Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ewa Nowacka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ewa Nowacka. Pokaż wszystkie posty

4 października 2011

Rzymskie spotkania z Ewą Nowacką (odsłona trzecia)

Zgodnie z obietnicą wracam do Ewy Nowackiej – tym razem zapraszam na dłużej do starożytnego Rzymu. Cykl składający się z powieści: Kommodus i Marcja, Heliogabal, wnuk Mezy i Maksymin Trak przedstawia nam cesarstwo końca II i początków III w. n.e.

● ● ●

Akcja Kommodusa i Marcji (Czytelnik 1972) rozgrywa się w Rzymie pod koniec II wieku n.e. Bohaterami są: Kommodus, syn Marka Aureliusza, cesarz-gladiator, tyran, uważający się za wcielenie Herkulesa; Marcja, wyzwolenica, kochanka Kommodusa, próbująca nawrócić go na chrześcijaństwo; Eklektus, pokojowiec pochodzący z Egiptu, późniejszy mąż Marcji.
Fabuła rozmywa się trochę między namawianiem cesarza na jedynie słuszną wiarę w Chrestosa a spiskiem Marcji i prefekta pretorii Emiliusza Letusa na życie Kommodusa. W obu tych wątkach znaczącą rolę ma odegrać Eklektus. Jest tu miłość, intryga, zbrodnia, jest realistyczny obraz Rzymu – igrzyska, gladiatorzy, wyścigi rydwanów, dzielnice biedoty z walącymi się budynkami, plastycznie opisany pożar miasta, dysputy filozoficzno-religijne, ale powieść nie porywa równie mocno jak inne. Chociaż znalazłam, jak zwykle u pani Nowackiej, kilka ładnych fragmentów, np. opinię patrycjusza rzymskiego o nowej wierze: „Rankiem budzi mnie jakieś wycie z pomieszczeń niewolników. Pytam: co to? To chrześcijanie witają dzień. Wychodzę do atrium i widzę, że ogrodnik stoi oparty na łopacie, a jakiś rozczochrany drab pali mu kazanie. Baranek, winnica, jakieś ptaki, same bzdury.” (s. 28) czy przemyślenia Kommodusa: „Czasami myślę, że pogarda jest potrzebna, żeby kogoś kochać. To jest tak, jakbyśmy pragnęli, by ktoś inny był od nas gorszy i słabszy i tylko wtedy chcemy go otaczać troskliwą opieką.” (s. 73) albo jego sposób rządzenia: „Ja nie chcę myśleć o swoich powinnościach, o służbie narodowi, tak jak ją pojmował mój ojciec. Pierwszy między sługami Rzymu, to paradne! [...] Jestem wyższy ponad to. Wybieram ludzi i rozkazuję im.” (s. 73).
O czasach Kommodusa można obejrzeć: Upadek Cesarstwa Rzymskiego (1964), reż. Anthony Mann; Gladiator (2000), reż. Ridley Scott.
(Ocena: 4/6)

● ● ●

O bliskich chronologicznie czasach traktuje następna powieść: Heliogabal, wnuk Mezy (Czytelnik 1974), która tylko pozornie wygląda na biografię cesarza Heliogabala, chłopca zbyt wcześnie wyniesionego na tron, nieprzygotowanego do spełniania obowiązków, zbyt słabego, by dzierżyć ster rozległego imperium. Postać cezara jest tu jedynie klamrą spinającą wspomnienia Mezy, które obejmują czasy od schyłku panowania Marka Aureliusza, przez Kommodusa, Septymiusza Sewera, Karakallę aż po Basjanusa, zwanego Heliogabalem. To świetne studium władzy i intryg. Babcia Meza może dumnie stanąć obok Klaudiusza Gravesa – jak on opisał burzliwe wnętrze dynastii julijsko-klaudyjskiej na szerokim tle epoki, tak ona opowiedziała nam nie mniej ciekawie o Antoninach i Sewerach rządzących w Rzymie dwa stulecia późniejszym.
Meza wraca „do swoich wspomnień jak do bezpiecznej przystani” (s. 95), snuje opowieść o dzieciństwie w syryjskiej Emezie, młodości u boku męża, cierpliwym zdobywaniu władzy, przyjemności i dumie, jaką z niej czerpie. Nie ubarwia rzeczywistości. Wprost przyznaje, że to ona trzyma ster w dłoniach, Heliogabal jest tylko jej tarczą. Mówi o najwyższych urzędnikach tak naprawdę przedstawiając siebie: „Chcieli udawać, że nie wiedzą, kim jestem naprawdę. A przecież to ja zasiadałam wraz z nimi w Kurii, ja poprawiałam ich edykty i ustawy, ja kontrolowałam dochody skarbu i czuwałam nad spokojem w prowincjach. Doskonale wiedzieli, że jestem ich władcą” (s. 87). Ja, ja, ja – dumna i znająca swoją wartość, ale i swoje wady, z których zresztą też jest dumna: „Ja starałam się świadomie wybierać swój los, ostrożna i nieufna, z sercem twardym jak kamień nagrobny” (s. 231) i przyznaje bez ogródek: „zdradzałam tych, którzy liczyli na moją pomoc” (s. 231).
Ta część trylogii jest najciekawsza fabularnie i najlepiej skonstruowana. Dwutorowo prowadzone wspomnienia Mezy urozmaicone są notkami biograficznymi kolejnych cesarzy napisanymi w stylu kronikarskim i wtrąceniami współczesnymi – analizą zachowań Basjanusa z punktu widzenia pedagoga, psychologa, lekarzy i czytelniczki. Ten ciekawy zabieg dopełnia obrazu cesarza, tłumaczy jego postawę, niedojrzałość, wyjaśnia przyczyny nieuniknionej klęski jego panowania.
Powieść zdecydowanie warta przeczytania, podobała mi się najbardziej ze wszystkich obrazów starożytnego Rzymu stworzonych przez Ewę Nowacką.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

Ostatnia część cyklu, Maksymin Trak (Czytelnik 1975), to interesująca biografia cesarza z przypadku. Gaius Iulius Verus Maximinus, pierwszy nie-Rzymianin na tronie cezarów, jako cesarz nigdy nie był w Rzymie, a swe panowanie niemal od początku do końca spędził w Germanii, walcząc z Alamanami, zawsze w pierwszym szeregu, razem z żołnierzami. Zwyciężył, za co otrzymał od senatu tytuł Germanicus Maximus.
Poznajemy tego syna chłopa z Tracji, gdy zostaje pewnego dnia złapany i doprowadzony przed oblicze cesarza Septymiusza Sewera. To wydarzenie zapoczątkowało jego drogę do rzymskiego tronu.
Dotychczas żyjący sobie spokojnie z pasania owiec, tylko czasem bez powodu, z nudów rzucający kamieniami w kolumny rzymskich żołnierzy czy bijący się z nimi, niezbyt rozgarnięty, nierozumiejący świata, nieznający języka urzędowego, zostaje nagle oderwany od rodzinnych stron i rzucony w daleki świat. Silny i wytrzymały Maksymin jest bowiem świetnym materiałem na żołnierza. Pozbawiony wyobraźni, potrafi żyć tylko tak, jak ustawił go los. I właśnie z wyroku losu, dzięki rosnącej popularności, Maksymin – „odważny, silny, posłuszny, awansuje bez nadmiernego pośpiechu, przekracza kolejne szczeble drabiny wojskowych rang” (s. 101),  od dziesiętnika, przez centuriona, aż do trybuna i dowódcy legii. Pełni służbę w uprzywilejowanej formacji – gwardii, przy kolejnych cesarzach: rozpoczyna karierę u boku Septymiusza Sewera, staje się zaufanym Karakalli, na krótki czas usuwa się w cień za Heliogabala, by ponownie pojawić się na scenie politycznej przy Aleksandrze Sewerze. Aż nadchodzi chwila, gdy Maksymin, wyznaczony przez pretorianów, staje się następnym cesarzem Imperium Rzymskiego. Śledząc życie głównego bohatera, mamy okazję dość dobrze poznać panowanie kolejnych władców.
Jak zwykle u Ewy Nowackiej świetnie zarysowane jest tło historyczne – wiele możemy się dowiedzieć o imperium w schyłkowym okresie, jego prawach, podbitych przez nie ludach, mnogości języków i religii, handlu, drogach i miastach, o marginalnym znaczeniu władzy dla codziennego życia jakichś wsi na obrzeżach znanego, spokojnego świata, bo „Rzym nie miał żadnego powodu, żeby przychodzić do wsi palonych słońcem lub chłostanych zimną bryzą znad oceanu, chciał tylko pieniędzy, czasami żołnierzy, jeżeli dostawał to, czego pragnął, zgadzał się na lokalnych bogów, zwyczajowe prawo i barbarzyńskie obyczaje, nawet na nieświadomość, niewiedzę o tym, kto jest naprawdę panem tych wszystkich Frygów, Traków, Galów, Daków i tak dalej.” (s. 25). Ukazany został mechanizm asymilacji podbitych ludów – to arystokracji dołączanych ziem najtrudniej było pogodzić się z najeźdźcą, to ją musiał Rzym przeciągnąć na swoją stronę używając wszelkich atrakcyjnych sposobów, aż zaczęła uważać się za część zespoloną z imperium nierozerwalnymi więzami i myśleć o sobie: „my, Rzymianie, my, rzymscy patrycjusze” (s. 26).
Niezmiennie zachwyca język powieści, bo Ewa Nowacka nawet marsz legionów potrafi opisać pięknie: „Nad głowami legionistów płyną orły, chorążowie podnoszą je wysoko w jaskrawym słońcu, płyną znaki oddziałów, godła przybrane we wstęgi. Nad kurzem chrypią rogi i krzywe trąby, tysiące nóg w sznurowanych żołnierskich butach depczą ziemię, rudy tuman wznosi się coraz wyżej i zakrywa słońce nieprzejrzystą chmurą. Od czasu do czasu przejeżdża obok pieszych oficer łącznikowy, końska sierść błyszczy jak zlana wodą, dźwięczą płytki metalu przy uprzęży, grudki piasku obsypują maszerujących.” (s. 19). Warto zagłębić się w ten świat, poznać rządzące ludźmi motywacje, jakże bliskie współczesnym dążenia, a także docenić warsztat pisarski Autorki i uniwersalność jej twórczości historycznej. W dzisiejszym zalewie zbyt często miernych powieści te dawno napisane, nie za długie, skondensowane dzieła przynoszą wraz z dużą przyjemnością czytania chwile zadumy i powody do rozmyślań. Może więc, zamiast po nową, grubą i drogą powieść – sięgnijmy po na wpół zapomnianego Maksymina Traka, kurzącego się gdzieś na antykwarycznej półce z książkami za symboliczną złotówkę.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

Na tym kończę tymczasem spotkania z Ewą Nowacką. Gdy zdobędę brakujące powieści historyczne to na pewno coś o nich napiszę. :)

28 września 2011

Sumer oczami wyobraźni Ewy Nowackiej (odsłona druga)

Sumer jest najstarszą cywilizacją, jakiej ślady udało się znaleźć archeologom. Obszar tego kraju mieścił się w dolnym biegu Tygrysu i Eufratu, a większymi miastami były: Eridu, Nippur, Ur, Kisz, Lagasz, Uruk. Cywilizacja Sumeru przetrwała od szóstego do drugiego tysiąclecia przed naszą erą pozostawiając wiele wynalazków używanych przez nas do dzisiaj: pismo (najpierw obrazkowe, potem klinowe), podział czasu na godziny, minuty, sekundy, podział okręgu na 360 stopni, kalendarz księżycowy, system miar i wag. Mieszkańcy Sumeru znali budowę układu słonecznego, potrafili wznosić budowle z cegły, a w celu użyźnienia gleby budowali kanały irygacyjne wydzierając pustyni tereny pod uprawę. Więcej o Sumerze dowiedzieć się można z książki Mariana Bielickiego Zapomniany świat Sumerów. 

● ● ●

W latach 20. XX w. sir Leonard Wooley odkrył w Ur, na terenie dawnego Sumeru, grobowiec królowej-kapłanki, zawierający oprócz bogatego wyposażenia w rydwan, biżuterię, grę przypominającą warcaby, harfę i lirę również szczątki pięciu żołnierzy strzegących wejścia, harfiarza i kilkunastu dam dworu. Te znaleziska posłużyły naszej  Autorce za postawę do stworzenia obrazu zapomnianej cywilizacji Sumerów w Szubad żąda ofiary.
Umiera najdostojniejsza Szubad. Zwyczaj każe pochować ją wraz z orszakiem i przedmiotami niezbędnymi w pośmiertnym życiu. Wśród wybranych mających towarzyszyć królowej do Kur znalazła się niewolnica Nin-dada, ukochana Entemeny. Zrozpaczony chłopak jest gotów na wszystko, by uwolnić dziewczynę. W swoich dążeniach znajduje nieoczekiwanego sprzymierzeńca.
Narratorem jest głównie Entemena. Podobnie jak we wcześniej omówionych powieściach Ewy Nowackiej i tu możemy obserwować przyspieszone pod wpływem okoliczności dojrzewanie chłopca, branie na siebie odpowiedzialności za bliskich, rodzenie się przyjaźni z dotychczasowym wrogiem, a ponadto poznawanie własnych rodziców jako kochających przyjaciół, na których można liczyć w każdych okolicznościach. Autorka często pokazuje młodym czytelnikom, że rady i zakazy, jakie nakładają dorośli na swoje potomstwo nie są bezsensowne, że świat, jaki ukazują następnym pokoleniom rządzi się regułami, których lepiej przestrzegać, że szczera rozmowa z rodzicami może przynieść więcej dobrego niż ukrywanie prawdy czy działania na własną rękę.
Jak zwykle u Ewy Nowackiej mamy lekką stylizację języka, dobrze wpasowującą się w klimat powieści. Równie zgrabnie odmalowany jest świat Sumerów, życie codzienne i zwyczaje pogrzebowe, na ile zdołano je poznać. Powieść może być czytana z przyjemnością nie tylko przez młodszą młodzież, ale i przez dorosłych.
(Trudno napisać coś więcej niż Duch Puszczy w swojej recenzji. Ale przynajmniej się starałam. ;))
 
● ● ●

Po tak zachęcającej powieści miałam ochotę na więcej i gdy wpadła mi w ręce następna książka z Szubad w tytule, sięgnęłam bez wahania. Jednak Prywatne życie entu Szubad (Czytelnik 1977) nieco mnie rozczarowało. Owszem, jest tu przedstawione życie Szubad – kapłanki bogini sumeryjskiego Ur, ale nie tylko. Sporą część powieści zajmują perypetie współczesnego nam autora piszącego scenariusz filmu o Szubad, w oparciu o kilka skąpych informacji wymyślającego jej królewskie życie, pełne intryg, zdrad, miłości. Autor, o rzadko spotykanym imieniu Atanazy, żyje w realiach PRL-u, borykając się z typowymi dla tego okresu bolączkami. Przyznam, że mało mnie wciągnęły układy i przepychanki, które wtedy były warunkiem nieodzownym do osiągnięcia czegokolwiek.
Aby mieć jednak przyjemność z lektury, skupiłam się głównie na części tekstu dotyczącej Szubad. Najważniejsza kapłanka w pewnym momencie swego życia zaczyna się zastanawiać nad losem, jaki przypadł jej w udziale. Bo chociaż jest „kobietą boga, entu wielkiego miasta, sercem Ekisznugal” to jednocześnie czuje się najbardziej samotną wśród otaczających ją niewiast. Chociaż wokół niej stale byli ludzie, nie doznała prawdziwej bliskości. Chociaż w corocznym rytuale musiała łączyć się z enem Lugalandą na oczach ludu, nie zaznała miłości. Chociaż urodziła kilkoro dzieci, nie dane jej były matczyne troski i radości. Musiała brać udział w uciążliwych obrzędach, spełniać rytuały mające zagwarantować obfite plony, być panią i służką swego ludu. Tego od niej żądała sumeryjska rzeczywistość reprezentowana przez najwyższych kapłanów. Czy warto jednak rozpamiętywać przeszłe dni, żałować losu, jaki mógłby ją uszczęśliwić? Powiedziane jest wszak, że „co ma się wydarzyć, wydarzy się z wolą człowieka czy bez jego woli”, bo „pod sandałami bogów człowiek nie znaczy więcej od mrówki, robaczka miażdżonego podeszwą bez wiedzy nawet, iż zniszczyło się jakieś istnienie” (s. 130). A więc najlepszym wyjściem jest poddanie się losowi? Czy może warto ulec ryzykownej prośbie Lugalandy? Jaką drogę wybierze Szubad?
Część współczesna powieści tylko pozornie traktuje o odrębnych problemach. Atanazy, młody (choć w średnim wieku), obiecujący literat, na redakcyjnej posadzie zarabia zbyt mało jak na swoje potrzeby. Musi więc coś wykombinować. Szansa na godziwy zarobek pojawia się wraz z osobą przyjaciela Maciusia. Ma jednak swoją cenę – cała sława dostanie się przyjacielowi. W miarę rozwoju akcji obserwujemy rozterki Atanazego, który, choć dotychczas świetnie lawirujący wśród znajomości wartych uwagi i nieformalnych układów, miota się między pełnym korzyści materialnych konformizmem a zasłużoną, tyle że niepewną, sławą. Musi dokonać wyboru między być a mieć – jak wielu przed nim i po nim. Ewa Nowacka pokazała tu jak najbardziej realne problemy, marzenia i trudne decyzje w rzeczywistości, w której wszyscy wydają się „szpetni, spotniali, antypatyczni”.
Powieść przeznaczona jest dla czytelników starszych. Styl poszczególnych partii tekstu dopasowany jest do treści – części opowiadające o Szubad toczą się powolnym, dostojnym tempem, językiem udanie imitującym język starożytnych eposów, podkreślanym jeszcze przez wstawki o Gilgameszu; natomiast fragmenty o rozterkach współczesnego pisarza napisane są prostym, niewyszukanym stylem, niemalże szarym jak rzeczywistość PRL-u. Powiązanie losów starożytnej Szubad ze współczesnym Atanazym przekonuje nas, że tak naprawdę od kilku tysięcy lat borykamy się z podobnymi rozterkami, gnębią nas podobne problemy, a tylko otoczenie i „układy” są różne.

● ● ●

Następnym razem przeniesiemy się w czasy nieco bliższe i przyjrzymy się powieściom Ewy Nowackiej osadzonym w starożytnym Rzymie.

25 września 2011

Starożytne spotkania z Ewą Nowacką (odsłona pierwsza)

Przyznam się: mam lekkiego fioła na punkcie powieści historycznych. Im starsze dzieje, tym bardziej mnie pociągają. ;) Kiedyś nawet zebrałam historyczne tytuły w czytatce biblionetkowej, którą co i raz uzupełniam o nowe odkrycia. No i czytam wszystko, co w tym zakresie wpadnie mi w ręce. Np. powieści Ewy Nowackiej.

Ewa Nowacka jest jedną z pisarek, które dobrze pamiętam z czasów młodości. Dzień, noc i pora niczyja, Kilka miesięcy całe życie, a zwłaszcza Małgosia contra Małgosia to niezapomniane lektury nastolatki. Jednak najbardziej utkwił mi w pamięci niepozorny Ursa z krainy Urartu, do tego stopnia, że gdy, poszukując przyszłych lektur dla córki, zobaczyłam na półce antykwariatu zniszczony, pozbawiony obwoluty egzemplarz tej powieści – nabyłam go bez wahania. Potem trafiały w me ręce kolejne historyczne powieści pani Nowackiej: Śliczna Tamit, Biały koń bogów, Szubad żąda ofiary i nieco trudniejsze do zdobycia: Heliogabal, wnuk Mezy, Kommodus i Marcja, Maksymin Trak, Prywatne życie entu Szubad. Do kolekcji brakuje mi jeszcze dwóch tytułów: Rok trzech cezarów (o Rzymie) i Tysiąc soboli i jedna dziewczyna (czasy Polski Piastów) – gdyby komuś zbywały to chętnie przygarnę. :)

Na początek zajmę się powieściami przeznaczonymi dla młodszych czytelników. Każda z nich może posłużyć jako zachęta do poznawania starożytnych kultur bądź przyjemne uzupełnienie wiadomości.

● ● ●

„Bardzo dawno, bo prawie trzy tysiące lat temu pewien młody Asyryjczyk imieniem Damqi został wybrany zastępcą władcy Asyrii. Nie uczyniono go monarchą po to, by rządził, lecz po to, by umarł za Asarhaddona, wielkiego króla.” – tak wita nas Autorka we wstępie Ursy z krainy Urartu (Nasza Księgarnia 1970) i na tym oparta jest fabuła powieści, osadzonej w czasach schyłku świetności Asyrii, za panowania Assurbanipala.
Tytułowy Ursa to syn władcy Urartu, chwilowo zakładnik na dworze asyryjskiego króla. To on ma położyć głowę w zastępstwie władcy, zagrać wielką rolę, oszukać demony. Ale w Ursie jest jakaś iskra, która każe wątpić w jego podporządkowanie się, on nie zadrży przed tronem Asyrii, nie pochyli karku. W jego oczach widoczna jest duma i poczucie godności, potrzeba walki o wolność i wybrankę serca, szlachetność i uczciwość.
Jak na dobrą powieść historyczną przystało pojawiają się tu wszystkie lubiane przez czytelników elementy: władcy i niewolnicy, walki i polowania, intrygi i miłość; ścierają się ludzkie namiętności, zderzają pragnienia. Nieliczne źródła dotyczące Urartu i tylko nieco liczniejsze dotyczące Asyrii pozwoliły na jedynie ogólne zarysowanie tła historycznego. Nie przeszkodziło to jednak Autorce w sugestywnym odmalowaniu realiów i poprowadzeniu emocjonującej akcji. Pani Nowacka umie posługiwać się ładną polszczyzną, ponadto dysponuje solidnym warsztatem (czego brakuje dzisiaj wielu autorom), nic dziwnego więc, że wciąż jest czytana z wypiekami na twarzy przez zainteresowanych historią młodszych czytelników, a z dużą przyjemnością również przez starszych.
(Ocena: 4/6)

● ● ●

Egipt sprzed naszej ery jest okresem chyba najmocniej eksploatowanym w literaturze historyczno-przygodowej. Atrakcyjność tej kultury oraz liczne źródła archeologiczne i sensacje związane z ich odkrywaniem przyczyniły się do popularności krainy nad Nilem wśród autorów i czytelników.
Dla młodego czytelnika dobrym wstępem do zainteresowania się kulturą egipską jest Śliczna Tamit (Nasza Księgarnia 1988), opowieść o trzynastoletniej dziewczynce żyjącej w Tebach w czasach królowej Hatszepsut. Poznajemy Tamit w chwili, gdy łaknąc wrażeń i podziwu, z dziecięcej pustoty naraża się na nieznane niebezpieczeństwo. Uroda ściąga na nią łakome spojrzenia ważnego Naczelnika i Tamit, wbrew swej woli i życzeniom rodziny, musi odejść do dostojnego Paheri. Nagła zmiana losu dziewczyny dotąd żyjącej w bezpiecznym schronieniu rodzinnego domu wymusza jej przyspieszone, najeżone trudem i niebezpieczeństwami dojrzewanie. Po ciężkich doświadczeniach, bogatsza w wiedzę, mądrzejsza Tamit jest zupełnie inną dziewczyną.
Z przygodami Tamit splata się wątek wyprawy do na pół mitycznej krainy Punt. Mądra królowa Hatszepsut zamiast na wojnę w kierunku Syrii wysyła okręty do Puntu, co ma przynieść Egiptowi równie wielkie zdobycze, a nie będzie okupione niepotrzebnym rozlewem krwi. Jak każde pionierskie wyzwanie i ta ekspedycja jest sprawdzianem siły, rozwagi i wytrwałości jej uczestników.
Powieść niesie spory ładunek dydaktyczny. Jest pochwałą spokojnego, rozważnego życia, zarówno w odniesieniu do młodzieży (Tamit), jak i dorosłych (przykładem do naśladowania jest tu Hatszepsut), uczy doceniania drobnych spraw codziennych, gospodarskiej krzątaniny jako przeciwwagi do niepewnych zdobyczy wojennych i chwilowej chwały. Ciężka praca ma być pewniejszym środkiem do pomnażania bogactw niż wojna czy nagły łut szczęścia. Trochę to zbyt czarno-białe.
Podoba mi się lekka archaizacja języka, melodyjne brzmienie zdań pasuje do treści. Autorka świetnie poradziła sobie ze zbudowaniem egipskiego klimatu, dość subtelnego, żeby młodego czytelnika nie zniechęcić nadmierną stylizacją. Ładnie wplotła w akcję zwyczaje i obrzędy, ukazała to, co dla ówczesnych ludzi było ważne, co stanowiło o sensie i jakości ich życia, pokazała, jak duże znaczenie miały niektóre przekonania, np. konieczność podporządkowania się przeznaczeniu: „bogowie wyznaczali los nowo narodzonym i nie było przed tym losem ucieczki” (s. 66), przeciw czemu Tamit próbuje się buntować wierząc, że dla niej bogowie mogą zmieniać swe wyroki.
(Ocena: 4/6)

● ● ●

Po Asyrii i Egipcie przenosimy się do kolejnego egzotycznego kraju, do starożytnych Indii. Tu, w Białym koniu bogów (Nasza Księgarnia 1980), zobaczymy, jak przyszły władca Asioka przejdzie próbę dojrzałości.
Pierwowzorem młodego księcia jest najwybitniejszy przedstawiciel dynastii Maurjów, rządzącej na Półwyspie Indyjskim od IV do II w. p.n.e., wybitny prawodawca i reformator. Początkowo równie despotyczny jak jego ojciec i dziad, wojowniczy i okrutny, zmienił się stopniowo w człowieka wrażliwego na krzywdy żywych istot (zniósł tortury w sądach, zakazał zabijania nadmiernych ilości zwierząt dla wykarmienia dworu) i doceniającego pokój, pragnącego bezpieczeństwa i sprawiedliwości dla wszystkich. Stał się buddystą wprowadzającym w życie idee humanitarne, głoszącym konieczność samodoskonalenia się.
Biały koń bogów to powieść o drodze ku dojrzałości, pełnej trudów i niebezpieczeństw inicjacji, jakiej musi poddać się młody chłopiec mający zostać władcą. W imperium Maurjów takim rytuałem przejścia jest podróż wokół kraju wraz z grupą wysoko urodzonych młodzieńców i stadem liczącym sto koni. Dowódca takiej kawalkady musi radzić sobie nie tylko z podlegającymi mu ludźmi i zwierzętami, ale też obserwować kraj i jego mieszkańców, a jako przedstawiciel imperatora rozstrzygać spory, sądzić i karać winnych oraz nagradzać wiernych. Na tej drodze przez pustynie i bezdroża czyhają na księcia liczne niebezpieczeństwa, bandy rozbójników i jadowitych węży, rzeki pełne krokodyli. Podróż będzie trwać rok, a zakończy się ofiarą z konia, pięknego, nieujeżdżonego siwka. Asioka nauczy się wielu rzeczy, które kiedyś przydadzą mu się w rządzeniu krajem, straci młodzieńcze złudzenia, nabierze doświadczenia, zahartuje ciało i ducha i nawiąże przyjaźnie procentujące w przyszłych latach, a przede wszystkim pozna samego siebie.
Jak w każdej powieści historycznej Ewa Nowacka sugestywnie odmalowuje obraz codziennego życia. Dzięki niej poznajemy hinduskie obyczaje, sposób rządzenia i sądzenia, radzenie sobie z trudnościami dnia codziennego i nieoczekiwanymi wypadkami. Biały koń bogów to kolejna powieść tej Autorki, której przeczytanie może przybliżyć nam kulturę Indii i zachęcić do dalszych poszukiwań.
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●

Na dzisiaj koniec. Zapraszam wkrótce do Sumeru widzianego oczami Ewy Nowackiej.