29 marca 2013

Straceńcy i buntownicy – czarne chmury nad Polską

Eugeniusz Paukszta
Straceńcy 
(t. 1: Welawa, t. 2: Trybun królewski)
Buntownicy 
(t. 1: Beczka Danaid, t. 2: Desperat)
Wydawnictwo MON, 1977-1978
s. 827 + 760

Można powiedzieć, że serialowo wychowałam się między innymi na Czarnych chmurach. Doborowa obsada (Pietraszak, Pietruski, Fetting, Seniuk i Starostecka) i szybka, bardzo dynamiczna akcja powodowały, że z niecierpliwością czekało się na kolejny odcinek. W pamięć zapadły mi szczególnie słowa piosenki śpiewanej przez komediantów, wzruszająco patriotycznej (tekst poniżej). Czułam jednak pewien niedosyt z powodu słabej znajomości tego okresu historycznego, a że były to czasy sprzed Internetu to i nie chciało się szukać i grzebać po słabo zaopatrzonych bibliotekach w małym miasteczku. Nadrabiam to teraz, przy okazji lektury dwóch powieści Paukszty, których akcja obejmuje okres poprzedzający rzeczywistość serialową (Straceńcy) i oddający czasy działalności pierwowzoru pułkownika Dowgirda – Krystiana Ludwika Kalksteina-Stolińskiego (Buntownicy). Niektóre niejasne dla mnie dotąd zakręty historii objawiły się w całej swej ponurej często pełni – ot, pożytek z czytania powieści historycznych.
Fabuła obu powieści Paukszty obraca się wokół spraw związanych z Prusami Książęcymi i ich zależnością od Polski. Koniec potopu szwedzkiego i traktat welawsko-bydgoski wprowadzają nas do siedemnastowiecznych Prus, będących najpierw lennem Polski pod rządami elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma, później odrębnym państwem z opcją powrotu do Polski w razie wygaśnięcia dynastii rządzącej. Zapisy traktatu uderzyły mocno w przywileje pruskich stanów, co stało się powodem protestów i walki z tyrańskimi zapędami elektora. Trudności wewnętrzne i zewnętrzne Polski, jak i przepychanki dyplomatyczne związane ze zmianą zasad obierania królów elekcyjnych, uniemożliwiły udzielenie efektywnej pomocy mieszczanom i szlachcie pruskiej, broniącym się przed bezprawnie ustanawianymi podatkami i naciskami ekonomicznymi i politycznymi, jakie fundował im Fryderyk Wilhelm. Głównymi oponentami elektora byli: niezłomny Hieronim Roth ze strony mieszczaństwa i szlachcic generał Albrecht Kalkstein, ojciec pułkownika Ludwika Kalksteina.


Dobrze poznane i opisane tło ważkich dla przyszłości Polski wydarzeń jest dużym atutem obu powieści. Bogata jest również galeria postaci, zarówno historycznych, jak i fikcyjnych, żywo i prawdziwie odmalowanych: król Jan Kazimierz, dający sobą powodować, królowa Maria Ludwika, trzymająca w swych żelaznych rękach politykę państwa, potem król Michał Korybut Wiśniowiecki, najbardziej zainteresowany jedzeniem, zwłaszcza słodkości, magnaci i wielmoża, jako też prosta szlachta, prawa swoje znająca i dobrze ich pilnująca, biorąca przykład z góry, gdzie własny interes stoi przed dobrem państwa: „osobiste lub rodu dobro najwyższym dla każdego wielmoży prawem, reszta, o rzeczy publicznej, to jedno gadanie” (Buntownicy, t. 1, s. 48-49). Wzorują się panowie szlachta na magnatach i królu, który zwycięstw wywalczonych nie potrafi wykorzystać ku dobru ojczyzny, ziem polskich się pozbywa, ku zgorszeniu i przy protestach prawych szlachciców, albo zdrajcom wybacza, jak choćby Bogusławowi Radziwiłłowi, co solą w oku jest wielu: „wielkim i zdrada, i każde świństwo gładko mija, wszakoż małych o byle głupstwo łacno skracają o głowę” (Straceńcy, t. 2, s. 98). Książę Bogusław za to przedstawiony jest jako pięknoduch gładki, przez francuskiego masażystę wymuskany, zawsze według najnowszej mody paryskiej ubrany, piękne słówka prawiący, ale też twardy i okrutny, przed zdradą się nie cofający, jeśli takowa w jego interesie leży. I jak niektórzy nie mają wątpliwości, jaką drogą podążyć, tak inni pełni są wahań i gnębiących ich rozterek, bo okoliczności przysparzają trosk i wymagają trudnych decyzji, mających wpływ na wielu – nie jest od nich wolny nikt, kto pełniąc rolę przywódczą myśli o dobru innych, jak Roth zastanawiający się, „czy trafna jest droga, jaką wybrał, czy realne jest upieranie się przy zachowaniu starych praw i przywilejów, czy nie słuszniej byłoby za przykładem Wallenrodtów przyklasnąć elektorowi, uznać go najwyższym, jedynym władcą kraju i korzystając z przywilejów urzędu zorganizować sobie wygodne życie” (Straceńcy, t. 2, s. 386). Również wśród bohaterów fikcyjnych wiele jest postaci ciekawych, jak choćby Horusza, uosobienie prostego szlachcica, którego peregrynacje dają pretekst do poznawania spraw wielkich i małych, ważnych dla narodów polskiego i pruskiego; człek prawy, choć porywczy, szczery, do zdrady niezdolny, pierwszy do walki o cześć i chwałę ojczyzny, ale i od szklanicy nie stroniący, z głową mocną a rozsądną. Także jego towarzysze walk i wędrówek to postacie malownicze, do zwady gotowi, ale honorowi, o cześć dbający, spośród rycerstwa wielu krajów się wyróżniający: „polscy kawalerowie butniejszą mają od niemieckich fantazję” (Straceńcy, t. 2, s. 87). Również kobiece postacie przedstawione są ładnie, na czele z królową Marią Ludwiką i Barbarą Roth, córką przywódcy mieszczan królewieckich, do każdej wyprawy zdolną niczym mężczyzna.
Nie mógł uniknąć Paukszta podkreślenia roli chłopów w wojnie polsko-szwedzkiej, pokazując ich znaczący wpływ na wynik walk, pod dowództwem Czarnieckiego zmienionych w skuteczne narzędzie broniące kraju. Ale też wyraźnie zaznaczył różnice społeczne w stosunku warstw wyższych do niższych, ich pogardę i poczucie wyższości, usankcjonowane prawem od wieków respektowanym, widoczne w traktowaniu służby chociażby; nie do pomyślenia było, żeby chłop pańszczyźniany śmiał się sprzeciwić, wziąć do ręki broń, a w zadziwienie wprawiała panów chłopska umiejętność tą bronią władania. Również mieszczan uważała szlachta za niższy gatunek, krzywo patrząc na próby równego traktowania, a świeżo nobilitowanym za złe mając brak dwudziestu pokoleń szlacheckich przodków. Także sugestywnie przedstawił Autor sejm elekcyjny, na którym w przepychankach między trzema obcymi kandydatami wybrano niespodziewanie „Piasta” – Michała Korybuta Wiśniowieckiego.


Dwie obszerne dwutomowe powieści czyta się dość szybko. Przystępnie nakreślone tło historyczne pomaga zorientować się w realiach i uporządkować wiedzę o problemach Polski w XVII wieku. W prosty i klarowny sposób opisuje Paukszta przypadki wojenne i dyplomatyczne zabiegi, zdrady i rokosze, złotą wolność szlachecką i obrady sejmowe, przemowy i dysputy. Podoba mi się też język powieści, lekko stylizowany, tyle tylko, żeby podkreślić koloryt epoki i uwiarygodnić staropolszczyzną mowę, a nie nazbyt archaiczny, by przeszkadzał w swobodnym czytaniu i rozumieniu tekstu. (Trochę przeszkadzały błędy i literówki, zwłaszcza w Straceńcach, gdzie trafiły się takie kwiatki, jak „Sapiecha” i „tętęt”.) Obie powieści warte są przeczytania – dla wszystkich, którzy lubią historię prawdziwą jako tło wydarzeń opisanych.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

Wspomniana piosenka, w Czarnych chmurach wykonana przez trupę komediantów:
Lasy i góry, łąki i wody,
lud pracowity i twardy,
Królu, w tym kraju więcej swobody
ma wróg podstępny i hardy.
Nie mogę śpiewać, bo serce pęka
i lutnia w rękę mnie pali!
Nie mogę nucić mojej piosenki,
Królu, gdy lud Twój się żali!
Hen na północy, gdzie bór liściasty,
pająk swe sieci rozwija
krzyż ma na plecach, nienawiść w sercu,
na ustach: Jezus, Maryja.
Nie mogę śpiewać, bo serce pęka
i lutnia w rękę mnie pali!
Nie mogę nucić mojej piosenki,
Królu, gdy lud Twój się żali!
Królu, mój królu, tam lud Twój ginie
i czeka Twojej miłości,
w prastarej polskiej, pruskiej krainie,
wróg się podstępnie rozgościł.
Nie mogę śpiewać, bo serce pęka
i lutnia w rękę mnie pali!
Nie mogę nucić mojej piosenki,
Królu, gdy lud Twój się żali!

4 komentarze:

  1. Muszę przyznać, że jestem w szoku, potężnym szoku! Ile dni zajęło ci przeczytanie tych czterech książek? Dwa? Nawet, jeśli było to pięć dni, czapki z głów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie, raczej z dziesięć. Dosyć wolno się to czyta. Tyle że czytam kilka książek na raz. :)

      Usuń
  2. Mam obydwie powieści, stare, stareńkie, w makulaturowym wydaniu. Dla mnie to skarb prawdziwy! Jestem ogólnie wielbicielką powieści Paukszty. Aktualnie do przeczytania: "Znaki ogniste". Ha! Ja również wychowałam się na "Czarnych chmurach". I cieszę się z każdej powtórki serialu w TVP. Ubolewam z kolei na macosze potraktowania równie dobrego moim zdaniem serialu "Rok 1809" (wg. Gąsiorowskiego), to już kolejna epoka i następny dramat w trudnej historii naszego narodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie wydania mają swój urok, prawda? "Znaki ogniste" też u mnie czekają, kupiłam na bibliotecznej wyprzedaży czy czymś takim. Tego drugiego serialu zupełnie nie kojarzę, może dlatego, że za Gąsiorowskim nie przepadam, a XIX wiek już nie jest dla mnie tak malowniczy. Zresztą i "Czarne chmury" były już na styku moich historycznych zainteresowań, wolę dawniejsze wieki.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta. Komentarze zawierające linki promujące inne strony nie będą zatwierdzane.
Dziękuję! :)