18 lutego 2014

„z końcem przyszedł straszny początek”

Szczepan Twardoch
Wieczny Grunwald
Wydawnictwo Literackie, 2013

Druga połowa XIV wieku, w Krakowie włada król Kazimierz, ostatni z dynastii Piastów. Jest nie tylko panem Polski, ale i ludu ją zamieszkującego, w szczególności kobiet niższych stanów, których używa w razie potrzeby bez oglądania się na jakiekolwiek względy. Tak też użył kupieckiej córki krakowskiego Niemca do spłodzenia nieślubnego syna, nie interesując się potem jej losem, nie pamiętając zgoła o jej istnieniu. A bastert królewski dorasta w domu publicznym, gdzie wylądowała jego maćka, życiem i złymi ludźmi doświadczona. W domu, w którym dorośli i dzieci nie mieli przed sobą tajemnic ciała, razem mieszkając i rosnąc, w nieprzesadnej delikatności stosunków międzyludzkich. Delikatność ta przejawiała się co najwyżej tym, że „matki mojej machlerz nie bił przy mnie, w końcu nie z kamienia miał serce, bił ją, kiedy nie patrzyłem” (s. 18).
Paszko Bękart, pogrobowiec króla Kazimierza, urodził się w latach siedemdziesiątych XIV wieku a zginął w bitwie pod Grunwaldem, żyjąc i umierając od tej pory po wielekroć w zmieniającym się strumieniu istnienia, w różnych rzeczywistościach i odmiennych wcieleniach, „w miriadach wątków i czasów” (s. 38). Przeżywał kolejne życia jako rycerz, żołnierz, najemnik, zawsze gotowy do walki, zawsze przygotowany na śmierć, a nawet czekający jej jak zbawienia, zmęczony niekiedy, bez sił – dla niego „zabijanie i umieranie to zwykła sprawa” (s. 41). Wędruje Paszko po krajach matki i ojca, szukając swego miejsca, samotny i rozdarty, bez przynależności, bez domu, bez akceptacji u ludzi napotkanych, pogardzany jako kurwi syn, nieuznany w swej godności królewskiego potomka, niezwiązany z nikim, choć tak łaknący zrozumienia. Miota się w tym wędrowaniu i szuka swojego świata, chociaż powinien zażywać spokojności jako i inni nieślubni synowie króla Kazimierza zażywają, przenosi się tu i tam w poszukiwaniu życia, a w końcu i prawdziwej śmierci, bo ma już dosyć przedwiecznego istnienia, wszechbycia i wszechumierania: „A ja nie chcę. Nie chciałem i teraz też nie chcę, marzyłem tylko o tym, żeby nie być, żeby mnie nie było, a teraz jestem, wszechjestem...” (s. 157).
Wieczny Grunwald to powieść wyjątkowa. Nie na darmo cytowane są na okładce słowa Dukaja o rozmachu godnym Parnickiego, o człowieczeństwie tak zagmatwanym przez (nie)przynależność do dwóch światów, dwóch kultur (aż chce się po Twardochu po tego Parnickiego sięgnąć, by znowu smakować skomplikowane dzieje niełatwym opisane językiem). Zderzenie kultur, rozdarcie między od wieków walczącymi sąsiednimi krajami, rodzi w umyśle Paszka schizofreniczne wizje, które przenoszą i jego, i nas, w różne czasy, historycznie udokumentowane i fantastycznie nieznane. Jest tu jednocześnie średniowiecznie Piastowo i Jagiellonowo, współcześnie i przyszłościowo, niemiecko i polsko, chociaż trochę bardziej polsko, a może tylko tak się wydaje, bo częściej Paszko o Matce Polsce wspomina. I jest całkiem niełatwo, bo trzeba wysilić uwagę, nie stracić wątku, czasem leniwie się snującego, a czasem biegnącego wartko, bez oglądania się na zapóźnionego, śpiącego czytelnika. Ale jest też pobudzająco, do myślenia i do czucia, do rozważania tego, co było, być mogło, a pewnie i będzie. Bo warto wrócić za jakiś czas do Wiecznego Grunwaldu, jak wracał do życia Paszko, by poczuć to, co on mógł czuć, i zanurzyć się znowu w otchłań czasu i przestrzeni, pływać w niej i przedzierać się pokonując przeszkody.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

„z końcem przyszedł straszny początek” (s. 35)
„Pewnie dlatego, że tak się tego zabijania i umierania boicie, to lubicie o nim słuchać i czytać, i je oglądać, prawda? No więc będę o tym mówił, bez obaw. Ale i tak nie zrozumiecie tego, co najprostsze i najważniejsze. Zabijanie jest zwykłe. Czy chodzi o kurę na obiad (zabiliście kiedyś przynajmniej kurę?), czy o całe narody, czy o jednego człowieka. [...] krew to krew, ból to ból, kurzy czy ludzki.” (s. 38)
„[...] przemoc może być i barbarzyńska, i cywilizowana, tak jak barbarzyńskie i cywilizowane mogą być obyczaje kulinarne, erotyczne i wszystkie inne. A mężczyźni ćwiczący się w walce, według spisanych, ustalonych reguł, to jest właśnie wstęp do przemocy cywilizowanej, do wojny. Bo kiedy dzikus napada na dzikusa, to jeszcze nie jest wojna – wojna jest wtedy, kiedy jest rozkaz, obowiązek, odpowiedzialność, odwaga i tchórzostwo.” (s. 69)
„[...] da się milczeć bardziej, da się milczeć ciszą śmiertelną, w takiej ciszy bardziej słychać, jak powiedziałby to byle klecha, jęki potępionych.” (s. 157)

4 komentarze:

  1. Słyszałam o tej książce różne opinie. Może przeczytam, aby wyrobić sobie swoją.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj. Zawsze lepiej spróbować, żeby wyrobić sobie zdanie. :)

      Usuń
  2. Stylizacja na język Twardocha celowa? Czy może tak nasiąknąłaś jego stylem, że do recenzji dostał się bezwiednie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak odpowiem, że i jedno, i drugie? Nie broniłam się, jak mi spod klawiatury nachalnie wypełzało, pozwoliłam się porwać i mam nadzieję, że w jakimś, niedużym chociaż, stopniu wyszło. ;)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta.
Proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, bo świąt nie obchodzę, a inne uwagi najlepiej kierować na podanego maila, pocztę sprawdzam każdego dnia. Dziękuję! :)