28 lutego 2013

luty 2013 – podsumowanie

W lutym trafiło mi się sporo książek młodzieżowych i historycznych, osadzonych w starożytności. Były wśród nich powieści lepsze i gorsze, do niektórych autorów wrócę, ale innych będę już unikać. Cieszę się, że jedyny w tym miesiącu noblista mnie nie zawiódł, a przeciwnie, dostarczył podwójnej dawki przyjemności.
Jak zwykle lista przeczytanych książek, uzupełniana na bieżąco, jest po prawej, w zakładce „przeczytane w 2013”.

● ● ●

Władysław Reymont, Ziemia obiecana
(Ocena: 5/6)

Halina Rudnicka, Chłopcy ze Starówki
Bardzo sympatyczna powieść o niełatwym życiu grupy chłopców na zrujnowanej warszawskiej Starówce. Ostatnie dni wojny, powroty zaginionych do gruzów, które kiedyś były domami, odszukiwanie rodzin, żal za zmarnowanymi latami. I siła do odbudowy, do nowego życia, lepszego jutra. A jednocześnie młodzieńcze żarty i animozje, radość mimo trudów, wspólna praca nad wspólną przyszłością – nieco socjalistycznie, ale nienachalnie, da się wytrzymać.
(Ocena: 4,5/6)

Edward Redliński, Konopielka
Wdrukowało mi się, że Konopielka ma być śmieszna. Wygląda na to, że ten typ humoru to nie dla mnie jednak. Nie śmieszy mnie zacofanie, zabobony, głupota, nawet przedstawione w krzywym zwierciadle. To jest raczej smutno-żałosne. I nie czytało mi się z przyjemnością, drażniło mocno wszystko, co powyżej wymieniłam.
(Ocena: 4/6)

Halina Rudnicka, Uczniowie Spartakusa
(Ocena: 4,5/6)

Roald Dahl, Charlie i fabryka czekolady
Powinnam sobie wcześniej przypomnieć, że nie podobały mi się Czarownice Dahla, a film o Charliem też nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia – oszczędziłabym trochę czasu. Nawet jeśli przesłanie powieści jest słuszne, to jej forma zupełnie do mnie nie trafia, ot, zbiór dziwności.
(Ocena: 3/6)

Dariusz Rosiak, Żar: Oddech Afryki
(Ocena: 4,5/6)

Cornelius Ryan, Najdłuższy dzień: 6 czerwca 1944
Bardzo dobrze pokazane zmagania aliantów z dogorywającą III Rzeszą w dniu D, podczas inwazji w Normandii. Przekaz jest nieco surowy, nastawiony na fakty, ale solidny i rzeczowy. Dla interesujących się II wojną światową gratka – ja jednak wolę formę bardziej zbeletryzowaną. Niemniej doceniam pracę włożoną w tworzenie książki.
(Ocena: 4/6)

Władysław Reymont, Komediantka
(Ocena: 5/6)

Natalia Rolleczek, Trzy córki króla
(Ocena: 5/6)

Judith Merkle Riley, Księga Małgorzaty
Niby jest to, co potrzebne w powieści, mającej trzymać w napięciu: jakaś tajemnica, trudne życie, niebezpieczeństwo zarazy, zmienne koleje losu itp., ale narracja prowadzona jest jakoś tak niemrawo, bez werwy, leniwie, bez iskry zachęcającej do czytania. Słabo czuje się klimat czasów, w których osadzona jest akcja, jakoś nijako został zaznaczony koloryt epoki. Literacko też nic szczególnego, znacznie ładniej pisała Natalia Rolleczek. Końcówka ciut lepsza niż początek, ale nie czuję się zachęcona do dalszego ciągu.
(Ocena: 4/6)

Isaac Asimov, Pozytronowy detektyw
(Ocena: 4,5/6)

Isaac Asimov, Nagie słońce
(Ocena: 5/6)

Halina Rudnicka, Król Agis
(Ocena: 4/6)

Andrzej Sapkowski, Narrenturm, Boży wojownicy, Lux Perpetua
(Ocena: t. 1 – 5/6, t. 2 – 5/6, t. 3 – 4,5/6)

Dorota Katende, Dom na Zanzibarze
Książka podróżniczo-wspomnieniowa o przemianie kobiety zapracowanej w pewną siebie, realizującą marzenia, tryskającą energią i zdobywającą nowe doświadczenia wędrowniczkę przez życie i światy. Mimo przeciwności losu Dorota Katende miała dość siły, by przewrócić swoje życie do góry nogami – i dobrze na tym wyszła, spełniając marzenie o mieszkaniu w Afryce. Dzieli się z czytelnikami własną drogą do zanzibarskiego raju. Całkiem przyjemna, lekka lektura, wyróżniająca się optymizmem i dobrą energią.
(Ocena: 4,5/6)
„Ten moment odkrycia w nas samych wolności jako pierwotnego uczucia wart jest wszelkich trudów, które trzeba ponieść, aby tu dotrzeć. Cudownie poczuć to choć przez chwilę. Zrozumieć, że codzienną pogoń zafundowaliśmy sobie sami, że bez niej można żyć. A bez wolności żyć nie sposób. Bez wolności przestajemy szukać swojego szczęścia. Robimy to, co narzucają nam inni.” (Otwarte, 2009, s. 72)
● ● ●

Statystyki:
W sumie (w miesiącu/w roku): 17/32
Powtórki: 6 (Rudnicka, Asimov x 2, Sapkowski x 3)
Cykle zakończone: 1 (Trylogia husycka x 3)
Cykle w trakcie: 2 (Roboty Asimova x 2, Trylogia antyczna Rudnickiej x 1)
Autorzy polscy: 12 (Reymont x 2, Rudnicka x 3, Redliński, Rosiak, Rolleczek, Sapkowski x 3, Katende)
Autorzy obcy: 5 (Dahl, Ryan, Riley, Asimov x 2)
Średnia ocen: 4,47

Realizacja projektów:
Książki historyczne – 9 (Chłopcy ze Starówki, Uczniowie Spartakusa, Najdłuższy dzień, Trzy córki króla, Księga Małgorzaty, Król Agis, Trylogia husycka)
Nobliści – 2 (Reymont x 2) 
Z półki (nowe [powtórki]/razem w roku [z powtórkami]/cel) –  (razem: 6[6]/12[25]/31)
Wyczekane – 3 (Ziemia obiecana, Trzy córki króla, Król Agis)
Trójka e-pik – 1. własna książka, która na półce czeka już zbyt długo: Ziemia obiecana, Trzy córki króla, Król Agis 2. powieść z wątkiem niewolnictwa: Uczniowie Spartakusa, Żar 3. książka ulubionego autora: Pozytronowy detektyw, Nagie słońce, Trylogia husycka
Z literą w tle – 10 (Reymont x 2, Rudnicka x 3, Redliński, Rosiak, Ryan, Rolleczek, Riley)
Wojna i... literatura – 5 (Uczniowie Spartakusa, Trzy córki króla, Trylogia husycka)
Czytam fantastykę – 5 (Asimov x 2, Sapkowski x 3)
Pod hasłem – 4 (list: Uczniowie Spartakusa, Komediantka, Trzy córki króla, Boży wojownicy)
Wyzwanie miejskie – 2 (Warszawa: Chłopcy ze Starówki, Komediantka)

27 lutego 2013

Wieża Błaznów i tak dalej

Andrzej Sapkowski
Narrenturm, Boży wojownicy, Lux Perpetua
SuperNowa, 2002-2006
s. 593, 587, 560 (1740)

Zamek w Sternberku
Rok 2013 jest u mnie rokiem powtórek. Od jakiegoś już czasu nosiłam się z zamiarem odświeżenia sobie Trylogii husyckiej, chyba od chwili, gdy po raz kolejny wchłonęłam cykl o Wiedźminie i dostrzegłam w nim o wiele więcej niż przy pierwszym i drugim czytaniu – to reguła, że każde kolejne spotkanie z dobrą książką obfituje w nowo dostrzeżone myśli i pozwala docenić to, co głębiej schowane. Również trylogia o Reynevanie nie zawiodła mnie pod tym względem.
Most w Litovelu
Rzecz dzieje się podczas wojen husyckich, na Śląsku rządzonym przez wielu książąt z linii piastowskiej i w Czechach, gdzie ścierają się zwolennicy i przeciwnicy nowego rozumienia słowa bożego, w latach dwudziestych XV wieku. Czas akcji zbliżony jest do powieści Korkozowicza z cyklu o Czarnym, ale jakże inaczej pokazany. Nie ma tu idealnych bohaterów, nie ma idealnych akcji – nie wszystko się udaje, jak było zaplanowane, a główne postacie często muszą się salwować ucieczką (może nawet zbyt często, co przejada się nieco, zwłaszcza w trzeciej części). Bohaterowie są prawdziwi, z krwi i kości, odmalowani z całym dobrodziejstwem inwentarza i we wszystkich odcieniach, a opisy historycznej rzeczywistości i miejsc, po których przemieszczają się tabuny postaci wszelakich, realnych i wymyślonych przez autora, są tak sugestywne, że aż czujemy zapachy, nie zawsze piękne, i słyszymy odgłosy życia, bywa że bolesne, jak wrzaski torturowanych czy skwierczenie palonych heretyków – cały naturalizm w konwencji średniowiecza. Bywa niepięknie, jak w życiu, ale są i momenty ładne, śmieszne, ironiczne, sarkastyczne. Jest idealizm, oddanie się działaniu wbrew wszystkim przeszkadzaczom, i jest interesowność, przesadne umiłowanie pieniędzy, walka w imię własnego dobra, bez liczenia się z opinią innych i bez troski o obcych. Są też przejawy fanatyzmu, który pomoże strawić każdą myśl, odstającą od równo przyciętego szablonu, i który posłuży się każdym sposobem, choćby najgłupszym (jak na przykład list od Chrystusa czytany na rynku miejskim), by spróbować pognębić przeciwnika myślącego odmiennie.
Zamek w Bouzovie
Wiele zarzutów słyszałam o Trylogii husyckiej, ale mnie i tak się ona podoba. Lubię pisanie Sapkowskiego, jego erudycję, zręczność wplatania informacji w fabułę, bawienie się słowem, konwencjami i anachronizmami. Ta historyczno-fantastyczna trylogia ma w sobie dostatecznie dużo historii i akurat w sam raz magii, żeby przyciągnąć czytelnika, który lubi i jedno, i drugie. No i nie znudzić go przesadą w którąś stronę. Poza tym Sapkowski bardzo ładnie, często ironicznie, pisze o absurdalnej dla mnie motywacji wojen religijnych – wyrzynanie się w imię jakiegoś bóstwa, zwłaszcza dobrego i miłosiernego w założeniu, jest samo w sobie dostatecznie głupie, by irytować każdego czytelnika, nie stroniącego od przemyśleń. Na świecie jednak bywa dostatecznie wielu fanatyków, żeby wojny, zwłaszcza religijne, się zdarzały. Wątpiących i zniesmaczonych Trylogią husycką zachęcam do zapoznania się z wywiadem Stanisława Beresia przeprowadzonym z Andrzejem Sapkowskim i wydanym pod tytułem Historia i fantastyka – wtedy wiele się wyjaśni, a co nieco okaże się nawet sensowne i ciekawe.
(Ocena: t. 1 – 5/6, t. 2 – 5/6, t. 3 – 4,5/6)

25 lutego 2013

Trylogii antycznej początek

Halina Rudnicka
Król Agis
LSW, 1965, s. 520
„Sparta. Dumna, niepokonana, której nigdy nie dotknęła stopa najeźdźcy. Sparta, w której nic się nie zmieniło od czasu pierwszej olimpiady do co dopiero minionej, sto trzydziestej trzeciej. Niezmienny, tajemniczy kraj o najlepszym ustroju. Tylko wybrańcy spośród obcokrajowców mogli przekroczyć jego granice, tylko najlepsi spośród nich mogli się tam osiedlić. Sparta – zazdrość i duma innych państw greckich.” (s. 41)
Po śmierci ojca w królewską biel zostaje przybrany Agis, młodzieniec prawy i prostolinijny, szlachetny i sprawiedliwy, o poglądach niemalże chrystusowych, nie przystający do swych czasów. Jako jeden z dwóch królów, obok Leonidasa, ma rządzić Spartą, wspomagany przez pięciu eforów i Radę Starszych, geruzję. Jak wielu młodych władców, Agis pragnie poprawić dolę swoich poddanych przez daleko idące reformy społeczne, wprowadzając w życie dawne, praktycznie wymarłe już prawa, głoszone niegdyś przez Likurga, postać niemal zapomnianą; „Aby nie było skrajnej nędzy i przesadnego luksusu. Chcę, aby Sparta znów była silna. A siła Sparty – to dobrobyt wszystkich jej obywateli.” (s. 265). Problem w tym, że te dawne prawa godzą w nieliczną warstwę najbogatszych obywateli Sparty, w założeniu pozbawiając ich dużej części dóbr, ziemi i majątku. Głównym antagonistą Agisa jest oczywiście Leonidas, natomiast jego zamierzeniom sprzyjają matka, babka i nieliczni przyjaciele. Naiwny idealista ma jednak niewielkie szanse na wygraną, przyjdzie mu ugiąć się pod naciskiem silniejszych – tyle przekazuje nam historia Sparty. Jednak jego myśl nie zginie, znajdzie się ktoś gotowy podjąć ideę reform. Czy jednak nie będzie za późno na ratunek?
Mam wrażenie, że niewiele jest powieści w przystępny sposób tak dużo przekazujących informacji o Sparcie. Pełno tu codziennych i odświętnych zwyczajów, opisów obrzędów, strojów, zabaw, potraw i ubiorów, budowli i krajobrazów, okrętów i ludzi z różnych warstw społecznych. Nawet podróż na igrzyska jest okazją do pokazania obrazów Grecji, mających przybliżyć młodemu czytelnikowi czasy dawno minione, a pobyt w Atenach obfituje w uczty i spotkania, na których w przyjaznej formie poznać możemy filozofów III wieku p.n.e. i ich nauki – jak w każdej epoce są to ludzie bardzo różni, rywalizujący ze sobą zawzięcie o sławę i wpływy, uczniów i dochody. Także wyprawa wojenna w obronie zjednoczonej interesami Grecji jest pretekstem do ukazania zwyczajów obrońców i bronionych, strategii planowania działań i kryteriów odwagi i tchórzostwa. Mimo obfitości danych i szczegółów życia nie czułam się jednak wprowadzona w ten świat, bohaterowie byli dalecy, nieprzystępni, jakby zbyt dostojni, zbyt natchnieni misją, by dali się polubić. Styl jest poprawny, ale mało wciągający, może jednak młodszym czytelnikom bardziej podpasuje, zwłaszcza że jako bonus dostaną garść mądrości życiowych, dla dorosłych będących jedynie truizmami. Zdecydowanie wolę twórczość Natalii Rolleczek, wielowymiarową, bardziej żywą i bliższą czytelnikowi.
(Ocena: 4/6)

● ● ●
„Cudownie jest żyć. Bogowie, jakim niebiańskim darem jest życie, gdy ma się dwadzieścia lat i przed sobą daleką, wyśnioną podróż!” (s. 5-6)
„[...] wiedzy nigdy nie jest za dużo. Im więcej jej pochłoniesz, tym szersze horyzonty otworzą się przed tobą.” (s. 9)
„Nawet dzikie i drapieżne zwierzę zmienia swą naturę pod wpływem dobroci.” (s. 13)

23 lutego 2013

Trzy córki króla

Natalia Rolleczek
Trzy córki króla
Nasza Księgarnia, 1987
s. 760

Okres budowania potęgi Rzymu jest bardzo ciekawy i inspirujący dla pisarzy tworzących powieści historyczne. Nie oparła się mu i Natalia Rolleczek umieszczając akcję trzech swoich powieści w II i I wieku p.n.e. Jedną z nich, osadzoną w czasach chronologicznie najwcześniejszych, są Trzy córki króla, trzytomowa powieść o wojnie Antiocha III Wielkiego z Rzymem, oglądana oczami spadkobierców kultury helleńskiej.
Na przełomie III i II wieku p.n.e. wzrasta znaczenie Rzeczypospolitej Rzymskiej, rządzonej przez senat i obieralnych konsulów. To czas wielkich bitew i wodzów, którzy zmienili taktykę walki, na trwałe wchodząc do historii starożytnej, czas Hannibala, który, pokonany pod Zamą, musi uciec z rodzinnej Kartaginy i poszukać sobie gdzieś miejsca do przygotowania zemsty na Rzymianach, i czas Scypiona Afrykańskiego, jego pogromcy. Wojownicy z Italii rozszerzają swoje strefy wpływów pochłaniając kolejne kraje sposobami zarówno pokojowymi, jak i zbrojnie. W latach 90-tych II w. p.n.e. przyszła też pora na Helladę, której ludy jeszcze nie wiedzą, że stracą suwerenność na kilka wieków, jeszcze łudzą się, że uda im się wyzwolić, pokonać rzymskie legiony, odbić utracone tereny – z nadzieją stają do walki, szukając pomocy zbrojnej w Azji.
Po śmierci Aleksandra Wielkiego jego imperium podzielone zostało między zasłużonych wodzów. Między innymi satrapie otrzymali: Antypater, Ptolemeusz, Seleukos i Eumenes; posiadanie własnych ziem nie powstrzymało ich jednak przed walkami o dominację nad spuścizną wielkiego wodza. Powieść Natalii Rolleczek rozpoczyna się mniej więcej sto lat potem, gdy podziały polityczne są ustalone, i toczy na terenach Syrii, Egiptu, Grecji i Azji Mniejszej.
Największą częścią dawnego imperium Aleksandra rządzi Antioch III Wielki z dynastii Seleucydów, władca kraju sięgającego od Morza Śródziemnego po Indie. Poznajemy go w chwili, gdy państwo syryjskie zaczyna się chwiać, a kolejne zabiegi zmierzające do wzmocnienia go rozbijają się o mur rzymskiej dyplomacji i siły legionów. Antioch szuka sprzymierzeńców do walki z rosnącą w siłę i podległe obszary Republiką Rzymską między innymi wydając za mąż córki. Wyniosłą i dumną Laodike przeznaczył dla własnego syna, a jej brata Antiocha, płochą i niezbyt rozgarniętą Antiochis początkowo raił Eumenesowi, królowi Pergamonu, ale ostatecznie dał Ariartesowi, władcy Kapadocji, natomiast najmłodszą, nad wiek rozważną i mądrą Kleopatrę oddał egipskiemu Ptolemeuszowi. Czy jednak te sojusze wystarczą, by wzmocnić siły syryjskie w nadchodzącej wojnie z Rzymem? Czy obfita korespondencja, krążąca między stronami, zdoła zapewnić pokój lub zminimalizować straty?
Świetne są portrety bohaterów, tragicznych i komicznych, znaczących i mało ważnych. Kobiety na równi z mężczyznami biorą udział w życiu politycznym, nie tylko jako narzędzia nacisku i manipulacji, ale jako pełnoprawni gracze. Wyróżniają się tu nie tylko bohaterki tytułowe, każda o innych cechach, mocno zarysowanych, dobrze i intrygująco przedstawiona jest praktycznie każda postać, mająca znaczenie, jak choćby jedyna bohaterka komiczna, wprowadzająca nieco uśmiechu do poważnej historii – siostra Antiocha, bezpośrednia w kontaktach, kuta na cztery nogi Antiochis, wdowa po Kserksesie, bez ogródek mówiąca, co myśli, i robiąca, co zaplanuje: „Żołądek miał słaby. Dolałam na wzmocnienie czegoś do wina, ale koniunkcja gwiazd w tym dniu była mu przeciwna i zaraz po wypiciu – zmarł. [...] Mój Babilończyk postawił horoskop Kserksesowi. Wyszło, że w tym dniu picie wina będzie dlań bardzo niekorzystne. Zostaniesz żoną – sama się przekonasz: my biedne, słabe niewiasty, jakoś sobie radzić musimy.” (t. 2, s. 40). Wśród bohaterów męskich wyróżnia się król Antioch, skazany na bycie postacią tak bardzo tragiczną, że aż wzbudzającą litość. Pamiętając o przewagach w walce, o zwycięstwach, jakie odnosił, musimy dostrzec w nim człowieka już zmienionego czasem i trudnościami, postarzałego i słabszego. Uwikłany w historię, jeszcze z aspiracjami na miarę Aleksandra Wielkiego, opuszczony przez sprzymierzeńców, sam przeciw Rzymianom, próbując zjednać sobie zwolenników, już nie tak energiczny jak niegdyś, nie tak przewidujący, Antioch musi podjąć decyzję o wojnie. Niestety śmiały i wspaniałomyślny Antioch z wiekiem staje się zazdrosny i podatny na podszepty małych, głupich ludzi, a pomija w swoich kalkulacjach rady rozważnych. Jednak niekorzystny splot wydarzeń wymusza czasem działania, które nie mogą przynieść pożądanych efektów: „Był jak wędrowiec, któremu ukazał się na horyzoncie zarys gór; są nie do przebycia, a przecież innej drogi nie ma. Musi wspinać się i nie myśleć o tym, że za przebytą granią są następne i że na kolejnej może wyczerpanemu zabraknąć sił.” (t. 2, s. 62). Również Hannibal, przegrany wódz, wypędzony z rodzinnej Kartaginy, szukający siły zdolnej obalić rzymskiego kolosa, jest postacią tragiczną. Interesująco też prezentuje się tajemniczy Ariston, towarzyszący w wędrówkach Hannibalowi, wydający się spełniać rolę tajnego agenta w służbie królewskiej – bohater silny, dążący do celu znanego tylko sobie, konsekwentny w działaniach.
Natalia Rolleczek, posługując się bardzo ładną polszczyzną i bogatym słownictwem, pięknie pisze o ludziach, krajach i miastach, plastycznie maluje słowem budowle, przybliżając ich detale, i krajobrazy mijane w drodze. Świetnie też opisuje czasy, w jakich przyszło żyć bohaterom, starannie kreśląc tło wydarzeń, tych większych, i tych mniej znaczących; czasy, w których o losach krajów i ich mieszkańców decydował kaprys monarchy, często urażonego w swej dumie jakimś przypadkowym słowem; czasy, w których porozumienia zawierano przy pomocy krążących listów i przekazów ustnych, bo nie zawsze można było powierzyć tajemnice papirusowi czy tabliczkom woskowym; czasy, kiedy normalnym było, że wódz rzymski po zwyciężeniu obleganego miasta wysyłał wszystkich jego mieszkańców do Italii jako niewolników. Dzięki chwilom spędzonym z Trzema córkami króla można przenieść się w te wieki odległe i tajemnicze, spowite mrokiem historii – nieoceniona korzyść z czytania starej, dobrej literatury, doskonałej i dla młodzieży, i dla dorosłych.
(Ocena: 5/6)

● ● ●
„Mówisz o Heliosie? Miałem szczęście jako młodzieniec oglądać go. Był jednym z cudów świata. [...] Rok później stałem nad rumowiskiem potrzaskanych brył. Jakby się osunęła i rozpadła góra. Wiesz, Poliksenidasie, o czym wtedy myślałem? O losie królów. Póki nad innymi górują, wydają się niezniszczalni. Tłum ich uwielbia. Gdy padną – depcze się po nich bez litości. Jak ja deptałem pogruchotane szczątki boga Heliosa.” (t. 1, s. 18)

„Przeznaczeniem Hannibala jest przyspieszenie klęski lub wyniesienia Rzymu.” (t. 1, s. 26)

„Świat pałacowych koterii, zwalczających się wzajemnie mniej lub więcej szczerych sprzymierzeńców króla, ambitnych karierowiczów, obłudnych pieczeniarzy, pospołu ze zgrają podrzędnych dworaków, gotowych w każdej chwili pójść za tym, którego zdanie zdobędzie monarszy poklask [...].” (t. 1, s. 88)

„Jak zawsze, gdy zniewolonym ludem rządzą okrutni i podli, zagrożony był każdy, nie dość służalczy lub podejrzany o brak gotowości do usług.” (t. 1, s. 188)

„– Rad bym usłyszeć, co sądzisz o Rzymianach?
– Są najniebezpieczniejsi wówczas, gdy zdają się być pokonani.
[...]
– Jak to rozumiesz?
– Klęska i zagrożenie ich nie łamie, lecz wydobywa energię, dzięki której bardziej są niebezpieczni po przegranej, niż byli przed nią.
– Co uważasz za naszą największą wadę?
– Tępotę, nie pozwalającą wam rozumieć ducha innych ludów.
– Hm, hm.
– Owa tępota oddaje Rzymianom większe usługi niż polot ducha Grekom. Nie trwoniąc sił na dociekania i spory, zachowujecie energię na praktyczne działania.” (t. 1, s. 216)

„Bogowie mają nad nami tyle mocy, ile my sami im jej udzielimy.” (t. 1, s. 254)

„Wcześniej bowiem niż legie Scypionów ruszyły do Azji, zapadł wyrok historii, wyrok nie do obalenia, gdyż ustanowiony przez Przeznaczenie.
Prostacki, butny, przebiegły, nienasycony, zachłanny, bezwzględny Rzym wygrał, ponieważ już nie helleńska „Argo”, lecz rzymska nawa wieść miała ludzkość ku nowym zadaniom.” (t. 3, s. 73)

„Wielkość bowiem osiąga się w historii działając zgodnie z Przeznaczeniem, które w małym stopniu uwzględniając nasze wysiłki i zamierzenia, samo będąc Losu wyrocznią, decyduje o zwycięstwie lub przegranej.” (t. 3, s. 89)

21 lutego 2013

Nagie słońce

Isaac Asimov
Nagie słońce (The naked Sun)
tłum. Michał Wroczyński
Prima, 1994
s. 222

Nagie słońce jest drugą częścią cyklu o robotach (pierwszą omawiałam tutaj), wprowadzającego czytelnika w świat dalekiej przyszłości. Elijah Baley w uznaniu zasług został awansowany o jedną grupę wyżej. Zyskał również uznanie Przestrzeniowców, którzy, ceniąc sobie jego umiejętności i świeże spojrzenie, zapraszają go, znów w towarzystwie Daneela Olivawa, do przeprowadzenia kolejnego śledztwa, tym razem na Solarii, jednej z planet Światów Zaziemskich.
Specyfika Solarii polega na trybie życia jej mieszkańców. Jako jedyny ze światów ma bardzo małe, regulowane zaludnienie z jednocześnie bardzo dużym zagęszczeniem robotów: na każdego człowieka przypada tam dwadzieścia tysięcy mechanicznych pomocników. Tak wiele maszyn pozwala ludziom nie zajmować się żadną cięższą pracą, prowadząc do degeneracji gatunku i niechęci do kontaktów z innymi ludźmi, zbędnych z praktycznego punktu widzenia. Nawet procesy rozmnażania doprowadzono do absolutnego minimum, a dojrzewanie płodów i wychowanie dzieci powierzono wyspecjalizowanym robotom. Solarianie w wyniku tresury, jaką jest ich wychowanie, stają się samotnikami, nie znoszącymi obecności innych obok siebie, kontaktującymi się przeważnie tylko przy pomocy projekcji trójwymiarowej. Nie mają natomiast problemów z przebywaniem na otwartej przestrzeni i w słońcu, co jest zmorą Baleya, wychowanego w molochu stalowego miasta. Czy uda się i Solarianom, i Baleyowi, pokonać nabyte przyzwyczajenia i zmienić nastawienie do nieznanego, wydającego się groźnym, życia?
Druga część cyklu ma niestety te same wady, co pierwsza, ale chyba trochę się przyzwyczaiłam do kulawego stylu i już mnie tak bardzo nie raził. Plusem są niewątpliwie świetnie dopracowane detale świata, jedynego w swoim rodzaju, i proces jego poznawania przez Baleya oraz prowadzenie śledztwa w tych zupełnie innych warunkach. Asumpt do zadumy daje idea istnienia wszechstronnych robotów – ich logika, rozumienie poleceń, uczenie się i rozwój pozytronowego mózgu. Ciekawe są wnioski końcowe, których przytaczać tu nie będę, zaznaczę tylko, że żadna przesada nie jest dobra, ani dla jednostki, ani dla całego gatunku. Wymowa powieści jest na szczęście optymistyczna dla przyszłości ludzkości.
(Ocena: 5/6)

19 lutego 2013

Pozytronowy detektyw

Isaac Asimov
Pozytronowy detektyw (The Caves of Steel)
tłum. Julian Stawiński
Prima, 1993
s. 218

Isaac Asimov jest jednym z moich ulubionych pisarzy. To on dawno temu przyczynił się do polubienia przeze mnie fantastyki. Był to czas, gdy książki zdobywało się, jak wiele dóbr, a ja zaczytywałam się wszystkim, co w ręce mi wpadło – wśród zdobyczy znalazła się i Fundacja. Dopiero potem poznałam chronologicznie wcześniejsze cykle o robotach i Imperium Galaktycznym, a także inne, niezwiązane z tą linią przyszłości, powieści. Przyszła pora na sprawdzenie, czy jeszcze mi się podobają.
Pozytronowy detektyw jest historią kryminalną, osadzoną w dalekiej przyszłości, gdy nasze czasy jawią się ludziom jako średniowiecze, ciemne i niezrozumiałe dla mieszkańców Ziemi i 50 Światów Zaziemskich. Na Ziemi ludzie żyją w zamkniętych miastach-molochach, nie mając kontaktu ze świeżym powietrzem i otwartą przestrzenią, broniąc się przed obecnością robotów. Na planetach skolonizowanych zaludnienie jest mniejsze, nie ma więc potrzeby ścieśniania się w wielkich stalowych jaskiniach, a roboty ułatwiają życie. Między podejściem Ziemian i Przestrzeniowców do życia z inteligentnymi maszynami u boku są spore różnice. Ci pierwsi nie tolerują robotów, wzbudzających lęk i zabierających im pracę i możliwość zarabiania, by żyć na jakim takim poziomie, ci drudzy nauczyli się współistnieć wygodnie z robotami i korzystać z ich pracy. Bezpieczeństwo wśród robotów zapewniają trzy prawa robotyki, wpisane na stałe w mózg każdej pozytronowej maszyny. To jednak nie wystarcza konserwatystom na Ziemi. Punktem krytycznym w stosunkach ziemsko-przestrzeniowcowych staje się zabójstwo – w placówce Przestrzeniowców, Kosmopolu, ginie konstruktor robotów. Do przeprowadzenia śledztwa wytypowany zostaje Ziemianin Elijah Baley, któremu ma pomagać robot Daneel Olivaw, do złudzenia przypominający człowieka.
Pamięć jednak lubi płatać figle. Roboty tkwiły w niej jako bardzo dobra rozrywka, wprawdzie kryminalna, ale jednak SF, co było dużym atutem. Tymczasem zbrodnia i śledztwo są takie sobie, dość przeciętne, ale da się przeczytać. Natomiast warstwa literacka i psychologia postaci kuleje i to mocno. Można eufemistycznie nazwać styl Asimova szorstkim czy surowym, ale będą to zbyt łagodne określenia – chwilami czułam aż zażenowanie nieporadnością sformułowań, wymuszonymi zdaniami, naciąganymi scenami. W dodatku czterdziestokilkuletni policjant zachowuje się chwilami jak nastolatek, czuje się urażony z byle powodu, a śledztwo prowadzi zapominając o podstawowych, oczywistych zdawałoby się, obowiązkach detektywa, np. zakłada, że pomysły, na które udało mu się wpaść, są po prostu słuszne, no bo jakżeby inaczej, i robi z siebie głupka opowiadając o nich wszem i wobec. Doprawdy nie wiem, jakim cudem udało mu się w końcu wpaść na właściwy trop. Może wygodniej byłoby myśleć, że to celowy zabieg Asimova, który chciał w ten sposób pokazać drogę rozwoju Baleya i usprawiedliwić jego awans w późniejszych tomach. Przy takim założeniu łatwiej znieść niezręczności prowadzenia postaci. Podoba mi się za to świat wykreowany przez Autora, wymyślony z fantazją, ale skonstruowany logicznie, opisany dość dokładnie i barwnie, chociaż Asimov trochę nie docenił możliwości i tempa rozwoju ludzkości – zdobycze naukowe i cywilizacyjne wieku XXX wypadają dość blado w porównaniu ze stanem faktycznym chociażby końca XX wieku. Ogólnie nie jest źle, ale przy czytaniu trzeba wziąć poprawkę na nieco archaiczne pomysły.
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●
Trzy prawa robotyki:
1. Robot nie może skrzywdzić człowieka ani przez zaniechanie działania dopuścić, aby człowiek doznał krzywdy.
2. Robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, chyba że stoją one w sprzeczności z Pierwszym Prawem.
3. Robot musi chronić sam siebie, jeśli tylko nie stoi to w sprzeczności z Pierwszym lub Drugim Prawem.

17 lutego 2013

Koty na dzień kota

Wczoraj Aguti wyciągnęła mnie na wystawę kotów. Trzeba było spory kawałek dojść, dlatego nie paliłam się do pomysłu, ale ilość kocich dostojników i piękne okazy okazały się warte trudu wędrówki. Zrobiłyśmy sporo zdjęć, najczęściej mało wyraźnych, bo zwierzaki były wyraźne zmęczone i albo senne, albo zbyt pobudzone i ruchliwe. Poniżej krótki koci przegląd, zdjęcia robiłyśmy na zmianę z Aguti:







Jestem kotem ze Shreka...



Mam oczy w dwóch kolorach...


Piękny cynamonowy brytyjczyk


Bracie, przygniatasz mnie!

I tak wszystko widzę...

Niezłe zębiska, nie?


Szczurowate też były...







Piękne, prawda? :)

16 lutego 2013

Komediantka

Władysław Reymont
Komediantka
Tower Press, 2000
s. 174

Janka Orłowska, młoda dziewczyna ze wsi, nie mogąc wytrzymać nudy życia na prowincji i protestując przeciw matrymonialnym planom ojca, wyjeżdża do teatru w Warszawie. Chce grać, rozwijać talent, być samodzielną i samowystarczalną, robiąc to, co kocha i co wydaje jej się w życiu właściwym. I udaje jej się, dopóki nie musi zarabiać, dopóki nie pozna biedy, nie doświadczy zazdrości, nie dozna upokorzeń i głodu.
Są istoty, które nie mogą żyć w przestrzeni pół i lasów, do szczęścia potrzebują miejskich murów, poklasku tłumów, sceny i kostiumów. Duszą się w ciasnym środowisku, gdzie ideałem męża jest solidny, z gruba ciosany chłop, majętny, bez problemów finansowych i rozterek duchowych, piszący listy, by odzyskać ukochaną. Uciekają do teatru, grać, bawić się, brylować – wtedy czują się kimś, czują, że coś znaczą, a inni się z nimi liczą. Taka była Janka – wcześnie osierocona przez matkę, niekochana przez ojca, apodyktycznego i surowego, szukała swojego miejsca w świecie.
Wyrosła z doświadczeń Reymonta, Komediantka jest opowieścią prawdziwą o ludziach, tu osadzoną w środowisku teatralnym, pełnym zazdrości o cudzy talent, obojętności na potrzeby innych, pięknych słów skrywających pogardę i zawiść. Wydawałoby się, że teatr, jako świątynia sztuki, skupia ludzi inteligentnych i mądrych, świadomych właściwych postaw życiowych – nic bardziej błędnego. To światek małostkowych, niewiele znaczących, przypadkowych postaci, obmawiających każdego, kombinujących i kopiących pod innymi dołki, wygryzających się nawzajem, pełen brudu moralnego i nieświeżych idei, a wręcz nienawiści: „Spoglądali na siebie z wściekłością i groźbą głuchą. Stara ich zawiść współzawodnicza wybuchnęła z całą siłą. Oni się nienawidzili jako artyści, bo sobie wspólnie i niepohamowanie zazdrościli talentu i powodzenia u publiczności.” (s. 46), „Nienawidziła wszystkich młodych kobiet, bo w każdej przeczuwała rywalkę, złodziejkę wydzierającą jej role i publiczność.” (s. 70).
Warto zapoznać się z Komediantką – pierwsza powieść Reymonta pełna jest doskonale nakreślonych postaci, żywych i barwnych mimo szarzyzny życia, opisanych stylem plastycznym, gotowym niemal na scenę czy do filmu. Czyta się to z dużą przyjemnością, nie tylko dla bohaterów, złożonych i przeżywających jakże ludzkie rozterki, ale i dla dramatyzmu fabuły, dobrze skomponowanej, trzymającej uwagę czytelnika. Powieść nie tyle dla miłośników teatru, ile dla kolekcjonerów charakterów ludzkich.
(Ocena: 5/6)

14 lutego 2013

Kruche ciasteczka migdałowe

Dawniej robiłam je w formie niewielkich rogalików, teraz tworzę różne kształty, w zależności od czasu, ochoty czy nastroju chwili. Zdarza mi się robić z podwójnej porcji, wtedy na nieco dłużej wystarczają.

składniki:
2 szklanki mąki (30 dag)
2 łyżeczki cukru waniliowego
20 dag masła
1/2 szklanki cukru pudru (ok. 5-6 dag)
10 dag zmielonych migdałów bez skórki (można zamienić na orzechy laskowe czy włoskie albo po połowie migdały i orzechy)
jeszcze trochę cukru pudru do posypania

sposób przygotowania:
1. Połączyć suche składniki, dodać zimne masło, zagnieść szybko ciasto. W razie potrzeby schłodzić w lodówce.
2. Formować niezbyt grube wałeczki, wyginać w kształt niewielkiego rogalika albo dowolny inny, jaki nam wyobraźnia podpowie. Układać na papierze do pieczenia.
3. Piec w 180 stopniach przez 15 minut. Jeszcze gorące posypać pudrem.



Smacznego! :)

12 lutego 2013

Afryka gorąca

Dariusz Rosiak
Żar: Oddech Afryki
Otwarte, 2010
(ebook z Woblinka)
s. 341 (wyd. papierowe)

Co jakiś czas warto zajrzeć do Afryki. Spojrzeć, co się zmieniło, jak teraz żyją ludzie, czego dokonali. Przy tej okazji liznąć odrobinę historii, poznać przyczyny, zrozumieć motywy rządzące dzisiejszymi mieszkańcami Afryki. Dlatego co i raz wpadam w jakąś książkę, czy to powieść, czy relację z podróży po różnych krajach Czarnego Lądu – kiedyś były to głównie reportaże Kapuścińskiego, teraz również nowe, młodsze zapiski. Ostatnio przyszedł też czas na Żar.
Dariusz Rosiak zagląda na chwilę do wielu krajów, poznaje ludzi, historię, zwyczaje. We wszystkich miejscach, do jakich trafia, odzywają się echa kolonializmu, o którym sami Afrykańczycy woleliby już zapomnieć, widać ślady dawnej historii, dominacji najeźdźców, rasizmu, apartheidu, degradacji kultury, niewolnictwa, chociaż to ostatnie nie jest domeną tylko białych. Jednak to kraje europejskich kolonizatorów uważane są wciąż za przyczynę współczesnej biedy: „Zawsze za nędzę Afryki odpowiada Zachód. Tak samo zresztą jak za marzenia Afrykanów o lepszym życiu.” i „U nas notorycznie myli się przyczyny ze skutkami. Godzinami potrafimy debatować na temat tragicznych konsekwencji kolonializmu. Uwielbiamy grę w szukanie winnych naszego niedorozwoju w każdej dziedzinie. I nie rozumiemy, że w ten sposób oddajemy własny los w cudze ręce. A przecież tylko my sami, biorąc odpowiedzialność za siebie, możemy zmienić życie w tym kraju.”. Rosiak ciekawie przedstawia koloryt lokalny poszczególnych krajów, pokrótce opisując zwyczaje żywieniowe, sposoby gospodarowania dobrami, radzenie sobie z biedą, typowy brak zapobiegliwości i życie z dnia na dzień, charakterystyczne dla przedstawicieli wielu afrykańskich narodów („To nie brak jedzenia, surowców, ludzi i ich inteligencji jest powodem biedy w Afryce. Brakuje chęci złożenia bogactwa w sensowną całość.”), preferencje rządzące wyborem małżonka, zawiłości etiopskiego kalendarza, pomoc humanitarną, której zaledwie ułamek trafia do potrzebujących, ciągle widoczne skutki ludobójstwa w Rwandzie, handlowe podejście Chińczyków do Afryki jako całości – wyciągnąć, ile się da i nie przejmować się polityką. Kraje Afryki subsaharyjskiej próbują budować demokrację na wzór europejski, ale za dużo w nich jest naleciałości plemiennych, żeby mogło się to odbywać bezkrwawo – stąd te co i rusz wybuchające konflikty, rzezie, ludobójstwa. Nie wychodzi też tak do końca krzewienie chrześcijaństwa – obecne są w afrykańskim kościele elementy kultów lokalnych, chociaż to akurat nie powinno dziwić przedstawicieli kościołów, które same, u zarania swojej historii, adaptowały wcześniejsze obrzędy religijne do potrzeb własnej wiary. Spadkiem po kolonizatorach są przeważnie podziały międzyplemienne, spowodowane faworyzowaniem jednego plemienia. Zdarzają się jednak wyjątki – Portugalczycy w Angoli nie tylko nie stawiali jednych przed drugimi, ale nawet mieszali się z rdzennymi mieszkańcami, czego wynikiem jest naród Mulatów różnych odcieni, co nie przeszkodziło im jednak w prowadzeniu wojny domowej przez prawie 30 lat.
Afryka jest kontynentem, na którym ciągle kształtuje się układ polityczny. Od kilkudziesięciu lat w wolnych od kolonializmu krajach afrykańskich toczą się wojny na tle rasowym, religijnym, plemiennym. W konfliktach zbrojnych, małych i dużych wojnach, straciło życie wiele milionów ludzi, a kilka kolejnych zostało pozbawionych dachu nad głową. Nie widać końca wrzeniu, dyktaturom, szowinizmowi plemiennemu. Wiele też można dowiedzieć się o niewolnictwie, do końca XVIII wieku akceptowanego jako normalny system pozyskiwania dóbr: „Niewolnictwa bronił Arystoteles, występuje ono jako norma w cywilizacjach opisywanych w Biblii i Koranie. Niewolnictwo dawało zyski i stanowiło jeden z filarów porządku społecznego.”.
Żar Rosiaka to kolejna książka przygotowana przez Woblink, którą mam dzięki świetnej akcji sklepu podczas awarii. Ebook przygotowany jest nieźle, literówek jest nie więcej niż w innych książkach, ale drażnią mnie trochę zawieszenia (chociaż to i tak lepsze niż ich likwidacja przy użyciu sztywnej spacji, jak było w obu książkach Janusza Kaszy), trafiające się co kilka stron wyrazy rozdzielone zbędną spacją i z rzadka widoczne przy węższej kolumnie przeniesienia w bardzo niewłaściwych miejscach (nie wiem, czy format mobi ma jakieś wzorce przenoszenia czy też jest to kwestia możliwości aplikacji Kindle). Z rzeczy praktycznych brakuje mi mapy, choćby tylko politycznej, żeby umiejscowić sobie poszczególne miasta i kraje na kontynencie bez konieczności grzebania w internecie.
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●

Książka zawiera rozdziały:
Senegal: bez innych jestem nikim
Zimbabwe: zraniony tyran
Mali: muzyka dla hipopotama
Ghana: marzenie o potędze
Etiopia: my nie jesteśmy Afrykanami
Rwanda: życie po śmierci
Demokratyczna Republika Konga: skąd ta groza?
Uganda: w cieniu Pogromcy Imperium
Angola: Chińczycy i ropa
Kenia: czekając na przebudzenie
Południowy Sudan: wczepieni w Biblię
Tanzania: czarny kamień, hidżab, socjalizm
Republika Południowej Afryki: świat posegregowany

10 lutego 2013

Powstanie niewolników

Halina Rudnicka
Uczniowie Spartakusa
Siedmioróg, 2009
s. 174
„Poderwał ich do buntu w Kapui w roku 73 przed Chrystusem tracki gladiator, Spartakus. [...] Przyłączali się do Spartakusa liczni zbiegowie z wiejskich domów rzymskich, niewolnicy traccy, celtyccy i germańscy.
Sukces Spartakusa był na miarę największych wodzów w historii. Armię, jaką zgromadził, oblicza się na siedemdziesiąt albo nawet dziewięćdziesiąt tysięcy ludzi. Po dwóch zwycięskich bitwach z Rzymianami Spartakus pustoszył południową Italię. [...] Chciał się dostać na Sycylię, ale pirackie transporty, na jakie liczył, zawiodły go. W końcu Krassus [...] w roku 71 postanowił mu sprostać.” (Zygmunt Kubiak, Dzieje Greków i Rzymian: Piękno i gorycz Europy, Świat Książki, 2003, s. 354-355)
To właśnie największe powstanie niewolników w Italii jest kanwą powieści Uczniowie Spartakusa. Wydarzenia oglądamy oczami młodego niewolnika Kaliasa, który wraz z matką został porwany z ojczystej Grecji, potem rozdzielony z nią i sprzedany Rzymianinowi. Trzynastoletni Kalias, jak na greckiego młodzieńca przystało, jest chłopcem wykształconym, potrafi czytać, pisać (co mu się przydaje podczas rozłąki z matką, gdy może jej donieść w liście o swoich poczynaniach), deklamować wiersze – wydawałoby się więc, że czeka go los lżejszy niż innych niewolnych. Jednak splot okoliczności sprawia, że nie jest mu pisana taka rola. Kalias ucieka, a podczas poszukiwań matki przyłącza się do gladiatorów, by z nimi walczyć o wolność i godność, zabijaną systematycznie przez właścicieli tysięcy pozbawionych możliwości samostanowienia ludzi. Poznaje niewolników, dobrych, wrażliwych na krzywdę bliźniego, uciskanych i dążących do wolności, i złych właścicieli ziemskich, wyzyskujących tanią siłę roboczą zdobywaną w wojnach i przez piratów. Wśród ludzi życzliwych Kalias staje się jednym z ważniejszych bojowników o sprawę wolności.
Mimo zbyt czarno-białych postaci i dość jednostronnego pokazania wojny z Rzymianami, w jaką przerodziło się powstanie niewolników (można je łatwo odnieść do powstania warszawskiego – to wrażenie uparcie się mnie trzymało, może z powodu poprzedniej lektury, Chłopców ze Starówki), powieść jest warta czytania. Sugestywnie pokazuje konieczność dojrzewania do przywództwa na przykładzie samego Spartakusa, który najpierw chciał tylko wywalczyć wolność dla siebie i bliskich mu uczniów, a potem musiał zajmować się organizacją życia, przemieszczania się i walki kilkudziesięciotysięcznego tłumu. Najpełniejsza postać – Kaliasa, może być wzorem prawości i obowiązkowości, ideałem dla każdego chłopca żądnego przygód. Niezła powieść dla młodszej młodzieży, podobnie jak dwie dylogie z motywem niewolnictwa wśród młodocianych: Witolda Makowieckiego (Przygody Meliklesa Greka, Diossos) i Torill Hauger (Porwani przez wikingów, Sigurd, syn wikinga).
(Ocena: 4,5/6)

8 lutego 2013

Kiełkujemy

Wcale nie dlatego, że wiosna się zbliża. Na kiełki zawsze jest czas, a najlepiej się sprawdzają zimą, dostarczając brakujących wtedy witamin i mikroelementów i urozmaicając dietę. Bardziej szczegółowe informacje na temat składników, zawartych w kiełkach, można znaleźć na tej stronie

Najbardziej lubię kiełkować fasolę mung, odpowiada mi jej smak. Niezła jest też adzuki. Obie są łatwe do kiełkowania, zachęcam więc początkujących do próbowania na nich. Kiełki można jeść właściwie z czymkolwiek, zarówno jako dodatek upiększający do obiadu, jak i na kanapki, zwłaszcza te posmarowane pastą czy pasztetem.

Fasolę mung płuczę i moczę w przegotowanej, ostudzonej wodzie, aż zrobi się gładka i pozbawiona zmarszczek. Wody musi być trochę ponad poziom fasoli. Używam do tego litrowego pojemnika po lodach, ma dostatecznie duży otwór i nie ma problemu z wydobyciem kiełków, tak jak bywa ze słoikiem.


Zazwyczaj zostawiam ją na noc i rano wygląda tak:


Co najmniej dwa razy dziennie, rano i wieczorem, chociaż czasem dodatkowo w czas obiadu, fasolkę płuczę i odsączam z nadmiaru wody. Najwygodniej mi to robić na sitku. Od tej chwili też po każdym przepłukaniu pojemnik przykrywam gazą lub ręcznikiem papierowym, przymocowanym do brzegów.
Wieczorem pierwszego dnia wygląda tak:


W tym momencie jest już na tyle kusząca, że zaczyna znikać, mniej więcej w porze płukania. ;)
Drugiego dnia rano to już całkiem pokaźne kiełki:


A do wieczora niewiele ich się zazwyczaj uchowa:


Na mądrej stronie, do której link podałam wcześniej, napisano, że najlepsze są trzeciego i czwartego dnia. Ja jednak najbardziej lubię je drugiego, bo potem pojawia się lekka nuta goryczki, która mi nie pasuje.
I jeszcze jedna uwaga: powyższe dotyczy świeżych ziarenek suchej fasoli mung. Jeśli zdarzy się, że część opakowania zostanie i zbliży się do terminu ważności, zwykle trzeba się uzbroić w cierpliwość, bo kiełki potrzebują nieco więcej czasu na każdy etap wzrostu. Niemniej warto spróbować, bo smak jest kuszący – najbliżej mu do świeżego groszku cukrowego, wyłuskiwanego z dopiero co zerwanych strąków.

5 lutego 2013

Ziemia obiecana

Władysław Reymont
Ziemia obiecana
Tower Press, 2000
s. 416

Trudno napisać coś nowego o powieści, która doczekała się już dziesiątek czy setek recenzji i opracowań. Będzie więc tylko kilka moich wrażeń.
Prężnie rozwijający się przemysł włókienniczy ściąga do dziewiętnastowiecznej Łodzi rzesze ludzi; na sprytnych i pomysłowych czekają wielkie pieniądze, na biednych i mało twórczych ciężka praca, złe warunki bytowania, choroby. Do grupy młodych, pełnych zapału przedsiębiorców dołączają trzej przyjaciele: Karol Borowiecki, Maks Baum i Moryc Welt – zakładają fabrykę, by wzbogacić się i ustabilizować życie na odpowiednim poziomie finansowym. Nie stanowi dla nich problemu brak funduszy, te zawsze się znajdą, grunt to odpowiednie podejście do sprawy:
„– Zakładamy fabrykę.
– Tak, ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic – zaśmiał się głośno.
– To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę. Cóż stracimy? Zarobić zawsze można – dorzucił po chwili. – Zresztą, albo robimy interes, albo interesu nie robimy.” (s. 6-7).
Wśród mniej energicznych przedstawicieli rodzaju ludzkiego może budzić podziw tempo, w jakim decydują się na interesy, zakładają spółkę i podejmują ważkie decyzje, w dowolnym miejscu i jako tako sprzyjającym czasie: „dla interesów jest wszędzie miejsce” (s. 27), bez zbędnych formalności i biegania po urzędach, jak to musi się odbywać współcześnie. Interesy robią wszyscy, za nic mając tanią siłę roboczą: „tego towaru nigdy nie braknie” (s. 241), przybyłą przeważnie ze wsi, cierpiącą biedę i poniżenie, żyjącą nadzieją na poprawę losu w tej ziemi obiecanej, która wykarmiła już wiele fortun.
Przez karty powieści przewijają się przedstawiciele trzech nacji, Polacy, Niemcy i Żydzi. Każda ma swoje zapatrywania, swoją tradycję, pretensje do pozostałych, broni własnego interesu, najpierw osobistego, potem narodowego, podlega skostniałym stereotypom. Mało jest ludzi otwartych na innych, gotowych dzielić się dobrem czy formalnie mieszać geny. Niemal każdy pilnuje swojej warstwy społecznej lub aspiruje do wyższej, udając jednocześnie kogoś innego, popiera tych, na których może zarobić, spalając się w nerwach niepewności jutra, dopóki nie uda mu się dorobić majątku lub dobrze ożenić z posażną panną – wtedy staje się tym, który zadziera nosa, korzysta z uszanowania należnego pieniądzom, wydaje je radośnie na niepotrzebne pałace, zbytki, podróże, pijaństwo: „Zapłaciłem, to się bawię.” (s. 30).
Ziemia obiecana to powieść ważna, opisująca świat, który wprawdzie jest przeszłością, ale który miał spory wpływ na ukształtowanie obecnej rzeczywistości, na nasz miejski sposób życia; obraz świata do złudzenia podobny do naszego, z jego dążeniami do stabilizacji, pewności jutra czy majątku. Można w niej widzieć powieść o początkach kapitalizmu w Polsce, o współistnieniu różnych kultur, o „miejskiej dżungli”, w której ważą tylko kły i pazury... Podoba mi się bogaty język powieści, trafne opisy bohaterów, śmieszne, choć jednocześnie często gorzkie dialogi, ze stylizacją charakterystyczną dla żydowskiego czy niemieckiego języka, i udane przedstawianie pogawędek o niczym, płytkich rozmówek, bez sięgania po to, co istotne i znaczące. Reymont pokazuje nam obrazy aktywności ludzkiej, krótkie scenki, zaznacza problemy, pozwalając czytelnikowi domyślać się, dopowiadać resztę, wyciągać wnioski.
To jedna z tych książek, które warto mieć na półce, żeby wracać do co trafniejszych fragmentów, podczytywać komiczne dialogi, zadumać się czasem. Można z Ziemi obiecanej wynotować mnóstwo cytatów, mądrych, trafnych czy wzbudzających śmiech. I warto też obejrzeć film Andrzeja Wajdy ze świetnymi kreacjami Daniela Olbrychskiego, Wojciecha Pszoniaka i Andrzeja Seweryna w głównych rolach. Nawet jeśli pewne, dość istotne sceny (zwłaszcza końcowa), są mocno zmienione, oglądanie filmu jest warte poświęconego mu czasu.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

„Żył w świecie, w którym oszustwa, podstępne bankructwa, plajty, wszelkiego rodzaju szwindle, wyzysk – były chlebem codziennym, wszyscy się tym łakomie karmili, zazdroszczono głośno sprytnie ułożonych łajdactw, opowiadano sobie po cukierniach, knajpach i kantorach coraz lepsze kawały, admirowano tych publicznych oszustów, wielbiono i czczono miliony, nie bacząc, skąd pochodzą; co to kogo obchodziło, zarobił czy ukradł, byle te miliony miał.
Niezręcznych lub nie mających szczęścia spotykały drwiny i ostre sądy, brak kredytu, odmowa zaufania – szczęśliwy miał wszystko; mógł dzisiaj zrobić plajtę i płacić dwadzieścia pięć za sto, jutro ci sami, których okradł, dadzą mu jeszcze większy kredyt, bo swoje straty odbiją na innych robiąc plajtę na piętnaście procent za sto.” (s. 70)

Kobiety płaksiwe są podobne do zmoczonych parasoli, zamknąć je czy rozpiąć – zawsze kapią.” (s. 135)

Niezależność mają tylko nędzarze, bo już nawet i miliarderzy są jej pozbawieni. Człowiek posiadający rubla jest już niewolnikiem tegoż rubla.” (s. 166)

Płotkę zjada duży kiełbik, kiełbika zjada okoń, a okonia zjada szczupak, a szczupaka? Szczupaka zjada człowiek! A człowieka zjadają drudzy ludzie, jedzą go bankructwa, jedzą choroby, jedzą zmartwienia, aż go w końcu zjada śmierć. To wszystko jest w porządku i jest bardzo ładnie na świecie, bo z tego robi się ruch.” (s. 183)

„Tyle lat chodził w kieracie pracy, ciągłej walki i twardego zdobywania każdego rubla, tyle lat tłumił w sobie najrozmaitsze zachcianki i pragnienia, których nie mógł zaspokoić, tyle lat był głodnym szerokiego, niezależnego życia – i teraz, kiedy to wszystko mógł mieć żeniąc się z Madą – musiał się ożenić z Anką i przez to musiał wrócić do jarzma mierności...” (s. 216)

„Robota nie gęś, ona się nie wytopi.” (s. 243)

„Jak kto ma pech, to mu i ogień zdechł...” (s. 327)

„Trzeba mieć tylko odwagę chcieć” (s. 331)