Od kilku lat mój prywatny kandydat do nagrody Nobla, Cormac McCarthy w każdej kolejnej powieści potrafi mnie zabrać w swój świat, mimo podobieństw za każdym razem nieco inny, i inne oferujący doznania. Świetne pióro, mocne tematy, opisywane bez przemilczeń, prostu z mostu, by wstrząsnąć i potrząsnąć, skłonić do zadumy czy zmiany nastawienia, dać pretekst do pomyślenia inaczej niż dotychczas. I te opisy przyrody (zwykle ich nie lubię), które nie tylko budują nastrój, ale i doskonale komponują się z wydarzeniami, leniwie płynącymi dniami, monotonnymi czynnościami, wiele znaczącymi dla uwikłanych bohaterów. W tym miesiącu utonęłam w tej pięknej prozie po trzykroć.
Cormac McCarthy, W ciemność
Mroczna baśń o człowieczej doli, porzuconym dziecku, kazirodztwie, wędrówce i poszukiwaniach straconego, życiu z dnia na dzień, bez celu i marzeń, z jedną myślą: znaleźć pożywienie i miejsce do spania i iść, żyć, istnieć. Rodzeństwo mieszkające w chatce na uboczu, nowo narodzone dziecko porzucone w lesie, grupka ścigających nie wiadomo kogo, stary druciarz, bardziej ludzki i współczujący niż mogłoby się wydawać. A wreszcie młoda matka, której nie dane było zaznać słodyczy macierzyństwa, szukająca straconego synka, przemierzająca pyliste drogi, spotykająca w potrzebie i dobrych, i złych.
Klimat powieści mnie urzekł, do bólu realistyczny, a jednak tak nieprawdopodobny, powołujący do życia demony z najstarszych wierzeń, brudny i pełen przemocy, ale niepozbawiony odruchów bardziej ludzkich, bezinteresownej pomocy, wsparcia i zrozumienia. Obrazu dopełnia przyroda, zapraszając w mrok lasu i zimny nurt rzeki, nierozerwalnie związana z bohaterami, równie mrocznymi i schłodzonymi biedą i beznadzieją swojej egzystencji. W ciemność zapada w pamięć.
(Ocena: 5,5/6)
Cormac McCarthy, Dziecię boże
Historia Lestera Ballarda, rządzącego się innymi niż większość społeczeństwa zasadami, mordującego przypadkowych ludzi, bez refleksji, bez poszanowania dla żywych i umarłych. Jest jednak to boże dziecię istotą, którą trudno jednoznacznie ocenić, niepoddającą się klasyfikowaniu według ogólnie przyjętych norm, żyjącą w świecie własnych wyobrażeń. To bohater bardzo niejednoznaczny, trudny do zrozumienia i akceptacji, zaskakujący i intrygujący.
McCarthy urzeka opisaniem zwyczajności, codziennego życia gdzieś na amerykańskiej prowincji, w okolicy surowej i wymagającej codziennego trudu, zwyczajności brudnej i tak nieciekawej z pozoru. I bohaterami, rysowanymi kilkoma pociągnięciami pióra, wyrazistymi i powoli odsłaniającymi swoje działania, myśli i pragnienia. W niewielkiej objętościowo powieści zawarł Autor kwintesencję bezmyślnego zła w człowieku, nie mówiąc nic wprost, pozostawiając interpretację czytelnikowi, zmuszając go do zastanowienia i nie pozwalając przejść obojętnie.
(Ocena: 5/6)
Cormac McCarthy, Strażnik sadu
Debiutancka powieść CMC przenosi nas do Ameryki w pierwszej połowie XX wieku, w świat handlarzy alkoholem, przemytników i kryminalistów. W mrocznym, przesiąkniętym smutkiem i beznadzieją otoczeniu żyją obok siebie ludzie, których łączy zbrodnia sprzed lat: morderca, syn ofiary i strażnik jego ciała. Ich losy splatają się w przypadkowych, acz znaczących spotkaniach, aż do kulminacji na ostatnich stronach powieści.
I znów ta zakurzona codzienność, od czasu do czasu urozmaicana przestępstwem, strzelaniną czy nawet psotą chłopięcą. I znów opisy przyrody, tym razem w większej ilości, co mi nie przeszkadza zupełnie, mimo że normalnie czytania takowych nie trawię. McCarthy potrafi jednak tak malowniczo oddać miejsca, w których umieszcza swoich bohaterów, że czyta się z przyjemnością. Dosyć sucha relacja w połączeniu z subtelnie oddanym klimatem powodują, że trudno się od powieści McCarthy’ego oderwać.
(Ocena: 4,5/6)