31 grudnia 2012

2012 – czytelnicze podsumowanie roku

Rok 2012 zakończył się całkiem słuszną ilością przeczytanych książek, bo 183 (w tym 12 powtórek). Stron nie liczę, nie widzę w tym celu – czytam nie tylko na papierze, ale też z ekranu i uszami, a wtedy trudno o właściwą ich liczbę. Wprawdzie żadnej książki nie oceniłam na szóstkę, ale nie był to rok czytelniczo stracony.

Na 5,5 oceniłam:
● Kathryn Stockett, Służące
● John Flanagan, Królowie Clonmelu
● Robert Muchamore, Sekta
● Colleen McCullough, Pieśń o Troi
● Richard Phillips Feynman, „Pan raczy żartować, panie Feynman!”: Przypadki ciekawego człowieka
● Orson Scott Card, Gra Endera (powtórka)
● Orson Scott Card, Tropiciel
● Rafał Kosik, Felix, Net i Nika oraz Świat Zero
● Rafał Kosik, Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci

Wśród piątek bardziej znaczące były:
● Ryszard Kapuściński, Rwący nurt historii
● Mariusz Szczygieł, Zrób sobie raj
● Anatolij Pristawkin, Nocowała ongi chmurka złota
● Ka-tzetnik 1356330, Dom lalek
● Jerzy Krzysztoń, Obłęd
● John Wyndham, Dzień tryfidów (powtórka)
● Orson Scott Card, Ender na wygnaniu
● Cormac McCarthy, Suttree
● Orhan Pamuk, Biały zamek
● Seweryna Szmaglewska, Dymy nad Birkenau
● Colleen McCullough, Ptaki ciernistych krzewów
● Wojciech Tochman, Dzisiaj narysujemy śmierć
● Terry Pratchett, Niuch
● Charles Dickens, Przygody Olivera Twista
● Thomas Berger, Mały Wielki Człowiek
● Andrzej Sapkowski, Stanisław Bereś, Historia i fantastyka
● Marcin Ciszewski, www.1939.com.pl

Z cykli jako całości utkwiły mi w pamięci: Mroczna wieża Stephena Kinga i Zwiadowcy Johna Flanagana. Spore wrażenie zrobiła też trylogia Stanisławy Fleszarowej-Muskat Pozwólcie nam krzyczeć. Mam zamiar czytać więcej wielotomowych powieści, lubię śledzić losy bohaterów na przestrzeni lat i kontynentów.

Ilościowo oceny kształtują się następująco:
6 – 0,   5,5 – 9,   5 – 56,   4,5 – 46,   4 – 50,   3,5 – 11,   3 – 9,   2,5 – 0,   2 – 1,   1,5 – 0,   1 – 1

● ● ●

Rok 2012 zaowocował założeniem nowego bloga, na którym miłośnicy książek historycznych publikują swoje recenzje i opinie. Jest nas już czternaścioro zapaleńców, chętnie przyjmiemy też nowych historiomaniaków. Z zasadami można się zapoznać tutaj.


Wzięłam udział w kilku wyzwaniach, w tym czterech nowych. Ich realizacja przedstawia się następująco:
Nobliści – 12, całkiem ładna miesięczna średnia wyszła;
Z półki – z założonych 16 książek przeczytałam 48, czyli maksymalną normę przekroczyłam trzykrotnie, byle tak dalej;
Wyczekane (początek w lutym) – 39;
Trójka e-pik (początek w październiku) – 22;
Z literą w tle (początek w listopadzie) – 14;
Wojna i... literatura (początek w listopadzie) – 6.

W przyszłym roku będę brała udział w zaczętych już wyzwaniach, jeśli będą kontynuowane, i jednym nowym, czytam fantastykę. To i tak sporo, więc już raczej na nic więcej się nie skuszę. ;)

30 grudnia 2012

grudzień 2012 – podsumowanie

Miesiąc zdominowały wyzwania, do których przeczytałam sporo książek. Najwięcej wyszło mi do „Z literą w tle”, bo oczekujących na czytanie powieści autorów na C miałam sporo. W ocenianiu byłam łaskawsza, chyba musiałam odstresować się z lżejszymi powieściami, bo nawet sensacje uzyskały dość wysokie noty, co jest ostatnio u mnie rzadkie.
Jak zwykle lista przeczytanych książek, uzupełniana na bieżąco, jest po prawej, w zakładce „przeczytane w 2012”.

● ● ●

Robert Harris, Enigma
Zaczynając czytać Enigmę miałam nadzieję na powieść o kryptografii, maszynie szyfrującej i ludziach, którzy rozgryźli jej działanie, przyczyniając się do pokonania Niemców w II wojnie światowej. Owszem, jest trochę o tym, jednak sama enigma została potraktowana jako tło dla niezbyt zajmującej afery, która zaczęła się jako miłosna, a gdzieś po drodze przemieniła się w szpiegowską. Jest to dość sprawnie napisana historyjka, która nie powala akcją, ale z braku czegoś ciekawszego można przeczytać.
(Ocena: 4/6)

David Liss, Handlarz kawą
W zasadzie Handlarz kawą zawiera to, co powinna zawierać wciągająca powieść: intrygę, miłość, zdradę, nienawiść, zemstę. Jest dostatecznie sensacyjna w założeniu i opowiada o interesujących sprawach w ciekawych czasach, żeby wydać się łakomym kąskiem. Ale... no właśnie. Rozkręca się toto przez 3/4 książki, nudząc i usypiając czytelnika, żeby dopiero w końcówce wprowadzić tempo zdolne zainteresować go i ożywić. Zakładając oczywiście, że tenże czytelnik wytrwał. Przyznam, że przyszło mi to z trudem i nie jestem przekonana, czy było warto. Na pewno bardziej zainteresuje kogoś, kto zna się na giełdzie i pragnie poznać początki rządzących nią mechanizmów. Dla mnie pozostaje przeciętną powieścią z szybką końcówką (za to dodałam pół punktu).
(Ocena: 3,5/6)

Marcin Ciszewski, www.1939.com.pl, www.1944.waw.pl
(Ocena: 5/6)

Stefan Chwin, Hanemann
Gdańsk, koniec II wojny światowej i kilkanaście powojennych lat. Hanemann pozostaje w Gdańsku, samotny po stracie dziewczyny, nie ucieka do Niemiec, jak inni mieszkańcy, przed nadchodzącymi wojskami polskimi. Układa sobie życie dogadując się z nowymi sąsiadami, rozpamiętuje przeszłe życie, tworzy nowe.
Bardzo dobrze napisana powieść. Lubię czytać Chwina ze względu na język, jakim się posługuje, tyle że Hanemann akurat niespecjalnie mnie urzekł fabułą, znacznie ciekawszy był Złoty pelikan.
(Ocena: 4,5/6)

Andrzej Pilipiuk, Aparatus
Coś jest w twórczości Pilipiuka, że, mimo ogólnej mojej niechęci do krótkich form, jego opowiadania czytam zawsze z zainteresowaniem. Lubię zwłaszcza te, w których nie występuje Wędrowycz. Tym razem poczytałam sobie z ebooka (Woblink), nieźle przygotowanego (mało literówek było ;)).
(Ocena: 4,5/6)

Marcin Ciszewski, Major
(Ocena: 5/6)

Alina i Czesław Centkiewiczowie, Tumbo z Przylądka Dobrej Nadziei
(Ocena: 4,5/6)

Alina i Czesław Centkiewiczowie, Tumbo nigdy nie zazna spokoju
(Ocena: 5/6)

John Grisham, Ominąć święta
(Ocena: 4/6)

Andrzej Szczypiorski, I ominęli Emaus
Samobójstwo nowego znajomego jest pretekstem do wędrówki przez życie i jego, i narratora, a także do ogólnych rozmyślań o sensie istnienia. Liczne retrospekcje z życia narratora przeplatają się z poszukiwaniami informacji o zmarłym, poznawaniem jego rodziny i przyjaciół. Pobudzone wyobraźnią scenariusze zdarzeń zyskują status prawdy objawionej przekazanej czytelnikowi przez wczuwającego się narratora. W sumie 220 stron, przez które w miarę szybko przebrnęłam, bo chciałam sięgnąć po coś bardziej interesującego. Bardzo ładne wydanie książki z licznymi literówkami (SAWW, 1992).
(Ocena: 3,5/6)
„To nieprawda, że każda kanalia boi się własnego cienia. Bywają łotry heroiczne.” (s. 60)

Marcin Ciszewski, www.ru2012.pl
(Ocena: 5/6)

Flanagan John, Cesarz Nihon-Ja
Ostatni chronologicznie tom Zwiadowców. Mimo schematyczności i zbyt czarno-białych postaci trudno się od lektury oderwać. Umiejscowienie w egzotycznej scenerii krainy przypominającej Japonię jest dodatkowym elementem przyciągającym. Rządzący Nihon-Ja cesarz Shigeru musi się bronić przed buntownikiem, w czym pomaga mu garstka wiernych wojowników, wśród których znalazł się i Horace. Jak zwykle Halt, Will i Horace wykazują się odwagą i pomysłowością, a tym razem aktywnie pomagają im Evanlyn i Alyss.
Ciekawa, wciągająca powieść z zatrważającą ilością błędów literowych, stylistycznych i interpunkcyjnych. Szkoda. :(
(Ocena: 5/6)

Marcin Ciszewski, Mróz
Kryminał i sensacja to nie to, co nutinki lubią najbardziej. Jednak Marcin Ciszewski potrafi tak napisać powieść sensacyjną, że trudno się oderwać. Trzyma zwłaszcza mróz dochodzący prawie do 60 stopni. Minus. :) Aż musiałam sprawdzać, ile jest na termometrze za oknem, tak sugestywnie opisał paraliż komunikacyjny Warszawy, wysiadanie telefonów i zamarzanie oddechów wraz z niezakrytymi częściami ciała. I w tym wszystkim akcja na najwyższym szczeblu politycznym, czyli zamachy, porwania, pościgi, strzelanki. I Jakub Tyszkiewicz jako jeden z głównych ścigających, zdesperowany, gotowy na wszystko, skuteczny. Bardzo dobra rozrywka.
(Ocena: 5/6)

Flanagan John, Zaginione historie
Kilka opowiadań ze świata Zwiadowców, uzupełniających i wyjaśniających dzieje kluczowych postaci, zarówno po zakończeniu wyprawy do Nihon-Ja, jak i sprzed lat. Wszystko spięte klamrami wykopalisk archeologicznych, podczas których odnalezione są zapiski dotyczące Korpusu Zwiadowców.
Znacznie lepsza korekta niż w poprzedniej części, chociaż do ideału jeszcze daleka droga.
(Ocena: 5/6)

Marcin Ciszewski, Upał
Kolejna powieść sensacyjna z cyklu o Jakubie Tyszkiewiczu, tym razem rozwiązującym problemy terrorystyczne podczas Euro 2012. Jak to u Ciszewskiego – dużo się dzieje, jest wartko i wciągająco, chociaż już zbyt schematycznie. Chyba jednak czytanie sześciu powieści tego samego autora w krótkim czasie nie było najlepszym pomysłem. ;)
(Ocena: 4,5/6)

Bruce Chatwin, Wicekról Ouidah
Sprawozdanie z życia, nawet pełnego przygód, nie jest formą powieściową, jaką najbardziej lubię. Krótka opowieść o życiu Francisa Manoela da Silvy nie zachwyciła mnie, chociaż znudzić nie zdążyła. Szybko przeczytane, szybko zapomniane (mam na zbyciu, ktoś chce?).
(Ocena: 3/6)

Michael Crichton, Pod piracką flagą
(Ocena: 4,5/6)

Agata Szulc, Pseudotoster i inne perypetie
Jedna z kilku niewielkich objętościowo książeczek o tym, jak radzić sobie w trudnym życiu jedenastoletniej panny, obarczonej młodszym bratem i rodzicami, nie wykazującymi zrozumienia dla potrzeby samodzielności i eksploracji świata. Zgrabna mieszanka przygód domowych i rodzinnych to poradnik radzenia sobie młodocianych w trudnym świecie dorosłych, napisany przez zdolną piętnastolatkę. (Tę i inną książeczkę autorki mam na zbyciu.)
(Ocena: 4/6)

Orson Scott Card, Tropiciel
(Ocena: 5,5/6)

Rafał Kosik, Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci
Kolejna część cyklu o trójce szalonych gimnazjalistów równie mocno trzyma w napięciu. Felix, Net i Nika przebijają się przez kolejne światy, usiłując odnaleźć swój Świat Zero. W końcówce miałam nachalne skojarzenia z Tropicielem Carda (pewnie dlatego, że mam go świeżo w pamięci) – motyw bariery i z filmem Cube, ale nie będę przybliżać, dlaczego. Kilka innych skojarzeń jeszcze mi przemknęło, powstrzymam się jednak przed zdradzaniem zbyt wiele. Ogólnie bardzo wciągająca, szybko czytająca się powieść – podziwiam wyobraźnię autora. Tylko nie wiem, czy zmiana literki w numerze świata jest zabiegiem celowym, mającym być punktem wyjścia do kolejnego tomu, czy też zwykłą literówką, do których mnie Powergraph niestety przyzwyczaił. Na plus trzeba jednak zapisać wydawnictwu, że jest znacząco mniej błędów, niestety do ideału jeszcze trochę brakuje.
(Ocena: 5,5/6)

Kossakowska Maja Lidia, Więzy krwi
Albo mam przesyt twórczości pani Kossakowskiej, albo ostatnio bardziej mnie drażni tematyka poruszana w jej opowiadaniach. Nudzą mnie wredne anioły, szatańskie uosobienia Boga i tym podobne. W ogóle tematyka bosko-anielska jakoś mnie przesadnie nie pociąga, nawet w formie strawnej dla ateisty. Odpuszczę więc sobie na jakiś czas. A może już na zawsze.
(Ocena: 3,5/6)

● ● ●

Realizacja projektów:
Nobliści – 0
Z półki – 6 (razem: 48/16)
Wyczekane – 7 (Hanemann, Ominąć święta, Tumbo x 2, Pod piracką flagą, Tropiciel, Więzy krwi)
Trójka e-pik – 1. powieść z motywem Świąt Bożego Narodzenia: Ominąć święta 2. książka, która była Twoim planem na rok 2012: Tumbo z Przylądka Dobrej Nadziei, Tumbo nigdy nie zazna spokoju, Hanemann, Pod piracką flagą, Tropiciel 3. zagraniczna powieść z dreszczykiem: Enigma
Z literą w tle – 12 (Chwin, Ciszewski x 6, Centkiewiczowie x 2, Chatwin, Crichton, Card)
Wojna i... literatura – 5 (Enigma, Ciszewski x 4)
W sumie (w miesiącu/w roku): 22/183

28 grudnia 2012

Nowy świat Carda

Orson Scott Card
Tropiciel (Pathfinder)
Prószyński i S-ka, 2011
tłum. Kamil Lesiew, Maciejka Mazan

Ostatnio mam szczęście do powieści wykorzystujących motyw przemieszczania się w czasie. Biorąc do ręki Tropiciela Carda, nie pamiętałam, że również tu znajdę wędrowanie po przeszłości, paradoksy czasowe, zmienianie przyszłości przez drobne ingerencje w przeszłości (opis z okładki czytałam dawno i zdążyłam zapomnieć). Akcja powieści rozgrywa się na Arkadii, planecie zasiedlonej niegdyś przez przybyszów z Ziemi, podążających przez kosmiczne przestworza w ramach projektu mającego na celu ekspansję rodzaju ludzkiego na inne globy: „Piękny był to świat, zabarwiony błękitami, bielami i brązami jak Ziemia, lecz otoczony pojedynczym olśniewającym pierścieniem. Życie występowało na powierzchni planety w takiej obfitości, że zieleń chlorofilu była nie tylko widoczna, ale wręcz dominująca na wielu obszarach kontynentów.” (s. 359).
Główne role w Tropicielu grają nastolatkowie – Card lubi w pierwszych tomach cykli obsadzać młodocianych bohaterów. Kiedyś byli to Ender, Groszek czy Alvin, teraz Rigg, Umbo i Param. Życie Rigga wydaje się proste do chwili, gdy ginie jego ojciec. To znaczy ten, którego dotychczas uważał za swojego ojca. Specyficzne wykształcenie, jakie zafundował mu Wędrujący Człowiek („Skoro nie wiadomo, jaka informacja przyda się w przyszłości, trzeba wiedzieć wszystko o przeszłości.” (s. 11)), pomoże mu w nowych, diametralnie różnych i szybko zmieniających się warunkach. Również niepowtarzalny dar, jakim dysponuje Rigg, dostrzeganie ścieżek istot żyjących, teraźniejszych i dawnych, umiejętność ich rozróżniania i śledzenia, także w przeszłości, pomoże mu zachować życie w otoczeniu, któremu nie może zaufać samotny trzynastoletni chłopiec królewskiego pochodzenia. W koniecznej wędrówce towarzyszą mu przyjaciele, wypróbowani w niebezpieczeństwie, posiadający dary pomocne w zachowaniu życia i realizacji celu, którego na razie mogą się tylko domyślać.
Pierwsza część nowego cyklu Carda wprowadza czytelnika w świat zasiedlony przypadkiem przed ponad jedenastoma tysiącami lat. Zawirowania przestrzeni i czasu mają ciągle ogromny wpływ na mieszkańców Dziewiętnastu Światów, oddzielonych nieprzekraczalnym Murem, a specjalne uzdolnienia niektórym z nich pomagają przetrwać. Card stworzył nowy świat, z nowymi, nieznanymi wcześniej warunkami i nowymi wyzwaniami – dopracowany, bogaty, pełen zróżnicowanych postaci, o dobrze przedstawionych charakterach, z własną, pokręconą przez tysiąclecia polityką i skomplikowanymi układami społecznymi, wyrazisty i ostry. Fabuła też jest dostatecznie zakręcona, żeby trzymać w napięciu i nie puszczać, nawet gdy już się domyślamy, co i jak. A i wtedy Autor potrafi zaskoczyć, bo nic nie jest do końca takie, jakie się wydaje. 
Świetne połączenie fantasy z science fiction w scenerii jakby ze średniowiecza, przynajmniej technologicznie. Są tajemnice i artefakty, które nie wiadomo do czego służą, jest przyjaźń, która przetrwa przeciwności losu, zdrada i miłość – wszystko w doskonałych proporcjach, chociaż podane w formie tak spokojnej i wyważonej, że jakby mimochodem tylko trzyma w napięciu. I jest motyw drogi – ku celowi wyznaczonemu przez „ojca”, ku Murowi, ku dojrzałości. Card raczy nas też rozważaniami o czasie, wprowadzając temat paradoksów czasowych w słownych przepychankach, logicznych gierkach, erystycznych popisach. Postaci Zbędnych, ich dialogi z Ramem Odynem, prowadzone na statku zmierzającym ku nowej planecie, przypominają mi, wykreowaną przez Isaaca Asimova, postać R. Daneela Olivawa, szarej eminencji przyszłego świata. Bardzo interesująca mieszanka. I bardzo ciekawe zakończenie tomu, aż chce się czytać dalej. Pozostaje czekać na tom drugi.
(Ocena: 5,5/6)

● ● ●
„Ludzki mózg nie jest zdolny do zrozumienia wszystkich konsekwencji czegokolwiek. Za krótko żyjecie.” (s. 295)
„Myślenie jest niebezpiecznym zajęciem dla tych, którzy do tego nie nawykli.” (s. 330)
„Wybiórcza świadoma ślepota pozwala ludziom ignorować moralne konsekwencje ich wyborów. To była jedna z waszych najcenniejszych cech gatunkowych, z perspektywy przetrwania każdej pojedynczej ludzkiej społeczności.” (s. 345)

26 grudnia 2012

Pirackie zdobycze

Michael Crichton
Pod piracką flagą (Pirate latitudes)
Albatros, 2010
tłum. Danuta Górska

Niemal każdy w młodości zaczytywał się powieściami o dzielnych wojownikach pędzących życie na granicy prawa lub zgoła poza nią. Nie jest to domena jedynie męskiej części zaczytanych. I moje lektury w pewnym okresie zdominowali odważni piraci, za nic mający czyjeś prawo do życia i własności, uparcie dążący do zdobycia bogactw drogą rozboju i rabunku. Ich terenem działania było morze, wyspy i statki, najlepiej należące do kraju od lat żyjącego w nieprzyjaźni z ich ojczyzną, nawet jeżeli tylko formalną lub przybraną. Każdy pretekst jest wszak dobry i wystarczy do uzasadnienia napadu na wrogą jednostkę. Wśród powieści poznanych wówczas na plan pierwszy wysunął się trzyczęściowy cykl Janusza Meissnera Opowieść o korsarzu Janie Martenie. Każdy z tomów trzymał w napięciu i powodował wypieki na twarzy małoletniego dziewczęcia, jakim wtedy byłam, dostarczając mocnych wrażeń i sprawiając, że utkwił w pamięci na dziesiątki lat. Mam w planach powrót do tych powieści, może w przyszłym roku, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście warte były tych emocji, a tymczasem sięgnęłam po nieznaną wcześniej powieść o piratach, napisaną przez Michaela Crichtona. Autora znałam, lubiłam, chociaż bez stawiania na piedestał, i spodziewałam się solidnej porcji rozrywki.
Pod piracką flagą to siedemnastowieczna powieść awanturnicza o piratach Morza Karaibskiego, Anglikach z Port Royal, siedziby angielskiego gubernatora, bazy wypadowej morskich rozbójników, ich domu i rynku pracy zarazem. Stąd wyrusza na korsarską wyprawę Charles Hunter, kapitan slupa „Kasandra”, z załogą dobraną z nieustraszonych i żądnych mamony awanturników, o przydatnych specjalnościach, istotnych z punktu widzenia łupiestwa zdolnościach i nieustającym zapale do walki. Ich celem jest hiszpańska twierdza, nosząca miano niezdobytej, wznosząca się na jednej z wysp karaibskich.
Fabuła jest prosta i przewidywalna, acz wciągająca od pierwszej strony. Tak, jak można się było spodziewać, cel, zdający się trudnym do osiągnięcia, okazuje się najłatwiejszą częścią wyprawy, natomiast kilka nieoczekiwanych przeciwności w postaci Hiszpana Cazalli, czarnego charakteru, mającego do dyspozycji kilkuset żołnierzy, dopada piratów niespodziewanie, w gwałtowny sposób zmniejszając liczbę uprawnionych do podziału zdobyczy. Tło powieści zostało całkiem nieźle, choć, mam wrażenie, nieco zbyt oszczędnie zarysowane, bez nadmiaru szczegółów wprowadzając czytelnika w to, co istotne. Zaletą pisarstwa Crichtona jest przykładanie się do poznania epoki, o której miał pisać. Galerii ciekawych postaci, o sugestywnie zarysowanych charakterach, przewodzi kapitan Hunter, pomysłowy i przedsiębiorczy Anglik z Nowego Świata, umiejący wykorzystać zdolności swoich ludzi i obrócić każdą zapowiedź klęski w spektakularne zwycięstwo. Nieco za duża jest rozmaitość przypadków, nękających bohaterów, bo nie dość, że zadanie, jakie sobie postawili, jest trudne do wykonania, to jeszcze przeszkadzają im Hiszpanie, nie dając spokoju nawet po udanym wypadzie, wściekły sztorm, tubylczy kanibale, kraken, a nawet czarownica. Troszkę tego wszystkiego za dużo, dobrze chociaż, że opisane zostało z dużym wyczuciem dynamiki, dzięki czemu czyta się szybko i w miarę bezboleśnie.
Pod piracką flagą może stanowić uzupełnienie dotychczas poznanych korsarskich powieści i filmów (Piraci Polańskiego, Piraci z Karaibów), chociaż nic odkrywczego nie oferuje i jako całość sprawia lekko niedopracowane wrażenie. Jest jednak całkiem niezłą powieścią akcji, na tyle interesującą, żeby trzymać w napięciu, nieprzeładowaną opisami, operującą krótkimi, treściwymi scenami, niemal gotowymi do wykorzystania w scenariuszu filmowym. Nadaje się dla tych, którzy chcą wrócić na chwilę do świata dziecięcych wyobrażeń, żądnych przygód na kartach ksiąg.
(Ocena: 4,5/6)

24 grudnia 2012

Szydełkowe śnieżynki

Pierniczki i szydełkowe gwiazdki to jedyne akcenty świąteczne obecne w moim domu. W zeszłym roku pozbyłam się resztek śnieżynek, trzeba było więc zrobić znowu mały zapas. Przydają się w nagłych wypadkach. ;)
Część pochodzi ze wzorów znalezionych w internecie, a część była wymyślana lub przerabiana do własnych wyobrażeń śniegowych gwiazdek. I dodatkowo choinka, ale nie bardzo wyszła, więc pozostała samotna. Użyłam kordonka Muza 20, 30 tex x 4, 830 m/100 g – jest cienki i śnieżnobiały, gwiazdeczki wychodzą delikatne jak te ze śniegu. Szydełko 1,5 mm.


Po części wcześniejszych gwiazdek pozostały tylko zdjęcia:

22 grudnia 2012

Pierniczki

Miękkie, lekko kruche pierniczki proste i łatwe do zrobienia. Przepis opracowałam już kilka lat temu i pozostaję mu wierna, bo nigdy mnie nie zawiódł. I, mimo że fanką pierniczków nie jestem, te zjadam bez oporów, a nawet z przyjemnością. :) W tym roku wszystkie pierniczki z podwójnej porcji zrobiła i udekorowała Aguti, moja rola ograniczyła się do pilnowania pieczenia.

składniki:
2 szklanki mąki pszennej (bezglutenowo: 2,5 szklanki mąki gryczanej i ryżowej, łyżeczka mielonego siemienia)  

3/4 szklanki cukru pudru
czubata łyżka miodu
1,5 łyżeczki przyprawy do pierników (dla mnie najlepsza jest Kotanyi)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 jajo
2,5 dag drożdży
2,5 dag miękkiego masła

sposób przygotowania:

1. Mąkę wymieszać z cukrem pudrem.
2. Miód podgrzać do rozpuszczenia z przyprawami, na koniec wymieszać z sodą, przełożyć do mąki z cukrem, wymieszać. Dodać drożdże (bez robienia rozczynu), jajko i masło, wyrobić dokładnie. Początkowo wydaje się, że za dużo jest składników suchych, ale ciasto zawsze w końcu pięknie się wyrabia. Używam raczej dużych jajek i mąki pszennej szymanowskiej (typ 480).
3. Wałkować (ciasto jest lekko klejące od miodu, więc w razie potrzeby można podsypać odrobiną mąki) na ulubioną grubość (grubsze są bardziej miękkie), wycinać foremkami dowolne kształty (w pierniczkach lepiej się sprawdzają te zaokrąglone) i piec około 15 minut w piekarniku nagrzanym do 190°C. 
4. Ostudzone pierniczki można polukrować.

Tajemnica dobrych, miękkich pierniczków tkwi w odpowiednim czasie pieczenia. Trzeba je wyjąć zanim zaczną się przypiekać i stwardnieją. Ale nawet takie przepieczone będą dobre, tylko muszą trochę poleżeć i zmięknąć. 



Smacznego! :)

20 grudnia 2012

Paradoksy i pętle czasowe w rozrywkowej wersji

Marcin Ciszewski
1. www.1939.com.pl
2. www.1944.waw.pl
3. Major
4. www.ru2012.pl
Wydawnictwo SOL, 2008-2011

Motyw przenoszenia w czasie wykorzystywany jest w literaturze dość licznie i z ciekawymi efektami. Najbardziej w pamięci utkwił mi klasyczny już Koniec wieczności Isaaca Asimova, który jest mocną przestrogą przed manipulacjami czasem. W ten nurt doskonale wpasował się też Marcin Ciszewski swoimi powieściami z cyklu www.
Oddział wojska w sile wzmocnionego batalionu niespodziewanie przenosi się w czasie z roku 2007 do 1939, trafiając na dzień rozpoczęcia II wojny światowej. Podpułkownik Jerzy Grobicki wraz z podległymi mu żołnierzami ma niepowtarzalną okazję, by wpłynąć na zmianę wyniku kampanii wrześniowej. Ma w tym pomóc nowoczesna broń, nieznana przed ponad sześćdziesięciu laty i specyficzne wyszkolenie oddziału specjalnego, wchodzącego w skład jednostki. Jednak jakim cudem batalion znalazł się w tym akurat momencie historycznym? Tego Grobicki będzie musiał się dowiedzieć.
Wszystkie cztery części cyklu czyta się świetnie. Ciekawa fabuła, szybkie zwroty akcji, ładnie powiązane wątki i wielokrotnie zagęszczona intryga to atuty powieści napisanych ku rozrywce. Wiele trudnych, często krwawych momentów, dynamiczne opisy walk i bitew, waleczni mężczyźni, podejmujący rękawicę, tworzący historię, zmieniający ją. Poza tym na okrasę dostajemy piękne kobiety, zdolne walczyć i zdobywać, niekoniecznie przy użyciu broni palnej. Ciszewski potrafi dobrze zrównoważyć momenty dramatyczne z humorystycznymi. Odreagowywanie trudnych chwil śmiechem i żartami jest wszak niezbędnym warunkiem zachowania zdrowia psychicznego. Humor jest potrzebny zwłaszcza żołnierzom, którzy narażeni są w prawdziwej wojnie na ogromny stres, strach, rany i śmierć. Dostajemy więc dynamiczną akcję, pełną nieoczekiwanych zwrotów, okraszoną konkretnymi, nieprzegadanymi opisami i sporą dawką humoru.
Troszkę zgrzytało mi początkowo niemal natychmiastowe zaangażowanie się oddziału Grobickiego w walkę bez głębszego zastanawiania się nad paradoksem czasowym, ale Ciszewski nieźle wybrnął z tego stawiając wojaków w sytuacji bez wyjścia – zaatakowani musieli się po prostu bronić. Motywacja do walki nie jest jednak tak oczywista – nie każdy ma ochotę wziąć w niej udział, ale wyjścia nie ma – dopóki nie znajdą sposobu na powrót do swoich czasów, żołnierze muszą przeżyć stawiając czoła niemieckim oddziałom. Rzuca się też w oczy nadmiar zbiegów okoliczności, jednak przy czytaniu powieści mającej dawać chwilę relaksu nie razi to nadmiernie. Zresztą przyjemność czytania przeważa nad drobnymi niedociągnięciami fabuły. Doskonała lektura na relaks w wolnej chwili.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

Fabułę kolejnych części cyklu omawiam tylko w dużym skrócie. Dla informacji osób, które jeszcze nie czytały Ciszewskiego: będą tu spojlery.

Druga część, www.1944.waw.pl, to powrót w czasy wojny, tuż przed powstaniem warszawskim. Grobicki, który urządził się w wojennej Ameryce, wraz z towarzyszami zostaje przerzucony na teren Polski, żeby odzyskać emiter, niezbędny do podróży w czasie. Na swej drodze napotykają oddział majora Wojtyńskiego, przygotowującego się do powstania. Z Wojtyńskim i jego planami zwiąże grupę Grobickiego los. Do gry dołączają również Amerykanie. Na ile zbieżne będą interesy wszystkich grup?
(Ocena: 5/6)

W Majorze  powracamy do roku 1943, żeby poznać, jakie wydarzenia doprowadziły do awansu Wojtyńskiego. Jego oddział toczy walkę z okupantem, wykorzystując część sprzętu przeniesionego z przyszłości i produkując potrzebną broń na miejscu. W tle przygotowania i wybuch powstania w getcie warszawskim. Ważną rolę grają władze Polski podziemnej z Grotem Roweckim na czele, a o amerykański sprzęt upomina się przedstawiciel rządu USA – negocjacje trwają. Do rozgrywki dołącza jednak jeszcze jeden gracz...
(Ocena: 5/6)

www.ru2012.pl. Zaczyna się jak u Hitchcocka mocnym uderzeniem, a potem napięcie wzrasta. Powrót grupy Grobickiego do Warszawy wyzwala lawinę zdarzeń z porwaniami, pościgami, strzelaniem i przymusowymi spotkaniami z policją. Wszystko odbywa się szybko i dynamicznie, dostarczając przedniej, choć niewyszukanej rozrywki.
(Ocena: 5/6)

19 grudnia 2012

Ominąć święta

John Grisham
Ominąć święta
Amber, 2001

Johna Grishama czytywałam kilkanaście lat temu, gdy wzbijał się na szczyty popularności powieściami o tematyce sensacyjno-prawniczej, które były bardzo wciągające i dobrze spełniały rolę odstresowywacza i oderwania od szarej codzienności. Nie zamierzałam już wracać do twórczości tego autora, ale jakiś czas temu zauważyłam na bibliotecznej półce cieniutkie Ominąć święta, które jakoś tak samo wskoczyło mi w łapki.

● ● ●

Małżeństwo Kranków postanawia nie obchodzić świąt. Ich córka wyjechała na dłużej, a oni nie chcą sami powtarzać rytuałów świątecznych, z przyjęciami i zakupami, które tak naprawdę nie są im potrzebne. Zamiast świąt postanawiają wyruszyć na Karaiby, odpocząć i zrelaksować się w innym otoczeniu, a przy okazji zaoszczędzić połowę wydatków, jakie co roku ponoszą z okazji świątecznego szaleństwa. W oczekiwaniu na termin wyjazdu stosują dietę i opalają się, żeby łatwiej znieść palące słońce wysp, a jednocześnie informują znajomych o swej decyzji i znoszą ich spontaniczne objawy zachwytu bądź niezadowolenia.
Temat ciekawy, napisany z wprawą i sporą dawką humoru. Początkowo powieść wciąga, przy czytaniu uśmiech wypełza na twarz, a jednocześnie po głowie snują się myśli, jak też ta historia się skończy. Czy Krankowie wytrwają w swojej decyzji, czy będą na tyle asertywni, żeby nie ulec presji znajomych, naciskom lokalnej społeczności, gnębieniu i szykanowaniu ze strony ludzi, dla których nieobchodzenie świąt jest profanacją i pogwałceniem istoty życia? Czy nie ulegną kolejno nachodzącym ich przedstawicielom lokalnych służb, oferujących kalendarze, keksy, choinki czy inne zbędne przedmioty? Czy nie skusi ich zakupowe szaleństwo, kolejne niepotrzebne ubrania i ozdoby, następne brzydkie portfele i szaliki, których i tak nikt nie założy?
Muszę przyznać, że przemysł świąteczny w USA jest bardzo rozbudowany. Bardzo mocne są też środki nacisku społeczności lokalnych, żeby było tak bardziej prześlicznie, w światełkach i Śniegurkach, żeby nikt się nie wyłamywał, żeby było równo i pod sznurek. Presja jest tak silna, że człowiek o słabszej konstrukcji psychicznej nie ma szans skutecznie się oprzeć. Środki nacisku, stosowane przez aktywnych członków społeczności, bezkarnie zahaczają o granice prawa, a konstytucyjna wolność obywatela pozostaje tylko zapisem na papierze. U nas jest jednak znacznie łatwiej (od ponad dwudziestu lat nie obchodzimy świąt i nie musieliśmy przywoływać całych pokładów asertywności, żeby sobie z tym poradzić. Wystarczyło tylko kilka razy dobitnie powtórzyć: NIE i koniec. Jedynym ustępstwem była przez kilka lat choinka, którą nasze dziecko sobie chciało ubrać, ale i z tego już chyba wyrosła. Oczywiście prezenty są, bo czemu nie? Tak samo są prezenty z okazji urodzin czy pierwszego dnia wiosny albo zupełnie bez okazji. Ale bez szaleństw zakupowych, mycia okien w mrozy, bez „bo tak wypada” i „co ludzie powiedzą”. Z tego wszystkiego da się wyrosnąć. :) I te kilka wolnych dni można spędzić po prostu ze sobą, czytając książki, oglądając filmy, jedząc ciasteczka. Fajne mamy święta.).
Powieść Grishama rozwijała się bardzo ładnie, tyle że niestety na finiszu zdechła. Zakończenie jest napisane jakby na szybko, żeby tylko skończyć. No nie miał autor pomysłu na sensowną końcówkę. Trochę się tego bałam i niestety spełniły się moje obawy. Szkoda, bo humor i pokonywanie kolejnych absurdalnych zwyczajów dawały niezły potencjał do wykorzystania. A tak, jest średnio. Tylko średnio. Mały plus za humor i trafne spostrzeżenia.
(Ocena: 4/6)

[Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Trójka e-pik.]

18 grudnia 2012

Chleb z kminkiem

Chleb dla każdego ciasto wystarczy wymieszać łyżką albo mikserem. Najlepszy z kminkiem, ale można go robić z dowolnymi ziołami.

składniki:
25 dag mąki pszennej
1-1,5 łyżeczki soli (ostatnio mam wrażenie, że sól jest mniej słona)
1 łyżka kminku
2 łyżki płatków owsianych
2,5 dag drożdży
1 łyżeczka cukru
1 szklanka wody

sposób przygotowania:
1. Mąkę wymieszać z solą, płatkami i kminkiem. Zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, zasypać cukrem, zalać letnią wodą, wymieszać delikatnie. Odstawić do wyrośnięcia drożdży.
2. Wymieszać ciasto łyżką lub mikserem, odstawić do wyrośnięcia na pół godziny.
3. Ponownie wymieszać, przełożyć do natłuszczonej i wysypanej bułką tartą formy.
4. Po wyrośnięciu piec w temperaturze 200°C ok. godziny.

Z tych składników wychodzi mały chlebek, dlatego zwykle robię z podwójnej porcji. Można oczywiście zrobić chleb tylko z ziołami, nie każdy przecież lubi kminek. Jest równie dobry, chociaż smakuje inaczej. Smacznego! :)

17 grudnia 2012

Ciasteczka makowe

Zdrowe, delikatne ciasteczka z makiem, lekko słodkie dzięki obecności miodu. Polubiłam je od pierwszego pieczenia. :)

składniki:
40 dag mąki
15 dag masła
1/2 szklanki suchego maku
4 łyżki miodu
2 łyżeczki cukru waniliowego
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżka mleka lub śmietany
1 jajko
2 żółtka

sposób przygotowania:
1. Masło posiekać z mąką. Wymieszać z makiem, miodem, cukrem waniliowym i sodą rozpuszczoną w mleku. Dodać jajko i żółtka, wyrobić.
2. Odstawić do lodówki nawet na kilka godzin.
3. Rozwałkować ciasto na grubość 3-4 mm, wycinać ciasteczka foremkami, układać na papierze do pieczenia.
4. Piec w 180°C kilkanaście minut.
5. Można polukrować, jeśli ktoś woli słodsze.

 
Smacznego!

15 grudnia 2012

Tumbo – czarnoskóry przyjaciel

Alina i Czesław Centkiewiczowie
Tumbo z Przylądka Dobrej Nadziei
Nasza Księgarnia, 1974
il. Jan Marcin Szancer

Alina i Czesław Centkiewiczowie
Tumbo nigdy nie zazna spokoju
Nasza Księgarnia, 1985
il. Maria Orłowska-Gabryś

Lektury z dzieciństwa czasem bardzo mocno w nas siedzą. Lubię wracać do tych, które wydają mi się najbardziej znaczące, najlepiej pamiętane, najmocniej kiedyś przeżywane. Wiele z tych powieści dzieje się gdzieś w świecie dalekim, nieznanym, tajemniczym, oprócz funkcji rozrywkowej pełniąc rolę uczącą wiedzy o świecie, jakiego nie możemy sami zobaczyć, czy to ze względu na odległość w przestrzeni, czy w czasie. Wśród nich wyróżniły się dawno temu przygody Tomka Wilmowskiego Szklarskiego, Piętnastoletni kapitan Verne’a, kilka powieści o Indianach i Tumbo Centkiewiczów.

● ● ●

Na cumujący u Przylądka Dobrej Nadziei statek zakrada się nocą pasażer na gapę. Czarnoskóry Tumbo uciekł z więzienia i chce dopłynąć do swojej ciotki mieszkającej w Dakarze. Niestety pomyłka w wyborze środka transportu zawiedzie go w stronę przeciwną – najpierw ku lodom Antarktyki, dokąd płynie norweski statek, a potem do Ameryki Południowej.
Wybór obszaru, na jakim skupiona jest akcja pierwszej części przygód Tumba, jest charakterystyczny dla twórczości Centkiewiczów. Pisali oni pięknie o lodowym zimnie, trudnym życiu w ujemnych temperaturach, przekraczaniu granic własnych możliwości w niesprzyjającym terenie – tyle że mnie się to nie podobało. Jako stworzenie ciepłolubne zawsze wolałam rejony, na których panuje nieco wyższa temperatura i pewnie dawniej skojarzenie tytułu z Afryką wystarczyło, żebym sięgnęła po tę powieść. I dobrze, bo Tumbo na tyle mocno utkwił mi w pamięci, że zdobyłam egzemplarze obu części dla córy i nie odmówiłam sobie przyjemności przeczytania powieści ponownie.
Centkiewiczowie nie tylko opisują z rozmachem przyrodę okolic podbiegunowych, zjawiska meteo, piękno i grozę morza, łowienie i przetwórstwo wielorybów (ekolodzy mieliby tu zapewne co nieco do zarzucenia), ale też poruszają tematy trudne, jak rasizm i segregacja rasowa, handel narkotykami, nadużywanie trunków. Przy czym treści te podają w sposób naturalny, ze znacznie mniej nachalnym dydaktyzmem niż na przykład w Tomkach. Aczkolwiek sposób przedstawienia Tumba jako przedstawiciela rasy czarnej może budzić wątpliwości w obecnych, uprzedzająco poprawnościowych czasach. Tumbo jest chłopcem bardzo prostodusznym, przyjmuje świat według własnego, uproszczonego widzenia. Żyjąc w kraju, w którym główną ideologią jest apartheid, unikał białych, tak naprawdę nie znając ich, spodziewając się po nich jedynie niesprawiedliwości. W kontaktach z nowo poznanymi na statku ludźmi czuje się początkowo mocno zagubiony i przestraszony, bo nie wszyscy są mu życzliwi, a zjawiska, pierwszy raz widziane i dotąd nieprzeczuwane, budzą w nim grozę i pomieszanie, utrudniając rozumienie prostego dotąd świata. Poza tym epitety, jakimi go raczą co mniej życzliwi marynarze („czarna małpa”), są już dzisiaj mocno niepoprawne politycznie, nawet te wypowiadane z sympatią i uznaniem dla Tumba, jak życzenie, by „zobaczyć jeszcze kiedyś tego Czarnego o dziecinnych oczach i sercu mężczyzny” (Tumbo nigdy nie zazna spokoju, s. 24). Nie obyło się też bez wtrąceń antykapitalistycznych – narzekanie na armatora, wyzyskującego załogę swojego statku do pływania po morzach, podczas gdy sam nurza się w luksusie, trochę jednak zgrzyta. A z pomocą dociera do rozbitków jako pierwsza załoga rosyjskiego samolotu. Te wstawki są jednak na tyle małe i nieznaczące, że można przejść nad nimi do porządku. Znacznie bardziej, przynajmniej na początku, drażni odmiana imienia głównego bohatera. Nie tylko mnie to irytowało, o czym świadczy pytanie zadane poradni językowej PWN.
Przygody Tumba nadają się dla dzieci, zwłaszcza tych spragnionych niesamowitych przygód, pełnych nieoczekiwanych zwrotów akcji, scen mrożących krew w żyłach. Część pierwsza pisana jest prostszym językiem, druga wydaje się być nieco poważniejsza, dla odrobinę starszej dziatwy – więcej tu zróżnicowanych postaci, więcej zła i działań kierowanych chciwością i interesownością, więcej sensacji, mniej nowinek. Również starsi przeczytają z zainteresowaniem, bo powieści trzymają w napięciu i ciekawie pokazują zróżnicowany świat. Zachęcam każdego, kto chce na chwilę wrócić w świat dziecięcych lektur.
(Ocena: 4,5/6 i 5/6)

12 grudnia 2012

Czapka krasnalkowa

Jakoś z czapkami się nie lubimy. Nie da się ukryć, że gęba do czapki mi nie pasuje, z czym należy się pogodzić i nie marudzić. Ale bez czapki to ja już chodzić nie będę, wyrosłam z takich zachowań po którymś ostrzejszym zapaleniu zatok i więcej tego błędu nie popełnię. Zakładam więc, mimo nieciekawego wyglądu. (Tak na marginesie, może by wprowadzić modę na kapelusze? W nich wyglądam jeszcze do przyjęcia.) Zeszłoroczna czapa ślimakowa jakoś mnie w tym roku bardziej podgryza, zdecydowałam więc, że trzeba zrobić coś nowego dla siebie. Tyle że plany sobie, a życie sobie – dziecię zgubiło swoją czapkę, przez co musiałam zmienić priorytet dziergania i tak powstała czapka krasnalkowa dla córy.


Włóczka Pearl Inter-Fox (285 m/100 g), druty 3,5 mm i 5 mm. Zużycie: 80 g. Pomysł własny.


Nabrałam 90 o. metodą provisional cast on, w tym przypadku na łańcuszek szydełkowy, ale można dowolnie, np. tak jak na filmiku. Robiłam na okrągło, magic loopem. [CO 90, join in round]

Początek czapki (druty 3,5 mm):
1-13 rz.: 1 op, 1 ol – powtarzać [k1, p1 – repeat]
14 rz.: 2 o razem p, 1 narzut – powtarzać [k2tog, yo – repeat]
15-27 rz.: wszystkie prawe [k]
28 rz.: wszystkie prawe, przerabiać razem z oczkami nabranymi z łańcuszka (Na osobne druty, najlepiej mniejsze dla wygody, nabrać oczka z początkowego łańcuszka. Złożyć robótkę na pół w taki sposób, aby oczka nabrane były z tyłu oczek przerabianych ostatnio. Przerobić razem na prawo oczko z przedniego i tylnego druta.) [On separate (smaller needle will be better) pick up CO stitches. Fold so picked up stitches are at the back of working stitches. Now knit together 1st from front and 1st from back needle [90 st left]]

Część właściwa czapki (druty 5 mm):
1 rz.: wszystkie lewe [p]
2 rz.: wszystkie prawe [k]
3 rz.: 5 op, 5 ol – powtarzać [k5, p5 – repeat]
4 rz.: wszystkie prawe [k]
5 rz.: 5 ol, 5 op – powtarzać [p5, k5 – repeat]
6 rz.: wszystkie prawe [k]
Powtórzyć rzędy 3-6 – 15 razy [repeat rows 3-6 15 times] 
67 rz.: 5 op, 5 ol – powtarzać [k5, p5 – repeat]

Gubienie oczek:
1 rz.: 8 op, 2 o razem p – powtarzać (81 o) [k8, k2tog – repeat]
2 rz.: 5 ol, 4 op – powtarzać [p5, k4 – repeat]
3 rz.: 7 op, 2 o razem p – powtarzać (72 o) [k7, k2tog – repeat]
4 rz.: 5 op, 3 ol – powtarzać [p5, k3 – repeat]
5 rz.: 6 op, 2 o razem p – powtarzać (63 o) [k6, k2tog – repeat]
6 rz.: 5 ol, 2 op – powtarzać [p5, k2 – repeat]
7 rz.: 5 op, 2 o razem p – powtarzać (54 o) [k5, k2tog – repeat]
8 rz.: 5 op, 1 ol – powtarzać [p5, k1 – repeat]
9 rz.: 4 op, 2 o razem p – powtarzać (45 o) [k4, k2tog – repeat]
10 rz.: wszystkie lewe [p]
11 rz.: 3 op, 2 o razem p – powtarzać (36 o) [k3, k2tog – repeat]
12 rz.: wszystkie prawe [k]
13 rz.: 2 op, 2 o razem p – powtarzać (27 o) [k2, k2tog – repeat]
14 rz.: wszystkie lewe [p]
15 rz.: 1 op, 2 o razem p – powtarzać (18 o) [k1, k2tog – repeat]
16 rz.: wszystkie prawe [k]
Ściągnąć pozostałe oczka nitką. Można przymocować pompon. [Thread yarn through remaining stitches. You can add pom pom.]

  

Dziękuję Martynie za pomoc w tłumaczeniu. :)

7 grudnia 2012

Czapka z sową

Czapka ćwiczebna, następna będzie lepiej dopracowana. Bo będzie następny raz – sówka mi się podoba. :)
Włóczka nieznana, dwie różnej grubości nitki, kolor biały naturalny, więc nie jest zbyt jasny. Druty 5 mm. Wzór z raverly.

 

I sówka w zbliżeniu:

4 grudnia 2012

Makaroniki orzechowo-kokosowe

Każdej gospodyni zdarza się zużyć do czegoś same żółtka – pojawia się wtedy potrzeba zagospodarowania białek. Po ciasteczkach orzechowych zostały mi aż cztery i po przejrzeniu zasobów moich przepisów postanowiłam zrobić makaroniki.

składniki:
● 2 białka
● 2 niezbyt płaskie łyżki mąki (może być kukurydziana, żeby było bez glutenu)
● 2 niezbyt płaskie łyżkiwiórków kokosowych
4 niezbyt płaskie łyżki cukru
2 niezbyt płaskie łyżki mielonych orzechów (włoskie, laskowe)
● aromat albo cukier waniliowy
● płatki migdałów albo krokant do posypania

sposób przygotowania:
1. Ubić białka, stopniowo dodając pod koniec cukier.
2. Delikatnie wymieszać z pozostałymi składnikami uważając, żeby piana nie opadła.
3. Przełożyć do papilotek albo foremki do muffinów.
4. Piec ok. pół godziny w temperaturze 180 stopni.

Z podwójnej porcji wyszły 24 makaroniki.

2 grudnia 2012

Ciasteczka orzechowe

Proste, łatwe, mocno orzechowe, słodkie ciasteczka. Szybko się je zagniata, raz dwa formuje i krótko piecze. A potem tylko jedzenie, od którego trudno się powstrzymać.

składniki:
● 20 dag mąki
● 20 dag cukru pudru
● 20 dag mielonych orzechów (włoskie, laskowe)
● 10 dag masła
● 4 żółtka
● 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
● 2 łyżeczki cukru waniliowego

sposób przygotowania:
1. Wszystkie suche składniki mieszamy razem. Dokładamy żółtka i zimne masło. Wyrabiamy krótko na jednolitą masę. W razie potrzeby można schłodzić w lodówce.
2. Formować w dłoniach spłaszczone kuleczki, wyciskać paski widelcem. Albo zrobić dowolne wzorki, jeśli ktoś lubi się bawić.
3. Ułożone na papierze do pieczenia ciasteczka piec kilkanaście minut, do lekkiego zrumienienia, w 180 stopniach.
4. Po ostygnięciu przechowywać w puszce. Ale niedługo. ;)

Smacznego!