15 marca 2013

Magia w świecie Dysku

Terry Pratchett
Kolor magii  
(The Colour Of Magic)
Blask fantastyczny 
(The Light Fantastic)
tłum. Piotr W. Cholewa
Prószyński i S-ka, 2002
s. 245 + 236



Już od pewnego czasu nosiłam się z zamiarem powrotu do pratchettowego Świata Dysku. I dobrze, bo okazało się, że z pierwszych tomów mało pamiętam. A pamiętać warto, bo seria jest fantastyczna. Nie tylko z racji przynależności gatunkowej, ale i ze względu na ogólnie wysoką klasę powieści Pratchetta.
Dwie pierwsze części cyklu najlepiej czytać ciągiem, bo dotyczą jednej akcji, prowadzonej przez te same główne postacie. Już w Kolorze magii poznajemy bohaterów, którzy będą się pojawiać w kolejnych tomach, przede wszystkim maga-nieudacznika Rincewinda, turystę Dwukwiata, przypominającego utrwalających wszystko na zdjęciach Japończyków, i jego podróżny kufer, zwany Bagażem. Przewijają się też magowie, bogowie i stwórcy, trolle i bohaterowie, jak również Śmierć i Patrycjusz. Zaraz na początku Rincewind i Dwukwiat zostają związani ze sobą przez Los i Patrycjusza, wielokrotnie wpadają w tarapaty zdawałoby się bez wyjścia, co jest doskonałą okazją do pokazania różnych smaczków dyskowego świata, krańcowych niebezpieczeństw, ingerencji bogów, zarówno wielkich jak i tych pomniejszych, irytacji bohaterów, którym się wydaje, że wiele znaczą, jak i pomocy barbarzyńców i trolli, którym przepowiedziano nadejście Rincewinda. Jeszcze nie wszystko jest tak bogate w szczegóły, jak w późniejszych częściach, ale już widać ogólny, dobrze przemyślany zarys specyficznego świata dysku.
Od pierwszych stron można zakochać się w stylu Pratchetta, pełnym trafnych sformułowań świadczących o dużej spostrzegawczości i dystansie Autora do rzeczywistości, charakteryzującym się ogromnym poczuciem humoru, wzbudzającym śmiech. Bo po prostu trzeba się uśmiechnąć czytając na przykład o minach Bagażu, który, chociaż nie posiada twarzy, a więc oczu ani ust, potrafi sprawiać wrażenie groźnie patrzącego i chcącego pożreć delikwenta, który śmiał wejść w drogę jego panu. Bawią rozterki Stworzycieli zastanawiających się, co było pierwsze: Słowo czy Jajko? Nie można nie docenić zabawnych dialogów, pełnych gagów i kulturowych skojarzeń czy nawiązań do naszej rzeczywistości. Niesamowita wyobraźnia Autora zapełnia Świat Dysku postaciami, zwyczajami i gadżetami, będącymi karykaturą naszego, tak znajomego, że aż nudnego już świata. Przydaje się spojrzenie na samych siebie w krzywym zwierciadle, bezlitosnym i obnażającym ludzkie przywary. Lektura dla każdego.
(Ocena: 4,5/6)

4 komentarze:

  1. Bardzo polubiłam Pratchetta właśnie po przeczytaniu wyżej wymienionych książek. Niestety poziom jego książek strasznie się waha i nie bardzo potrafię wytłumaczyć sobie, czym jest to spowodowane. Niby pomysły super, ale wykonanie czasami nudnawe. Mimo wszystko "Kolor magii" i "Blask fantastyczny" to jedne z lepszych lektur fantastycznych jakie czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a dla mnie raczej słabsze. Chociaż lubię Rincewinda. Preferuję jednak wiedźmy i Śmierć, więc bardziej sobie cenię te tomy, w których bardziej się udzialają.
      Nie wiem, czy nudnawe, może to kwestia chwili, w której czytamy. Przy okazji powrotów do dawno czytanych książek widzę, że niekonieczne coś jest takie, jak mi się wydawało. Zmieniamy się. :)

      Usuń
    2. Pewnie masz rację - "Kolor.." i "Blask.." czytałam bardzo dawno temu i być może dlatego tak mi się te książki podobały. Ostatnio jednak nie byłam w stanie przebrnąć przez "Czarodzicielstwo". A że lubię czytać cykle po kolei (choć słyszałam, że u Pratchetta nie ma to większego znaczenia), na jakiś czas zarzuciłam dalsze lektury tego autora. Jednak w kwietniu pewnie po coś sięgnę, być może właśnie "Trzy wiedźmy" :)

      Dosyć słaby jest cykl Świata Dysku dla dzieci. Chyba tylko dwie z pięciu części przypadły mi do gustu. Miałam jednak wrażenie, że była to wina tłumacza, a nie samego autora.

      Usuń
    3. "Czarodzicielstwo" będę czytać teraz, a "Trzy wiedźmy" to jedna z moich ulubionych. Pratchetta dobrze czytać po kolei chociaż w podcyklach. Z czasem jednak Pratchett robi się coraz poważniejszy i zaczyna się go inaczej odbierać.

      Dziecięce części nawet mi się podobały. Mojej Adze też, więc chyba nie były takie złe. Z tłumaczami różnie bywa, chociaż nie narzekałam aż tak na innych niż Cholewa. Podobały mi się na przykład Fik Mik Figle, znacznie zgrabniej brzmiące niż Nac Mac Feegle.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta. Komentarze zawierające linki promujące inne strony nie będą zatwierdzane.
Dziękuję! :)