Hiszpańskie oczy
Wydawnictwo Alfa, 1990
Każda kobieta wie, że wychowanie dziecka jest zadaniem niełatwym. Każda świadoma kobieta zdaje sobie sprawę, że wymaga to ciągłej pracy nie tylko nad dzieckiem, ale i nad sobą. Pomagają w tym doświadczenia, jakie wynosi się z domu rodzinnego, jeśli są dobre. Gorzej, gdy przeważają te złe. Nawet dzieci otoczone, wydawałoby się, miłością i staraniem, miewają duże problemy z akceptacją siebie i znalezieniem swojego miejsca w życiu. Bo kochać też trzeba mądrze i, przede wszystkim, świadomie. Miłość zaborcza, miłość nadopiekuńcza, miłość oparta na nienawiści i wyparciu nie przysłuży się ani dziecku, ani matce. W takiej sytuacji kluczowe staje się uświadomienie sobie, że coś jest nie tak, jak powinno, że coś się nie zgadza, a potem poszukiwanie rozwiązania i dążenie do zmiany, przede wszystkim siebie i swojego nastawienia. Jeśli kobieta wykona tę pracę dobrze, ma szansę wychować szczęśliwą, pewną swojej wartości, akceptującą siebie córkę. I poczuć się spełnioną w macierzyństwie.
Anna jest nieszczęśliwa. Ma córkę, która niszczy siebie, przy okazji unicestwiając związki z matką i synem. Ale istnieje ważki powód, dla którego od początku nie potrafiła zaakceptować istnienia Ewy – córka została poczęta w wyniku gwałtu. Anna nie umiała pokochać tego dziecka, przez lata nie potrafiła go nawet dotknąć, przytulić. Wpłynęło na to również zimne wychowanie, jakiemu sama została poddana, bez czułości i bliskości własnych rodziców. Gdy Ewa coraz gorzej radzi sobie w życiu, gdy powoli się wyniszcza, matka szuka dla niej pomocy u psychologa. Początkowo obu kobietom trudno się otworzyć, jednak z czasem mówią coraz więcej, zaczynają akceptować ujawniającą się prawdę o sobie i o tej drugiej i rozumieć, w czym tak naprawdę tkwi problem. To nie znaczy jednak, że od razu wiedzą, jak go pokonać.
Poznajemy Annę po trochu, raz tę współczesną, borykającą się z opieką nad córką i wnukiem, a raz dawną, z czasów powstania warszawskiego i zesłania do łagru. Kolejne odsłony ukazują kobietę nieszczęśliwą, zagubioną, łaknącą miłości, czy to od uwielbianego mężczyzny, dla którego gotowa jest zrobić wszystko, czy od kobiety, która pomaga jej przetrwać następny trudny rok w niewoli. W tych naprzemiennych obrazach uwidaczniają się przyczyny i skutki, niekiedy odległe w czasie, a niekiedy natychmiastowe. I coraz lepiej można zrozumieć, dlaczego Anna nie radzi sobie z emocjami, dlaczego nie umie okazać córce zaufania, a całą zaborczą miłość przeniosła na wnuka – lęk o bliskich zamraża rozsądek, nie pozwala odetchnąć swobodnie, dusi i gniecie, każe pilnować, chronić i osłaniać, nawet wbrew woli dorosłego dziecka. Zrozumiałe też staje się dążenie Ewy do samounicestwienia, powolne zabijanie siebie, kaleczenie ciała, brak matczynych starań o syna. Ważny staje się ten moment, gdy obie kobiety uświadamiają sobie, że dłużej tak się nie da żyć, że złe relacje między nimi doprowadzą do katastrofy, że muszą się rozdzielić, by przestać wywierać na siebie nawzajem destrukcyjny wpływ. Czy jednak znajdą siłę na tak radykalny krok? Czy ktoś im w tym pomoże, wytłumaczy, wesprze?
Hiszpańskie oczy to bardzo dobra powieść o kobietach i dla kobiet. Raczej dla tych dojrzałych, matek córkom, które w pewnym momencie życia uświadomiły sobie, że łączą je z Anną lub Ewą jakieś wspólne doświadczenia, że dzielą któryś z problemów, i uznały, że czas na zmiany. Mogą się nauczyć, jak poradzić sobie z pewnymi przeciwnościami albo jak próbować uniknąć niesprzyjających okoliczności, mogą wreszcie uświadomić sobie, że potrzebna jest pomoc z zewnątrz, świeże spojrzenie fachowca, rada osoby, która widzi problem z dystansu i wie, jak mu zaradzić. To proza bardziej zrozumiała dla tych dojrzałych kobiet, które miały okazję zetknąć się w dzieciństwie z brakiem miłości albo z miłością zaborczą, spaczoną nadmiarem kontroli, z brakiem oparcia, niekonsekwencją dorosłych – tym wszystkim, co nie pozwala na rozwinięcie skrzydeł i utrudnia samodzielne, odpowiedzialne życie.
(Ocena: 5/6)
● ● ●
„Wszystko jest na styku życia i śmierci.” (s. 112)
„Ani moje dzieciństwo, ani młodość nie nauczyły mnie godnie żyć. I o to mam największe pretensje, i dlatego tak siebie nie lubię.” (s. 170)
Kiedyś pewnie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuń