To
już ostatnie spotkanie z siedmiotomowym westernem. Trochę szkoda.
Świat rewolwerowców, potomków Artura Elda, powoli
idzie naprzód i zatacza koła, nieuchronnie zmierzając ku zagładzie. Ostatni z
rodu, Roland Deschain z Gilead, w narzuconej sobie misji dotarcia do Mrocznej
Wieży pokonuje czas i kolejne rzeczywistości. Cel drogi, znajdujący się w
środku wszystkich światów, jest sensem istnienia, na najwyższym poziomie
zawierającym miejsce Stwórcy, podobno teraz puste. Brak ręki kierującej
istnieniem prowadzi do zagłady kolejnych krain, do pękania Promieni, któremu
towarzyszą spektakularne kataklizmy, do wyczerpywania się mechanizmów
Strażników, zanikania technologii, wyciekania magii. Samozwańcze rządy
Karmazynowego Króla przyspieszają ten proces.
Wędrując po wielu światach pośrednich, przechodząc
przez nie w akompaniamencie bicia dzwonów, bohaterowie szukają tego jedynego,
prawdziwego, poruszającego się w jednym, ściśle określonym kierunku,
posiadającego głębię obcą innym światom. Świata kluczowego, najważniejszego ze
wszystkich, w którym nie ma szans na poprawkę, jeśli coś nie uda się za
pierwszym razem, w którym śmierć jest śmiercią naprawdę, nie do odwrócenia, w
którym żyje i tworzy Autor, wymyślając w twórczym natchnieniu kolejne etapy
wędrówki rewolwerowców.
W miarę zbliżania się do celu ka-tet Rolanda musi
się rozpaść. W walce, rządzeni prawami przeznaczenia, odchodzą po kolei
rewolwerowcy. Pożegnanie z poszczególnymi bohaterami musiało odbywać się w określonym
porządku, bo tylko taki rytm spełniał wymogi ka. „Wyprawa ciągnęła się, a jej koszt okazał się wysoki... lecz
żadne wielkie dokonania nie przychodzą łatwo.” (Albatros, 2008, s. 706) Dopiero
pod koniec wędrówki Roland zdał sobie sprawę, że Mroczna Wieża, jakkolwiek
ważna, nie jest jedyną rzeczą drogą jego sercu. Równie ważne jest wszystko, co
wiąże się z jej celem: ścieżka Promienia, każdy napotkany rewolwerowiec, bo
jest ich wielu w wielu napotkanych światach, każda walka, będącą kolejnym
krokiem na drodze przeznaczenia, każde zwycięstwo przybliżające do celu, każde
życie wojownika, nie na darmo oddane, każda róża i każda pieśń, przynoszące
ulgę i nadzieję.
Podążając przez siedem tomów i tysiące stron Mrocznej Wieży, przywiązałam się do
bohaterów, autentycznych, bardzo ludzkich, o bogatej, świetnie oddanej
osobowości, i do ciekawych światów, czasem ledwie zarysowanych, a jednak
pełnych, wyrazistych, pulsujących życiem, niczym doskonałe rysunki ołówkiem
wykonane przez jednego z bohaterów, Patricka Danville’a, światów, które rewolwerowcy
przemierzali wytrwale, wbrew piętrzącym się przeciwnościom, mimo strat własnych
i ciągle grożącego niebezpieczeństwa – wszak trzeba wykonać robotę do końca. Podobało
mi się zakończenie powieści. Przyznam, że trochę się go obawiałam po tak
długiej drodze, wielu wątkach, dygresjach, splątaniu, ale King bardzo ładnie
sobie poradził z zamknięciem cyklu. Na pewno nie jest to moje ostatnie
spotkanie z twórczością Kinga, który mocno mnie zainteresował wieloma
odniesieniami literackimi, między innymi do swoich powieści, czerpiąc z nich obficie
i nawiązując w nich szczodrze do motywów z Mrocznej
Wieży. Nie przeszkadzały mi bezpośrednie nawiązania do znanych dzieł, bo
Autor ładnie je poprzetwarzał i dostosował do fabuły, dodając starym motywom
świeżości i lekkości. Podobały mi się też zabawy rzeczywistością, w tym
postacią samego autora jako bohatera cyklu, dystans i ironia, z jaką ją
traktował, z przymrużeniem oka pisząc o swoich wadach i popularności.
(Ocena:
5/6)
Ech, wciąż przede mną.
OdpowiedzUsuńNie zwlekaj, szkoda czasu. :)
UsuńA wcale bo nie ostatni ;) Zerknij tutaj: http://www.amazon.com/The-Wind-Through-Keyhole-Tower/dp/1451658907/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1337186441&sr=8-1
OdpowiedzUsuńWidziałam na jakiejś anglojęzycznej stronie, że będzie coś jeszcze. Póki co jednak pozostaje mi czekać. ;)
Usuń