31 sierpnia 2012

sierpień 2012 – podsumowanie

Wakacyjne miesiące zwykle są u mnie uboższe w lektury, czemu sprzyja nadmierna ruchliwość i ciekawe zajęcia na powietrzu. Tym razem jednak, mimo małej liczby przeczytanych książek, jestem zadowolona z ich jakości – trafiło się kilka bardzo dobrych powieści.
Jak zwykle lista przeczytanych książek, uzupełniana na bieżąco, jest po prawej, w zakładce „przeczytane w 2012”. Do opinii o niektórych powieściach odsyłają linki.

● ● ●

Gide André, Fałszerze
Po ponad dwudziestu latach sięgnęłam ponownie po powieść Gide’a. Wrażeń z tamtego czytania nie pamiętałam, tylko w trakcie przypominało mi się, że skądś to już znam. Powieść jest niezła, ale bez przesady. Najbardziej przyda się tym, którzy dopiero wkraczają w życie i kształtują zapatrywania na świat i miejsce w nim, a zwłaszcza przyszłym pisarzom, planującym rozwój swych piór i klawiatur.
(Ocena: 4/6)

Orson Scott Card, Gra Endera (powtórka)
(Ocena: 5,5/6)

Orson Scott Card, Ender na wygnaniu
(Ocena: 5/6)

John Flanagan, Halt w niebezpieczeństwie
Dokończenie misji rozpoczętej w Królach Clonmelu. Halt, Will i Horace ścigają fałszywego proroka Tennysona przez Clonmel, Pictę i Araluen. Prawie pół tomu to powieść drogi, mało się dzieje, dużo się jedzie, mówi i objaśnia, bohaterowie często przerzucają się żartami, co staje się coraz mniej zabawne, również dla nich. Ciekawiej jest, jak gdzieś w połowie książki Halta dopada tytułowe niebezpieczeństwo, akcja się zagęszcza i znowu widać dynamikę w działaniach naszych ulubieńców.
Ogólnie dziewiąta część trzyma poziom dobrego czytadła dla młodszej młodzieży, choć za dużo wyjaśnia, a za mało daje do myślenia. Niezła rozrywka.
(Ocena: 4,5/6)

Stanisława Fleszarowa-Muskat, Wizyta
(Ocena: 5/6)

Raymond Feist, Adept magii, Mistrz magii
Dwie początkowe części cyklu Feista o Midkemii i Kelewanie. Z rozmachem pomyślana akcja jest jednak mocno odtwórcza już w swych założeniach. Widać zbyt dużo wpływów chociażby Tolkiena (np. przymierze ludzi, elfów i krasnoludów w walce z obcym najeźdźcą), raziła mnie też przesadna baśniowość (oprócz wspomnianych ras obecne są również smoki, a znaczącą rolę pełnią magowie) i przewidywalność fabuły (główny antagonista pozytywnych bohaterów musi na koniec uciec, żeby mieli oni z kim walczyć w następnych tomach). Ale i z Feista zaczerpnięto pomysł (chyba że gdzieś już był wykorzystany, a nie jest mi znany) – motyw sierot na wychowaniu księcia, ich wyboru do różnych rzemiosł, niepozornego chłopca, który nie pasuje do żadnego fachu, a jest szczególnie uzdolniony w tajemniczej, niedostępnej innym dziedzinie – bardzo ładnie wykorzystał to John Flanagan w Zwiadowcach.
Reasumując: przeczytać można, żeby wiedzieć, jak Feist pisze, ale resztę już sobie raczej daruję. Chociaż dla zagorzałych wielbicieli smoków i elfów to może być uczta. Również młodzież może w tym cyklu odkryć coś dla siebie.
(Ocena: Adept magii – 4/6; Mistrz magii – 4,5/6)

Cormac McCarthy, Suttree
(Ocena: 5/6)

Orhan Pamuk, Biały zamek
(Ocena: 5/6)

Jadwiga Żylińska, Złota włócznia
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●

Realizacja projektów:
Nobliści – 2 (Gide, Pamuk)
Z półki – 4 (razem: 31/16)
Wyczekane – 3 (Ender na wygnaniu, Suttree, Biały zamek)
W sumie (w miesiącu/w roku): 10/118

30 sierpnia 2012

Suttree

Polubiłam Cormaca McCarthy’ego przy czytaniu Drogi. Przemówiła do mnie jego postapokaliptyczna wizja wraz z nadzieją, jaką zasugerował na koniec. Potem były dwie kolejne powieści, które, owszem, podobały mi się, ale już bez takiego zachwytu. Ostatnio natomiast miałam okazję zapoznać się z najnowszym na polskim rynku dziełem pisarza, pt.: Suttree.
Wbrew temu, co sugeruje opis na okładce, Suttree nie jest do śmiechu. Miano „najzabawniejszej powieści McCarthy’ego” jest mocno przesadzone, bo nie ma w niej tak naprawdę niczego zabawnego (no może z wyjątkiem niektórych pomysłów Harrogate’a, ale to raczej taki smutny śmiech). Skłania ona bardziej do zadumy nad marnością świata tego i niezrozumiałymi dla postronnego obserwatora wyborami życiowymi. Przeczytać warto, bo napisana jest językiem pięknym, soczystym, ale często mocno bijącym realizmem, brudem i brzydotą.
Porównywany do Williama Faulknera, McCarthy w tej akurat powieści, może bardziej ze względu na fabułę, skojarzył mi się z innym amerykańskim noblistą, Johnem Steinbeckiem i jego trzema powieściami o żyjących inaczej: Tortilla Flat, Ulica Nadbrzeżna i Cudowny czwartek. Cornelius Suttree to też outsider z wyboru, żyjący z dnia na dzień, zarabiający na czym się da, znający ulicę, knajpy, dziwki czy areszt od środka, nie stroniący od alkoholu, ale zarazem to człowiek wrażliwy, który na swój sposób troszczy się o znajomych, pomaga kumplom, wyciąga ich z tarapatów, sprawdza, jak sobie radzą w mrozy i skutecznie zbiera z rynsztoka, gdy tego potrzebują. Jest postacią, którą poznajemy przez działania, nie przez przemyślenia. On po prostu robi to, co musi, czy co wydaje mu się, że musi. Jako człowiek wrażliwy i uczuciowy próbuje sobie poradzić w świecie, który nie głaszcze go po głowie, żyjąc pozornie poza normalnym społeczeństwem, walczy z bólem, wciąż niepogodzony ze śmiercią brata, syna, kochanki. Jest postacią tragiczną.
U McCarthy’ego świat wyrzutków społecznych, odmalowany z całym brudem i brzydotą jego, okraszony jest dla kontrastu pięknymi opisami przyrody, ze starannością i drobiazgowością pełnego finezji języka (można mieć skojarzenia z Proustem ;)). Opisy te nie są jednak nużące, jak mogłoby się wydawać, ale pozwalają odetchnąć po naturalistycznych pijatykach, bijatykach i ukrywaniu trupów. Te kontrasty dają się we znaki czytelnikowi, bo jednocześnie zachwycają i zniesmaczają, a ostatecznie powodują, że żałujemy, że to już się skończyło i może że tak się skończyło.
Zdecydowanie warto sięgnąć po powieści tego Autora. Dobrze, że na półce czeka już na mnie Krwawy południk.
(Ocena: 5/6)

28 sierpnia 2012

Sernik wiedeński

Wspomnienie z dzieciństwa – sernik z dużą ilością rodzynek, słodki i pyszny. Tak robiła go moja mama:

składniki:
● 50 dag dobrego, lekko wilgotnego sera twarogowego
● czubata łyżka mąki ziemniaczanej
● 3/4 szklanki cukru
● 6 łyżek rozpuszczonego masła
● 4 jaja
● dowolny aromat
● rodzynki, orzechy itp.

sposób przygotowania:
1. Oddzielić żółtka od białek.
2. Ser zmielić na gładką masę, w trakcie dodając żółtka i cukier. Wymieszać z masłem, mąką, aromatem i bakaliami, a na końcu delikatnie wmieszać bardzo sztywną pianę ubitą z białek.
3. Przełożyć do podłużnej formy (najlepiej do szerokiej keksówki), wyłożonej papierem do pieczenia albo wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą (można użyć tartej bułki z herbatników).
4. Piec do zrumienienia, ok. 45 minut.

Dawno nie robiłam, bo sernik wymaga trochę czasu i siły. Ale smak za mną chodzi, więc pewnie wkrótce się zbiorę i upiekę. :)

24 sierpnia 2012

Bawełniany szal

Lekki, przewiewny, delikatny szal z bawełny. Popełniłam go z rozdzielonej na pół nitki zielonej Virginii. Wyszedł niecały jeden motek, a szal ma wymiary 43 x 185 cm. Wzór jest bardzo prosty, jednorodny, bez borderów, bo szal miał być codziennym otulaczem na letnie wieczory, kiedy za ciepło jest na sweter, a jednak przydałoby się coś zarzucić na ramiona. Skończony już w maju, dopiero teraz doczekał się blokowania i sesji na modelce, ale nie żałuję, bo tegoroczne lato nie wymagało ode mnie chodzenia w szalu.



Robiło się przyjemnie, bawełna jest miękka i miła w dotyku. Najgorszą częścią roboty było rozdzielanie nitki – nigdy więcej. Jakby mnie coś podkusiło znowu do dzielenia to poproszę o przypomnienie, może być dosadne. ;)

23 sierpnia 2012

Wymienię lub sprzedam

Przytłacza mnie ilość zbędnych przedmiotów. Czas na radykalne pozbywanie się niepotrzebnych czy nietrafionych zakupów. Lista będzie co jakiś czas uzupełniana w nowej zakładce: tutaj. Część jest już udostępniona na fincie, ale oczywiście mogę też to wszystko sprzedać czy wymienić poza fintą. Stan może być bardzo różny, więc proszę pytać.

W tej chwili polecam książki dla dzieci:
5 książek o Kreciku, szczegóły tu: Krecik i samochodzik, Krecik i rakieta, Krecik i orzeł, Krecik i zielona gwiazda, Jak Krecik sprawił sobie spodenki
Dumbo
pakiet 7 książeczek z twardymi kartkami (jedna z miękkimi, ale też dla małych dzieci)
Pinokio w starym wydaniu z ilustracjami Szancera
Dla nieco starszych latorośli:
Powrót czarnoksiężnika
Za minutę pierwsza miłość
Skarb w Srebrnym Jeziorze
Siostra dzienna 

I bajki na VCD:
Ulubione dobranocki

Dla młodzieży i dorosłych szczegółowa lista obok.

Dla wielbicieli muzyki mam płytę Sławka Wierzcholskiego i Nocnej Zmiany Bluesa, nówka, zafoliowana, szczegóły tutaj. Wygląda tak:


20 sierpnia 2012

Wizyta

Nazwisko Stanisławy Fleszarowej-Muskat znane mi było głównie ze słyszenia. W młodości coś tam próbowałam czytać, ale czy to byłam jeszcze za młoda, czy też lektura była niezbyt dobrze dobrana do nastroju chwili – w każdym razie nie zachwyciło i wpadło do zakładki zapomnianych. Ostatnio jednak sporo się pisało o tej autorce w Biblionetce, więc musiałam sprawdzić, czy tym razem wybór okaże się lepszy. Padło na trylogię wojenno-powojenną: Pozwólcie nam krzyczeć, Przerwa na życie, Wizyta. Ostatni tom jest zwieńczeniem losów bohaterów, rozrachunkiem z przeszłością, powrotem do miejsca, w którym kiedyś spotkały się główne postaci, i próbą powrotu do czasu, jaki wtedy nimi rządził, do głodu, strachu i śmierci, bólu i przyjaźni mimo koszmaru wokół.
Magdalena i Gaston w drodze do Karlowych Warów niespodziewanie dla siebie samych skręcają do Edelheim, miasteczka, w którym się poznali i spędzili kilka wojennych lat. Krótka z założenia wizyta przeradza się na skutek nieoczekiwanych pragnień Magdaleny i nagłych, groźnych wydarzeń, w dłuższy pobyt, obfitujący w niespodzianki. Dwadzieścia lat po wojnie bawarskie miasteczko żyje swoimi problemami, starając się nie rozstrząsać przeszłości, spokojnie wychowywać dzieci, budować przyszłość. Ten spokój zostanie zakłócony nie tylko przez nagły przyjazd Magdaleny i Gastona, ale i przez plany Bernarda Lenza, nazisty, który już jako dziecko o skłonnościach bandyty (Pozwólcie nam krzyczeć) dawał się we znaki przeciwnikom zbrodniczego systemu.
Bardzo dobra i bardzo ważna powieść. Pokazuje, że mimo strasznych doświadczeń ciągle są ludzie gotowi znowu zboczyć na drogę zła, tacy, którzy niczego się nie nauczyli, niczego nie chcą pamiętać, którzy straszne doświadczenia wojny świadomie odrzucają i znowu chcą wywołać diabła z pudełka. Pocieszające jest jednak, że zawsze też jest jakieś wyjście, czasem niezbyt czyste, ale w słusznej sprawie usprawiedliwione i zawsze może znaleźć się ktoś, kto zapobiegnie złu, kto pamięta to, co pamiętać należy, przypomni tym, którzy zapomnieli i nie zgodzi się na powtórkę z holokaustu. Fleszarowa-Muskat daje dużo do myślenia, każe szukać odpowiedzi o sens życia w czas wojny i pokoju, o istotę człowieczeństwa. Wizyta jest wzmocnieniem wyrażonego w pierwszej części protestu przeciw wojnie i faszyzmowi. Dodatkowego uroku dodaje język powieści, prosty, a jednak doskonale oddający złożoność postaci i dynamikę wydarzeń, piękny i trafiający w samo sedno, bez zbędnych ozdobników. Polecam wahającym się!
(Ocena: 5/6)

● ● ●

Poprzednie części omówione są tylko pokrótce w postach podsumowujących: Pozwólcie nam krzyczeć, Przerwa na życie.

18 sierpnia 2012

Stos włóczki

Jako nałogowiec dziergający zawsze łaknę nowych włóczek i kordonków. Nieważne, że w szafie w kilku pudłach poupychane mam zapasy na całkiem sporo sweterków i obrusów. Nałóg to nałóg, nie ma rady. Gdy więc podczas rozmowy z ciocią, robótkującą zawodowo przez całe życie, okazało się, że posiada ona zbędne już zapasy włóczkowe, zgromadzone w workach na strychu, oczka mi się zaświeciły. Wyjazd na wakacje był zarazem wyjazdem po te skarby. :)
Po wstępnym przebraniu i wyrzuceniu tego, co mole nadgryzły zbyt mocno, wyszedł nam pełen włóczek wielki worek śmieciowy, którego nikt nie mógł dźwignąć bez ryzyka rozerwania. Musieliśmy połowę przerzucić do drugiego i dopiero tak zapakowane dało się dowieźć do domu. Radości dużo, i dla cioci, która przy okazji uprzątnęła kawałek strychu, i dla mnie, bo mam z czego dłubać przez kilka lat.
Do dokładniejszego przejrzenia zatrudniłam córę i razem wyrzuciłyśmy włóczkę na trawę:


Po posegregowaniu według kolorów (z grubsza oczywiście) wyszło kilka małych stosików:


Cudnie, prawda? Większość to pojedyncze motki, niepełne, ale trafiło się kilka włóczek w ilości wystarczającej na coś większego. Z tej rdzawej, która leży na środku, robię właśnie kamizelkę. A z wszystkich małych moteczków będę kombinować jakieś fajne zestawienia kolorystyczne. :) Nie wszystko niestety zdołałam zwieźć do siebie, będę przywozić po trochu, bo miejsca mi brak.
Tylko jedno mnie martwi: w najbliższym czasie nie będę miała pretekstu do poczynienia zakupów. ;)

16 sierpnia 2012

Wygnany Ender

Do cyklu o Enderze dopisał Card po latach ciąg dalszy Gry Endera, by wyjaśnić fanom, co działo się z głównym bohaterem po wojnie z robalami a przed wydarzeniami z Mówcy umarłych. Ender na wygnaniu nie jest powieścią o tak wartkiej akcji i trzymającą w napięciu jak jej poprzedniczka. Opisuje czas powojenny, ludzi skupionych na budowaniu pokoju na kolejnych planetach, rozpraszających się po nieznanych dotąd światach, na których wcześniej mieszkały robale, zagospodarujących je, walczących z nieznanymi, obcymi tworami, utrudniającymi codzienne bytowanie. Czas budowania jest mniej zajmujący niż wojenne czyny bohaterów, jednak po chaosie walki ludzie łakną uporządkowanego życia i spokojnego rozwoju swych dzieci.
Ender, chłopiec, który uratował świat, nie może wrócić na ojczystą planetę, do rodziny. Musi udać się na wygnanie, na jedną z planet robali, gdzie wraz z pierwszymi kolonistami będzie budował nowe życie. Dzięki temu przestaje być tylko narzędziem, usamodzielnia się, sam wyznacza sobie cele. W czasie dwuletniego lotu uczy się i pracuje, czyta, pisze, rozmawia z ludźmi. Nabywa mądrości i doświadczenia, które pozwalają mu po wylądowaniu być równie dobrym administratorem czasu pokoju, jak dowódcą podczas wojny.
Andrew Wiggin rozlicza się z przeszłością. Mimo że był jedynie narzędziem w rękach dorosłych, przyjął odpowiedzialność za to, co uczynił – za każde stracone życie, za żołnierzy poległych po obu stronach frontu. Na planetach zagospodarowanych wcześniej przez robale szuka odkupienia za uczynione zło, poznaje poprzednich mieszkańców i stara się zrozumieć, dlaczego pozwolili mu na unicestwienie swojej rasy. A gdy znajduje odpowiedź, jasne staje się to, co powinien uczynić.
Ender na wygnaniu jest jednak słabszy od pierwszej części, brakuje mu świeżości Gry Endera, tak zachwycającej czytelników, i tempa akcji, sprawiającego, że nie można się oderwać. Jest jednak powieścią na tyle dobrą, że czyta się z zaciekawieniem. I na pewno czas na nią przeznaczony nie będzie czasem straconym.
(Ocena: 5/6)

15 sierpnia 2012

Galaretka z owocami

Lato nas w tym roku nie rozpieszcza, ale i tak były dni, kiedy najlepszą ochłodę dawała galaretka prosto z lodówki. Najchętniej raczyliśmy się taką torcikową, z serkiem i dużą ilością różnych owoców. Prosta i smaczna. :)

składniki:
2 galaretki, każda na 500 ml, smak dowolny (u mnie tym razem wiśniowa i cytrynowa)
2 serki homogenizowane waniliowe po 180 g
kilka rodzajów owoców (dałam banany i ananasy, ale mogą być i brzoskwinie, truskawki, maliny, jabłka...)

sposób przygotowania:
1. Rozpuścić jedną galaretkę w szklance gorącej wody, nieco schłodzić, wymieszać z serkami. Zimną, ale jeszcze płynną masę wlać do tortownicy (można ją wyłożyć papierem do pieczenia, będzie szczelniej), sprawdzając, czy nie wycieka. Im zimniejsza, tym mniejsze prawdopodobieństwo wyciekania. Poukładać część owoców (u mnie tym razem to banan). Odstawić do lodówki do całkowitego zastygnięcia.
2. Rozpuścić drugą galaretkę w 500 ml gorącej wody, schłodzić. Wlać delikatnie na warstwę serkową, ułożyć pozostałe owoce. Odstawić do lodówki na 2-3 godziny.

Smacznego!

14 sierpnia 2012

Sweter letnio-jesienny

Miała być kamizelka. Ale włóczka okazała się bardzo wydajna, więc wyszedł sweterek dla mamy. Wzór i fason według dyspozycji właścicielki. Bardzo prosty, łatwy i przyjemny w robocie.


Włóczka Alize Cotton Gold kolor oliwkowy (372), druty 4 mm, niecałe 400 g. Całość robiona tradycyjnie od dołu (ostatni raz decydowałam się na szycie boków), rękawy od góry z główką, naokoło, bezszwowo.
Wzór bardzo prosty, tu widać dokładniej:


Bardzo przyjemnie robi się z tej włóczki, jest mięciutka i wydajna. Cieszę się tym bardziej, że mam taką już zakupioną w kolorze lila, na sweterek dla siebie. :)

12 sierpnia 2012

Gry wojenne

Powieści Orsona Scotta Carda raczej nikomu przedstawiać nie trzeba. Nawet jeśli nie każdy czytał, to na pewno coś tam słyszał o Enderze czy Alvinie. A że Card pisze dobrze – to i radość większa, gdy ku zadowoleniu czytelników prowadzi bohaterów przez wiele tomów cyklu, nawet jeśli nie wszystkie części są równie dobre, jak Gra Endera – powieść o chłopcu, który uratował przyszłość ludzi.
Dwie inwazje robali zmusiły siły wojskowe, dbające o bezpieczeństwo Ziemi, do działań obronnych mających na celu odparcie ewentualnego kolejnego ataku z kosmosu. Jednym z priorytetów Międzynarodowej Floty jest wyszkolenie odpowiedniej kadry, która dzięki wrodzonej inteligencji dowódców i ukierunkowanemu treningowi będzie w stanie przeciwstawić wojska ziemskie niezliczonej flotylli robali. Wśród wielu dziecięcych żołnierzy jest Ender Wiggin, dający największą nadzieję na zwycięstwo, narzędzie, które ma wygrać dla ludzi przyszłość. Ale kilkuletnie szkolenie dzieci, poczynając od sześciolatków, okupione jest ciężką pracą: szybkim przyswajaniem wiedzy, ciągle ponawianymi testami, morderczymi treningami. I samotnością.
Samotny Ender musi nie tylko szybko nauczyć się, jak skutecznie walczyć i dowodzić armią, musi też dorosnąć, osiągnąć dojrzałość wystarczającą do poradzenia sobie z nadmiernym obciążeniem kształtującej się dopiero psychiki, musi umieć zrozumieć świat, ludzi i robale, by móc zwyciężyć. A po drodze jeszcze radzić sobie z zazdrością mniej zdolnych i ich okrucieństwem. Jest tak skuteczny i w grach wojennych, i w realnym życiu, że niszczy kolejnych przeciwników, mimo iż nie pragnie zabijać i nie jest nawet świadomy, że to robi. W chwili zakończenia wojny ten niespełna dwunastoletni chłopiec jest przez jednych podziwiany i stawiany na piedestale, przez innych oskarżany o zbrodnie, chociaż tak naprawdę rozpaczliwie pragnie przyjaźni i zwykłego życia.
Powieść nic nie traci po latach, przy kolejnym czytaniu. Ciągle trzyma w napięciu, wciąga i wchłania, nie pozwalając odłożyć książki przed odwróceniem ostatniej strony. Jej atutem są złożone, mocno zarysowane postaci dzieci o ponadprzeciętnych zdolnościach, wzbudzające sympatię i współczucie u czytelnika, manipulowane przez dorosłych, wykorzystujących młode umysły w dobrym wprawdzie, ale niszczącym je celu ocalenia ludzkości. Popisy sprawności umysłowej dzieciaków, ich logicznego myślenia, szybkości przyswajania wiedzy i reagowania na nieoczekiwane zmiany, zręczności w kierowaniu zachowaniami innych, sprawiają czytelniczą przyjemność każdemu molowi książkowemu. Nic nie można zarzucić warsztatowi autora, który potrafi doskonale opisać i wydarzenia, i bohaterów, nie używając do tego nadmiernej ilości słów, tak częstego dzisiaj u pisarzy grzechu. Wszystko to składa się na wysoką ocenę powieści wśród fanów.
(Ocena: 5,5/6)

11 sierpnia 2012

Biszkopt z owocami

Biszkopt do tortu zawsze robię bez proszku, zgodnie z zasadami sztuki. Natomiast ten z owocami jest już jakąś tam wariacją na temat biszkopta i może sobie zawierać proszek do pieczenia. Zapraszam więc na owocową delikatność!

składniki: 
4 jaja
4 czubate łyżki cukru
4 czubate łyżki mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia lub sody
1 łyżeczka aromatu cytrynowego
szczypta soli
drobne owoce (truskawki, maliny, borówki amerykańskie, jeżyny)
łyżka mąki do obtoczenia owoców
cukier puder do posypania

sposób przygotowania:
1. Oddzielić białka od żółtek. Białka ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli, pod koniec dodać połowę cukru. Żółtka utrzeć z resztą cukru. 
2. Mąkę wymieszać z proszkiem. 
3. Delikatnie wymieszać białka z żółtkami, mąką i aromatem. Przełożyć do formy nasmarowanej tłuszczem albo wyłożonej pergaminem, na wierzchu ułożyć owoce obtoczone w mące pszennej.
4. Piec ok. 35-45 minut w temperaturze 190°C do uzyskania lekko złotego koloru. Jeszcze ciepły biszkopt posypać pudrem.

Proste i pyszne. Ulubione ciasto z owocami Aguti. Smacznego! :)

7 sierpnia 2012

Kamizelka dla dziecka

Miałam kiedyś cztery motki ślicznej pastelowej włóczki nieznanego pochodzenia, w kolorach pasujących najbardziej dla dziewczynki. Z połowy zrobiłam wiosną sweterek dla bratanicy, jest tutaj, a z reszty, już większą, kamizelkę. Będzie na zimę.


Kamizelka robiona od góry, wzorek według własnego pomysłu, na rozmiar 104 (szerokość 33 cm, wysokość 43 cm). Wyszło ok. 170 g włóczki Caron Dazzleaire (80% acrylic, 20% nylon), na drutach 4,5 mm, robione bardzo luźno (musiałam się mocno skupiać, żeby nie ścieśniać ;)).

Zaczęłam od nabrania 37 oczek.
1 rz.: o.l. – 3, M[arker], 6, M, 20, M, 6, M, 2
2 rz.: o.p. – przed i po M dodawać po jednym oczku przekręconym z poprzedniego rzędu
3 rz. i każdy nieparzysty: o.l.
4 rz. i każdy parzysty: jak rz. 2
od 5 rz. dodatkowo w co czwartym rzędzie dodawać od strony plisy po 1 o. przekręconym.

Po zrobieniu ok. 13 cm, przerabiając na prawej stronie, przekładamy oczka rękawów (po 35 o. każdy) na dodatkowe druty lub nitki, jednocześnie dokładając pod pachami po 8 o. (markery możemy odłożyć). Na wysokości pach powinniśmy mieć teraz: 23 + 8 + 47 + 8 + 23 o.
1 rz.: o.l.
2-8 rz.: o.p. (ścieg francuski)
kilkanaście kolejnych rz. przerabiać tak, jak o. schodzą z drutów
sześć rz. o.p. (ścieg francuski)
do dolnej plisy znowu tak, jak schodzą z drutów
dół wykonać ściegiem francuskim (8 rz.) i zakończyć elastycznie na prawej stronie

Nie odrywając nitki nabrać oczka na plisę, przerobić 6 lub 8 rz. ściegiem francuskim, ewentualnie robiąc po drodze dziurki na guziczki (u mnie są pętelki). Również francuskim wykończyć rękawki nie zapominając o nabraniu dodatkowych 8 o. spod pachy. Przyszyć guziki.

Proste, prawda? Uwielbiam robić bezszwowo. :)))