Śmiech Afrodyty
(The Laughter of Aphrodite)
(The Laughter of Aphrodite)
tłum. Cecylia Wojewoda
Czytelnik, 1969, s. 432
„Na szczycie wielkiej, czarnej, liczącej dwa tysiące stóp skały, nawisłej nad Koryntem z miną śpiącego tytana, stałam bogom podobna, z wiatrem we włosach i całą Grecją pod moimi stopami. Na północy, daleko, połyskując śniegiem swych szczytów, wyrastały Helikon i Parnas. Tam przy wezbranych, śpiewających wodach, w krystalicznym powietrzu miały swoją siedzibę Muzy; tam nad Delfami krążyły orły lecąc do proroczego kamienia – pępka świata.” (s. 227)
Czasem, czytając jakąś książkę, natrafiamy na cytat, krótki wers, wspomnienie o innym twórcy. Niekiedy jest to wzmianka tak sugestywna, że pragniemy poznać tego twórcę bliżej, jako człowieka i jako pisarza czy poetę. Tak miałam podczas czytania Judy nieznanego, gdzie zacytowany fragment wiersza Safony skłonił mnie do bliższego zaznajomienia się z jej życiem, zwłaszcza że na półce czekał od pewnego czasu Śmiech Afrodyty.
Safona – najsławniejsza poetka starożytności, żyjąca na przełomie VII i VI wieku p.n.e., matka i kochanka poezji lirycznej, natchniona i trzeźwa jednocześnie, pełna wdzięku i kobiecości. Mało się zachowało materiałów o niej i niewiele fragmentów jej wierszy. Z dostępnych strzępów zbudował Green piękną i bardzo ciekawą powieść, zręcznie wplatając fikcję w nieliczne fakty i budując obraz wrażliwej kobiety, poetki, kochanki i matki na tle dawnej Grecji, uzupełniając ją posłowiem, kalendarium i tablicą genealogiczną.
Poznajemy Safonę w wieku prawie pięćdziesięciu lat, zmęczoną, ale chłonącą naturę wszystkimi zmysłami, wspominającą swą przeszłość, jej punkty zwrotne, dobre i niemiłe chwile. Przytłoczona życiem, znudzona codziennością, samotna w tłumie domowników, pisze, żeby „oczyścić swoje cierpienie słowami, wydobyć ból na wierzch, wypalić ranę, by mogła się goić” (s. 37). Zbiera strzępy swego życia, co i rusz wydobywając jakieś wspomnienie z „graciarni umarłej przeszłości” (s. 38), patrzy, jak prezentuje się całość. Mamy więc okazję zobaczyć Eresos, gdzie spędziła najwcześniejsze lata, i odwiedzić Mitylenę, największe miasto na Lesbos, a także Syrakuzy, miejsce, gdzie spędziła wygnanie, doznała inicjacji seksualnej, rozwinęła się, zdobyła popularność i sławę, zyskała wiarę w siebie i nadzieję na przyszłość: „wystarczy, żebym wyciągnęła rękę, a zgarnę gwiazdy z firmamentu, noc otrze się jak miękkie futerko kota o moje palce” (s. 323). Poznajemy przełomowy dla Grecji czas ścierania się warstw społecznych, zanikania znaczenia arystokracji i zdobywania wpływów przez kupiectwo, przewrotów politycznych, targów o zyski. Zapoznajemy się z obywatelami sławiącymi miasto: poetą Alkajosem, znanym autorem poezji miłosnej, z którym Safona utrzymuje znajomość przez całe życie, od lat dziewczęcych, gdy, jeszcze nieświadoma własnych preferencji, zarzuca mu grzeszne skłonności, nazywając zboczeńcem, i władcą Pittakosem, uważanym za jednego z siedmiu mędrców starożytnej Grecji, któremu nie szczędzi poetka ostrych słów, nazywając chamskim oportunistą: „sprytny, bez zasad, gruboskórny, ambitny, zmysłowy mężczyzna o wulgarnych apetytach, sprzedający za cenę władzy takie ideały, na jakie go stać” (s. 187).
Powieść w formie wspomnień poetki wyszła bardzo udanie. Jako że za wierszami nie przepadam, a suche biografie mnie nudzą, trochę bałam się tej książki. Niepotrzebnie. Jest napisana ładnym, niemalże poetyckim językiem, doskonale pasującym do naszego wyobrażenia głównej bohaterki, jej twórczości, wyrażania siebie w poezji. Piękne są nawet opisy przyrody, sprawiające, że czujemy wiatr wiejący po łąkach, słyszymy szum morza, niemal dostrzegamy morskie żyjątka uwijające się w poszukiwaniu pokarmu. To książka do niespiesznego poznawania, dla wyrobionego czytelnika, gotowego zatrzymać się, zadumać, przemyśleć przeczytane i przeżyć opisane. Warto dać jej czas.
(Ocena: 5,5/6)
● ● ●
„Przez szelmostwa Afrodyty dzisiaj ginę...” (s. 179)
„[...] tak jak czas tworzy tradycję czy dynastię, tak też je niszczy w odpowiedniej chwili. W ostatecznym rozrachunku ocenia się człowieka według tego, co robi, a nie według tego, czym jest... a jeszcze mniej według tego, czym byli jego przodkowie.” (s. 201)
„[...] świat pokoju, dobrobytu, otwartych granic; świat, który równie swobodnie obraca ideałami jak winem i oliwkami; świat, w którym wojna i wąskie uprzedzenia narodowe nie mają miejsca – świat kosmopolityczny, w którym artysta, twórca, jest honorowany bardziej niż byle wyszczekany generał...” (s. 222)
„[...] jeśli można polegać na Homerze, to bogowie są podobni raczej do złośliwych dzieci: mają nieograniczoną władzę i niepoczytalne zamiłowanie do sprawdzania tej władzy na biednych śmiertelnikach.” (s. 308)
„Kiedy znika chęć do życia, niech wymrze dobre nasienie.” (s. 351)
I znowu wykopalas perelke. :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie o Safonie wiem niewiele poza oczywistosciami, chetnie wiec siegne po "Smiech Afrodyty".
Obawiam się, że mi w nawyk weszło. ;)
UsuńTo ładna powieść, ale może być trudno ją zdobyć. Moją trafiłam na kiermaszu bibliotecznym - bardzo lubię te imprezy. :)))