Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Teodor Parnicki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Teodor Parnicki. Pokaż wszystkie posty

8 czerwca 2015

Nowe spojrzenie na czasy dawne

Teodor Parnicki
Nowa baśń, t. 1: Robotnicy wezwani o XI
PIW, 1972

„Robotnicy wezwani o jedenastej”, pierwsza część cyklu Nową baśnią nazwanego, a przez Teodora Parnickiego napisanego, jest kontynuacją logiczną „Srebrnych orłów”, powieści o początkach chrześcijaństwa w państwie Polan opowiadającej, o budowaniu państwowości w oparciu o nową, prężnie rozwijającą się religię, ekspansywnie świat zdobywającą, wyznawców nakłaniającą do hołdowania swojemu Bogu jedynemu i swoim bożkom, świętymi zwanym.
Postacią scalającą fabułę w ciąg jeden jest Aron, były opat tyniecki, a teraz arcybiskup krakowski,  u wrót śmierci leżący i ostatnią spowiedź czyniący przed ludźmi, na których życie wpływ miał znaczący, nie wiedząc czasem nawet o tym. Przy nim to dwaj domniemani synowie Arona, czy też Bolesława Chrobrego, jak mówią inni, tajemnice odkrywają i nowe scenariusze wydarzeń byłych tworzą, dowiadując się istotnych dla przebiegu ich życia szczegółów, nie tylko nowe wciąż osoby, znaczące wiele w przebiegu losów, ale i miejsca myślą przebiegają, na kraj świata wędrując w poszukiwaniu Przeciwziemi do znanych sobie krajów, do państwa Atlantów, Toltekami zwanych, na Grenlandię czy inne antypody, nie mówiąc już o zwykłej wyprawie lądowo-morskiej ku wybrzeżom Anglii i Irlandii zielonej. Stamtąd ma się wieść ród Arona, co odkryje się w rozmowie jego z Łukaszem i Stanisławem, a i potem, po śmierci dostojnika kościelnego, z listów i zapisków osób pozornie niemających wpływu na losy bohaterów dialogu tego.
Wiele miejsc zresztą każe Autor wspominać bohaterom swoim, wiele mórz przemierzać, a i bogów innych poznawać, jako w Tollanie czczonych przez ofiary składane z żywych ludzi i serc ich, czy bogów tożsamych w wierze narratora, ale inaczej chwalonych pozornie, jak w Konstantynopolu, który już właśnie zmienia powoli oblicze chrześcijańskiej wspólnoty; w czasach odległych, od zdobycia Kijowa przez pierwszego króla polskiego, po kres panowania prawnuka jego, skróconego wyrokiem na krnąbrnego biskupa wydanym. Rozplątać próbuje mocno zagmatwaną historię, w skrytkach umysłów zachowane tajemnice odkrywa po trochu, kreśląc kolejne scenariusze możliwych wydarzeń, ojcostwa nie wyłączając domniemanego kolejnych bękartów, królom polskim Bolesławom przypisywanych, a to Chrobremu (jak Stanisław czy Łukasz), a to Śmiałemu znowu (jak syn Krystyny, Eryk, oficjalnie Gnupa Islandczyka dziecię). Niebagatelną rolę odgrywają też przedmioty cenne, jak pierścień, za który dziecię wykupione z niewoli zostało, czy zaginiony kielich Graalem zwany, którego rycerzy wielu szukało po świecie wędrując. Mieszają się w tyglu historii postacie z różnych stron świata, od Hamleta czy Artura legendarnego, po Eryka, biskupa Grenlandii pierwszego, w sekrety uwikłane, próbujące swoich interesów pilnować, a innym szkodzić, swoją władzę poszerzać, a innych do niej nie dopuścić: „Walczą ci i tamci – przeciw sobie – o to samo właściwie: o moc władzy i posiadanie.” (s. 214).
Tajemnice i sekrety, kolejno odkrywane, są osią tej opowieści z lat dawnych, nową baśnią snującą się po obrzeżach świadomości, co i raz jakąś drobinę nową podrzucając czytelnikowi, żądnemu wrażeń z czasów przeszłych, niewiele poznanych, a tak ciekawych. Formę Autor zachował dla siebie charakterystyczną, wielokrotnie złożoną, z dopowiedzeniami licznymi i wtrąceniami, wymagającą skupienia i uwagi czytelnika wiernego, dającą tym samym satysfakcję większą z lektury niebanalnej i nową jakość do chwil z książką spędzonych.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

Nowa baśń obejmuje powieści:
1. Robotnicy wezwani o XI
2. Czas siania i czas zbierania
3. Labirynt
4. Gliniane dzbany
5. Wylęgarnie dziwów
6. Palec zagrożenia

27 marca 2013

Tylko Beatrycze zawsze była, jest, zawsze też będzie

Teodor Parnicki
Tylko Beatrycze
PAX, 1962
s. 410

Lata temu przeczytałam kilka książek Teodora Parnickiego, tych łatwiejszych w odbiorze. Jednak sława pisarza trudnego, wymagającego pewnego przygotowania czytelniczego, skutecznie zastopowała moje dalsze jego poznawanie. I niesłusznie. Fakt, jest to proza wymagająca, ale dla chcącego... I tak, przy okazji nieco zaokrąglonej rocznicy urodzin pisarza, sięgnęłam po jedną z bardziej znanych powieści – Tylko Beatrycze.
Kanwę powieści stanowi historia prawdziwa spalenia przez zbuntowane chłopstwo mnichów w klasztorze cystersów w 1309 roku i śledztwo w sprawie tegoż prowadzone na najwyższym szczeblu papieskim w Awinionie. W tle przewija się też sprawa zabójstwa króla polskiego, Przemysła II, w Rogoźnie, powiązana osobami tychże zakonników z późniejszymi wydarzeniami, sięgającymi daleko w przyszłość aż po czasy starań o koronę dla Łokietka. Opowieść snuje się przez życie i wędrówki wychowanka wieleńskich braci, objawiających słabość ojcowską do zdolnego Stanisława, syna młynarzówny, przez rozważania o jego winie, okazaną skruchę i pokutę, jako i kajanie się przed najwyższą władzą kościelną.
Wszystko to opisane jest, jak to u Parnickiego, w sposób logiczny, acz zawiły, z licznymi dopowiedzeniami, dygresjami i uściśleniami, a także daleko czasem odchodzącymi spekulacjami dotyczącymi zarówno działań, jak i myśli stron zainteresowanych dyskursem. W powieści nie ma typowej narracji, cała zawartość jest rozmową, dyskusją o tym, co było, jest, a może będzie – rozbudowanym labiryntem myśli i zdarzeń, z którego trzeba wyłuskać to, co istotne i oddzielić plewy od ziarna. Tylko Beatrycze jest też doskonałym przykładem na to, jak z wydarzeń mało znaczących, chyba że dla zainteresowanych bezpośrednio, czyli na przykład spalonych mnichów, którzy dla samych siebie mało znaczącymi z pewnością nie byli, jak z wydarzeń takich można zbudować opowieść trzymającą uwagę czytelnika, wzbudzającą zainteresowanie, chęć poznania dalszych dziejów Stanisława, jak i jego wcześniejszych dokonań czy tego, co dokonaniem być nie zdążyło, jak ostrzeżenie, które miał zanieść czternastolatkiem będąc do Rogoźna, a nie zdążył, przez co miał okazję poznać swoją Beatrycze w osobie królewny Ryksy Elżbiety, przyszłej królowej Polski i Czech.
W Tylko Beatrycze mają swe miejsce nie tylko rozważania historyczne, ale i teologiczne, różnego stopnia ważności, wśród których przewija się deliberowanie, czy Duch Święty tak naprawdę nie jest Duszycą Świętą, zawierającą pierwiastek kobiecy jako przeciwwagę do pozostałych dwóch w Trójcy zawartych pierwiastków męskich. Liczne są również nawiązania literackie i kulturowe, nie tylko do Dantego, przez jego muzę w tytule dzieła omawianego uwiecznioną, ale i do Iliady Homera, i do króla Artura, Graala strażnika, ku Avalonowi się kierującemu, dokąd i Stanisława, bohatera głównego, co niektórzy chcą wysłać jako do czyśćca Aligerusa. Ciekawe są też rozważania o roli każdego człowieka w świecie, w jakim funkcjonować mu przyszło, o zdolnościach przyrodzonych i nabytych, a także tych, którym nie dane było się rozwinąć, losu zrządzeniem: „kto na świat przyszedł z nadmiarem wyobraźni, a i z nadmierną też wrażliwością odczuć, przy tym z niespokojnym, choć niekoniecznie władnym rozumować poprawnie, umysłem – ma do wyboru szaleństwa popełniać na pergaminie albo we współżyciu z bliźnimi, a i z samym sobą” (s. 364-365).
Tylko Beatrycze jest powieścią złożoną, niełatwą w odbiorze, przez swą treść, jak i formę niecodzienną, wymagającą wzmożonej uwagi, namysłu i śledzenia nader często zmieniających się faktów przeszłych, wynikłych z pojawiania się w wyniku śledztwa nowych wyznań, zmieniających przeszłość odbieraną przez Stanisława na zupełnie inną jego przeszłość. Nawet miłość do Reiczki, wzajemna lub osamotniona, staje się iluzją jedynie, wydumaną w młodocianym umyśle i okrzepłą w prawdziwość trwałą. Wydarzenia się zapętlają, coraz to nowe fakty i wyobrażenia na wierzch wywołując, aż w końcu nie wie Stanisław Polak, Janem diakonem zwany, co za prawdę, a co za złudzenie wyobraźni szalonej uważać.
Taka to jest powieść, pomieszana, tajemnicza i mroczna chwilami przez nieodkryte sekrety i niepewne odkrycia, wymagająca spokojnej chwili, czasu do namysłu, chęci do przedzierania się przez mrok śledztwa, w którym więcej jest domysłów niż faktów niezbitych, więcej wywodów logicznych niż dowodów niepodważalnych. Dająca satysfakcję z rozgryzania poszczególnych elementów mozaiki i ten dreszczyk emocji, co jeszcze czeka bohaterów, jaki zwrot nagły losu jest im pisany. I zostaje czytelnik z materiałem obszernym do rozmyślań nad istotą człowieczeństwa, prawem do wolności, wiarą czy niewiarą w Boga – i sam musi zdecydować, jak dalej żyć z takim jarzmem, jak dźwigać swój los.
(Ocena: 5,5/6)

● ● ●
„[...] co naczelną jest właściwością barbarzyńcy? Niezdolność do odróżniania przenośni od dosłowności znaczeniowej!” (s. 160)
„A i w ogóle nie unoście się tak. Kto się unosi, wstyd takiemu uznać, że słuszności nie miał – stokroć bardziej jeszcze niż próbującemu przeczyć głosem spokojnym.” (s. 202)
„[...] łamać ciała, więc też woli, nikt tak wytrwale nie zdoła, jak właśnie czciciele duszy nieśmiertelnej, jako najwspanialszego z wszystkich tworów wszechmądrości i wszechmocy Bożej.” (s. 204)
„Tylko Beatrycze zawsze była, jest, zawsze też będzie.” (s. 315)
„I właśnie to: przeistaczanie się teraźniejszości w przeszłość, przyszłości najpierw w teraźniejszość, potem też w przeszłość, gdy już przyszłość inna jakaś zdąża do przeistoczenia się w teraźniejszość, by z kolei też się przeszłością stać – właśnie to, powiadam, pozbawia konieczność cech nieuniknioności i nieodwracalności, czyli umożliwia uwolnienie się od konieczności, z tym, że z kolei to, co było wolnością, przeistacza się w konieczność, by z dalszym czasu upływem też przestać nią być.” (s. 341)
„Naczelną właściwością władczości mądrej jest takie rozporządzanie ludźmi, nad którymi się ma władzę, jakie by było objawem mądrości też, nie zaś władczości samej jedynie...” (s. 349)