22 listopada 2011

Nic nie trwa wiecznie

Zemsta bogini Isztar (KAW, 1986) Jerzego Piechowskiego to, według słów autora, powieść „o zwycięstwie, w perspektywie czasu, kultury nad barbarzyństwem, wolności nad przemocą, życia nad śmiercią. O zwycięstwie glinianych tabliczek złożonych w przybytku bogini, na których spisano dzieje Babilonii oraz poematy, nad zniszczeniem, upadkiem, wojną” (s. 5). Dobrze, że chociaż autor tak to widzi.
Jest rok 343 p.n.e. Imhotep, artysta, przedstawiciel pokonanego narodu egipskiego, rozmawia z Mitrobatesem, namiestnikiem perskim. Egipt, „skarbiec świata i naczynie wiedzy” (s. 85), po tysiącleciach samostanowienia uległ królowi Kambizesowi; Persja, potężna, niezmierzona i wieczna, jest u szczytu podbojów. Jednak ani Egipcjanin, ani Pers nie wiedzą jeszcze, że na północy, w Macedonii rośnie nowa potęga, która zmiecie niepokonaną i dumną Persję. A potem i to nowe imperium, zdobyte przez wielkiego Aleksandra, rozpadnie się na części, zbierane potem przez kolejne cesarstwo, młode i waleczne, choć na razie zbyt niepozorne, żeby je zauważać. I tak dalej... Tymczasem jednak w Egipcie rodzi się ruch oporu, kierowany przez kapłanów Ozyrysa, mający uwolnić kraj spod perskiego jarzma. Wysłannik kapłanów udaje się po pomoc również do Macedonii.
Równolegle z wątkiem egipskim ukazuje Autor dorastanie młodego Aleksandra, syna Filipa Macedońskiego i Olimpias. Ambitna matka podsyca w chłopcu pragnienie wybicia się ponad przeciętność, żądzę zdobycia władzy, jakiej nie miał nikt przed nim, i sławy równej sławie dawnych herosów, przekonując go, że jest synem boga przeznaczonym do panowania nad światem. Wtóruje jej nauczyciel Aleksandra – filozof Arystoteles, kształtując umysł przyszłego zdobywcy, umacniając jego wiarę w siebie, wiarę, mającą go prowadzić ku szczytom i nie pozwalającą zatrzymać się w połowie drogi.
Czytelnik oczekuje, że te dwa naprzemiennie prowadzone wątki spotkają się pod koniec odkrywając przesłanie powieści i zamykając napoczęte myśli. Spotka go jednak rozczarowanie. W końcówce bohaterowie rozmijają się, historia toczy się mimo ich działań, a wnioski podaje Autor na tacy, pozostawiając nam niewielkie pole do rozmyślań. Wolę jednak powieści młodzieżowe o starożytności innych polskich pisarzy, np.: Nowackiej, Rolleczek, Edigeya – atrakcyjniejsze fabularnie i dające wiele podniet wyobraźni, nawet jeśli są mniej zgodne z przekazami historycznymi.
Czytanie tej powieści było nieco męczące, ale do przeciętnej oceny dodałam pół punktu za warsztat, któremu w zasadzie nic zarzucić nie można. Nie każdy jednak jest Parnickim, żeby z okruchów historii stworzyć pasjonujące dzieło. Piechowski za kanwę powieści obrał mało atrakcyjny moment historii, akcja jest zbyt statyczna, nic właściwie się nie dzieje, bohaterowie głównie rozmawiają, a potencjalnie ciekawe chwile są rozmyte w długich akapitach zbędnych wyjaśnień. Mówiąc wprost – nudy. Lepiej przeznaczyć czas na coś ciekawszego.
(Ocena: 3,5/6)

17 listopada 2011

W płaszczu i ze szpadą

Aleksandra Dumas nikomu przedstawiać nie trzeba. Wiele jego powieści czytanych jest chętnie do dzisiaj i przez młodzież, i przez dorosłych. A dorobek ma ów Autor pokaźny.
Jakiś czas temu postanowiłam odświeżyć sobie młodzieńcze lektury i sprawdzić, czy jestem jeszcze w stanie znieść powieści płaszcza i szpady. Zaczęłam ostrożnie od Trzech muszkieterów, gotowa odłożyć książkę, jeśli wyda mi się zbyt nieciekawa. Nie odłożyłam. A po skończeniu pierwszej części od razu przeszłam do drugiej – W dwadzieścia lat później czytało mi się równie dobrze. Żeby nie wyjść poza ramy czasowe zaraz potem sięgnęłam po Wicehrabiego de Bragelonne, którego wcześniej nie miałam okazji poznać. I dopiero ta ostatnia część nieco mnie rozczarowała dłużyznami, tłumaczeniem rzeczy oczywistych i zbędnym rozwleczeniem akcji – zdecydowanie za długa, ale nie było aż tak źle, żeby mnie to zniechęciło.
Wbrew początkowym obawom trylogia o muszkieterach bardzo szybko mnie wciągnęła. Sporo pozapominałam, więc przygody czterech przyjaciół i ich służących były znowu zajmujące, a chwilami nawet zaskakujące. Śledziłam je wprawdzie już nie z wypiekami na twarzy jak w młodości, ale ze znacznie większym zaciekawieniem niż współczesne awanturnicze produkcje traktujące o zbliżonych czasach, jakie miałam okazję poznać w ostatnich miesiącach. Dumas ma styl lekki i płynny, chociaż nie podobały mi się wplatane czasem wyjaśnienia narratora zewnętrznego, bo działały na akcję jak cugle ostro ściągnięte na konia, ale było ich na szczęście dość mało. Wyraziście odmalowane charaktery pozwalają nam skierować sympatię ku pozytywnym bohaterom, a znielubić tych złych i wrednych. Wzorem szlachetności i statecznej mądrości jest Atos, sprytu i przebiegłości – d’Artagnan, dobroduszności i naiwności – Portos, a prawości i miłości – Aramis. Wszyscy doskonale władają bronią, są dzielni i nieprzekupni, zawsze pełni pomysłów, jak wydostać się z tarapatów. Ich przyjaźń jest niezłomna, nawet wystawiona na poważną próbę, gdy los postawił Atosa i Aramisa w obozie przeciwnym d’Artagnanowi i Portosowi, sprostała wyzwaniu i pozwoliła im nie tylko nie sprzeniewierzyć się sobie wzajemnie, lecz umocniła nawet łączące ich więzi – zgodnie z dewizą „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Również czarni bohaterowie, jak Milady, odmalowani są doskonale, wręcz krwiście i soczyście, wzbudzając w czytelniku żywe emocje, choć może niekoniecznie sympatię.
Wszystkie trzy powieści pełne są przygód, intryg, tajemnych spotkań, namiętności, miłości, galopad i pojedynków. W każdej intryga rozgrywa się w otoczeniu dworów królewskich Francji i Anglii i dostojników dzierżących w obu krajach najwyższą władzę. W Trzech muszkieterach opiera się na prezencie ofiarowanym przez królową zakochanemu księciu Buckinghamowi – brak klejnotów może Annę Austriaczkę przywieść do zguby, do czego dąży wszechpotężny kardynał Richelieu. W drugiej części osnuta jest wokół utraty tronu (i głowy) przez króla angielskiego Karola Stuarta, a także zamieszek spowodowanych przez lud paryski domagający się ustąpienia kardynała Mazariniego. W Wicehrabim natomiast najpierw dwaj muszkieterowie dopomagają synowi ściętego Stuarta, Karolowi II, odzyskać tron Anglii, a potem pozostali knują intrygi przy boku głównego intendenta Fouqueta – tu znowu ich przyjaźń zostaje wystawiona na próbę. Tu także przeżywamy po królewsku objawiającą się miłość Ludwika XIV do dwórki Luizy de la Valliere, narzeczonej Raoula de Bragelonne.
Trochę szkoda, że w trzeciej części tempo tak mocno zwalnia. Wlokące się, zbyt szczegółowe rozmowy i niepotrzebne wyjaśnienia za bardzo stopują akcję i frustrują czytelnika przyzwyczajonego już do wartkiej narracji. Mimo to trylogia warta jest poznania i jako klasyka gatunku, i jako po prostu dobra powieść przygodowa. Zdecydowanie lepsza od wielu niezbyt udanych prób dorównania mistrzowi powieści płaszcza i szpady.
(Oceny: Trzej muszkieterowie – 4,5/6, W dwadzieścia lat później – 4,5/6, Wicehrabia de Bragelonne – 4/6)

13 listopada 2011

Blok kakaowy

Słodycz stara jak świat, a ciągle pożądana. ;) Wczoraj usłyszałam i od córki, i od męża: zróbmy blok. No to zrobiliśmy. Wszyscy razem. Jest to pewien wyczyn kto widział moją kuchnię, ten wie, jak trudno tam zmieścić więcej niż jedną osobę. Ale blok wyszedł ładnie, a w dodatku jest smaczny.

Składniki:

1/2 szklanki mleka

2-2,5 szklanki cukru (zależy jak słodkie kto lubi, ja wolę mniej)

2 kostki masła

5 łyżek kakao

1 paczka mleka w proszku (50 dag)

ok. 30 dag pokruszonych herbatników (w wersji bezglutenowej pominąć)

dowolne bakalie (użyliśmy mieszanki bakalii: orzechy laskowe, włoskie i nerkowca, migdały, płatki kokosowe, papaja, rodzynki, żurawiny)

dowolny aromat

Przygotowanie:
Zagotować mleko z cukrem do rozpuszczenia, po odstawieniu z ognia dodać masło, kakao i aromat. Po rozpuszczeniu i dokładnym wymieszaniu składników po trochu dodawać mleko w proszku, mieszając. Mleko najlepiej przesiewać przez sito, wtedy tworzy się mniej grudek. Na koniec dołożyć pokruszone ciastka i bakalie. Wylać do formy wyłożonej papierem do pieczenia lub folią aluminiową (folia gorzej odchodzi od bloku).
Schłodzić w lodówce.

Po przekrojeniu:
Można też zrobić wersję kawową. 
Wygląda równie ciekawie:
Smacznego! :)

[szklanka to 250 ml, masła używam zawsze extra]

11 listopada 2011

Asklepios

Według Hezjoda Asklepios był herosem, synem Apollina i Koronis, tesalskiej księżniczki, natomiast przez Homera opisany został jako śmiertelny lekarz, wychowany przez centaura Chirona i przez niego nauczony sztuki lekarskiej. Leczył ludzi do czasu, gdy na prośbę Artemidy wskrzesił Hippolitosa, czym tak rozgniewał Zeusa, że bóg przy pomocy pioruna przeniósł go do Hadesu. Z czasem Asklepios został uznany za boga, któremu ludzie składali wota w podzięce za uzdrowienie. Tyle w skrócie wiemy z mitologii.
W powieści Asklepios (Nasza Księgarnia, 1989) główny bohater spędza dzieciństwo na dworze Eumenichesa, przekonany, że jest jego synem. Delikatny chłopiec towarzyszy często niewolnikowi Chironowi, który uczy go sztuki leczenia ziołami i opatrywania ran. Gdy Agamemnon zbiera wojska przeciw Troi, Asklepios, ciekawy świata i tęskniący za wędrówką, rusza w drogę wraz z nim. Nie dane jest mu jednak dotrzeć pod Ilion z wojskami greckimi – wielodniowa burza zapędza statek, którym płynie, do ujścia Nilu, zwanego wówczas Egiptosem. Siedmioletnia niewola Asklepiosa nie jest jednak czasem straconym. Nasz bohater dogłębnie poznaje egipską sztukę leczniczą, najlepszą w tych czasach, co miało ogromny wpływ na jego sławę uzdrowiciela. Gdy niewiele czasu dzieli go od powrotu do ojczyzny, nieoczekiwany splot wydarzeń zmusza go do ruszenia w dalszą drogę ku nieznanym krajom. Wędruje przez Nubię, Etiopię, Sumer, Asyrię, ucząc się języków i sposobów leczenia, zaznając sławy i więzienia, bogactwa i nędzy. Dociera do Troi na czas, by obserwować zakończenie wojny.
Asklepios jest bohaterem trzeźwo patrzącym na świat, dostrzegającym zabobony i tłumaczącym je realistycznie. Widzi też cały brud i mizerię otaczającej go rzeczywistości i dostrzega mechanizm rodzenia się legendy trojańskiej: „Niewielkie utarczki zmieniały się w czyny niesłychanego męstwa, ucieczka z pola bitwy lub klęska bywały interpretowane jako rezultat wtrącania się do akcji wojennej bogów przyjaznych Troi. Zdrada przybierała postać pomysłowości i zręczności Odysa i Epejosa, wojna prowadzona dla zdobycia łupów stawała się walką sprawiedliwą. [...] wędrowni śpiewacy, uderzając w struny gitar, zaczynali tworzyć pierwsze fragmenty pieśni o wojnie z Ilionem. Prawda szła w niepamięć, obumierała” (s. 234). Może warto wspomnieć te słowa czytając Homera.
Horia Stancu to mało u nas znany rumuński pisarz. Ma on w swym dorobku kilka powieści historycznych dla młodzieży pisanych na przyzwoitym poziomie. Oprócz Asklepiosa czytałam też Powrót na pustynię – w obu tych powieściach widać dobrze zarysowane tło historyczne i sprawnie poprowadzoną akcję. Asklepios, przez wędrówkę po starożytnych krainach i profesję, jaką się para główny bohater, kojarzyć się może z Egipcjaninem Sinuhe Waltariego i, chociaż nie jest to powieść aż tak obszerna, broni się doskonale pozwalając przyjemnie spędzić kilka wieczorów z książką. Natomiast Powrót na pustynię to zapis trzech ostatnich dni życia Aleksandra Wielkiego, złożonego chorobą, wspominającego swoje walki i dążenia do opanowania świata, na pół w malignie, niepewnego już, co jest prawdą, a co rojeniem. To również studium władcy kochanego przez żołnierzy i przyjaciół, dopóki jest silny i zwycięski, a opuszczonego i osamotnionego w chwili śmierci, gdy ci przyjaciele wolą już rozdrapywać między sobą dziedzictwo wielkiego wodza miast trwać przy nim do końca.
(Ocena: Asklepios – 4,5/6, Powrót na pustynię – 4/6)

8 listopada 2011

Obrazki z zaułka

Nadżib Mahfuz, autor kilkudziesięciu powieści, laureat Nagrody Nobla z 1988 roku, określany jest mianem egipskiego Balzaca. W swoich powieściach przybliża nam codzienną egzystencję mieszkańców Kairu, ukazując miasto tętniące życiem, pełne wąskich uliczek i malowniczych zaułków. Pierwszą kairską powieścią Mahfuza jest Hamida z zaułka Midakk (Smak Słowa, 2010).
Na świecie trwa wojna, a w zaułku Midakk toczy się normalne życie. Zaułek leży nieco na uboczu wielkiego miasta. Zamknięty, tajemniczy świat tętni własnym rytmem: ktoś się zakochał, ktoś wyszedł za mąż, inny umarł czy też trafił do więzienia; niektórzy robią interesy, znajdują bądź tracą pracę, chorują i zdrowieją – ot, zwyczajność. Niewielki wycinek kairskiej społeczności we wszystkich przejawach codzienności. I nawet gdy w pewnym momencie wstrząsnęły zaułkiem tragiczne wydarzenia, to potem „spłynęło znowu dobrodziejstwo zapomnienia i obojętności. Jak zwykle płakano rankiem, jeżeli był powód do płaczu, i śmiano się wieczorem, a drzwi i okna skrzypiały rano, kiedy je otwierano, i wieczorem, kiedy je zamykano. Nic interesującego się nie działo” (s. 264).
Powieść zaczyna się leniwie, jak leniwie i zwyczajnie toczy się życie mieszkańców zaułka. Poznajemy poszczególnych ludzi żyjących na tej niewielkiej przestrzeni, ich ważne sprawy i marzenia. Mahfuz przedstawia nam kolejno sklepikarzy, drobnego kupca, swatkę, fryzjera, urzędnika, doktora, „króla” żebraków i bezdomnego nauczyciela. Ich życie toczy się według ustalonego trybu, uwarunkowane przeznaczeniem i zastanymi regułami społecznymi. Jednak ich spokój zostaje w pewnym momencie zburzony, kilka niecodziennych wydarzeń powoduje wrzenie i akcja zaczyna toczyć się wartko, by doprowadzić do tragicznego końca.
Był moment, gdy zaułek Midakk skojarzył mi się luźno z Tortilla Flat i następnymi powieściami Steinbecka, gdzie fabuła również kręci się wokół niewielkiej, zamkniętej grupy ludzi. Może to też dlatego, że Mahfuz potrafi malować zwyczajność pięknymi słowami, które się „widzi” i czuje, jakby się było uczestnikiem w opisanej grze. Tak potrafią pisać tylko najwięksi: Steinbeck, Faulkner, Mann...
Hamida z zaułka Midakk to pierwsza powieść Mahfuza, jaką przeczytałam. Jest zdecydowanie dobra, chociaż spodziewałam się czegoś nieco bardziej wciągającego. Może to ta leniwa narracja na początku spowodowała uczucie niedosytu... Na pewno jednak sięgnę po następne dzieła Autora, zwłaszcza że na półce czekają Opowieści starego Kairu, uważane za najlepszą jego powieść.
(Ocena: 4/6)

6 listopada 2011

Przygotowania do zimy

Na razie takie delikatne, żeby nie wywołać wilka z lasu, tzn. zimy z kalendarza. Na pierwszy ogień poszedł kołnierzoszalik (wzór z tego wątku). Rozmiar wyszedł na córkę, więc dziecię dostało coś na szyję:

Potem zabrałam się za mitenki do kompletu (wzór pochodzi z tej strony):

Całość bardzo ładnie się komponuje:

Zima nam nie straszna, więc można puścić wodze fantazji i skomponować z powyższych elementów drzewiasty krajobraz:

Nawet zaciekawiony wielbłąd wygląda zza drzewa:



3 listopada 2011

BiblioNETkołaj

Jak co roku w BiblioNETce ruszyła akcja obdarowywania się książkami. Można zrobić komuś przyjemność wysyłając książkę, której pragnie. Szczegóły w tym wątku. Zachęcam do wzięcia udziału. Moje reniferki już od pewnego czasu niecierpliwie grzebały kopytkami, a teraz zadowolone pobiegły z prezentami. :)