Diable sprawy (Les Diaboliques)
tłum. Joanna Guze
PIW, 1978
(cytat z tytułu s. 203)
Był czas, gdy czytałam dużo literatury francuskiej. Zagłębiałam się w świat opisany przez Balzaca w Komedii ludzkiej, towarzyszyłam Proustowi W poszukiwaniu straconego czasu albo, wcześniej jeszcze, przeżywałam katusze miłości ze Stendhalem czy Flaubertem lub dreszczyk emocji podczas awanturniczych przygód bohaterów Aleksandra Dumasa. Został mi z tych lat sentyment do dzieł pisarzy francuskich, ich realistycznych kreacji i dosłownych poszukiwań. Przypadkiem kiedyś kupiona w antykwariacie książka Barbeya pozwoliła mi na powrót do przeszłości, wpisując się również w ten nurt, chociaż z nieco innego punktu widzenia.
Sześć opowiadań zawartych w zbiorze traktuje o miłości i namiętności, obyczajach i religii, w skandalicznych na tamte czasy odsłonach, dziś raczej wzbudzających uśmiech albo obojętność czy wręcz zdziwienie. Barbey opisuje nieistniejący już świat salonów wyższych sfer, obfitujący w konwersacje, „to konające dziecię próżniaczej arystokracji i monarchii absolutnej” (s. 129), salonów, w których „schroniła się rozmowa z dawnych czasów, ostatnia chwała francuskiego ducha zmuszonego do emigracji w obliczu praktycznych i pośpiesznych obyczajów dzisiejszych” (s. 129), a „umysł zadowala się błyskiem zdania uroczego lub głębokiego, ale zawsze wypowiedzianego w porę; czasem nawet wystarcza intonacja albo mniej jeszcze – genialny gest” (s. 130), świat, który nie potrzebuje dosłowności, żeby zostać zrozumianym, i wulgarności, żeby opowiedzieć o pięknie miłości, gdzie „umiejętność słuchania jest wdziękiem” (s. 131), a wśród rozmówców są „Anglicy, Polacy, Rosjanie; ale wszyscy są Francuzami z języka, z formacji umysłu i manier, na pewnym poziomie społecznym wszędzie takich samych” (s. 130). Świat, w którym mężczyzną rządzą namiętności: do kobiet, do walki, do hazardu; naturalne bądź wyuczone – „człowiek przydaje sobie namiętności jak choroby” (s. 148), z którymi należałoby jednak być ostrożnym, bo „najlepszym i może jedynym sposobem panowania nad ludźmi jest władać ich namiętnościami” (s. 149).
Barbey w każdym opowiadaniu najpierw długo wprowadza czytelnika w otoczenie, opisuje postacie, dość szczegółowo, żeby dać pełny obraz zwyczajów i charakterów, chwilami aż nudnawo od drobiazgowości niewiele wnoszącej, żeby wreszcie na kilku ostatnich stronach przejść do puenty, ostrej i robiącej wrażenie lub też budzącej zdumienie, a w chwili pierwszego wydania zbioru nawet zgorszenie bliskie skandalowi. Jednocześnie wznosi hołd tym, którzy „żyli najmocniej, bo życie bierze górę nie wówczas, kiedy siły maleją, lecz kiedy nieszczęścia rosną” (s. 184), i rozwodzi się nad przerażającą poezją obecną w zbrodni, zauważając, że „zbrodnie wysokiej cywilizacji są na pewno okrutniejsze niż skrajnego barbarzyństwa przez swoje wyrafinowanie, zepsucie, jakie zakładają, i większy udział intelektu” (s. 223).
Niewątpliwą wartość zbioru stanowi język, soczysty, dosadny, bogaty, malowniczy, jednocześnie dający czytającemu przyjemność estetyczną i pozwalający na zadumę nad piękną formą i ważką treścią zarazem (i dostarczający sporej ilości cytatów, jak widać powyżej). Z drugiej strony nużą trochę dywagacje nad kondycją współczesnego pisarzowi społeczeństwa, ogólne rozważania o podłożu socjologicznym, politycznym czy gospodarczym, jak i literaturze, jej roli w życiu, o intelekcie, wojnie, zemście. Okraszone takimi rozwlekłymi nieraz tyradami opowiadania tracą impet i rozpraszają zainteresowanie czytelnika, chociaż wiele ze stwierdzeń autora to obserwacje opisane dosadnie i prawdziwie, wzbudzające emocje i „uczucia sprzeczne, od irytacji i gniewu do podziwu i fascynacji” (Jerzy Parvi, Słowo wstępne, s. 5), wobec których trudno pozostać obojętnym, nie liczące się z powszechnie panującą opinią, burzące ówczesne normy obyczajowe i zakłamaną moralność, podchodzące z dużym dystansem do religii. Autor ściera się z mocno ugruntowanym konserwatyzmem swoich czasów, pokazuje życie od innej, nieznanej i odrzucanej ze świadomości strony, walcząc przy pomocy prawdy z zasiedziałą hipokryzją i konformizmem starej arystokracji.
Diable sprawy z pewnością dają ciekawy obraz społeczeństwa francuskiego w pierwszej połowie XIX wieku, w okresie kontrowersyjnych rządów Ludwika Filipa, z nawiązaniami do kampanii napoleońskich, w czasie trudnym dla starej i nowej arystokracji, borykającej się z prozaicznym brakiem funduszy czy lawirującej między stronnictwami politycznymi. Da się przeczytać te opowiadania z przyjemnością, ale lepiej sobie dawkować po jednym, z małą przerwą na ewentualne rozmyślania.
(Ocena: 4,5/6)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta. Komentarze zawierające linki promujące inne strony nie będą zatwierdzane.
Dziękuję! :)