28 lutego 2012

Zło wciąż się pleni


Maryse Condé
Ja, Tituba, czarownica z Salem
WAB, 2007

Tituba żyła spokojnie na uboczu, w skleconej przez siebie chatce, korzystając z wiedzy o ziołach, lecząc ludzi, pomagając w miarę swoich umiejętności. Do dnia, w którym poznała Johna Indiena i postanowiła się z nim związać, kosztem własnej wolności. Zauroczenie i namiętność spowodowały, że wkroczyła na równię pochyłą. Tituba w chwili zamieszkania z Johnem jeszcze tego nie wie, ale czytelnik, czerpiąc z innych lektur, jest świadomy jej przyszłego losu, tak jak znają go duchy przodkiń czarnoskórej „czarownicy”.
Wyjazd z rodzinnego Barbadosu z rodziną wielebnego Samuela Parrisa dał jej okazję do poznania świata, o jakiego istnieniu wcześniej nie wiedziała, świata chrześcijan w jego skrajnej odmianie – purytańskiej. Na plan pierwszy wysuwały się w oczach Tituby uciążliwe cechy tej społeczności: ignorancja, nadmierna surowość wychowania przez zastraszanie i pomniejszanie wartości człowieka, przenoszenie winy ze sprawcy na ofiarę, obłuda, mściwość, małostkowość (drażniło mnie to już wcześniej podczas czytania Szkarłatnej litery Hawthorne’a) – Maryse Condé opisuje purytan w bardzo obrazowy sposób, ciekawie i wciągająco.
Coś lub ktoś sprawia, że córka Parrisa zaczyna odgrywać nawiedzoną przez szatana. Gdy dołączają do niej inne dziewczynki, zabawa w opętanie przeradza się w niedającą się powstrzymać lawinę oskarżeń o czary, igranie z ogniem przynosi krwawy plon – proces musi się odbyć, skazani muszą ponieść karę. Ale przesłanie jest jasne: niech świadectwo udręczonych kobiet, mężczyzn i dzieci, zakuwanych w kajdany, torturowanych i katowanych, będzie miarą człowieczeństwa ich sędziów. Jakimż cierpieniem jest okupiona przynależność „do rzeszy wykorzystywanych, upokarzanych, do tych, którym narzuca się nazwisko, język, wierzenia, ach, co za męka!” (s. 191). Czy życie w takim społeczeństwie rzeczywiście jest darem?
W tej niewielkiej objętościowo powieści Maryse Condé poruszyła wiele ciągle aktualnych problemów, z których najważniejszymi zdają się być różnice w traktowaniu ludzi różnych płci, kolorów skóry czy wyznań. Zaślepienie przedstawicieli społeczeństwa siedemnastowiecznego, ich uporczywe i dosłowne opieranie się na narzędziach udostępnianych przez religię, egoistyczne wykorzystywanie tych narzędzi do prześladowania bliźnich, zatruwanie im życia i uśmiercanie w imię poronionych idei tak naprawdę przecież nie ustało, ciągle trwa, jeszcze teraz, w XXI wieku. Czy powieść o Titubie może coś zmienić? Czy spełni się marzenie bohaterki: „Życzę przyszłym pokoleniom, aby żyły w czasach, gdy państwo będzie opiekuńcze i będzie się starało zapewnić dobrobyt swoim obywatelom.” (s. 188)?
(Ocena: 4,5/6)

27 lutego 2012

Dwa spojrzenia na holokaust

W krótkim czasie przeczytałam dwie powieści, w których głównym tematem była zagłada Żydów w czasie II wojny światowej. Chociaż tematyka holokaustu znana jest nam od czasów szkolnych, ciągle i niezmiennie szokuje ogrom zbrodni dokonanej na ludziach przez innych ludzi. W Wyborze Zofii i Domu lalek mamy dwa spojrzenia na rzeczywistość obozów koncentracyjnych, codzienne wybory między życiem i śmiercią, przerażający obraz ludzkiego upodlenia.

● ● ●

Wybór Zofii Williama Styrona to powieść mocno przereklamowana. Jej akcja toczy się kilka lat po wojnie, w Stanach Zjednoczonych. Retrospektywnie ukazane wojenne losy Zofii są najbardziej interesującą jej częścią. Wpływ tych przeżyć na wybory bohaterki już po wojnie okazał się kluczowy, ale czyż jest w tym coś dziwnego? Wstrząsające przeżycia zawsze zostawiają w psychice ślad, który trudno zetrzeć, o ile w ogóle jest to możliwe. Również Zofia nie może się otrząsnąć z grozy tamtych dni, z koniecznych wówczas wyborów, dokonanych pod przymusem.
Zabierając się za Wybór Zofii, spodziewałam się przejmującego obrazu holokaustu, a dostałam miszmasz częściowo autobiograficznych przeżyć autora i jego przyjaciół, skupiających się wokół miłości, głównie fizycznej, kłótni i godzenia się, kompleksów na tle pochodzenia, rozliczania za popełnione i wyimaginowane zbrodnie. Wszystko okraszone dużą dawką wulgaryzmów i wodolejstwa, rozwlekłe i przegadane. Wątek najbardziej interesujący, czyli wojenną historię Zofii, trzeba wyłuskiwać mozolnie z natłoku zbędnych słów dotyczących spraw nieistotnych, przedzierając się przez setki stron właściwie o niczym. Powieść spokojnie można by skrócić do połowy – wtedy byłaby świetna i naprawdę przejmująca. Zachwyty nad nią, tak skonstruowaną, są dla mnie niezrozumiałe.
(Ocena: 3/6)

Dla kontrastu: Dom lalek Ka-tzetnik 1356330 to świetna, spójna i zwięzła historia Żydówki Danieli Preleśnik od pierwszych dni wojny do jej końca. Przejmująca walka o przetrwanie w środowisku niesprzyjającym zachowaniu życia, ukrywanie się po drodze do Miasta, mieszkanie i praca w getcie, próby zachowania życia i godności w obozie. Nie ma w tej powieści patosu ani przesady, jest za to cierpienie, zadziwienie ludzkim złem, niedowierzanie, że bliźni mogą być tak okrutni, ale i wiara w lepszą przyszłość, ogromny hart ducha i wola przetrwania. Autorka czerpie z własnych doświadczeń z czasów wojny, pokazuje świat takim, jakim go widziała w młodości, początkowo dziewczęcą naiwność Danieli, szybkie dorastanie wymuszone zmieniającym się otoczeniem, dostosowanie do okupacyjnych realiów. W powieści jest miejsce i na odrobinę liryzmu, na zachwyt życiem i nadzieję, mimo wszystko.
(Ocena: 5/6)

24 lutego 2012

Kwiatowe zakładki

Przywołujemy wiosnę. Tym razem na zakładki trafiły różne kwiaty, niektóre jak z kalejdoskopu, żeby było kolorowo. Pliki do wydruku kryją się pod linkami przy każdej stronie. Z plików można korzystać do użytku własnego, nie można z nich czerpać korzyści materialnych. Zakładki i zdjęcia użyte do nich są wykonane przeze mnie i są objęte ochroną prawa autorskiego.


19 lutego 2012

Kwadraty

Lubimy spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. Lubimy też grać w scrabble, w karty, szachy, warcaby czy chińczyka. Czasem jednak chce nam się nowej gry, nowego wyzwania. Na taką chwilę proponuję grę w kwadraty. Zasady SQUARE bardzo ładnie opisał Lech Pijanowski w swojej książce Przewodnik gier (Lacpress, 1992), a ja poniżej wyłożę własną, lekko zmodyfikowaną wersję. Dodatkową zaletą gry w kwadraty jest to, że możemy ją sobie sami zrobić.

KWADRATY (gra strategiczno-losowa)
Potrzebne będzie 35 kwadratowych kamieni, specjalnie oznakowanych. Poza tym przyda się kartka i coś do pisania.

Zasady gry
Wymieszane kamienie kładziemy spodem do góry, każdy wybiera sobie 5 sztuk. Po każdym ruchu należy dobrać kamień z rezerwy, żeby zawsze mieć ich pięć.
Grę rozpoczyna wylosowany zawodnik, wykładając dowolny kamień. Kolejni gracze dokładają po jednym swoim kamieniu zgodnie z oznakowaniami (czyste do czystego, trójkąt do trójkąta itd.). Układać należy tak, by kamienie tworzyły razem jak największe kwadraty i prostokąty – gracz, który dopełnił kwadrat lub prostokąt, otrzymuje tyle punktów, ile kamieni zawierają największe utworzone przez niego figury. Najmniejszy punktowany kwadrat składa się z czterech kamieni. We wnętrzu liczonej figury może brakować kamieni, ważne, żeby jej obwód był pełny. 
W trakcie gry wiele kamieni liczy się wielokrotnie jako elementy kolejnych tworzonych figur. Może zdarzyć się tak, że wyłożony kamień nie utworzy figury, a tym samym nie doliczy się punktów. Możliwy jest również układ, w którym po dołożeniu kamienia zostaną utworzone dwie lub nawet trzy figury – wtedy sumuje się je wszystkie. Przykładowe ułożenie:


Na zdjęciu pokazany jest układ, w którym dwie maksymalne figury złożone każda z 12 kamieni mają w środku miejsca niezapełnione (ten fragment gry, w zależności od kolejności układania kamieni, mógł dać najpierw 12 punktów, potem 9 lub 6, a na końcu 20). Poza tym są pełne prostokąty: jeden za 6 punktów i trzy po 8 punktów.

Wygrywa zawodnik, który zdobędzie najwięcej punktów.

● ● ●

Przy grze w liczniejszym gronie warto mieć dwa komplety kamieni (70 sztuk), wówczas gra jest ciekawsza i nie kończy się zbyt szybko. Jak widać, nasze kamienie są już mocno wyeksploatowane, pewnie niedługo trzeba będzie sporządzić nowy zestaw. ;)
Plik graficzny do wydruku można pobrać tutaj – wystarczy wkleić do edytora tekstu lub programu graficznego na stronę A4. Zazwyczaj drukuję na zwykłej kartce i naklejam całość na sztywniejszą kartkę kartonową, z kolorowym spodem. Potem wycinam ostrym nożykiem (takim do wykładzin), przy linijce, ale można też użyć mocnych nożyczek. Zestaw zajmuje mało miejsca i towarzyszy nam w podróżach, uprzyjemniając nudne chwile. :)

18 lutego 2012

Książki wyczekane

Są książki, na które czekamy. Bardzo chcemy je przeczytać, ale nie możemy zdobyć. Powody mogą być różne – od braku pieniędzy począwszy, przez brak wydania polskiego, na zbyt długiej kolejce oczekujących w bibliotece skończywszy. Właściwie nieważne jest, dlaczego nie możemy ich przeczytać już teraz natychmiast. Ale przychodzi taka chwila, że JEST! Mamy ją, we własnych rękach (albo na własnym dysku) i zabieramy się do czytania. I co się okazuje? Albo czytamy z zachłannością godną książkomaniaka, albo pomału, z niechęcią, zdajemy sobie sprawę, że jednak nie warto było tak wyczekiwać i kopii kruszyć, żeby ją zdobyć. Znacie to? Też tak macie?
Wymyśliłam sobie wyzwanie: co miesiąc chociaż jedna wyczekana książka, która już jest w moim zasięgu, wskoczy na początek kolejki. Będę  sobie zaznaczać, które z tych długo oczekiwanych i z trudem zdobytych spełniły pokładane w nich nadzieje, a które mnie rozczarowały. Które były piękne, wysmakowane, wciągające, że aż chciało się jednocześnie pochłaniać i zwlekać z przeczytaniem, żeby delektować się jak najdłużej (miałam tak np. z Lawinią Ursuli LeGuin, czekającą na mojej własnej półce prawie dwa lata), a które zupełnie rozczarowały, mimo tak zachęcających opinii, zdawałoby się, idealnie wpasowujących dzieło w gust (wymęczony ostatnio Wybór Zofii czy trylogia o Tytusie Groanie Mervyna Peake'a – trzeci tom to zupełna porażka).
Jeśli ktoś ma ochotę dołączyć to zapraszam. Wyzwanie jest bezterminowe, wystarczy przy przeczytanej książce dopisać, czy należała do wyczekanych i czy oczekiwania spełniła.


17 lutego 2012

Troja realistycznie

Wiele jest opowieści o wojnie o piękną Helenę, poczynając od Homera, a na współczesnych pisarzach kończąc. Oblężenie Troi to nieustające źródło inspiracji twórców, sięgających do tak zamierzchłych czasów po znane i uznane motywy, postacie czy fortele.
Colleen McCullogh pisząc Pieśń o Troi czerpała z dzieł Homera pełną garścią, ale przedstawiła walkę bardziej prawdziwie, nie tylko jako źródło sławy i chwały bohaterów, powód radości zwycięzców i rozpaczy pokonanych, ale jako twardą, brudną grę zbrojną, mającą być środkiem do uzyskania wpływów politycznych, a co za tym idzie i handlowych. Bo wyprawa po porwaną Helenę jest jedynie pretekstem wojny, a oblężenie Troi ma być wstępem do podboju całej Azji Mniejszej i poddania jej wpływom Greków. Niestety, od tamtych zamierzchłych czasów motywacje ludzi się nie zmieniły, unowocześniły się tylko środki używane do osiągnięcia celu.
Akcja powieści obejmuje czasy od narodzin Achillesa i ślubu Heleny do zwycięstwa Greków i zrówniania Troi z ziemią. Toczy się na terenie Grecji i okolicznych wysp oraz na wybrzeżu Azji Mniejszej i oczywiście pod Troją. O kolejnych wydarzeniach opowiadają poszczególni bohaterowie, dzięki czemu możemy porównać różne punkty widzenia i lepiej zagłębić się w opowieść – tak prowadzona narracja powoduje, że postaci z papierowych kart stają się nam bliższe, a na pewno bardziej znajome i łatwiejsze do zrozumienia. Powieść napisana jest żywym, barwnym językiem, przyjemnym w odbiorze, pozwalającym czytelnikowi poczuć tamten czas i tamtą wojnę. Czytało się ją trochę lepiej niż Asklepiosa, który również zasługuje na uwagę miłośników starożytności, a czasów trojańskich w szczególności.
(Ocena: 5,5/6)

16 lutego 2012

Czapka na szybko

Zimno ciągle, więc potrzebna była czapka dla córy, taka poważniejsza, młodzieżowa. :) Spodobała mi się czapka z tego bloga, wyszukałam więc w zapasach miłą w dotyku włóczkę i zrobiłam:


Czapkę robiłam na okrągło, magic loopem, bo nie lubię zszywać, a poza tym ładniej wygląda bezszwowa. Wyszła ładna, tylko niestety "gryzie". A włóczka wydawała się taka delikatna. No nic, trzeba będzie zrobić następną, jeśli zima nie odpuści. ;) A resztę tej niebieskiej wykorzystam może w Inspira Cowl.

15 lutego 2012

Pączki twarogowe

Robię te pączki z okazji i bez niej, jak mnie najdzie ochota. Dłużej zachowują świeżość niż zwykłe, beztwarogowe.

składniki rozczynu:
● 2 dag drożdży
● 1 łyżka mąki
● 1 łyżeczka cukru
● 1/5 szklanki letniego mleka

pozostałe składniki:
● 2 szklanki mąki
● 1 jajko
● 2,5 dag miękkiego masła
● 10 dag sera twarogowego
● 2 łyżki śmietany
● cukier waniliowy (16 g)
● szczypta soli
● 5 płaskich łyżek cukru (ok. 7 dag)
● olej do smażenia
● cukier puder do obtoczenia


sposób przygotowania:
1. Wymieszać składniki rozczynu, odstawić do podwojenia objętości.
2. Twaróg przepuścić przez maszynkę albo rozgnieść porządnie widelcem.
3. Wszystkie składniki wymieszać z rozczynem, wyrobić. Odstawić do wyrośnięcia.
4. Zagnieść ponownie, podsypując odrobiną mąki.
5. Formować kuleczki wielkości orzecha włoskiego, odstawić do podrośnięcia na ok. pół godziny.
6. Smażyć na głębokim tłuszczu po kilka naraz (muszą mieć miejsce na swobodne obracanie). Osączyć na ręczniku papierowym i obtoczyć lub posypać pudrem.

[szklanka to 250 ml, masło zawsze extra, natomiast mąka, jeśli nie zaznaczyłam inaczej, to szymanowska typ 480]

14 lutego 2012

Faworki trydenckie

Nieco inna wersja faworków. Troszkę grubsze, ale równie dobre jak zwykłe przewijane. Od lat ta wersja króluje u nas z okazji i bez okazji.

składniki:
2 i 1/4 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki mleka
1/4 szklanki cukru
1 jajko
15 ml wódki
2,5 dag masła
1 łyżka oleju
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
aromat pomarańczowy
szczypta soli
olej do smażenia
cukier puder do posypania



sposób przygotowania:
1. Wymieszać mąkę, sól i proszek do pieczenia, dodać pozostałe składniki, zagnieść ciasto, aż będzie elastyczne. Odstawić na godzinę, aby odpoczęło.
2. Rozwałkować na grubość 1-2 mm, wycinać nożem lub radełkiem prostokąty, przecinać jak faworki, ale nie przewijać.
3. Smażyć na dość głębokim tłuszczu, osączać na papierowym ręczniku. 
4. Posypać pudrem.

Opinie o tych faworkach można przeczytać tutaj. Smacznego!

[szklanka to 250 ml, masło zawsze extra, natomiast mąka, jeśli nie zaznaczyłam inaczej, to szymanowska typ 480]

13 lutego 2012

Rękawiczki

Jesienią zaczęłam się uczyć robić rękawiczki. Na początek wydrutowałam mitenki, o czym pisałam wcześniej. Potem doszła jedna ćwiczebna rękawiczka, z jakiejś szarej resztki. I... musiałam zająć się innymi, pilniejszymi robótkami. Przyszedł jednak czas mrozów, co mi przypomniało o biednej, samotnej nałapce czekającej na drugą do pary. Tym razem poszło trochę szybciej, najwidoczniej nie zapomniałam, jak to się robi. Tylko musiałam sobie rządki liczyć, na którym palcu ile okrążeń robiłam.


Na wierzchu po ściągaczu warkocz zostawiłam tylko wzdłuż jednego palca, ciekawiej to wygląda niż całe ściągaczem. Całkiem fajnie wyszły jak na pierwszy wyrób.


Przy okazji chciałam się pochwalić wygranym candy. Małe łapki Mai wyciągnęły karteczkę z moim nickiem. A dzisiaj przyszła przesyłka: włóczka akrylowa z delikatnym włoskiem w pięknym kolorze czekoladowego brązu i słodycze, które na zdjęcie się nie załapały, bo zostały zaraz rozdzielone i pożarte. :) Bardzo dziękuję, Madline! :)


12 lutego 2012

Sezamowe ciasteczka szczęścia

Pierwotny przepis na te ciasteczka podany był kiedyś na Mniamie przez AgusięH. W wersji nieco zmienionej wszedł na stałe do domowego kanonu ciasteczkowego. Uwielbiam ten smak.

składniki:
● 20 dag miękkiego masła
● 1 szklanka białego cukru
● 1/2 szklanki jasnego brązowego cukru (trzcinowego lub zwykłego karmelizowanego)
[z czasem zmniejszyłam całkowitą ilość cukru do 3/4 szklanki; wolę mniej słodkie]
● cukier waniliowy
● 2 jajka
● 2 i 1/2 szklanki mąki [bezglutenowo ok. 3 szklanki, w różnych proporcjach: ryżowa, gryczana, kukurydziana, z ciecierzycy czy z maranty, a nawet z orzechów — co akurat mam pod ręką]
● 1 łyżeczka proszku do pieczenia
● 1/2 łyżeczki soli
● 1/2 łyżeczki cynamonu
● 1 szklanka uprażonego na suchej patelni sezamu, zwykłego lub czarnego (ew. jeszcze 1/2 szklanki do obtoczenia — na zdjęciach bez obtaczania)

sposób przygotowania:
1. Utrzeć masło z całym cukrem, dodać jajka.
2. Wymieszać mąkę z proszkiem, solą i cynamonem, dodać do ciasta, dobrze utrzeć. Wymieszać sezam z ciastem. Schłodzić ciasto w lodówce.
3. Formować kulki wielkości orzecha włoskiego, lekko rozpłaszczać i kłaść na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. (Można kuleczki dodatkowo obtoczyć w sezamie, ale nie jest to konieczne.)
4. Piec kilkanaście minut w 200 stopniach, aż będą lekko złote (uważać, żeby się nie przepiekły).

Smacznego!


[szklanka to 250 ml, masło zawsze extra, natomiast mąka, jeśli nie zaznaczyłam inaczej, to szymanowska typ 480]

10 lutego 2012

Pikantne ciasteczka z serem

Bardzo proste, bardzo pikantne, bardzo dobre. Doskonałe same albo do zup kremowych, wina, piwa czy czerwonego barszczu.

składniki:
● 1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
● 3/4 łyżeczki soli
● 2 żółtka
● 6-7 dag masła
● 2 łyżki kwaśnej śmietany (18%) lub jogurtu naturalnego
● odrobina białka
● 5-10 dag startego żółtego sera
● mielona słodka papryka
● mielony pieprz czarny



sposób przygotowania:
1. Wymieszać mąkę z solą, posiekać z masłem i żółtkami, szybko wyrobić dodając po trochu śmietanę (czasem wystarczy 1 łyżka). Ciasto jest dosyć twarde i może ciężko się wyrabiać. W razie potrzeby schłodzić.
2. Rozwałkować na grubość ok. 4-5 mm, wyciąć raczej spore ciasteczka o dowolnych kształtach, przełożyć na papier do pieczenia. Posmarować ciasteczka białkiem, posypać obficie serem i przyprawami.
3. Piec w temperaturze 180°C około 20-30 minut.

Smacznego!


[szklanka to 250 ml, masło zawsze extra, natomiast mąka, jeśli nie zaznaczyłam inaczej, to szymanowska typ 480]

9 lutego 2012

Wygrana książka

Był sobie raz konkurs u Lirael. Taki sympatyczny, okładkowy. A ja znalazłam się wśród laureatów. :) I mogłam sobie wybrać książkę w nagrodę. Trudna to była decyzja, bo wielu książek pożądam, ale padło na brakującą część cyklu lubianego i przeze mnie, i przez Aguti. Złamana przysięga Michelle Paver właśnie dzisiaj do mnie dotarła. Bardzo dziękuję, Lirael!


Bardzo się z córą ucieszyłyśmy i już szykujemy się do powtórnego czytania cyklu.


Korzystając z książkowego tematu przypominam, że ciągle można się zarejestrować na fincie, żeby wymieniać się książkami i innymi rzeczami. Szczegóły dotyczące zasad są w tym poście.

8 lutego 2012

Torebki

Może torebki to za dużo powiedziane, raczej torebeczki. Dla małych elegantek. :)
Torebki to obiekty nieduże, dlatego można je wykonać z nieco większych resztek włóczki, a przy okazji poćwiczyć nowe techniki.
Najpierw była taka:



Na niej ćwiczyłam wzór pętelkowy (musiałam opanować trzymanie dodatkowego przedmiotu w trakcie pracy) i prosty ścieg tunezyjski doskonale nadający się na pasek. Wyszła bardzo ładna, więc powędrowała do znajomej miłośniczki różowego koloru. Mam nadzieję, że dobrze służy. :)

Potem była mała czarna robiona na zamówienie Aguti, do stroju galowego na zakończenie i rozpoczęcie roku szkolnego. Bardzo prosta i szybko powstająca, z zapięciem na suwak i haftkę i dzyndzlem dla ozdoby. Wykonana prostym wzorem tunezyjskim.


Mieści się w niej legitymacja szkolna, chusteczki, klucz od szafki bardzo praktyczna torebka.

Ostatnio powstała trzecia torebeczka, tak zupełnie nieplanowo i mimochodem. Chciałam się nauczyć techniki broomstick, świetnie wyłożonej w tym tutorialu. Wzór okazał się również bardzo łatwy, wszak trzymanie dodatkowego elementu w łapkach miałam już opanowane. Wyszło takie ćwiczebne maleństwo:


Jako twór mocno niedoskonały posłuży tylko do zabawy. Ale korzyść z niego jest taka, że broomstick mam opanowany i nauczyłam się robić sznureczek laleczką dziewiarską, na której zrobiłam pasek. Torebka ozdobiona jest kwiatkiem wykonanym sposobem podanym w tym poście.

6 lutego 2012

Resztkowe maskotki

Ostatnio trochę kombinuję z wykorzystaniem resztek włóczki, co mi przypomniało, że kilka lat temu robiłam zwierzaki i zabawki dla dziecka, wówczas małego. :) Doskonale nadają się do wykorzystania kolorowych resztek. Zabawki wypchane są drobnymi ścinkami i nitkami, można je prać bez ryzyka zdefasonowania.
Znalazłam zająca, żółwia, bałwanka i piłeczkę:




Widać, że zabawki były mocno eksploatowane, czyli spełniały swoją zabawkową rolę. :)
Wzory na zająca i żółwia pochodziły z jakichś gazetek, których już nie mam, a bałwanka i piłeczkę robiłam z głowy. Na pamiątkę zostaną zdjęcia.

5 lutego 2012

Płaszcz Śmierci

Zacznę od tego, że nie lubię szyć. Mimo że nawet nienajgorzej mi to wychodzi. Jakoś ta kłująca igła wyraźnie nie leży w mojej łapce. A dziecię miało odegrać rolę Śmierci w szkolnym przedstawieniu. W przedszkolu co chwila były jakieś przebieranki i trzeba było dziecku zapewnić ubiór, potem w pierwszych latach podstawówki córka należała do kółka teatralnego myślałam, że jako młodsza młodzież ma już z głowy udział w scenowych szrankach. A tu niespodzianka znowu potrzebny strój. Udałyśmy się z Aguti do wypożyczalni, bowiem naiwnie sądziłam, że coś dopasujemy. Potem poszłyśmy do sklepu (na Ducha), gdzie bardzo miłe panie doradziły, jaką płachtę czarnej materii kupić i jak szyć, żeby było najprościej. Wymieniłyśmy też uwagi, kto co najbardziej lubi robić tu byłyśmy osamotnione w miłości do szydła i drutów, bo panie wolały szycie. Ale nic to. Jeszcze czarna tasiemka w pasmanterii i do domu.
Zrobiłam to najprościej jak się dało i efekt nas zadowolił. Oto postać Śmierci: 


Mam nadzieję, że to już koniec przedstawień. Albo przynajmniej, że następnym razem przebranie będzie można skomponować ze zwykłych, codziennych ubrań. ;)

4 lutego 2012

Wielki marsz

„Najdoskonalszą formą gry będzie taki show, w którym przegrywający zostanie zabity.” (s. 58) – to motto jednego z rozdziałów Wielkiego marszu (CIA-Books – Svaro, 1992) Stephena Kinga i jednocześnie streszczenie motywu wiodącego.
Grupa stu chłopców wyrusza w śmiertelną drogę, po której muszą maszerować w tempie co najmniej 4 mil na godzinę, do utraty sił. Nagroda jest dla zwycięzcy, a zwycięzca może być tylko jeden, pozostali są eliminowani przy pomocy broni palnej. Zaraz po rozpoczęciu marszu chłopcy unikają poznawania się, jednak wspólna nieprzerwana wędrówka i jej trudy mimowolnie zbliżają ich do siebie. Chociaż pomaganie innym jest działaniem przeciwko sobie, zdarzają się odruchy dobrego serca, podanie ręki, podtrzymanie na duchu, oddanie części prowiantu. Coraz trudniej wyobrazić sobie odejście tych, którzy idą najbliżej, z którymi dobrze się rozmawia. Wbrew własnemu interesowi, dyktowanemu przez rozsądek, więź została zaciągnięta. Początkowo chłopcy przeżywają każdą śmierć, analizują jej dramatyzm, ale z czasem obojętnieją ze zmęczenia, omijają tylko leżące zwłoki, niekiedy zauważają drobne szczegóły przy zabitym, medalik w dłoni, stłuczone okulary, opuszczone spodnie, otwarte niewidzące oczy. „To właśnie tak wygląda [...], głuchnie się, ślepnie i zostaje tylko droga. Droga fascynuje, przyciąga, zasłania świat. Idzie się po niej jak po linie prowadzącej do bezdennej otchłani.” (s. 87)
Co skłoniło tych szesnasto-, siedemnastoletnich chłopców do udziału w marszu? Czy pieniądze, nawet duże, są warte śmierci dziewięćdziesięciu dziewięciu towarzyszy bólu, udręki, upokorzenia, krańcowego wyczerpania? Dlaczego dopiero po kilkunastu godzinach pojawia się refleksja: „Jak to się stało, że w to wdepnąłem? [...] Czemu nie zostałem w domu?” (s. 86) Jakie są ich motywy? Czy to tylko niechęć do życia, przywoływanie śmierci, poczucie odrzucenia przez najbliższych skłoniły ich do tej skomplikowanej formy popełnienia samobójstwa?
Czym jest wielki marsz? Może hołdem złożonym tym wszystkim, którzy w czasie wielu wojen musieli maszerować setki kilometrów, pilnowani i zabijani przez wrogich żołnierzy, padający z wyczerpania, głodu, chłodu i nienawiści.
King nie jest pisarzem piszącym pięknie, ale umie wstrząsnąć czytelnikiem, pobudzić do myślenia, nie pozwala przejść obojętnie. Każe spojrzeć na człowieka w całej jego gamie dobra, zła i odcieni pośrednich, pokazuje okrucieństwo i bezsensoną śmierć na tle przyjaźni, współczucia, braterstwa i litości, pokazuje siłę i słabość jednocześnie tkwiące w ludziach. Pokazuje człowieczeństwo w godzinie próby.
(Ocena: 5/6)

2 lutego 2012

Ciasteczka z płatków owsianych

Mało słodka przegryzka z dużą ilością drobnych dodatków. Kruchutkie, delikatne ciasteczka można nawet uznać za zdrowe ze względu na zbożowo-bakaliowe dodatki. ;)


składniki:
● 1 szklanka płatków owsianych
● 8 dag miękkiego masła
● 1/3 szklanki cukru pudru
● 2/5 szklanki mąki pszennej
● 1/2 szklanki bakalii (płatki migdałów, posiekane orzechy, pestki słonecznika lub inne)
● 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
● 1/2 łyżeczki cynamonu

sposób przygotowania:
1. Płatki zrumienić na suchej patelni, ostudzić, wymieszać z bakaliami.


2. Utrzeć masło z cukrem. Dodać mąkę wymieszaną z sodą i cynamonem, wymieszać. Wsypać płatki z bakaliami, wymieszać na jednolitą masę. Masa wychodzi dosyć sucha, ale powinna dać się formować w dłoniach. Jeśli formowanie jest utrudnione, można dodać kilka łyżek mleka lub śmietanki.
3. Wykładać na pergamin uformowane małe porcje ciasta.


4. Piec w temperaturze 190-200°C kilkanaście minut, do lekkiego zrumienienia. Zostawić do przestudzenia na blaszce.

Podana ilość jest dobra tylko na spróbowanie, zwykle robię z wielokrotności, co najmniej razy dwa. Smacznego! :)


[szklanka to 250 ml, masło zawsze extra, natomiast mąka, jeśli nie zaznaczyłam inaczej, to szymanowska typ 480]

1 lutego 2012

Czarno widzę

Jesienią, po konsultacjach na forum Maranty, kupiłam kilogram czarnej włóczki Shetland Yarnart (to znaczy mąż kupił po wskazaniu tejże kursorem). Pora może mało odpowiednia na dłubanie z czarnego, bo światło słabe, ale potrzeba taka była, żeby coś ciepłego na zimę wydziergać dla mojej kochanej teściowej. Miała być kamizelka, zupełnie prosta, bez udziwnień. Powstała taka:

Wzór bardzo prosty, na bazie ryżu:
1. 1 o.p., 1 o.l. - powtarzać
2. tak, jak schodzi z drutu
3. i 4. wszystkie prawe
Powtarzać rzędy 1-4.
Plisa wzorem francuskim robiona od razu, wykończenie wokół ramion też francuskim (zdecydowanie nie lubię nabierania oczek, zaraz po zszywaniu to najgorsza część roboty).

Na kamizelę poszła połowa włóczki (dobra jest, wydajna), więc trzeba było zagospodarować resztę. Wymyśliłam, że zrobię sweterek dla siebie, ale żeby już nie trzeba było zszywać to użyłam sposobu od góry. Pozostały mi wprawdzie do nabierania oczka na plisę, ale wobec rezygnacji ze zszywania to już dało się przeżyć. Sweter wyszedł tak:

Wzór też łatwy do zapamiętania:
Liczba oczek podzielna przez 6 +4.
1. powtarzać na zmianę: 4 o.p., 2 o.l., na końcu 4 o.p.
2.-6. robić tak, jak oczka schodzą z drutu
7. powtarzać na zmianę: 4 o.l., 2 o.p., na końcu 4 o.l.
8. robić tak, jak oczka schodzą z drutu
Powtarzać rzędy 1-8.
Żeby nie było za dużo tych schodków, rękawy zrobiłam gładkie, tylko na końcu dając częściowe powtórzenie wzoru. Plisa zrobiona jest lekko zmodyfikowanym wzorem głównym.

Na razie zdjęcia tylko na płasko (kamizelę trochę krzywo ułożyłam), jak wróci mój nadworny fotograf z aparatem to będą też na ludziach. :)