Kolor magii
(The Colour Of Magic)
(The Colour Of Magic)
Blask fantastyczny
(The Light Fantastic)
(The Light Fantastic)
tłum. Piotr W. Cholewa
Prószyński i S-ka, 2002
s. 245 + 236
Już od pewnego czasu nosiłam się z zamiarem powrotu do pratchettowego Świata Dysku. I dobrze, bo okazało się, że z pierwszych tomów mało pamiętam. A pamiętać warto, bo seria jest fantastyczna. Nie tylko z racji przynależności gatunkowej, ale i ze względu na ogólnie wysoką klasę powieści Pratchetta.
Dwie pierwsze części cyklu najlepiej czytać ciągiem, bo dotyczą jednej akcji, prowadzonej przez te same główne postacie. Już w Kolorze magii poznajemy bohaterów, którzy będą się pojawiać w kolejnych tomach, przede wszystkim maga-nieudacznika Rincewinda, turystę Dwukwiata, przypominającego utrwalających wszystko na zdjęciach Japończyków, i jego podróżny kufer, zwany Bagażem. Przewijają się też magowie, bogowie i stwórcy, trolle i bohaterowie, jak również Śmierć i Patrycjusz. Zaraz na początku Rincewind i Dwukwiat zostają związani ze sobą przez Los i Patrycjusza, wielokrotnie wpadają w tarapaty zdawałoby się bez wyjścia, co jest doskonałą okazją do pokazania różnych smaczków dyskowego świata, krańcowych niebezpieczeństw, ingerencji bogów, zarówno wielkich jak i tych pomniejszych, irytacji bohaterów, którym się wydaje, że wiele znaczą, jak i pomocy barbarzyńców i trolli, którym przepowiedziano nadejście Rincewinda. Jeszcze nie wszystko jest tak bogate w szczegóły, jak w późniejszych częściach, ale już widać ogólny, dobrze przemyślany zarys specyficznego świata dysku.
Od pierwszych stron można zakochać się w stylu Pratchetta, pełnym trafnych sformułowań świadczących o dużej spostrzegawczości i dystansie Autora do rzeczywistości, charakteryzującym się ogromnym poczuciem humoru, wzbudzającym śmiech. Bo po prostu trzeba się uśmiechnąć czytając na przykład o minach Bagażu, który, chociaż nie posiada twarzy, a więc oczu ani ust, potrafi sprawiać wrażenie groźnie patrzącego i chcącego pożreć delikwenta, który śmiał wejść w drogę jego panu. Bawią rozterki Stworzycieli zastanawiających się, co było pierwsze: Słowo czy Jajko? Nie można nie docenić zabawnych dialogów, pełnych gagów i kulturowych skojarzeń czy nawiązań do naszej rzeczywistości. Niesamowita wyobraźnia Autora zapełnia Świat Dysku postaciami, zwyczajami i gadżetami, będącymi karykaturą naszego, tak znajomego, że aż nudnego już świata. Przydaje się spojrzenie na samych siebie w krzywym zwierciadle, bezlitosnym i obnażającym ludzkie przywary. Lektura dla każdego.
(Ocena: 4,5/6)
Bardzo polubiłam Pratchetta właśnie po przeczytaniu wyżej wymienionych książek. Niestety poziom jego książek strasznie się waha i nie bardzo potrafię wytłumaczyć sobie, czym jest to spowodowane. Niby pomysły super, ale wykonanie czasami nudnawe. Mimo wszystko "Kolor magii" i "Blask fantastyczny" to jedne z lepszych lektur fantastycznych jakie czytałam :)
OdpowiedzUsuńO, a dla mnie raczej słabsze. Chociaż lubię Rincewinda. Preferuję jednak wiedźmy i Śmierć, więc bardziej sobie cenię te tomy, w których bardziej się udzialają.
UsuńNie wiem, czy nudnawe, może to kwestia chwili, w której czytamy. Przy okazji powrotów do dawno czytanych książek widzę, że niekonieczne coś jest takie, jak mi się wydawało. Zmieniamy się. :)
Pewnie masz rację - "Kolor.." i "Blask.." czytałam bardzo dawno temu i być może dlatego tak mi się te książki podobały. Ostatnio jednak nie byłam w stanie przebrnąć przez "Czarodzicielstwo". A że lubię czytać cykle po kolei (choć słyszałam, że u Pratchetta nie ma to większego znaczenia), na jakiś czas zarzuciłam dalsze lektury tego autora. Jednak w kwietniu pewnie po coś sięgnę, być może właśnie "Trzy wiedźmy" :)
UsuńDosyć słaby jest cykl Świata Dysku dla dzieci. Chyba tylko dwie z pięciu części przypadły mi do gustu. Miałam jednak wrażenie, że była to wina tłumacza, a nie samego autora.
"Czarodzicielstwo" będę czytać teraz, a "Trzy wiedźmy" to jedna z moich ulubionych. Pratchetta dobrze czytać po kolei chociaż w podcyklach. Z czasem jednak Pratchett robi się coraz poważniejszy i zaczyna się go inaczej odbierać.
UsuńDziecięce części nawet mi się podobały. Mojej Adze też, więc chyba nie były takie złe. Z tłumaczami różnie bywa, chociaż nie narzekałam aż tak na innych niż Cholewa. Podobały mi się na przykład Fik Mik Figle, znacznie zgrabniej brzmiące niż Nac Mac Feegle.