Dotąd niespecjalnie lubiłam pisarstwo Waldemara Łysiaka, pewnie dlatego, że kojarzył mi się głównie z Napoleonem, a czas podbojów cesarza Francuzów niespecjalnie mnie interesuje – wolę starożytność i średniowiecze. Gdy trafiłam na Ostatnią kohortę, czyli powieść osadzoną u schyłku cesarstwa rzymskiego, stwierdziłam, że to coś akurat dla mnie, co może mnie do Autora przekonać.
Rzym broniony przed hordami najeźdźców z północy opiera się resztkami sił. Kto może, czyli kogo stać na łapówki i nie ma skrupułów, ucieka, by ocalić życie i choć resztki majątku. Jednym z patrycjuszy szukających wyjścia z matni jest konsul Valerianus, który do ochrony rodziny i mienia najmuje trybuna Fulviusza, kusząc tego najlepszego wodza pożądanym celem ucieczki – odszukaniem zaginionego, już wtedy legendarnego, ostatniego legionu, by móc poprowadzić go na odsiecz Wiecznemu Miastu.
Wydarzenia przedstawia nam adoptowany syn Fulviusza, Kaius, pod koniec życia, jako mnich Sabinus, spisujący kronikę wyprawy. Wychowanek greckiego filozofa opisuje wydarzenia ciekawie, chociaż można mieć zastrzeżenia do języka, jakim każe mówić prostym żołnierzom i barbarzyńskim Gotom, czasem nieco zbyt sprawnego i błyskotliwego, godnego retora raczej niż wojaka, a czasem przesadnie wulgarnego. Tę przesadę w jedną czy drugą stronę zrzuca na karb upływu czasu, który zlał w jedno różne drobne uwagi kumulując je w dłuższe, bogatsze wypowiedzi.
Powieść jest niezła, chociaż do kultowej dla mnie Przemija postać świata Malewskiej, a też opisującej czasy upadku Rzymu i barbarzyńców zalewających imperium, jest jej daleko. Kilka zwrotów akcji pozwala utrzymać uwagę czytelnika na dostatecznym poziomie, żeby nie znudzić, podobać się może również zakończenie wędrówki ostatniej kohorty. Nie skreślam twórczości Łysiaka, na pewno coś jeszcze spróbuję, jeśli tylko będzie zahaczało o interesującą mnie tematykę.
(Ocena: 4,5/6)
● ● ●
„Chleb to równie skuteczny łowca dusz jak pochlebstwo. Dałeś głodnemu chleba, wziąłeś mu serce.”
„Żeby pragnąć zemsty, trzeba czuć się ofiarą.”
Ostatni Legion jest chyba dość częstym tematem poruszanym w historiach późnej starożytności i upadku Rzymu. O ile się orientuję jest film o takim właśnie tytule oparty na powieści. Nie miałam jeszcze okazji przeczytać, ale bardzo bym chciała :)"Ostatnią kohortę" również.
OdpowiedzUsuńOwszem, to chwytliwy temat. Ale film na podstawie tej powieści? Nie słyszałam. Bo jest film na podstawie "Ostatniego legionu" Manfrediego, z Colinem Firthem, ale nawet mój ulubiony aktor go nie ratuje, niestety. :(
Usuń