30 grudnia 2011

Czytelnicze podsumowanie roku 2011


Kończy się kolejny rok, ani lepszy, ani gorszy czytelniczo od poprzednich. Ilościowo jest mniej niż w roku poprzednim, ale nie to jest przecież najważniejsze, natomiast jakościowo ten rok wypadł nieco lepiej – wyglądał tak:

Książki na szóstkę, czyli to, co zrobiło największe wrażenie albo najmocniej utkwiło w duszy:
Lawinia Ursuli Le Guin – piękna powieść o początkach Rzymu, Etruskach i Trojańczykach luźno oparta na Eneidzie Wergiliusza. Napisana pięknym, poetyckim językiem. Na pewno będę do niej wracać i w przyszłości napiszę recenzję, bo powieść warta jest spopularyzowania.
Nic nie zdarza się przypadkiem Tiziano Terzaniego – ostatnie podróże cenionego reportera w poszukiwaniu leku na toczącą go śmiertelną chorobę. Wiele ogólnych przemyśleń dotyczących życia, psychiki ludzkiej, człowieczeństwa, magii, która jest w nas, ograniczeń mentalnych, własnego miejsca na świecie i roli, jaką pełnimy żyjąc tu i teraz. Ta książka trafiła w moje ręce w bardzo dobrym momencie – przydała mi się do utrwalenia pewnych wniosków i dostarczyła przyjemności z samej lektury.
Źródło Ayn Rand – kolejna powieść tej autorki, którą oceniłam na szóstkę (pierwszy był Atlas zbuntowany). Tym razem od bohatera możemy nauczyć się, jak, mimo przeciwności losu i działań zazdrosnych ludzi, pozostać wiernym sobie i swoim przekonaniom, nie ugiąć się dla pozornego dobra innych, nie dać się stłamsić, nie zmienić zdania dla dogodzenia cudzej wygodzie.
Buddenbrookowie: Dzieje upadku rodziny Thomasa Manna – jest recenzja.

Książki prawie na szóstkę, czyli 5,5 – trzy tomy z cyklu o Felixie, Necie i Nice, czyli Orbitalny Spisek, Orbitalny Spisek 2: Mała Armia i Trzecia Kuzynka. Bardzo dobry cykl dla młodzieży, a i dorosłym sprawia przyjemność czytanie o pomysłowych nastolatkach. Trzeba tylko przymknąć oko na liczne literówki, osobliwe rozwiązania typograficzne, a nawet błędy ortograficzne – tu wydawnictwo pana Kosika się nie popisało niestety. Szkoda, bo popularność serii zwiększa zamiłowanie do czytania wśród młodzieży, nie popularyzując jednak poprawności językowej.

Książek na piątkę jest w moim zestawieniu 73, na 4,5 – 40, na 4 – 45, na 3,5 – 17, na 3 – 23, na 2,5 – 3, na 2 – 2. Ogółem przeczytałam 210 książek, w tym kilka opowiadań. Z pełną listą można się zapoznać tutaj. Tytuły, o których napisałam recenzję lub opinię, są opatrzone linkami. Projekt Nobliści został uzupełniony o 17 tytułów. 

Nie liczę ilości przeczytanych stron, gatunków literackich czy źródeł pozyskiwania książek, bo nie ma to dla mnie większego sensu. ;) Ogólnie powiem tylko, że korzystam z własnych zasobów, dwóch bibliotek, nieznacznych pożyczek od znajomych i wymian za pośrednictwem BiblioNETki, podaja i finty. I zawsze mam stosiki przynajmniej na trzy kwartały naprzód. 

Jak co roku obiecuję sobie, że będę uważniej dobierać lektury, bo znowu za dużo trafiło mi się powieści miernych, niewartych uwagi. Pocieszam się, że sporo z nich wysłuchałam w formie audiobooka, robiąc przy tym coś jeszcze, więc nie mam poczucia tak całkiem straconego czasu. :)

26 grudnia 2011

Jeszcze o powieściach Wilbura Smitha

Po wcześniej omówionej trylogii możemy znowu poczytać o kolejnym dzielnym Courteneyu, tym razem przeżywającym przygody w Sudanie, i jego równie dzielnym, zbuntowanym synu, angażującym się w organizowanie safari. Wraz z nimi poznajemy przedstawiciela rodu szerzej pokazanego w Sadze rodu Ballantyne’ów, Penroda Ballantyne’a – najpierw rywala Rydera Courtneya, potem jego szwagra. Na ten podcykl składają się powieści: Triumf słońca i Assegai.
Wilbur Smith ponownie wykorzystał motyw trzech sióstr, z których młodsze są bliźniaczkami, i ich pokojową rywalizację o względy pożądanych, nader przystojnych bohaterów. I każdemu coś się dostanie. ;)

● ● ●

Triumf słońca. Druga połowa XIX wieku, północno-wschodnia Afryka pod protektoratem brytyjskim – Egipt i Sudan uwikłane są w wojny religijne, plemiona pustynne jednoczą się pod sztandarami Mahdiego, by wypędzić niewiernych z ziem wyznawców Allacha – to czasy i okolice znane nam z W pustyni i w puszczy, czyli oblężenie Chartumu przez wojska Mahdiego i jego konsekwencje dla mieszkańców zdobytego miasta. Ryder Courtney, kupiec ze smykałką do interesów, ma w Chartumie swój skład towarów, który pomnaża przewożąc cenne ładunki „Nieustraszonym ibisem” po Nilu. natomiast Penrod Ballantyne jest oficerem brytyjskiej armii i wywiadowcą, przenoszącym meldunki między generałem Gordonem a wojskiem podążającym z Egiptu z odsieczą. Ścieżki obu bohaterów krzyżują się u konsula brytyjskiego, Davida Benbrooka, który ma trzy piękne córki. Siedemnastoletnia Rebecca prowadzi dom i opiekuje się młodszymi siostrami, bliźniaczkami Amber i Saffron.
Jak zawsze u Smitha mamy dużo emocjonujących przygód, trzymających w napięciu pościgów, pojedynków i miłości. Na plan pierwszy wysuwa się tu głównie przygoda, mniej jest tła historycznego niż w późniejszych chronologicznie powieściach o drugiej gałęzi rodu. Ciągle jednak jest to kawałek porządnej powieści przygodowej, czego nie można powiedzieć o Assegai, która była moim pierwszym rozczarowaniem twórczością Wilbura Smitha.
Bohaterem jest syn Rydera Courtneya, Leon, młody oficer brytyjskiej armii w Afryce Wschodniej, pragnący iść własną drogą, inną niż wyznaczył mu ojciec. Poznajemy go w przededniu wybuchu I wojny światowej, gdy po kilku latach służby w wojsku przechodzi do rezerwy pozostając jednak agentem wywiadu i zaczyna organizować polowania dla ludzi dostatecznie bogatych, by mogli sobie pozwolić na wyprawę w głąb Afryki i odstrzał kilkuset zwierząt. Tu zaczynają się jatki, bo trudno inaczej nazwać opisywane w powieści safari. Takie przygotowanie do jedynie słusznego happy endu męczymy przez większość książki. Na kilkudziesięciu ostatnich stronach (z prawie pięciuset) wreszcie zaczyna się konkretna akcja szpiegowska, okraszona niestety sporą romantyczną wstawką. Potem następuje szybkie i prawie bezbolesne dla głównych, zakochanych bohaterów zakończenie powieści. Rach ciach, jeden strzał załatwił sprawę i można już się szczęśliwie i bogato mnożyć. A może to nie ten Smith napisał? Może ktoś się podszył? ;)
Miarki dopełniają pomyłki autora w imionach żon – ta, która w Triumfie słońca wyszła za Courtneya nagle okazuje się żoną Ballantyne’a. Natomiast do Stanów Zjednoczonych można dostać się ze środkowej Afryki podążając na północny wschód, ale może niepotrzebnie się czepiam, wszak wszystkie drogi prowadzą do Nowego Jorku (no dobra, to może być zwykła pomyłka tłumacza niezauważona przez redakcję). Do tego chwilami niezbyt zręczne sformułowania okraszone są sowicie literówkami, widocznie korekta też mocno przysnęła.
Chyba dobrze się stało, że przeczytałam Assegai na końcu mojej przygody z twórczością Wilbura Smitha. Inne jego powieści są jednak dużo lepsze, nie tylko w warstwie przygodowej, ale i historycznej, społecznej, gospodarczej itd. Chwilowo czuję się też nasycona gorącym słońcem Afryki, dobrze więc będzie się przenieść w inne strony naszej planety.
(Ocena: Triumf słońca – 5/6, Assegai – 3,5/6)

O wcześniejszych chronologicznie powieściach z Courtneyami w roli głównej pisałam w tym poście.

23 grudnia 2011

Dżem jabłkowo-gruszkowy z nutą mandarynkową

Dawno nie było u mnie nic kulinarnego, a jeszcze niedawno można było kupić ładne gruszki i już są smaczne mandarynki. Czas więc na zimowy dżem pachnący cytrusowo.

Potrzebne będą:
półtora kilograma obranych owoców (po połowie jabłek i gruszek)
skórka z dwóch mandarynek
2 szklanki cukru (można dać mniej, ilość zależy od dojrzałości owoców i preferencji smakowych)

Wystarczy wykonać kilka czynności:
Skórkę mandarynkową moczyć dobę w zimnej wodzie, zmienianej kilka razy. Ugotować na pół miękko, ostudzić, pokroić na małe kawałki. Z dwóch łyżek cukru i kilku łyżek wody sporządzić syrop, smażyć skórkę do odparowania płynu.
Jabłka i gruszki obrać i pokroić na kawałki, wymieszać z cukrem i skórką mandarynkową, gotować do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Gorący dżem przełożyć do słoików, zakręcić i odstawić pod kocyk do wystygnięcia.

Teraz pozostaje tylko nakleić etykietki (narysowane przez Aguti) i co jakiś czas otworzyć słoiczek do degustacji. :)

 
Inne moje przetwory można pooglądać tutaj.

22 grudnia 2011

Kolejne drobiazgi na choinkę

Ostatnio powstały choinki na choinkę i kilka łańcuchów:

Choinka
25 o. łańcuszka połączyć w pętelkę
1 rz.: 3 o. ł. zamiast sł., w łączenie pętelki wkłuć jeszcze 2 sł.
2 rz.: 3 o. ł. zamiast sł., w 1. o. wkłuć jeszcze 2 sł.,  1 sł. w kolejne o., 3 sł. w ostatnie o.
3 rz.: 3 o. ł. zamiast sł., w 1. o. wkłuć jeszcze 2 sł.,  5 sł. w kolejne o., 3 sł. w ostatnie o.
4 rz.: o. ścisłymi zamykającymi przejść do 5. sł., 3 o. ł. zamiast sł., w 1. o. wkłuć jeszcze 2 sł.,  1 sł. w kolejne o., 3 sł. w ostatnie o.
5 rz.: 3 o. ł. zamiast sł., w 1. o. wkłuć jeszcze 2 sł.,  5 sł. w kolejne o., 3 sł. w ostatnie o.
6 rz.: 3 o. ł. zamiast sł., w 1. o. wkłuć jeszcze 2 sł.,  9 sł. w kolejne o., 3 sł. w ostatnie o.
7 rz.: o. ścisłymi zamykającymi przejść do 6. sł., 3 o. ł. zamiast sł., w 1. o. wkłuć jeszcze 2 sł.,  3 sł. w kolejne o., 3 sł. w ostatnie o.
8 rz.: 3 o. ł. zamiast sł., w 1. o. wkłuć jeszcze 2 sł.,  7 sł. w kolejne o., 3 sł. w ostatnie o.
9 rz.: 3 o. ł. zamiast sł., w 1. o. wkłuć jeszcze 2 sł.,  11 sł. w kolejne o., 3 sł. w ostatnie o.
10 rz.: o. ścisłymi zamykającymi przejść do 8. sł., 3 o. ł. zamiast sł., w to samo o. wkłuć jeszcze 1 sł.,  1 sł. w kolejne o., w ostatnie o. 1 sł. i 3 o. ł., o. śc. zamyk. do końca rzędu

Łańcuszek różowy
5 o. łańcuszka i 3 podwójne sł. razem zakończone wkłuwać w pierwsze o. łańcuszka, powtarzać do uzyskania żądanej długości łańcucha, można zrobić pętelki do zawieszenia

Łańcuszek fioletowy
10 o. łańcuszka, w drugie o. od szydełka wkłuć 5 o. ścisłych, w kolejne 3 o. ścisłe zamykające, powtarzać do uzyskania żądanej długości łańcucha, można zrobić pętelki do zawieszenia

Łańcuszek czerwony
7 o. łańcuszka, w szóste o. od szydełka wkłuć 3 podwójne sł. razem zakończone, 5 o. łańcuszka, o. ścisłe zamykające w to samo szóste o., o. ścisłe zamykające w kolejne o., *11 o. łańcuszka, w szóste o. od szydełka wkłuć 3 podwójne sł. razem zakończone, 5 o. łańcuszka, o. ścisłe zamykające w to samo szóste o., o. ścisłe zamykające w kolejne o., powtarzać od * do uzyskania żądanej długości łańcucha, można zrobić pętelki do zawieszenia

Łańcuchy robi się bardzo łatwo i szybko. Można je szydełkować jednobarwne lub przeplatać z kolorowych resztek kordonków, mulin czy innych cienkich nici. Lepiej wyglądają przeprasowane. Wzory łańcuszków można wykorzystać do tworzenia szydełkowej biżuterii: naszyjników, bransolet.

● ● ●

Przy okazji prasowania usztywniłam również renifera czy też innego rogacza, zrobionego koronką brugijską. Przyznam, że efekt końcowy średnio mi się podoba, więc kolejnego robić nie będę.

Schemat jest tutaj. Robi się dobrze, ale trzeba bardzo uważać na każdy zakręt i dopasowywać słupki i półsłupki. Na pewno nie jest to robótka dla początkujących.

Uchowała się jeszcze jedna bombka:


● ● ●

Z resztek różnych włóczek zrobiłam jeszcze trochę markerów (znaczników). Przydadzą się przy bardziej skomplikowanych robótkach. :)

13 grudnia 2011

Cykle dla dzieci i młodzieży

Dziś będzie krótko o dwóch cyklach dla młodzieży, których początkowe tomy niedawno przeczytałam. Dlaczego o dwóch naraz? Bo, mimo skrajnie różnych realiów, oparte są na takim samym schemacie. W obu głównym bohaterem jest kilkunastoletni chłopiec, sierota, niepozorny, lekceważony przez rówieśników, ale posiadający szczególne uzdolnienia, które zauważają dopiero „właściwi” ludzie, potrafiący zagwarantować rozwijanie i wykorzystywanie tych talentów w potrzebie. Obaj trafiają na coś, co można nazwać szkoleniem specjalnym, obaj ciężko pracują, by sprostać wymaganiom, i obaj świetnie sprawdzają się w akcji, gdy potrzebna jest ich wiedza, umiejętności i szybkie dostosowywanie do zmieniających się okoliczności. Już pierwsze zadanie przynosi im uznanie i sławę, chociaż wciąż jeszcze są dziećmi.

● ● ●

Pierwszy cykl to osadzony we współczesnych realiach Cherub Roberta Muchamore’a. Początek XXI wieku to czas szybkich podróży, komputerów, internetu, ale i zorganizowanej przestępczości, narkotyków, chorych idei itp. W tym świecie, po śmierci matki, musi sobie radzić jedenastoletni James. Zauważony przez agenta Cheruba, tajnej jednostki specjalnej używającej dzieci do zwalczania przestępczości, trafia do centrum szkoleniowego i uczy się rzeczy, jakie normalnie nastolatki oglądają najwyżej w filmach sensacyjnych pod nieobecność rodziców. Po forsownym szkoleniu zostaje skierowany do pierwszej akcji.
Część pierwsza, Rekrut, to całkiem sprawna, trzymająca w napięciu powieść. Postaci zarysowane są wyraźnie, mają i zalety, i wady, a odpowiednio motywowane dzieci pracują chętnie i angażują się w sprawę. Agenci Cheruba to sprawne, mądre nastolatki, postawione w trudnej sytuacji nieźle sobie radzą. Ogólnie lektura to przyjemna i wciągająca.
Część druga, Kurier, opowiada o kolejnym zadaniu Jamesa, tym razem w świecie organizacji rozprowadzającej narkotyki. Oczywiście nasz bohater radzi sobie znowu świetnie, ale w to przecież nie wątpiliśmy ani przez chwilę, bowiem jest bohaterem cyklu, który, jak na razie, liczy sobie 12 wydanych w Polsce tomów. Kurier jest nieco słabszy od pierwszej części, gdyż da się już zauważyć pewną powtarzalność fabuły. Ale, jeśli wpadnie mi w ręce kolejny tom, pewnie w wolnej chwili przeczytam.
(Ocena: Rekrut 5/6, Kurier 4/6)

● ● ●

Cykl drugi, Zwiadowcy, to fantasy czerpiąca z realiów średniowiecznej Anglii. Krajem rządzi król Duncan przy pomocy baronów, a każdy z baronów oprócz oddziału rycerzy ma też do dyspozycji usługi zwiadowcy.
W pierwszej części, Ruinach Gorlanu, poznajemy piątkę sierot wychowujących się na zamku jednego z baronów. W wieku piętnastu lat mają zostać oddani na naukę konkretnego zawodu. Mały, ruchliwy Will jest zbyt słaby, by, zgodnie z marzeniami, trafić do Szkoły Rycerskiej, za to doskonale się sprawdzi w roli przyszłego zwiadowcy. Pod opieką sławnego Halta ćwiczy nowe umiejętności, doskonali talenty i poznaje teraźniejszość i przeszłość. W chwili zagrożenia będzie mógł się wykazać odwagą, sprytem i przemyślnością. Całkiem ładna bajka. :)
(Ocena: 4,5/6)

● ● ●

Cykl Zwiadowcy nadaje się nawet dla dzieci, tak od dziesięciu lat. Napisany jest językiem prostym, niemal bajkowym. Szkoda tylko, że korekta nie przyłożyła się do pracy – oprócz typowych literówek są również „dziwne” przeniesienia, typu „dostrze-gł”.
Natomiast Cheruba poleciłabym raczej młodzieży, bo, mimo że opowiada o bohaterach młodszych wiekiem, to napisany jest dojrzalej, niemal jak powieści sensacyjne dla dorosłych, a, oprócz chwil typowo akcyjnych, traktuje również o poważnych sprawach dojrzewania, pierwszej miłości, młodzieńczych buntach i przyjaźni. Miał też lepszą korektę. ;)
Obydwa cykle uczą, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach, pokazują możliwe wyjścia, podpowiadają rozwiązania. Czyli spełniają funkcję dydaktyczną jednocześnie dając porcję niezłej rozrywki.

9 grudnia 2011

Powieści przygodowe Wilbura Smitha

Wilbur Smith napisał kilkadziesiąt powieści przygodowych, których akcja dzieje się przeważnie w Afryce. Najobszerniejszym cyklem jest Saga rodu Courteneyów, a jej początki sięgają drugiej połowy XVII wieku – nasze pierwsze spotkanie z tą rodziną powinno nastąpić za sprawą trylogii, na którą składają się: Drapieżne ptaki, Monsun i Błękitny horyzont. Jej akcja rozgrywa się początkowo głównie na morzu, gdyż członkowie rodziny parali się wówczas kaperstwem w służbie króla Anglii, potem w dzikich ostępach południowej Afryki, gdzie osiedlili się przedstawiciele kolejnych pokoleń.
Przygody kolejnych Courteneyów opisał Wilbur Smith z dużą wprawą pozwalającą czytelnikowi na emocjonujące przeżywanie niebezpieczeństw wspólnie z bohaterami. Soczysty język, męski świat, opisywanie uczuć w sposób bezpośredni, morskie bitwy, walki i pojedynki, porwania, uwięzienia, ucieczki i pogonie, fortele pozwalające słabszym zwyciężyć i podstępy zwodzące nawet doświadczonych – połączenie elementów przygodowych, awanturniczych, z romansowymi i inicjacyjnymi sprawia, że te malownicze powieści historyczne są chętnie czytane przez każdego, kto lubi przeżywać fikcyjne niebezpieczeństwa siedząc wygodnie w fotelu przy kominku. Niektórym czytelnikom mogą przeszkadzać czarno-biali bohaterowie, jednak sympatia, jaką wzbudzają „dobrzy” Courtneyowie, jest na tyle duża, że można to przeboleć. Dostajemy za to kawałek naprawdę niezłej rozrywki na wiele wieczorów.
Trochę o głównych postaciach: w każdej części bohaterem jest młody Courtney – przedstawiciel kolejnego pokolenia. Jego dorastanie oparte jest na podobnym schemacie: kilkunastoletni chłopak, uczony przez ojca sztuki nawigacji, myślistwa, jazdy konnej, fechtunku i wielu innych przydatnych umiejętności, poznaje młodą kobietę, czasem mężatkę, niekiedy pomywaczkę, innym razem więźniarkę – i zakochuje się w niej, nie zawsze na całe życie, ale wystarczająco mocno, by przy jej pomocy pomyślnie przejść inicjację seksualną – Smith nie żałuje czytelnikowi szczegółów. Czasem pozostawia za sobą trwały ślad w postaci potomka, a najczęściej wpada w tarapaty, z których wydobywa się przeżywając ekscytujące przygody. W życiu wykazuje się szczególnymi umiejętnościami fizycznymi i przymiotami umysłu, jest szlachetny i mądry, potrafi uczyć się na błędach, doskonale prowadzi interesy i kieruje ludźmi, mimo młodego wieku znajdując posłuch u starych i doświadczonych weteranów walk. Jest świetnym myśliwym, z szacunkiem traktującym ubitą zwierzynę, w potrzebie zabija tylko dla mięsa, chyba że poluje na słonie, by wzbogacić się na ich kłach i potwierdzić swój kunszt myśliwego, bo takie polowanie jest trudne i niebezpieczne. Głównemu bohaterowi towarzyszy zawsze wierny tubylec, w dwóch pierwszych częściach jest to Aboli, potem jego syn, Zama. Przedstawiciele innych plemion również są traktowani z szacunkiem należnym ludziom, a niewolnictwo jest dla bohatera procederem zbyt obrzydliwym do zaakceptowania, więc zwalczanym w każdy możliwy sposób.
Zdaje się, że Autorowi podobał się pomysł konfrontacji między całkiem różnymi bliźniakami, z których jeden jest szlachetny i mądry z urodzenia, a drugi ma się tych przymiotów dopiero nauczyć. Bracia różnią się też na polu podbojów miłosnych, które pierwszemu przychodzą bez wysiłku, w rezultacie czego drugi musi wychowywać potomka brata. Ten motyw wykorzystany został w Sadze rodu Courteneyów dwukrotnie. Również wśród znaczących postaci żeńskich są bliźniaczki.

● ● ●

Poniżej przedstawiam pokrótce treść poszczególnych części, na zachętę. Opisy zawierają minimalne spojlery, więc jeśli ktoś ma w planach czytanie Smitha, a przeszkadza mu znajomość początków powieści, lepiej, by powstrzymał się przed zapoznaniem z nimi.

Druga połowa XVII wieku. Sir Francis Courtney, kapitan kaperskiego statku krążącego w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei, zdobywa wyładowaną cennymi towarami fregatę Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Wydarzenie to, choć przynosi mu fortunę, jest też początkiem niewoli i tortur prowadzących do śmierci. Spadkobiercą sir Francisa jest jego syn Henry, wychowany na statku, znający doskonale morskie rzemiosło, świetnie władający szpadą, mądry i szlachetny, już w wieku lat kilkunastu potrafiący wyjść z opresji i wyprowadzić z niewoli towarzyszy, tak charyzmatyczny, że bez trudu zyskuje posłuch u starszych marynarzy i zostaje przywódcą w miejsce ojca. Jego przyjacielem i instruktorem walk jest Aboli, były czarnoskóry niewolnik, którego współplemieńcy pomogą Halowi w kluczowym momencie toczyć bitwę.
(Ocena: 5/6)

Początek XVIII wieku. Ćwierć wieku po wydarzeniach opisanych w Drapieżnych ptakach mamy okazję poznać czterech synów Hala Courtneya. Nie wszystkich cechuje szlachetność ojca. Najstarszy, dwudziestoczteroletni William, syn Judith, jest mściwym i okrutnym człowiekiem, nienawidzącym przyrodnich braci. Szesnastoletni bliźniacy, Tom i Guy, różnią się mocno charakterami. Tom jest młodszą kopią ojca, porywczym, ale szlachetnym młodzieńcem, natomiast Guy to człowiek skryty i pamiętliwy, nieszczery i podstępny. Najmłodszy syn Hala, jedenastoletni Dorian, to chłopiec śliczny i wrażliwy, szukający oparcia w bliźniakach przed złośliwościami Williama. Sir Hal Courtney zabiera trzech młodszych synów na wyprawę przeciw muzułmańskim korsarzom Oceanu Indyjskiego. Chłopcy uczą się żeglowania od ojca i jego doświadczonych marynarzy i ćwiczą z Abolim różne rodzaje walki. W trudnych warunkach bardziej uwidaczniają się różnice między braćmi – Guy idzie swoją drogą, Tom i Dorian zostają z ojcem, chociaż i im niedługo przyjdzie się rozstać.
(Ocena: 5/6)

Tom Courtney, nie mogąc wrócić do Anglii, znalazł dla siebie i bliskich nowe miejsce na ziemi i przez prawie dwudzieścia lat prowadził interesy w holenderskiej kolonii na Przylądku Dobrej Nadziei. Jego syn Jim umiejętnie mu pomagał nawiązując kontakty handlowe z przypływającymi statkami. W chwili gdy go poznajemy, na jednym ze statków spotyka więźniarkę Luizę, z którą połączy go miłość od pierwszego wejrzenia. Pomagając jej w ucieczce, skazuje siebie na wygnanie z kolonii i wędrówkę po dziewiczej Afryce. Jego tropem podąża jednak wytrwale pogoń prowadzona przez doskonałego buszmeńskiego tropiciela.
W czasie gdy Jim przemierza pustkowia w głębi lądu, rodziny Toma i Doriana uciekają z Przylądka przed zemstą i zachłannością holenderskich urzędników. Pakują dobytek na statki i ruszają na poszukiwanie kolejnego miejsca na wybudowanie domu. Tom i Sarah liczą na spotkanie z synem, za to Doriana doganiają duchy jego arabskiej przeszłości.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

Na tym kończą się pierwsze kroki Courtneyów na Czarnym Lądzie. Jeśli chcemy poznać dalszą historię członków tej rodziny, musimy sięgnąć po Triumf słońca lub Gdy poluje lew – ich akcja rozgrywa się niemal równolegle, pod koniec XIX wieku, a ich bohaterami są bracia Waite i Ryder, działający jeden na południowym krańcu kontynentu, drugi na północy, w Egipcie i Sudanie. W Triumfie słońca poznajemy również przedstawiciela rodu Ballantynów, z którym spotyka się czytelnik w drugim dużym cyklu powieściowym Wilbura Smitha.
Dokładną chronologię akcji Sagi podaje angielska wikipedia – w polskiej niestety poznajemy tylko kolejność według roku wydania.

7 grudnia 2011

Drutowy wiatrak

W zeszłym roku zrobiłam swoją pierwszą serwetę na drutach. Nie jest doskonała, ale też nie ma jakichś poważnych błędów. A właściwie nie przypominam sobie, żebym jakieś zauważyła podczas robienia. Serweta przeleżała w zapomnieniu do niedawna, kiedy to zobaczyłam u biety taką samą. Skoro już sobie o niej przypomniałam to raz dwa napięłam i mam! Jest zrobiona z cienkich nici, z dziesiątki i jest dość wiotka, chociaż dobrze napięta, w kolorze ecru. Oto ona:

5 grudnia 2011

Wymiana książek

Mam trochę książek, które chętnie oddam za poszukiwane przeze mnie tytuły. I mimo że działam na dwóch stronach służących takiej wymianie, ciągle mi mało. ;) No ale każdy nałogowiec zna tę potrzebę z własnego doświadczenia, nieprawdaż? :)

Dzisiaj chciałam zachęcić tych, którzy tak jak ja mają do oddania niepotrzebne, przeczytane bądź niechciane książki, a w zamian chcą zdobyć te bardziej pożądane, do zarejestrowania się w jednym z serwisów – finta.pl. Będzie mi miło, jeśli zrobicie to korzystając z linku referencyjnego, co przyniesie mi nieco punktów. Dodam, że osoba rejestrująca się nic na tym nie traci. Dokładne zasady uczestniczenia w wymianie można poznać tutaj i w pozostałych działach z bloku „Informacje” po prawej stronie.


Z ciekawszych tytułów obecnie dostępne są u mnie:
Część wystawionych przeze mnie książek widoczna jest na blogu w ruchomej ramce po prawej, również link referencyjny znajduje się po prawej stronie u góry, wśród innych moich stron. Zapraszam do skorzystania z finty!

Korzystając z tematu książkowego chciałam podziękować Biblionetkołajce z Łodzi za książkę, jaką mi podarowała: Opowieść o kobiecie spod znaku Ognistego Konia – przeczytam z zainteresowaniem. :) Cieszę się również, że moje tegoroczne biblionetkołajowe przesyłki wszystkie dotarły do adresatów. Przypominam, że o akcji pisałam w tym poście.

3 grudnia 2011

Drobne ozdoby choinkowe


Co roku robię nowe śnieżynki na choinkę i zachciało mi się jakiejś odmiany. Tym razem powymyślałam więc inne ozdoby (zdjęcie robione naprędce, więc nie jest najlepsze):

 

Sposób robienia kilku ozdób:

Bałwanek
duże kółko:
1 rz.: na pętelce zrobić ciasno 14 o. ścisłych
2 rz.: 21 słupków (w co drugie o. wkłuć 2 słupki)
3 rz.: 42 słupki (w każde o. poprzedniego rzędu wkłuć 2 słupki)
4 rz.: 42 o. ścisłe
5 rz.: 42 o. rakowe

małe kółko:
1 rz.: na pętelce zrobić ciasno 14 o. ścisłych
2 rz.: 21 słupków (w co drugie o. wkłuć 2 słupki)
3 rz.: 32 o. ścisłe
4 rz.: 32 o. rakowe

kapelusz:
30 o. łańcuszka połączyć.
1 rz.: Zrobić 3 o. łańcuszka, następnie w miejsce łączenia wkłuć jeszcze 7 słupków.
2 rz.: 3 o. łańcuszka zamiast pierwszego słupka i 11 słupków
3 rz.: 3 o. łańcuszka zamiast pierwszego słupka, 2 słupki, 2 półsłupki, 3 o. ścisłe, 2 półsłupki, 3 słupki
4 rz.: 12 o. rakowych

szalik:
na szerokość 4 o. zrobić oczkami ścisłymi lub prostym wzorem tunezyjskim ok. 11 cm szalika. Ozdobić frędzelkami.


Rozgwiazda (po lewej na dole)
1 rz.: 10 o. ścisłych
2 rz.: 1 o. łańcuszka zamiast pierwszego ścisłego, *6 o. łańcuszka, 1 o. ścisłe w drugie o., 1 półsłupek w nast. o., 3 słupki w kolejne oczka, 2 o. ścisłe w kolejne oczka pierwszego rzędu, powtarzać od *, zrobić pętelkę do zawieszenia


Okrągła zawieszka
1 rz.: na dwóch palcach zawinąć nitkę 6 razy, obrobić ciasno 40. oczkami ścisłymi
2 rz.: 6 o. łańcuszka, 1 o. ścisłe w czwarte o. pierwszego rzędu, powtarzać dookoła
3 rz.: 1 o. łańcuszka, na każdym łuczku zrobić 3 o. ścisłe, 3 o. łańcuszka, 3 o. ścisłe
zrobić pętelkę do zawieszenia z 30 o.


Sprężynka
50 o. łańcuszka zamknąć w pętelkę o. ścisłym w 30. oczku. 1 o. ścisłe wkłuć w nast. o., 2 półsłupki w nast. o.,  po 3 słupki we wszystkie nast. oczka oprócz ostatniego, w ostatnie o. 1 półsłupek i 1 o. ścisłe.

W dzwonkach całkiem fajnie fajnie wyglądają figurki zwierzątek:



Na koniec można poozdabiać, jak wyobraźnia podpowie. Podoczepiałyśmy z córką koraliki, ale już wiem, że nizanie takich maleństw na igłę nie jest moim ulubionym zajęciem. Chyba jednak wrócę do śnieżynek. ;) Można urozmaicić sobie pracę nad nimi robiąc specjalny śnieżynkowy pojemnik:

1 grudnia 2011

Odkrywanie siebie

Pearl Buck, amerykańska pisarka związana z Chinami, laureatka nagrody Nobla w 1938 – napisała kilkanaście powieści, których akcja toczy się w Chinach, wśród nich trylogię Ziemski dom, wciągającą sagę o chińskiej rodzinie, Spowiedź Chinki, Cesarzową.
Pałac kobiet (Bellona, 2005) to powieść o kobietach uwikłanych w życie, kobietach skrępowanych zwyczajami, poznających swoje nowe możliwości, o kobietach na rozdrożu, ich odkrywaniu siebie, o potrzebie zmiany w skali człowieka, rodziny, kraju, o porozumiewaniu się z innymi ludźmi, dotąd żyjącymi obok i daleko, o dawaniu im szczęścia. Akcja rozpoczyna się w latach trzydziestych XX wieku.
Pani Wu – inteligentna kobieta, zawsze podporządkowana konwenansom i tradycji, rządząca domem i rodziną z żelazną konsekwencją, do osiągnięcia celów i wyegzekwowania swoich postanowień wobec najbliższych używająca środków pozornie łagodnych i delikatnych, będących w istocie nakazami bez możliwości sprzeciwu i zręczną manipulacją – w dzień swoich czterdziestych urodzin postanowiła zmienić życie domu. Znalazła mężowi konkubinę, by nie ryzykować zajścia w kolejną ciążę. Ożeniła również trzeciego syna, by uspokoić jego zmysły. I spotkała ojca Andre, który dał jej siłę do wyzwolenia duszy z wieloletnich okowów. To był ten moment, gdy poczuła, że „ma skrzydła, ale że nigdy nie pozwolono jej latać” (s. 223).
Okolice czterdziestych urodzin to dla kobiet czas na zmiany. Dzieci są już dość duże, by nie absorbować zbyt mocno, życie tak unormowane, że zaczyna być nudne, codzienność tak powtarzalna, że aż rodząca znużenie i niechęć, nagłe uświadomienie sobie pustki i braku celu – pani Wu jest dość typowym przykładem kobiety przechodzącej kryzys wieku średniego. Kobiety żyjące w cywilizacji zachodniej często szukają w takiej chwili pomocy psychoanalityka, dla pani Wu rolę tę odegrał Andre, kapłan niosący pociechę i wsparcie potrzebującym. To on pobudził jej myśli, nadał kierunek dążeniom, pomógł dojrzeć konieczność zmian, odkryć własną duszę, czy, inaczej mówiąc, swoje rzeczywiste potrzeby i pragnienia.
Lektura Pałacu kobiet zbiegła się u mnie z dokończeniem Biegnącej z wilkami – obie poruszają podobną tematykę. Forma powieściowa jest na pewno lżejsza niż eseje, co nie znaczy, że mniej ważka. Chociaż Pałac kobiet osadzony jest w scenerii dla nas egzotycznej, o odmiennych tradycjach, nie zawsze zrozumiałej, czasem trudnej do zaakceptowania – przemawia do kobiet dojrzałych równie mocno jak eseje Estes, daje do myślenia, burzy dotychczasowe przekonania, wywraca świat na nice, wskazuje nowe, ważniejsze cele. Powieść jest niezłym uzupełnieniem Biegnącej z wilkami.
(Ocena: 4,5/6)

22 listopada 2011

Nic nie trwa wiecznie

Zemsta bogini Isztar (KAW, 1986) Jerzego Piechowskiego to, według słów autora, powieść „o zwycięstwie, w perspektywie czasu, kultury nad barbarzyństwem, wolności nad przemocą, życia nad śmiercią. O zwycięstwie glinianych tabliczek złożonych w przybytku bogini, na których spisano dzieje Babilonii oraz poematy, nad zniszczeniem, upadkiem, wojną” (s. 5). Dobrze, że chociaż autor tak to widzi.
Jest rok 343 p.n.e. Imhotep, artysta, przedstawiciel pokonanego narodu egipskiego, rozmawia z Mitrobatesem, namiestnikiem perskim. Egipt, „skarbiec świata i naczynie wiedzy” (s. 85), po tysiącleciach samostanowienia uległ królowi Kambizesowi; Persja, potężna, niezmierzona i wieczna, jest u szczytu podbojów. Jednak ani Egipcjanin, ani Pers nie wiedzą jeszcze, że na północy, w Macedonii rośnie nowa potęga, która zmiecie niepokonaną i dumną Persję. A potem i to nowe imperium, zdobyte przez wielkiego Aleksandra, rozpadnie się na części, zbierane potem przez kolejne cesarstwo, młode i waleczne, choć na razie zbyt niepozorne, żeby je zauważać. I tak dalej... Tymczasem jednak w Egipcie rodzi się ruch oporu, kierowany przez kapłanów Ozyrysa, mający uwolnić kraj spod perskiego jarzma. Wysłannik kapłanów udaje się po pomoc również do Macedonii.
Równolegle z wątkiem egipskim ukazuje Autor dorastanie młodego Aleksandra, syna Filipa Macedońskiego i Olimpias. Ambitna matka podsyca w chłopcu pragnienie wybicia się ponad przeciętność, żądzę zdobycia władzy, jakiej nie miał nikt przed nim, i sławy równej sławie dawnych herosów, przekonując go, że jest synem boga przeznaczonym do panowania nad światem. Wtóruje jej nauczyciel Aleksandra – filozof Arystoteles, kształtując umysł przyszłego zdobywcy, umacniając jego wiarę w siebie, wiarę, mającą go prowadzić ku szczytom i nie pozwalającą zatrzymać się w połowie drogi.
Czytelnik oczekuje, że te dwa naprzemiennie prowadzone wątki spotkają się pod koniec odkrywając przesłanie powieści i zamykając napoczęte myśli. Spotka go jednak rozczarowanie. W końcówce bohaterowie rozmijają się, historia toczy się mimo ich działań, a wnioski podaje Autor na tacy, pozostawiając nam niewielkie pole do rozmyślań. Wolę jednak powieści młodzieżowe o starożytności innych polskich pisarzy, np.: Nowackiej, Rolleczek, Edigeya – atrakcyjniejsze fabularnie i dające wiele podniet wyobraźni, nawet jeśli są mniej zgodne z przekazami historycznymi.
Czytanie tej powieści było nieco męczące, ale do przeciętnej oceny dodałam pół punktu za warsztat, któremu w zasadzie nic zarzucić nie można. Nie każdy jednak jest Parnickim, żeby z okruchów historii stworzyć pasjonujące dzieło. Piechowski za kanwę powieści obrał mało atrakcyjny moment historii, akcja jest zbyt statyczna, nic właściwie się nie dzieje, bohaterowie głównie rozmawiają, a potencjalnie ciekawe chwile są rozmyte w długich akapitach zbędnych wyjaśnień. Mówiąc wprost – nudy. Lepiej przeznaczyć czas na coś ciekawszego.
(Ocena: 3,5/6)

17 listopada 2011

W płaszczu i ze szpadą

Aleksandra Dumas nikomu przedstawiać nie trzeba. Wiele jego powieści czytanych jest chętnie do dzisiaj i przez młodzież, i przez dorosłych. A dorobek ma ów Autor pokaźny.
Jakiś czas temu postanowiłam odświeżyć sobie młodzieńcze lektury i sprawdzić, czy jestem jeszcze w stanie znieść powieści płaszcza i szpady. Zaczęłam ostrożnie od Trzech muszkieterów, gotowa odłożyć książkę, jeśli wyda mi się zbyt nieciekawa. Nie odłożyłam. A po skończeniu pierwszej części od razu przeszłam do drugiej – W dwadzieścia lat później czytało mi się równie dobrze. Żeby nie wyjść poza ramy czasowe zaraz potem sięgnęłam po Wicehrabiego de Bragelonne, którego wcześniej nie miałam okazji poznać. I dopiero ta ostatnia część nieco mnie rozczarowała dłużyznami, tłumaczeniem rzeczy oczywistych i zbędnym rozwleczeniem akcji – zdecydowanie za długa, ale nie było aż tak źle, żeby mnie to zniechęciło.
Wbrew początkowym obawom trylogia o muszkieterach bardzo szybko mnie wciągnęła. Sporo pozapominałam, więc przygody czterech przyjaciół i ich służących były znowu zajmujące, a chwilami nawet zaskakujące. Śledziłam je wprawdzie już nie z wypiekami na twarzy jak w młodości, ale ze znacznie większym zaciekawieniem niż współczesne awanturnicze produkcje traktujące o zbliżonych czasach, jakie miałam okazję poznać w ostatnich miesiącach. Dumas ma styl lekki i płynny, chociaż nie podobały mi się wplatane czasem wyjaśnienia narratora zewnętrznego, bo działały na akcję jak cugle ostro ściągnięte na konia, ale było ich na szczęście dość mało. Wyraziście odmalowane charaktery pozwalają nam skierować sympatię ku pozytywnym bohaterom, a znielubić tych złych i wrednych. Wzorem szlachetności i statecznej mądrości jest Atos, sprytu i przebiegłości – d’Artagnan, dobroduszności i naiwności – Portos, a prawości i miłości – Aramis. Wszyscy doskonale władają bronią, są dzielni i nieprzekupni, zawsze pełni pomysłów, jak wydostać się z tarapatów. Ich przyjaźń jest niezłomna, nawet wystawiona na poważną próbę, gdy los postawił Atosa i Aramisa w obozie przeciwnym d’Artagnanowi i Portosowi, sprostała wyzwaniu i pozwoliła im nie tylko nie sprzeniewierzyć się sobie wzajemnie, lecz umocniła nawet łączące ich więzi – zgodnie z dewizą „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Również czarni bohaterowie, jak Milady, odmalowani są doskonale, wręcz krwiście i soczyście, wzbudzając w czytelniku żywe emocje, choć może niekoniecznie sympatię.
Wszystkie trzy powieści pełne są przygód, intryg, tajemnych spotkań, namiętności, miłości, galopad i pojedynków. W każdej intryga rozgrywa się w otoczeniu dworów królewskich Francji i Anglii i dostojników dzierżących w obu krajach najwyższą władzę. W Trzech muszkieterach opiera się na prezencie ofiarowanym przez królową zakochanemu księciu Buckinghamowi – brak klejnotów może Annę Austriaczkę przywieść do zguby, do czego dąży wszechpotężny kardynał Richelieu. W drugiej części osnuta jest wokół utraty tronu (i głowy) przez króla angielskiego Karola Stuarta, a także zamieszek spowodowanych przez lud paryski domagający się ustąpienia kardynała Mazariniego. W Wicehrabim natomiast najpierw dwaj muszkieterowie dopomagają synowi ściętego Stuarta, Karolowi II, odzyskać tron Anglii, a potem pozostali knują intrygi przy boku głównego intendenta Fouqueta – tu znowu ich przyjaźń zostaje wystawiona na próbę. Tu także przeżywamy po królewsku objawiającą się miłość Ludwika XIV do dwórki Luizy de la Valliere, narzeczonej Raoula de Bragelonne.
Trochę szkoda, że w trzeciej części tempo tak mocno zwalnia. Wlokące się, zbyt szczegółowe rozmowy i niepotrzebne wyjaśnienia za bardzo stopują akcję i frustrują czytelnika przyzwyczajonego już do wartkiej narracji. Mimo to trylogia warta jest poznania i jako klasyka gatunku, i jako po prostu dobra powieść przygodowa. Zdecydowanie lepsza od wielu niezbyt udanych prób dorównania mistrzowi powieści płaszcza i szpady.
(Oceny: Trzej muszkieterowie – 4,5/6, W dwadzieścia lat później – 4,5/6, Wicehrabia de Bragelonne – 4/6)

13 listopada 2011

Blok kakaowy

Słodycz stara jak świat, a ciągle pożądana. ;) Wczoraj usłyszałam i od córki, i od męża: zróbmy blok. No to zrobiliśmy. Wszyscy razem. Jest to pewien wyczyn kto widział moją kuchnię, ten wie, jak trudno tam zmieścić więcej niż jedną osobę. Ale blok wyszedł ładnie, a w dodatku jest smaczny.

Składniki:

1/2 szklanki mleka

2-2,5 szklanki cukru (zależy jak słodkie kto lubi, ja wolę mniej)

2 kostki masła

5 łyżek kakao

1 paczka mleka w proszku (50 dag)

ok. 30 dag pokruszonych herbatników (w wersji bezglutenowej pominąć)

dowolne bakalie (użyliśmy mieszanki bakalii: orzechy laskowe, włoskie i nerkowca, migdały, płatki kokosowe, papaja, rodzynki, żurawiny)

dowolny aromat

Przygotowanie:
Zagotować mleko z cukrem do rozpuszczenia, po odstawieniu z ognia dodać masło, kakao i aromat. Po rozpuszczeniu i dokładnym wymieszaniu składników po trochu dodawać mleko w proszku, mieszając. Mleko najlepiej przesiewać przez sito, wtedy tworzy się mniej grudek. Na koniec dołożyć pokruszone ciastka i bakalie. Wylać do formy wyłożonej papierem do pieczenia lub folią aluminiową (folia gorzej odchodzi od bloku).
Schłodzić w lodówce.

Po przekrojeniu:
Można też zrobić wersję kawową. 
Wygląda równie ciekawie:
Smacznego! :)

[szklanka to 250 ml, masła używam zawsze extra]

11 listopada 2011

Asklepios

Według Hezjoda Asklepios był herosem, synem Apollina i Koronis, tesalskiej księżniczki, natomiast przez Homera opisany został jako śmiertelny lekarz, wychowany przez centaura Chirona i przez niego nauczony sztuki lekarskiej. Leczył ludzi do czasu, gdy na prośbę Artemidy wskrzesił Hippolitosa, czym tak rozgniewał Zeusa, że bóg przy pomocy pioruna przeniósł go do Hadesu. Z czasem Asklepios został uznany za boga, któremu ludzie składali wota w podzięce za uzdrowienie. Tyle w skrócie wiemy z mitologii.
W powieści Asklepios (Nasza Księgarnia, 1989) główny bohater spędza dzieciństwo na dworze Eumenichesa, przekonany, że jest jego synem. Delikatny chłopiec towarzyszy często niewolnikowi Chironowi, który uczy go sztuki leczenia ziołami i opatrywania ran. Gdy Agamemnon zbiera wojska przeciw Troi, Asklepios, ciekawy świata i tęskniący za wędrówką, rusza w drogę wraz z nim. Nie dane jest mu jednak dotrzeć pod Ilion z wojskami greckimi – wielodniowa burza zapędza statek, którym płynie, do ujścia Nilu, zwanego wówczas Egiptosem. Siedmioletnia niewola Asklepiosa nie jest jednak czasem straconym. Nasz bohater dogłębnie poznaje egipską sztukę leczniczą, najlepszą w tych czasach, co miało ogromny wpływ na jego sławę uzdrowiciela. Gdy niewiele czasu dzieli go od powrotu do ojczyzny, nieoczekiwany splot wydarzeń zmusza go do ruszenia w dalszą drogę ku nieznanym krajom. Wędruje przez Nubię, Etiopię, Sumer, Asyrię, ucząc się języków i sposobów leczenia, zaznając sławy i więzienia, bogactwa i nędzy. Dociera do Troi na czas, by obserwować zakończenie wojny.
Asklepios jest bohaterem trzeźwo patrzącym na świat, dostrzegającym zabobony i tłumaczącym je realistycznie. Widzi też cały brud i mizerię otaczającej go rzeczywistości i dostrzega mechanizm rodzenia się legendy trojańskiej: „Niewielkie utarczki zmieniały się w czyny niesłychanego męstwa, ucieczka z pola bitwy lub klęska bywały interpretowane jako rezultat wtrącania się do akcji wojennej bogów przyjaznych Troi. Zdrada przybierała postać pomysłowości i zręczności Odysa i Epejosa, wojna prowadzona dla zdobycia łupów stawała się walką sprawiedliwą. [...] wędrowni śpiewacy, uderzając w struny gitar, zaczynali tworzyć pierwsze fragmenty pieśni o wojnie z Ilionem. Prawda szła w niepamięć, obumierała” (s. 234). Może warto wspomnieć te słowa czytając Homera.
Horia Stancu to mało u nas znany rumuński pisarz. Ma on w swym dorobku kilka powieści historycznych dla młodzieży pisanych na przyzwoitym poziomie. Oprócz Asklepiosa czytałam też Powrót na pustynię – w obu tych powieściach widać dobrze zarysowane tło historyczne i sprawnie poprowadzoną akcję. Asklepios, przez wędrówkę po starożytnych krainach i profesję, jaką się para główny bohater, kojarzyć się może z Egipcjaninem Sinuhe Waltariego i, chociaż nie jest to powieść aż tak obszerna, broni się doskonale pozwalając przyjemnie spędzić kilka wieczorów z książką. Natomiast Powrót na pustynię to zapis trzech ostatnich dni życia Aleksandra Wielkiego, złożonego chorobą, wspominającego swoje walki i dążenia do opanowania świata, na pół w malignie, niepewnego już, co jest prawdą, a co rojeniem. To również studium władcy kochanego przez żołnierzy i przyjaciół, dopóki jest silny i zwycięski, a opuszczonego i osamotnionego w chwili śmierci, gdy ci przyjaciele wolą już rozdrapywać między sobą dziedzictwo wielkiego wodza miast trwać przy nim do końca.
(Ocena: Asklepios – 4,5/6, Powrót na pustynię – 4/6)

8 listopada 2011

Obrazki z zaułka

Nadżib Mahfuz, autor kilkudziesięciu powieści, laureat Nagrody Nobla z 1988 roku, określany jest mianem egipskiego Balzaca. W swoich powieściach przybliża nam codzienną egzystencję mieszkańców Kairu, ukazując miasto tętniące życiem, pełne wąskich uliczek i malowniczych zaułków. Pierwszą kairską powieścią Mahfuza jest Hamida z zaułka Midakk (Smak Słowa, 2010).
Na świecie trwa wojna, a w zaułku Midakk toczy się normalne życie. Zaułek leży nieco na uboczu wielkiego miasta. Zamknięty, tajemniczy świat tętni własnym rytmem: ktoś się zakochał, ktoś wyszedł za mąż, inny umarł czy też trafił do więzienia; niektórzy robią interesy, znajdują bądź tracą pracę, chorują i zdrowieją – ot, zwyczajność. Niewielki wycinek kairskiej społeczności we wszystkich przejawach codzienności. I nawet gdy w pewnym momencie wstrząsnęły zaułkiem tragiczne wydarzenia, to potem „spłynęło znowu dobrodziejstwo zapomnienia i obojętności. Jak zwykle płakano rankiem, jeżeli był powód do płaczu, i śmiano się wieczorem, a drzwi i okna skrzypiały rano, kiedy je otwierano, i wieczorem, kiedy je zamykano. Nic interesującego się nie działo” (s. 264).
Powieść zaczyna się leniwie, jak leniwie i zwyczajnie toczy się życie mieszkańców zaułka. Poznajemy poszczególnych ludzi żyjących na tej niewielkiej przestrzeni, ich ważne sprawy i marzenia. Mahfuz przedstawia nam kolejno sklepikarzy, drobnego kupca, swatkę, fryzjera, urzędnika, doktora, „króla” żebraków i bezdomnego nauczyciela. Ich życie toczy się według ustalonego trybu, uwarunkowane przeznaczeniem i zastanymi regułami społecznymi. Jednak ich spokój zostaje w pewnym momencie zburzony, kilka niecodziennych wydarzeń powoduje wrzenie i akcja zaczyna toczyć się wartko, by doprowadzić do tragicznego końca.
Był moment, gdy zaułek Midakk skojarzył mi się luźno z Tortilla Flat i następnymi powieściami Steinbecka, gdzie fabuła również kręci się wokół niewielkiej, zamkniętej grupy ludzi. Może to też dlatego, że Mahfuz potrafi malować zwyczajność pięknymi słowami, które się „widzi” i czuje, jakby się było uczestnikiem w opisanej grze. Tak potrafią pisać tylko najwięksi: Steinbeck, Faulkner, Mann...
Hamida z zaułka Midakk to pierwsza powieść Mahfuza, jaką przeczytałam. Jest zdecydowanie dobra, chociaż spodziewałam się czegoś nieco bardziej wciągającego. Może to ta leniwa narracja na początku spowodowała uczucie niedosytu... Na pewno jednak sięgnę po następne dzieła Autora, zwłaszcza że na półce czekają Opowieści starego Kairu, uważane za najlepszą jego powieść.
(Ocena: 4/6)