John Grisham
Ominąć święta
Amber, 2001
Johna Grishama czytywałam kilkanaście lat temu, gdy wzbijał się na szczyty popularności powieściami o tematyce sensacyjno-prawniczej, które były bardzo wciągające i dobrze spełniały rolę odstresowywacza i oderwania od szarej codzienności. Nie zamierzałam już wracać do twórczości tego autora, ale jakiś czas temu zauważyłam na bibliotecznej półce cieniutkie Ominąć święta, które jakoś tak samo wskoczyło mi w łapki.
● ● ●
Małżeństwo Kranków postanawia nie obchodzić świąt. Ich córka wyjechała na dłużej, a oni nie chcą sami powtarzać rytuałów świątecznych, z przyjęciami i zakupami, które tak naprawdę nie są im potrzebne. Zamiast świąt postanawiają wyruszyć na Karaiby, odpocząć i zrelaksować się w innym otoczeniu, a przy okazji zaoszczędzić połowę wydatków, jakie co roku ponoszą z okazji świątecznego szaleństwa. W oczekiwaniu na termin wyjazdu stosują dietę i opalają się, żeby łatwiej znieść palące słońce wysp, a jednocześnie informują znajomych o swej decyzji i znoszą ich spontaniczne objawy zachwytu bądź niezadowolenia.
Temat ciekawy, napisany z wprawą i sporą dawką humoru. Początkowo powieść wciąga, przy czytaniu uśmiech wypełza na twarz, a jednocześnie po głowie snują się myśli, jak też ta historia się skończy. Czy Krankowie wytrwają w swojej decyzji, czy będą na tyle asertywni, żeby nie ulec presji znajomych, naciskom lokalnej społeczności, gnębieniu i szykanowaniu ze strony ludzi, dla których nieobchodzenie świąt jest profanacją i pogwałceniem istoty życia? Czy nie ulegną kolejno nachodzącym ich przedstawicielom lokalnych służb, oferujących kalendarze, keksy, choinki czy inne zbędne przedmioty? Czy nie skusi ich zakupowe szaleństwo, kolejne niepotrzebne ubrania i ozdoby, następne brzydkie portfele i szaliki, których i tak nikt nie założy?
Muszę przyznać, że przemysł świąteczny w USA jest bardzo rozbudowany. Bardzo mocne są też środki nacisku społeczności lokalnych, żeby było tak bardziej prześlicznie, w światełkach i Śniegurkach, żeby nikt się nie wyłamywał, żeby było równo i pod sznurek. Presja jest tak silna, że człowiek o słabszej konstrukcji psychicznej nie ma szans skutecznie się oprzeć. Środki nacisku, stosowane przez aktywnych członków społeczności, bezkarnie zahaczają o granice prawa, a konstytucyjna wolność obywatela pozostaje tylko zapisem na papierze. U nas jest jednak znacznie łatwiej (od ponad dwudziestu lat nie obchodzimy świąt i nie musieliśmy przywoływać całych pokładów asertywności, żeby sobie z tym poradzić. Wystarczyło tylko kilka razy dobitnie powtórzyć: NIE i koniec. Jedynym ustępstwem była przez kilka lat choinka, którą nasze dziecko sobie chciało ubrać, ale i z tego już chyba wyrosła. Oczywiście prezenty są, bo czemu nie? Tak samo są prezenty z okazji urodzin czy pierwszego dnia wiosny albo zupełnie bez okazji. Ale bez szaleństw zakupowych, mycia okien w mrozy, bez „bo tak wypada” i „co ludzie powiedzą”. Z tego wszystkiego da się wyrosnąć. :) I te kilka wolnych dni można spędzić po prostu ze sobą, czytając książki, oglądając filmy, jedząc ciasteczka. Fajne mamy święta.).
Powieść Grishama rozwijała się bardzo ładnie, tyle że niestety na finiszu zdechła. Zakończenie jest napisane jakby na szybko, żeby tylko skończyć. No nie miał autor pomysłu na sensowną końcówkę. Trochę się tego bałam i niestety spełniły się moje obawy. Szkoda, bo humor i pokonywanie kolejnych absurdalnych zwyczajów dawały niezły potencjał do wykorzystania. A tak, jest średnio. Tylko średnio. Mały plus za humor i trafne spostrzeżenia.
(Ocena: 4/6)[Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Trójka e-pik.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta. Komentarze zawierające linki promujące inne strony nie będą zatwierdzane.
Dziękuję! :)