Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lit. podróżnicza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lit. podróżnicza. Pokaż wszystkie posty

3 maja 2013

Przez pustynie na ośnieżone szczyty...

Wojciech Lewandowski
Przez pustynie na ośnieżone szczyty...
Muza, 2013

Od dawna wiem, że jestem zwierzęciem raczej stacjonarnym. Nie dla mnie długie piesze wędrówki, dalekie wyprawy, zdobywanie szczytów. Wyjątek stanowi chyba tylko wycieczkowe przemieszczanie się rowerem, do którego pałam miłością od dziecięctwa. Lubię jednak nowe miejsca, urocze widoki, zapierające dech przestrzenie. Lubię też poczytać o zmaganiach ludzi organizujących dalekie wyprawy, pokonujących kolejne góry, zdobywających jeszcze wyższe i trudniejsze szczyty. Sięgam więc od czasu do czasu po książki podróżnicze.
Podziwiam tych, których pasją są góry, którzy nie mogą żyć bez wysiłku pokonywania kolejnych trudnych tras, którzy zrobią wszystko, żeby stanąć na szczycie, popatrzeć z wysokości na piękno dalekich krajobrazów, odetchnąć świeżym powietrzem. Z zapałem więc sięgnęłam po książkę Wojciecha Lewandowskiego, mającą być pasjonującą podróżą po szczytach Ameryki Łacińskiej.
Ładne, staranne wydanie zachęca do lektury. Jej forma i zawartość informacyjna robią wrażenie. Efektem wielu wypraw autora, jego żony i przyjaciół są, oprócz estetycznych wrażeń, również przydatne wiadomości podane w przejrzystym układzie: dane liczbowe o poszczególnych górach, podpowiedzi dotyczące najlepszych podejść, niezbędnego ekwipunku, dokumentów, pozwoleń, koniecznych szczepień, miejscowych zwyczajów, języka, tradycji, waluty, możliwości transportowych, a także ciekawostek historycznych i kulturowych czy rzadkich okazów świata roślinnego i zwierzęcego. Dane formalne potrzebne do podróży są ujęte na osobnych stronach, niestety w postaci białego druku na ciemnozielonym tle, męczącym oczy. Ciekawostki i podpisy pod zdjęciami zostały również wyróżnione w formie odrębnych ramek, żeby nie zgubiły się wśród zasadniczego tekstu. Razem z uczestnikami wypraw mamy okazję posmakować lokalnych potraw, wypić yerba mate albo odpocząć w hamaku. Warto też pokontemplować przepiękne widoki, utrwalone na fotografiach, poznać uroczy kwiat czy mało znane zwierzę, niekiedy bajecznie kolorowe.
Przez pustynie na ośnieżone szczyty... jest książką bardzo bogatą – w dane, informacje, zdjęcia. Dla przeciętnego podróżnika po literaturze nawet zbyt bogatą, bo w natłoku liczb i faktów ginie gdzieś duch przygody i zatraca się gawęda, zabijając trochę czytelniczy zapał do poznawania nowego. Niemniej jest to publikacja bardzo wartościowa dla kogoś pragnącego wyruszyć w andyjskie bezdroża, początkującego w wędrówkach po świecie, poszukującego wiadomości niezbędnych do podjęcia decyzji, dokąd się udać, potrzebującego informacji koniecznych do przekraczania granic, wybierania ciekawych tras, zabezpieczenia się przed lokalnymi chorobami i niebezpieczeństwami ze strony fauny i flory. Trochę gorzej ze stroną relacji z wędrówek – jak dla mnie są to zbyt skąpe migawki, wydzielane jak lekarstwo, jakby na zachętę jedynie, ale za to napisane ciekawie, z werwą i zapałem. Żywy język, opisujący ten jakże barwny świat, zachęca do wtopienia się w środkowo- i południowoamerykańskie góry i bezdroża, a osobiste zaangażowanie autora jest gwarancją solidności treści zawartej w tym specyficznym przewodniku. Po takim zapoznaniu się z lekkim, przyjemnym stylem autora miałabym ochotę na coś dłuższego, traktującego o całej, porządnej wyprawie.
Książkę trudno czyta się jednym ciągiem, lepiej smakować ją po trochu, dawkując sobie codziennie niewielką porcję górskich wrażeń. Zaangażowanie autora, jego szeroka wiedza i widoczna na każdym kroku miłość do gór gwarantują kanapowym podróżnikom przyjemne chwile przy lekturze. A może dzięki niej ktoś wyruszy na wyprawę swojego życia i zacznie kolekcjonować zdobyte szczyty...
(Ocena: 4,5/6)

Recenzja opublikowana pierwotnie na trawelogi.pl.

28 lutego 2013

luty 2013 – podsumowanie

W lutym trafiło mi się sporo książek młodzieżowych i historycznych, osadzonych w starożytności. Były wśród nich powieści lepsze i gorsze, do niektórych autorów wrócę, ale innych będę już unikać. Cieszę się, że jedyny w tym miesiącu noblista mnie nie zawiódł, a przeciwnie, dostarczył podwójnej dawki przyjemności.
Jak zwykle lista przeczytanych książek, uzupełniana na bieżąco, jest po prawej, w zakładce „przeczytane w 2013”.

● ● ●

Władysław Reymont, Ziemia obiecana
(Ocena: 5/6)

Halina Rudnicka, Chłopcy ze Starówki
Bardzo sympatyczna powieść o niełatwym życiu grupy chłopców na zrujnowanej warszawskiej Starówce. Ostatnie dni wojny, powroty zaginionych do gruzów, które kiedyś były domami, odszukiwanie rodzin, żal za zmarnowanymi latami. I siła do odbudowy, do nowego życia, lepszego jutra. A jednocześnie młodzieńcze żarty i animozje, radość mimo trudów, wspólna praca nad wspólną przyszłością – nieco socjalistycznie, ale nienachalnie, da się wytrzymać.
(Ocena: 4,5/6)

Edward Redliński, Konopielka
Wdrukowało mi się, że Konopielka ma być śmieszna. Wygląda na to, że ten typ humoru to nie dla mnie jednak. Nie śmieszy mnie zacofanie, zabobony, głupota, nawet przedstawione w krzywym zwierciadle. To jest raczej smutno-żałosne. I nie czytało mi się z przyjemnością, drażniło mocno wszystko, co powyżej wymieniłam.
(Ocena: 4/6)

Halina Rudnicka, Uczniowie Spartakusa
(Ocena: 4,5/6)

Roald Dahl, Charlie i fabryka czekolady
Powinnam sobie wcześniej przypomnieć, że nie podobały mi się Czarownice Dahla, a film o Charliem też nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia – oszczędziłabym trochę czasu. Nawet jeśli przesłanie powieści jest słuszne, to jej forma zupełnie do mnie nie trafia, ot, zbiór dziwności.
(Ocena: 3/6)

Dariusz Rosiak, Żar: Oddech Afryki
(Ocena: 4,5/6)

Cornelius Ryan, Najdłuższy dzień: 6 czerwca 1944
Bardzo dobrze pokazane zmagania aliantów z dogorywającą III Rzeszą w dniu D, podczas inwazji w Normandii. Przekaz jest nieco surowy, nastawiony na fakty, ale solidny i rzeczowy. Dla interesujących się II wojną światową gratka – ja jednak wolę formę bardziej zbeletryzowaną. Niemniej doceniam pracę włożoną w tworzenie książki.
(Ocena: 4/6)

Władysław Reymont, Komediantka
(Ocena: 5/6)

Natalia Rolleczek, Trzy córki króla
(Ocena: 5/6)

Judith Merkle Riley, Księga Małgorzaty
Niby jest to, co potrzebne w powieści, mającej trzymać w napięciu: jakaś tajemnica, trudne życie, niebezpieczeństwo zarazy, zmienne koleje losu itp., ale narracja prowadzona jest jakoś tak niemrawo, bez werwy, leniwie, bez iskry zachęcającej do czytania. Słabo czuje się klimat czasów, w których osadzona jest akcja, jakoś nijako został zaznaczony koloryt epoki. Literacko też nic szczególnego, znacznie ładniej pisała Natalia Rolleczek. Końcówka ciut lepsza niż początek, ale nie czuję się zachęcona do dalszego ciągu.
(Ocena: 4/6)

Isaac Asimov, Pozytronowy detektyw
(Ocena: 4,5/6)

Isaac Asimov, Nagie słońce
(Ocena: 5/6)

Halina Rudnicka, Król Agis
(Ocena: 4/6)

Andrzej Sapkowski, Narrenturm, Boży wojownicy, Lux Perpetua
(Ocena: t. 1 – 5/6, t. 2 – 5/6, t. 3 – 4,5/6)

Dorota Katende, Dom na Zanzibarze
Książka podróżniczo-wspomnieniowa o przemianie kobiety zapracowanej w pewną siebie, realizującą marzenia, tryskającą energią i zdobywającą nowe doświadczenia wędrowniczkę przez życie i światy. Mimo przeciwności losu Dorota Katende miała dość siły, by przewrócić swoje życie do góry nogami – i dobrze na tym wyszła, spełniając marzenie o mieszkaniu w Afryce. Dzieli się z czytelnikami własną drogą do zanzibarskiego raju. Całkiem przyjemna, lekka lektura, wyróżniająca się optymizmem i dobrą energią.
(Ocena: 4,5/6)
„Ten moment odkrycia w nas samych wolności jako pierwotnego uczucia wart jest wszelkich trudów, które trzeba ponieść, aby tu dotrzeć. Cudownie poczuć to choć przez chwilę. Zrozumieć, że codzienną pogoń zafundowaliśmy sobie sami, że bez niej można żyć. A bez wolności żyć nie sposób. Bez wolności przestajemy szukać swojego szczęścia. Robimy to, co narzucają nam inni.” (Otwarte, 2009, s. 72)
● ● ●

Statystyki:
W sumie (w miesiącu/w roku): 17/32
Powtórki: 6 (Rudnicka, Asimov x 2, Sapkowski x 3)
Cykle zakończone: 1 (Trylogia husycka x 3)
Cykle w trakcie: 2 (Roboty Asimova x 2, Trylogia antyczna Rudnickiej x 1)
Autorzy polscy: 12 (Reymont x 2, Rudnicka x 3, Redliński, Rosiak, Rolleczek, Sapkowski x 3, Katende)
Autorzy obcy: 5 (Dahl, Ryan, Riley, Asimov x 2)
Średnia ocen: 4,47

Realizacja projektów:
Książki historyczne – 9 (Chłopcy ze Starówki, Uczniowie Spartakusa, Najdłuższy dzień, Trzy córki króla, Księga Małgorzaty, Król Agis, Trylogia husycka)
Nobliści – 2 (Reymont x 2) 
Z półki (nowe [powtórki]/razem w roku [z powtórkami]/cel) –  (razem: 6[6]/12[25]/31)
Wyczekane – 3 (Ziemia obiecana, Trzy córki króla, Król Agis)
Trójka e-pik – 1. własna książka, która na półce czeka już zbyt długo: Ziemia obiecana, Trzy córki króla, Król Agis 2. powieść z wątkiem niewolnictwa: Uczniowie Spartakusa, Żar 3. książka ulubionego autora: Pozytronowy detektyw, Nagie słońce, Trylogia husycka
Z literą w tle – 10 (Reymont x 2, Rudnicka x 3, Redliński, Rosiak, Ryan, Rolleczek, Riley)
Wojna i... literatura – 5 (Uczniowie Spartakusa, Trzy córki króla, Trylogia husycka)
Czytam fantastykę – 5 (Asimov x 2, Sapkowski x 3)
Pod hasłem – 4 (list: Uczniowie Spartakusa, Komediantka, Trzy córki króla, Boży wojownicy)
Wyzwanie miejskie – 2 (Warszawa: Chłopcy ze Starówki, Komediantka)

12 lutego 2013

Afryka gorąca

Dariusz Rosiak
Żar: Oddech Afryki
Otwarte, 2010
(ebook z Woblinka)
s. 341 (wyd. papierowe)

Co jakiś czas warto zajrzeć do Afryki. Spojrzeć, co się zmieniło, jak teraz żyją ludzie, czego dokonali. Przy tej okazji liznąć odrobinę historii, poznać przyczyny, zrozumieć motywy rządzące dzisiejszymi mieszkańcami Afryki. Dlatego co i raz wpadam w jakąś książkę, czy to powieść, czy relację z podróży po różnych krajach Czarnego Lądu – kiedyś były to głównie reportaże Kapuścińskiego, teraz również nowe, młodsze zapiski. Ostatnio przyszedł też czas na Żar.
Dariusz Rosiak zagląda na chwilę do wielu krajów, poznaje ludzi, historię, zwyczaje. We wszystkich miejscach, do jakich trafia, odzywają się echa kolonializmu, o którym sami Afrykańczycy woleliby już zapomnieć, widać ślady dawnej historii, dominacji najeźdźców, rasizmu, apartheidu, degradacji kultury, niewolnictwa, chociaż to ostatnie nie jest domeną tylko białych. Jednak to kraje europejskich kolonizatorów uważane są wciąż za przyczynę współczesnej biedy: „Zawsze za nędzę Afryki odpowiada Zachód. Tak samo zresztą jak za marzenia Afrykanów o lepszym życiu.” i „U nas notorycznie myli się przyczyny ze skutkami. Godzinami potrafimy debatować na temat tragicznych konsekwencji kolonializmu. Uwielbiamy grę w szukanie winnych naszego niedorozwoju w każdej dziedzinie. I nie rozumiemy, że w ten sposób oddajemy własny los w cudze ręce. A przecież tylko my sami, biorąc odpowiedzialność za siebie, możemy zmienić życie w tym kraju.”. Rosiak ciekawie przedstawia koloryt lokalny poszczególnych krajów, pokrótce opisując zwyczaje żywieniowe, sposoby gospodarowania dobrami, radzenie sobie z biedą, typowy brak zapobiegliwości i życie z dnia na dzień, charakterystyczne dla przedstawicieli wielu afrykańskich narodów („To nie brak jedzenia, surowców, ludzi i ich inteligencji jest powodem biedy w Afryce. Brakuje chęci złożenia bogactwa w sensowną całość.”), preferencje rządzące wyborem małżonka, zawiłości etiopskiego kalendarza, pomoc humanitarną, której zaledwie ułamek trafia do potrzebujących, ciągle widoczne skutki ludobójstwa w Rwandzie, handlowe podejście Chińczyków do Afryki jako całości – wyciągnąć, ile się da i nie przejmować się polityką. Kraje Afryki subsaharyjskiej próbują budować demokrację na wzór europejski, ale za dużo w nich jest naleciałości plemiennych, żeby mogło się to odbywać bezkrwawo – stąd te co i rusz wybuchające konflikty, rzezie, ludobójstwa. Nie wychodzi też tak do końca krzewienie chrześcijaństwa – obecne są w afrykańskim kościele elementy kultów lokalnych, chociaż to akurat nie powinno dziwić przedstawicieli kościołów, które same, u zarania swojej historii, adaptowały wcześniejsze obrzędy religijne do potrzeb własnej wiary. Spadkiem po kolonizatorach są przeważnie podziały międzyplemienne, spowodowane faworyzowaniem jednego plemienia. Zdarzają się jednak wyjątki – Portugalczycy w Angoli nie tylko nie stawiali jednych przed drugimi, ale nawet mieszali się z rdzennymi mieszkańcami, czego wynikiem jest naród Mulatów różnych odcieni, co nie przeszkodziło im jednak w prowadzeniu wojny domowej przez prawie 30 lat.
Afryka jest kontynentem, na którym ciągle kształtuje się układ polityczny. Od kilkudziesięciu lat w wolnych od kolonializmu krajach afrykańskich toczą się wojny na tle rasowym, religijnym, plemiennym. W konfliktach zbrojnych, małych i dużych wojnach, straciło życie wiele milionów ludzi, a kilka kolejnych zostało pozbawionych dachu nad głową. Nie widać końca wrzeniu, dyktaturom, szowinizmowi plemiennemu. Wiele też można dowiedzieć się o niewolnictwie, do końca XVIII wieku akceptowanego jako normalny system pozyskiwania dóbr: „Niewolnictwa bronił Arystoteles, występuje ono jako norma w cywilizacjach opisywanych w Biblii i Koranie. Niewolnictwo dawało zyski i stanowiło jeden z filarów porządku społecznego.”.
Żar Rosiaka to kolejna książka przygotowana przez Woblink, którą mam dzięki świetnej akcji sklepu podczas awarii. Ebook przygotowany jest nieźle, literówek jest nie więcej niż w innych książkach, ale drażnią mnie trochę zawieszenia (chociaż to i tak lepsze niż ich likwidacja przy użyciu sztywnej spacji, jak było w obu książkach Janusza Kaszy), trafiające się co kilka stron wyrazy rozdzielone zbędną spacją i z rzadka widoczne przy węższej kolumnie przeniesienia w bardzo niewłaściwych miejscach (nie wiem, czy format mobi ma jakieś wzorce przenoszenia czy też jest to kwestia możliwości aplikacji Kindle). Z rzeczy praktycznych brakuje mi mapy, choćby tylko politycznej, żeby umiejscowić sobie poszczególne miasta i kraje na kontynencie bez konieczności grzebania w internecie.
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●

Książka zawiera rozdziały:
Senegal: bez innych jestem nikim
Zimbabwe: zraniony tyran
Mali: muzyka dla hipopotama
Ghana: marzenie o potędze
Etiopia: my nie jesteśmy Afrykanami
Rwanda: życie po śmierci
Demokratyczna Republika Konga: skąd ta groza?
Uganda: w cieniu Pogromcy Imperium
Angola: Chińczycy i ropa
Kenia: czekając na przebudzenie
Południowy Sudan: wczepieni w Biblię
Tanzania: czarny kamień, hidżab, socjalizm
Republika Południowej Afryki: świat posegregowany

31 stycznia 2013

styczeń 2013 – podsumowanie

Rok czytelniczy zaczął mi się bardzo udanie, bo od Pana Lodowego Ogrodu – musiałam sobie odświeżyć trzy pierwsze tomy przed czwartym, który dostałam w prezencie. Dobry początek pociągnął za sobą całkiem udany miesiąc.
Jak zwykle lista przeczytanych książek, uzupełniana na bieżąco, jest po prawej, w zakładce „przeczytane w 2013”.

● ● ●

Jarosław Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu, t. 1-4 (powtórka t. 1-3)
(Ocena: t. 1-3 – 5,5/6, t. 4 – 5/6)

Janusz Kasza, Duchy dżungli. Opowieść o Yanomami, ostatnich wolnych Indianach Amazonii
(Ocena: 4,5/6)

Kazimierz Korkozowicz, Przyłbice i kaptury, Nagie ostrza (powtórka)
(Ocena: 5/6)

Janusz Kasza, Korrida: Taniec i krew
Jakoś nie pociąga mnie zabawa z bykami, nawet jeśli jest bezkrwawa. Drażnienie zwierząt dla wykazania się odwagą to nie jest to, o czym lubię czytać. Znać jednak w książce pasję autora, jego zaangażowanie, chęć dogłębnego poznania zagadnienia, przystępnie opisane techniki walki, na pewno ciekawe dla zainteresowanych. Książka zupełnie nie dla mnie, ale amatorzy sportów ekstremalnych na pewno przeczytają i skorzystają z wiadomości w niej zawartych. Pięknie też pisze o „okolicznościach przyrody”, mijanych w drodze z jednej korridy na drugą, o jedzeniu i winach. Gdyby kiedyś pan Kasza napisał ciekawą książkę o kotach, chętnie przeczytam. ;)
(Ocena: 3/6)

Magdalena Kozak, Fiolet
Pierwsza myśl – Dzień tryfidów. To skojarzenie rzuca się w oczy przez rozsiewające się zarodniki nieznanej rośliny, rosnącej w szybkim tempie, trudnej do wytępienia i trującej wszystkich wokół przy pomocy cyjanku. Niewidoczna śmierć przychodzi nagle. Walkę z nią podejmują różne uprawnione do tego instytucje, z mniej lub bardziej widocznymi efektami. Do tego dochodzi polityka, szabrownictwo, kumoterstwo, wygrywanie własnych interesów przy okazji klęski, czyli normalne życie w stresie kataklizmu na Ziemi. Niezłe czytadło, chociaż chwilami nieco chaotyczne i zbyt hermetyczne – środowisko spadochroniarzy wygląda na dość specyficzne.
(Ocena: 4,5/6)

Kazimierz Korkozowicz, Powrót Czarnego, Synowie Czarnego (powtórka)
(Ocena: 4,5/6)

Guy Gavriel Kay, Letnie drzewo, Wędrujący ogień, Najmroczniejsza droga
(Ocena: 4/6)

Thomas Mann, Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●

Statystyki:
W sumie (w miesiącu/w roku): 15/15
Powtórki: 7 (Grzędowicz x 3, Korkozowicz x 4)
Cykle zakończone: 3 (Pan Lodowego Ogrodu, Czarny, Fionavarski gobelin)
Autorzy polscy: 11 (Grzędowicz x 4, Korkozowicz x 4, Kasza x 2, Kozak)
Autorzy obcy: 4 (Kay x 3, Mann)
Średnia ocen: 4,6

Realizacja projektów:
Książki historyczne – 4 (Korkozowicz x 4)
Nobliści – 1 (Mann) 
Z półki (nowe [powtórki]/razem w roku [z powtórkami]/cel) –  (razem: 6[7]/6[13]/31)
Wyczekane – 4 (Grzędowicz – t. 4, Kay x 3)
Trójka e-pik – 1. książka, której wątek oparty jest na autentycznych wydarzeniach: J. Kasza, Duchy dżungli, J. Kasza, Korrida 2. powieść, której akcja dzieje się w polskim mieście: K. Korkozowicz, Przyłbice i kaptury, Nagie ostrza, Powrót Czarnego, Synowie Czarnego 3. książka, która jest częścią serii (może być to część pierwsza, albo kolejna): J. Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu, t. 1-4, G.G. Kay, Fionavarski gobelin, t. 1-3
Z literą w tle – 10 (Korkozowicz x 4, Kasza x 2, Kay x 3, Kozak)
Wojna i... literatura – 4 (Korkozowicz x 4)
Czytam fantastykę – 7 (J. Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu, t. 1-4, G.G. Kay, Fionavarski gobelin, t. 1-3)
Pod hasłem – 1 (imię: Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla)
Wyzwanie miejskie – 3 (książka, której fabuła toczy się w jednym z miast w województwach nadmorskich: Przyłbice i kaptury, Powrót Czarnego, Synowie Czarnego)

12 stycznia 2013

Yanomami

Janusz Kasza
Duchy dżungli. Opowieść o Yanomami, ostatnich wolnych Indianach Amazonii
Wydawnictwo Otwarte na świat, 2010
(ebook z woblinka)

„Każdy ma swój sposób poznawania świata. Jedni mają pasję odkrywania, drudzy wolą go oglądać oczami innych w telewizyjnych reportażach. Ja chyba zawsze będę się zastanawiał, co jest za kolejnym pagórkiem.
Liczy się tylko droga...”

Wyprawa do południowej Wenezueli, do dżungli, w której żyje najbardziej prymitywne plemię na świecie, Yanomami, musi być ekscytującą przygodą i dla jej uczestników, i dla czytelników, z ciekawością zagłębiających się w relację z pierwszej ręki. Wędrując z Januszem Kaszą i jego przyjaciółmi mamy okazję poznać amazońską dżunglę, jej mieszkańców, roślinność i zwierzęta, w tym niezmiernie bogaty świat owadów: motyli, komarów, muszek, przed którymi trudno się ochronić i które nie sposób pokonać. Autor jest entomologiem, więc często wyrusza na łowy z siatką na motyle, żeby wzbogacić swoją kolekcję o egzotyczne okazy. A jest co oglądać – teren, po którym się przemieszczają, ze względu na bogactwo żyjących tu okazów i niebezpieczeństwo ich wymarcia, objęty jest ochroną rezerwatową UNESCO.
W pobliżu rzek i posterunków wojskowych, sprawdzających każdego przepływającego podróżnika, funkcjonują wioski Indian żyjących z tego, co dadzą im turyści, strojących się do zdjęć, zapominających pomału o życiu swoich przodków. Żeby poznać mieszkańców nieskażonych merkantylizmem, nie szukających kontaktu z cywilizacją, trzeba wyruszyć dalej, w głąb lądu, najpierw rzeką, potem pieszo, przedzierając się przez trudno dostępne tereny. Indianie, rdzenni mieszkańcy Amazonii, żyjący z dala od miast, mających być wyznacznikiem cywilizacji, czerpią z otoczenia to, co im potrzebne do życia, polują przy pomocy strzałek z kurarą, bronią się skutecznie przed atakami groźnych dzikich kotów, łowią kajmany i piranie, potrafią doskonale odnajdywać w dżungli ścieżki, bez kompasu czy GPS-a, ciągle zachowują kontakt z naturą, rozumieją ją, współżyją z nią. Wśród nich są Yanomami, plemię o tajemniczym pochodzeniu, żyjące w izolacji, w miejscach, do których trudno dotrzeć.
Po drodze, na każdym postoju, autor zajmował się, oprócz łowienia i fotografowania owadów, również opisywaniem kolejnych etapów wędrówki. Dzięki niemu możemy rozkoszować się malowniczymi przeszkodami na trasie łódek, poczuć zapach wilgotnego lasu, usłyszeć plusk rzeki, a po przebudzeniu od razu zagłębić się w gęstwinę: „Dżungla jest jak kapryśna kobieta. Wstaje o świcie ubrana jedynie w opadające mgły, z kroplami rosy we włosach. Przeciągając się leniwie, zastanawia się, w jakim dziś będzie humorze. Wędrowca wabi bogactwem swojego wnętrza.”. Łatwo dać się pochłonąć takiej damie, zachwycić zachodem słońca nad dżunglą, posłuchać nocnych śpiewów szamanów Yanomami, obserwować zdziwienie Indian pierwszy raz oglądających białego człowieka.
Początek relacji z wyprawy do Amazonii – przygotowania, zakupy, trudności z uzyskaniem pozwoleń – wydał mi się nieco nudnawy. Na szczęście autor ubarwia opowiadanie licznymi cytatami, m.in. z podróży Aleksandra Humboldta, Konstantego Jelskiego, Alberta Camusa, które, opisując Orinoko i okolice, pozwalają poznać i porównać dawne i dzisiejsze amazońskie realia. Gdy jednak zaczyna się właściwa część wyprawy – podróż w górę rzeki, pokonywanie kolejnych przeszkód i wodospadów, rozbijanie obozowisk, łowienie piranii – robi się znacznie ciekawiej. Ale najpiękniej jest, gdy wędrowcy przemierzają dżunglę i poznają Indian – dla tych stron warto przemęczyć początek. Życie Yanomami w ich wiosce (szabono), jakie przybliża nam autor, jest ciągłą walką o przetrwanie, na którą składa się zbieranie owoców, uprawa warzyw i bawełny, polowania, wyprawy wojenne na sąsiednie wioski (często w celu porwania kobiet, których jest mniej niż mężczyzn), ale i tańce i zabawy, śmiech i śpiewy. Jak każdy naród i Yanomami mają swoje legendy i mity, poddają życie rytuałom i ceremoniom, odpowiednim na różne okazje, przestrzegają zwyczajów utrwalonych przez pokolenia.
Oprócz głównej części, opisującej wyprawę, w książce jest wiele pożytecznych informacji, jak chociażby „ABC dżunglowego survivalu” czy spis interesujących lektur do zapoznania się przed wyruszeniem do zielonego piekła oraz wiele zdjęć.
(Ocena: 4,5/6)

28 października 2012

Rowerem przez życie

Robb Maciąg
Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę
Zysk i S-ka, 2008

Rower to moja niespełniona pasja. Pamiętam, jak tata uczył mnie jeździć pierwszym większym rowerem, już bez bocznych kółek, i ile trudu mnie kosztowało nie skupianie wzroku na przednim kole – tak kusząco się kręcącym. Potem były krótsze i dłuższe wyprawy po okolicy, aż do kilkudniowych wypadów, wspólnie z mężem, po Polsce. Zawsze marzyły mi się jednak te dłuższe, bardziej wymagające eskapady, ale los chciał inaczej. Sentyment jednak pozostał, więc bez oporów wzięłam książkę zaproponowaną mi przez panią w bibliotece, a traktującą o przedzieraniu się rowerem przez kilka azjatyckich krajów.


Nieszczęśliwa miłość, zdrada, zawiedzione nadzieje potrafią popchnąć mężczyznę do różnych desperackich kroków. Robert Maciąg zdecydował się na terapię przez wyprawę rowerową. Przez sześć miesięcy przejechał ponad 7000 km przez kraje Azji południowo-wschodniej: Chiny, w których mógł zostawić rower wraz z bagażami na tydzień pod opieką przypadkowych znajomych, Wietnam, w którym dla odmiany okradziono go cztery razy, Kambodżę, ciągle w dużym stopniu zaminowaną, „przygniecioną upałem i historią” (s. 136), i Laos, gdzie panuje spokój, a nawet „powolność naśladująca Mekong” (s. 150).
Jazda po drogach i bezdrożach, wspinanie się na góry, zjeżdżanie serpentynami, szukanie noclegów, rozbijanie namiotu, naprawianie wyeksploatowanego roweru, nawiązywanie kontaktów z mieszkańcami mijanych miast i wsi – to wszystko skutecznie zajmuje myśli i pozwala pogodzić się z rzeczywistością i poukładać na nowo swoje życie. Dodatkowo pokazuje i piękno mijanych krain, i sposób na radzenie sobie ze stresem, z nie zawsze dobrymi nowinami, z przeciwnościami losu, a w dodatku uczy innego patrzenia na otoczenie, bez pośpiechu, do głębi tego, co istotne, a nie powierzchownie, zachodnio-turystycznie, dla widoczków na zdjęciach i zaliczenia kolejnego egzotycznego wypadu. Może troszkę za dużo, jak dla mnie, było w książce tego, co osobiste, ale ponieważ to właśnie przeżycia autora dały impuls do wyprawy, która okazała się nie tylko ciekawa i inspirująca, ale i lecznicza, musiałam zaakceptować konieczność ich umieszczenia.
Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę została wydana w serii Biblioteka Poznaj Świat, obok wielu znanych książek podróżniczych, m.in. Halika, Fiedlera, Cejrowskiego, w starannej szacie graficznej, z licznymi zdjęciami zrobionymi przez autora podczas wyprawy, z dobrą redakcją i niezłą korektą (jak na współczesne wydanie nawet bardzo dobrą – zauważyłam może 2-3 błędy). Dobrze spełnia rolę chwilowego oderwania od jesiennej rzeczywistości, przenosząc czytelnika w świat nieznany, zmienny, nieprzewidywalny, bogaty w kolory i nowe doznania, tak zupełnie inny i świeży, nawet jeśli mocno zaśmiecony produktami cywilizacji.
(Ocena: 4/6)
[Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Trójka e-pik.]

„Życie jest pełne zwrotów i niespodzianek. Tylko od nas zależy, co z nimi zrobimy. Czy nas pogrążą czy – wręcz przeciwnie. Zawsze trzeba iść do przodu. Tylko to ma jakikolwiek sens.” (s. 173)