11 lutego 2014

Światy Tolkiena

John Ronald Reuel Tolkien
Silmarillion (The Silmarillion)
tłum. Maria Skibniewska
Czytelnik, 1990

Tolkien stworzył cały, kompletny świat, z kilkoma zamieszkującymi go rasami, mitologią, językami, geografią i historią. Opisał go w wielu utworach, z których największą popularnością cieszą się opowieści o hobbitach (Hobbit, Władca pierścieni). Istotnym elementem jest mitologia tego świata, potrzebna do zrozumienia późniejszych wydarzeń, zawarta w opublikowanym już po śmierci, bo mniej cenionym przez autora, Silmarillionie. Przedstawił w niej Tolkien Pierwszą Erę Świata, czyli to, co się wydarzyło, zanim pojawili się hobbici. Są tu głównie elfy, silne i wojownicze, i jest Władca Ciemności, któremu potem zaczął służyć Sauron. Toczy się wojna o Silmarile, klejnoty, w których zawarte jest światło Dwóch Drzew Valinoru. Jest też sporo legend o Ainurach, Valarach, o Luthien i Berenie, Noldorach i Turinie, o Elrondzie i Elrosie, są wojny o Numenor i Gondolin, a wreszcie pierwsze wzmianki o pierścieniach, które potem przysporzą tyle bólu w świecie dzielonym przez elfy, krasnoludy, ludzi i hobbitów.
Bardzo dobry wstęp do Władcy Pierścieni. Początek może nieco nudnawy, jak to bywa w mitologiach, gdy wśród stwórców tworzą się frakcje i stronnictwa, ale im bliżej wydarzeń, znanych z innych dzieł, tym lepiej się czyta i bardziej łaknie szczegółów. Dla fanów Tolkiena pozycja obowiązkowa.
(Ocena: 5/6) 

● ● ●

John Ronald Reuel Tolkien
Drużyna Pierścienia
Dwie wieże
Powrót króla
Audiobook, czyta: Marian Czarkowski 

Nie będę rozpisywać się o zawartości, fabule i bohaterach. Chyba nie ma nikogo, kto nie słyszałby o najsłynniejszej powieści Tolkiena, a przynajmniej o jej adaptacji filmowej. Dla mnie jest to historia szczególna: poznana dosyć późno, w jedynie słusznym tłumaczeniu Marii Skibniewskiej, któremu, po zapoznaniu się z fragmentami innych przekładów, pozostaję wierna, przeczytana w zachwyceniu, przewałkowana dokładnie kilka razy na różne sposoby, pozostaje opowieścią bardzo ważną. Mimo dosyć dobrej znajomości opisanych przygód, ciągle wracam do czytania/słuchania Władcy Pierścieni dla zawartych tam idei walki ze złem, pięknych postaci, trudnych wyborów, walecznych czynów, zwycięstwa dobra nad złem, i tym prawdziwym, i tym symbolicznym. Nie przeszkadza mi długa wędrówka bohaterów do celu, nie nużą trudności co i rusz pojawiające się na drodze, nie nudzi gadanie o ideałach i partnerstwie, pomaganiu i pracy dla innych. Wkraczając do Śródziemia zanurzam się w piękną, ale wcale nie idealną rzeczywistość, niosącą nadzieję na zmianę, widząc w niej to, co dzieci w baśniach, całą złożoność świata i dzieje, które nie zawsze układają się tak, jak sobie wymarzyliśmy, ale które możemy zawsze trochę poprawić, wkładając w to siłę i chęci, by uczynić życie lżejszym i pełniejszym. Za każdym razem perspektywa walki o Śródziemie przyprawia mnie o dreszczyk oczekiwania na wyśmienitą ucztę.
Kolejne czytanie to kolejna interpretacja. Tym razem Tolkien przemawiał głosem nieznanego mi wcześniej lektora, Mariana Czarkowskiego. To było dobre słuchanie, z wyczuciem i małą ilością wpadek, załamań głosu i czegoś w rodzaju płaczliwości, w jaką lubią popadać niektórzy lektorzy zbyt intensywnie wczuwający się w tekst. Nie jest to czytanie idealne, takim pozostaje dla mnie jednak interpretacja Rocha Siemianowskiego, słyszana dawniej i wytęskniona, ale chyba nie do zdobycia bez błędów i wadliwych plików. Jednak na pewno będę wracać i do pana Czarkowskiego.
Tak jak nie wyobrażam sobie zapomnienia o powieści, tak i często wracam do filmów, stworzonych przez Petera Jacksona na podstawie Władcy Pierścieni. Tu również nie przeszkadzają mi znaczne skróty, zmiany wydarzeń, wycinanie całych scen i pomijanie postaci. To niestety było konieczne przy tak ograniczonym czasie przeznaczonym na każdy film. Niektóre wątki nawet zyskały na tych uproszczeniach, stały się bardziej dynamiczne i znaczące, aż czasem wypierają z pamięci ten właściwy, pierwotny tok wydarzeń, zaczynają żyć własnym życiem i wygrywają z wersją książkową. Ale może trochę dzięki temu przy kolejnym czytaniu znowu zyskują moją uwagę jako coś zapomnianego i poniekąd nowego...
(Ocena: 6/6)

3 komentarze:

  1. Czytałam Silmarillion parę lat temu. Z trudem wszystko ogarnęłam co, gdzie i jak :) Dużo danych :) Ale pamiętam, że byłam z siebie bardzo dumna, ponieważ dotrwałam do samego końca. Potem z "Hobbitem" już było dużo łatwiej. Natomiast "Władca pierścieni" jeszcze jest przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek jest rzeczywiście ciężki. Potem robi się coraz ciekawiej i lżej. Moja ocena wzrastała stopniowo z trójki (no nie, po co ja to czytam), przez czwórkę (ale to całkiem nieźle brzmi), do piątki (o, te wydarzenia nie są mi obce, było o tym we Władcy). Nie wykluczam, że, gdy kiedyś wrócę do S., ocenę podniosę. Z czasem bardziej doceniam dobrą literaturę. :)
      Trochę Ci zazdroszczę pierwszego spotkania z "Władcą pierścieni". Najlepsze jeszcze przed Tobą. :)

      Usuń
  2. A ja nie ogarnęłam, nie wytrwałam i odłożyłam nieprzeczytane. Nuda, panie, nuda.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta.
Proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, bo świąt nie obchodzę, a inne uwagi najlepiej kierować na podanego maila, pocztę sprawdzam każdego dnia. Dziękuję! :)