Druga
część trylogii Dicka, Boża inwazja
(Zysk i S-ka, 1996), rozwija tematykę podjętą w Valisie, tyle że w sposób nieco bardziej strawny. Czas akcji nie
jest podany, jednak wspomniany motyw kolonizowania dalekich planet pozwala
przypuszczać, że opowiadana historia dzieje się w bliżej nieokreślonej
przyszłości.
Zaczyna się obiecująco zwyczajnie: Elias Tate
przyprowadza do szkoły specjalnej upośledzonego chłopca, który stracił rodziców
w wypadku – matka zginęła, a ojciec leży zahibernowany w oczekiwaniu na
przeszczep śledziony. Następne ujęcie to retrospekcja: ojciec i matka chłopca
pracują na odległej planecie, poznają się, biorą ślub. A nie, nie jest to takie
proste, bo pojawia się element mistyczno-fantastyczny – do ślubu doprowadza
miejscowy bóg Jah, wygnany dawno temu z Ziemi, okrutny i nieliczący się z
ludzkimi planami, przeprowadzający własne zamysły bez brania pod uwagę
kogokolwiek innego, dla jakiegoś iluzorycznego pożytku, ludzkości czy może
własnego. Dlaczego jednak lokalne bóstwo nagle zapragnęło połączyć dwójkę
Ziemian? Jah zrobił to, by uzyskać prawną podstawę do przemycenia na Ziemię samego siebie,
w łonie kobiety, żeby mógł się odrodzić w postaci swojego syna, z kolejnej
dziewicy.
I znowu mamy tu, jak w Valis, dużo rozważań o sensie życia i przyszłości świata, rozmowy o
Bogu, Zbawicielu i siłach zła, uosabianych przez Beliala, o roli stwórcy w
pełnym zła świecie. Sporo jest nawiązań do mitologii greckiej i wierzeń
żydowskich, do korzeni znanej nam cywilizacji. Tym razem dyskusje Boga-dziecka
z jego mentorką mogą być pożywką do rozmyślań o wszystkich istotnych dla
człowieka sprawach, przy czym pytania o cel i sens niektórych działań rodzą
sprzeciw tych, których kosztem odbywa się realizacja boskich planów: „Nie mam
wiary ani nadziei, a on nie ma miłości, tylko siłę. Bóg jest przejawem siły,
niczym więcej.” (s. 58). Odmiennie jednak niż w Valis, gdzie podróżowaliśmy między czasami, a właściwie czas, jakim
go znamy, nie istniał, w Bożej inwazji
mamy okazję przemieszczać się między rzeczywistościami alternatywnymi.
Dick maluje swój powieściowy świat sugestywnie, z
wyczuciem dramatyzmu, ale ciągłe mielenie tych samych motywów staje się z
czasem nudne. Zwłaszcza że zagadnienia poruszane w powieści są mi zasadniczo
obojętne, a rozterki Dicka dotyczące wiary już dawno zostawiłam za sobą wraz z
młodością. ;) Jednak dla kogoś zainteresowanego tematyką powieść ta może się
okazać ciekawym studium wyobrażeń Autora o relacjach i zależnościach Boga i ludzi.
Z powyższych względów, mimo że Boża
inwazja jest nieco ciekawsza niż Valis,
musiałam ocenić ją również tylko na czwórkę.
(Ocena:
4/6)
Kurczę ja książki pana Dicka mam jeszcze przed sobą. Nie mogę się doczekać aż zacznę czytać :)
OdpowiedzUsuń