złamany kalectwem, nie radził sobie ani z własnymi problemami, ani z synem, który podczas jego niewoli wyrósł na krnąbrnego, ale i samodzielnego chłopca. Sławny wojak czuł się niedoceniony przez księcia, zajętego polityką i wojowaniem, i niepotrzebny na swoim gródku gdzieś na uboczu. Dopiero gdy przybyły dary od księcia i propozycja objęcia większego grodu – Głogowa, przywracając mu siły i chęć do życia, z zapałem zabrał się za poznawanie nowej siedziby i umacnianie wałów. Na tle ponurego ojca ciekawie prezentuje się Zdzich, nieokiełznany, wszystkiego ciekawy, wszędzie potrafiący się wcisnąć, wesoły i prawy, chociaż bardzo jeszcze młody, ale już mężny. Obaj Łabędzie będą mieli okazję sprawdzić się w działaniu podczas niemieckiego najazdu, obaj pokażą, ile warta jest duma i męstwo prawego wojaka. Pomagać im będzie Bogusław jako dowódca oddziału wspomagającego oblężonych w Głogowie, pojawi się też wiele nowych postaci, nie mniej dzielnych. Wrogowie jak zwykle ukazani są jako źli bądź śmieszni, często też niehonorowi, dzięki czemu można nimi pogardzać. Znowu niestety zbyt mocno widoczny jest czarno-biały podział na dobrych Polaków i złych Niemców.
Psie Pole jest nieco lepsze od Zdobycia Kołobrzegu, głębiej i ciekawiej zarysowana fabuła bardziej zaciekawia, mocniej przywiązuje czytelnika, ale pozostawia jeszcze niedosyt, że nie ma więcej przygód, że tak się to skończyło, że to przecież tylko mały wycinek panowania Krzywoustego, a warto byłoby opisać więcej. Potrafi jednak Bunsch pięknie pokazać męstwo w obliczu przeważających sił wroga, umie przekazać emocje i uczucia, targające zbolałym ojcem, pogardę dla nieczystych zagrywek i odwagę dziecka, które dopiero staje się mężem, w obliczu śmierci. Realistycznie przedstawia radości i smutki prostych ludzi, jak i rozterki możnych, mających wpływ na losy wielu poddanych, prawdziwie wczuwa się w czasy średniowiecza, przekazując fakty i ubarwiając historię ku pokrzepieniu polskich serc i wzmocnieniu patriotyzmu.
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●


Cykl Powieści Piastowskie obejmuje:
4. Bracia
11. Psie Pole
12. Powrotna droga
13. Wawelskie wzgórze
14. Wywołańcy
15. Przełom

29 października 2013

Bolesław Krzywousty i Pomorze

Karol Bunsch
Zdobycie Kołobrzegu
Wydawnictwo Literackie, 1982

Po wygnaniu palatyna Sieciecha i śmierci Władysława Hermana utrwalił się podział Polski na dwie części, podległe Zbigniewowi i Bolesławowi, zwanemu później Krzywoustym. Zbigniew rządził Wielkopolską, Mazowszem i Kujawami, utrzymując dobre stosunki z Pomorzanami i dążąc do władzy zwierzchniej należnej pierworodnemu, szukając sprzymierzeńców przeciwko młodszemu bratu nawet u odwiecznych wrogów Polski. Bolesław natomiast miał w swojej władzy Małopolskę, Śląsk i Ziemię Sandomierską, a sojuszników szukał na Rusi i Węgrzech. W Zdobyciu Kołobrzegu Bunsch skupił się na czterech latach wczesnego panowania Krzywoustego (1102-1106), opisując wyprawy mające na celu podbicie i chrystianizację Pomorza.
Idea dostępu do morza przyświecała polskim władcom od początku istnienia państwa. Już Mieszko I dostrzegał korzyści polityczne i handlowe, jakie przynosiło panowanie nad morskim brzegiem, a Bolesław Chrobry uczynił jednym ze swoich priorytetów rozszerzenie terytorium kraju ku północy i utrzymanie Pomorza: „Nie darmo ci z przodków, którzy wielkość i siłę w sobie czuli, garnęli się ku morzu.” (s. 24). Krzywousty, jako spadkobierca władzy i siły wczesnych Piastów, a zwłaszcza obu Bolesławów (co podkreśla w Kronice polskiej Gall Anonim), czujący się dość mocnym, by odzyskać ziemie okrojonego dziedzictwa i utrzymać je scalone, podjął ideę przodków i nałożył na siebie zadanie podboju Pomorza. Dostęp do Bałtyku miał przynieść podwójną korzyść: ułatwić obronę północnych granic i osłabić wpływy Zbigniewa.
Na plan pierwszy wysuwa się w powieści postać księcia Bolesława, młodego, niespełna siedemnastoletniego, ale już świadomego roli władcy, dumnego z dziedzictwa Piastów, z przodków wielkich i sławnych siłą i odwagą. Krzywousty też jest silny i również dąży do wielkości swojego kraju, chcąc uczynić go niezależnym i zdolnym oprzeć się agresywnym sąsiadom. Bolesław przedstawiony jest jako książę niemal idealny, nad wiek dojrzały, świadomy swoich możliwości i dalekosiężnych celów, mężny i dumny: „Nigdy i przed nikim na własnej ziemi nie ustąpię, nawet gdybym nie miał za sobą nikogo.” (s. 85), noszący głowę nie od parady, ale i nie stroniący od rady bardziej doświadczonych, odważny, ale rozsądny: „zapalczywy jest wprawdzie i chciwy bitki, ale ani uparty, ani głupi” (s. 56). Towarzyszą mu zresztą rycerze w bojach bywali: Skarbimir Awdaniec, z rodu zawsze wiernego polskiej dynastii, palatyn i wódz będący prawą ręką księcia, potrafiący mu wprost wygarnąć niewłaściwe postępowanie: „Co jest cnotą wojaka, wadą może być wodza, jeśli męstwu swemu nie umie nałożyć wędzidła.” (s. 84); Bogusław, giermek, a potem rycerz pasowany, wesołek pieśni układający, lubiany przez wszystkich, odważny i śmiały, żartem potrafiący rozładować napięcie i księcia rozchmurzyć; wreszcie Przedsław, wojak stary i srogi dla podwładnych, dumny i nieprzystępny wobec innych wodzów, który życie strawił na bitwach dla Piastów, nie żałując krwi własnej: „Rany się zagoją, a zwycięstwo zwycięstwem ostanie.” (s. 85).
Tym razem Bunsch napisał powieść krótką, z jednym motywem przewodnim – walką o Pomorze. Zbyt mało jest tu niestety wątków pobocznych, urozmaicających narrację i wzmagających zaciekawienie czytelnika, zbyt sucho i pobieżnie przedstawione są dążenia Krzywoustego do panowania nad całym krajem. Za to jest bardzo patriotycznie i proksiążęco, bohaterowie wierni Bolesławowi i krajowi zostają nagrodzeni, a podstępni i zdradzieccy ponoszą przykładną karę. Brakuje jednak werwy i zaangażowania, jakie widać w poprzednich, znacznie obszerniejszych tomach cyklu. Jest za to dążenie do celu, z determinacją podbudowaną zrozumieniem znaczenia Bałtyku dla Polski: „Morze. Nie ten czy inny gród, nie łupy, które dziś wojak weźmie, a jutro roztrwoni. Źródło bogactwa i siły, droga w świat, granica pewniejsza niż wszelkie wały czy przesieki.” (s. 134). Zdobycie Kołobrzegu sprawia niestety wrażenie powieści pisanej jakby z przymusem, na zamówienie, nie z wewnętrznej potrzeby Autora.
(Ocena: 4/6)

● ● ●


Cykl Powieści Piastowskie obejmuje:
4. Bracia
10. Zdobycie Kołobrzegu
11. Psie Pole
12. Powrotna droga
13. Wawelskie wzgórze
14. Wywołańcy
15. Przełom

16 września 2013

Korona śniegu i krwi

Elżbieta Cherezińska
Korona śniegu i krwi
Zysk i S-ka Wydawnictwo
MP3, czyta: Roch Siemianowski

Podchodziłam do tej powieści z dużymi nadziejami. Czytałam pochlebne recenzje osób, których zdanie cenię, a i okres historyczny, który autorka opisała, bardzo lubię. Niestety mimo pozytywnego nastawienia podobało mi się niewiele bardziej niż czytana kiedyś powieść Elżbiety Cherezińskiej o wikingach.
Czas akcji to mało eksploatowany w literaturze okres rozbicia dzielnicowego, gdy potomkowie Piastów, licznie rozmnożeni, tłuką się nawzajem, zawiązując chwilowe sojusze zarówno między sobą, jak i z władcami ościennych państw, żeniąc się i krzyżując rody ku większej chwale i pomnożeniu sił. Wszyscy mają już dosyć tych przepychanek do krakowskiego stolca, ale każdy chciałby go dla siebie. Na czoło tego wyścigu wysuwają się książęta z linii śląskiej i wielkopolskiej. Raz związani sojuszem, raz wojną, nie żałują sił, by dopiąć celu. Udaje się to obiecującemu księciu starszej Polski, Przemysłowi II, choć nie na długo. Świeżo koronowany król Polski ściąga na siebie gniew możnych, dotąd przyjaźnie nastawionych, zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Nasłani zabójcy dokonują zbrodni w Rogoźnie, pozbawiając kraj szansy na normalniejsze rządy. Jest jednak nowa nadzieja: w tle wielkich wydarzeń wyrasta na znaczącego wodza mały wzrostem Władysław, książę kujawski i sandomierski, wychowujący się przez kilka lat na krakowskim dworze Bolesława Wstydliwego, a potem wiernie wspierający politykę Przemysła jako jego zbrojne ramię; jest też wierny i przewidujący Jakub Świnka, który z prostego kanonika dochodzi do urzędu arcybiskupa, dzięki swoim wcześniejszym studiom i koneksjom mogąc pomóc w ziszczeniu marzenia poznańskiego księcia.
Koronę śniegu i krwi poznałam w formie audiobooka. Słuchając miałam wrażenie, że w tej powieści brakuje celu działań podejmowanych przez bohaterów. Niby wiadomo, że nadrzędne były próby scalenia rozczłonkowanego państwa i odzyskania korony, ale wiadomo to z historii, a nie z tej powieści. Słuchałam i zastanawiałam się, kiedy wreszcie wyłoni się to coś, co będzie miało kluczowe znaczenie w sklejeniu różnych wątków, co doprowadzi do kulminacji wydarzeń czy jakiejś interesującej puenty. Dostałam zlepek zdarzeń, samych w sobie ciekawych, ale zbyt luźno powiązanych, żeby stworzyć interesującą całość. Niestety zbyt często dla porównania stawała mi w pamięci świetna powieść Parnickiego osadzona w tamtych czasach, wspominająca śmierć Przemysła, a genialnie skonstruowana. Nie pomógł nawet sposób poznawania powieści – audiobook czytany przez mojego ulubionego lektora, Rocha Siemianowskiego, który potrafi swoim pięknym męskim głosem oddać gorączkę wydarzeń, przekazać emocje, podkreślić to, co ważne, a jednocześnie umie poprawnie czytać (co wcale nie jest takie oczywiste w przypadku polskich lektorów), stawiając akcent tam, gdzie być powinien, uwydatniając właściwe słowa, a w cień spychając te mniej istotne. W dużej mierze dzięki lektorowi dosłuchałam do końca.
Podobały mi się natomiast dwie rzeczy: postacie bohaterów, nakreślone ze zdecydowaniem i wprawą, soczyste i wyraziste, do polubienia albo znienawidzenia – to niewątpliwie atut powieści; oraz pomysł z herbami, tymi wszystkimi orłami, gryfami i innymi stworzeniami, które, jako symbole władców, brały aktywny udział w rozmowach, walkach, pijatykach, oddając emocje i podkreślając słuszność poglądów bądź niechęć do rozmówcy. Ciekawy pomysł, chwilami nawet zachwycający w swojej prostocie i skomplikowaniu jednocześnie. Takie perełki wystarczą, żebym sięgnęła po kontynuację, jeśli takowa kiedyś powstanie, najlepiej znowu w postaci audiobooka czytanego przez mojego ulubionego lektora.
(Ocena: 4/6)