23 kwietnia 2013

Przez szelmostwa Afrodyty dzisiaj ginę...

Peter Green
Śmiech Afrodyty
(The Laughter of Aphrodite)
tłum. Cecylia Wojewoda
Czytelnik, 1969, s. 432
„Na szczycie wielkiej, czarnej, liczącej dwa tysiące stóp skały, nawisłej nad Koryntem z miną śpiącego tytana, stałam bogom podobna, z wiatrem we włosach i całą Grecją pod moimi stopami. Na północy, daleko, połyskując śniegiem swych szczytów, wyrastały Helikon i Parnas. Tam przy wezbranych, śpiewających wodach, w krystalicznym powietrzu miały swoją siedzibę Muzy; tam nad Delfami krążyły orły lecąc do proroczego kamienia – pępka świata.” (s. 227)
Czasem, czytając jakąś książkę, natrafiamy na cytat, krótki wers, wspomnienie o innym twórcy. Niekiedy jest to wzmianka tak sugestywna, że pragniemy poznać tego twórcę bliżej, jako człowieka i jako pisarza czy poetę. Tak miałam podczas czytania Judy nieznanego, gdzie zacytowany fragment wiersza Safony skłonił mnie do bliższego zaznajomienia się z jej życiem, zwłaszcza że na półce czekał od pewnego czasu Śmiech Afrodyty.
Safona – najsławniejsza poetka starożytności, żyjąca na przełomie VII i VI wieku p.n.e., matka i kochanka poezji lirycznej, natchniona i trzeźwa jednocześnie, pełna wdzięku i kobiecości. Mało się zachowało materiałów o niej i niewiele fragmentów jej wierszy. Z dostępnych strzępów zbudował Green piękną i bardzo ciekawą powieść, zręcznie wplatając fikcję w nieliczne fakty i budując obraz wrażliwej kobiety, poetki, kochanki i matki na tle dawnej Grecji, uzupełniając ją posłowiem, kalendarium i tablicą genealogiczną.
Poznajemy Safonę w wieku prawie pięćdziesięciu lat, zmęczoną, ale chłonącą naturę wszystkimi zmysłami, wspominającą swą przeszłość, jej punkty zwrotne, dobre i niemiłe chwile. Przytłoczona życiem, znudzona codziennością, samotna w tłumie domowników, pisze, żeby „oczyścić swoje cierpienie słowami, wydobyć ból na wierzch, wypalić ranę, by mogła się goić” (s. 37). Zbiera strzępy swego życia, co i rusz wydobywając jakieś wspomnienie z „graciarni umarłej przeszłości” (s. 38), patrzy, jak prezentuje się całość. Mamy więc okazję zobaczyć Eresos, gdzie spędziła najwcześniejsze lata, i odwiedzić Mitylenę, największe miasto na Lesbos, a także Syrakuzy, miejsce, gdzie spędziła wygnanie, doznała inicjacji seksualnej, rozwinęła się, zdobyła popularność i sławę, zyskała wiarę w siebie i nadzieję na przyszłość: „wystarczy, żebym wyciągnęła rękę, a zgarnę gwiazdy z firmamentu, noc otrze się jak miękkie futerko kota o moje palce” (s. 323). Poznajemy przełomowy dla Grecji czas ścierania się warstw społecznych, zanikania znaczenia arystokracji i zdobywania wpływów przez kupiectwo, przewrotów politycznych, targów o zyski. Zapoznajemy się z obywatelami sławiącymi miasto: poetą Alkajosem, znanym autorem poezji miłosnej, z którym Safona utrzymuje znajomość przez całe życie, od lat dziewczęcych, gdy, jeszcze nieświadoma własnych preferencji, zarzuca mu grzeszne skłonności, nazywając zboczeńcem, i władcą Pittakosem, uważanym za jednego z siedmiu mędrców starożytnej Grecji, któremu nie szczędzi poetka ostrych słów, nazywając chamskim oportunistą: „sprytny, bez zasad, gruboskórny, ambitny, zmysłowy mężczyzna o wulgarnych apetytach, sprzedający za cenę władzy takie ideały, na jakie go stać” (s. 187).
Powieść w formie wspomnień poetki wyszła bardzo udanie. Jako że za wierszami nie przepadam, a suche biografie mnie nudzą, trochę bałam się tej książki. Niepotrzebnie. Jest napisana ładnym, niemalże poetyckim językiem, doskonale pasującym do naszego wyobrażenia głównej bohaterki, jej twórczości, wyrażania siebie w poezji. Piękne są nawet opisy przyrody, sprawiające, że czujemy wiatr wiejący po łąkach, słyszymy szum morza, niemal dostrzegamy morskie żyjątka uwijające się w poszukiwaniu pokarmu. To książka do niespiesznego poznawania, dla wyrobionego czytelnika, gotowego zatrzymać się, zadumać, przemyśleć przeczytane i przeżyć opisane. Warto dać jej czas.
(Ocena: 5,5/6)

● ● ●
„Przez szelmostwa Afrodyty dzisiaj ginę...” (s. 179)
„[...] tak jak czas tworzy tradycję czy dynastię, tak też je niszczy w odpowiedniej chwili. W ostatecznym rozrachunku ocenia się człowieka według tego, co robi, a nie według tego, czym jest... a jeszcze mniej według tego, czym byli jego przodkowie.” (s. 201)
[...] świat pokoju, dobrobytu, otwartych granic; świat, który równie swobodnie obraca ideałami jak winem i oliwkami; świat, w którym wojna i wąskie uprzedzenia narodowe nie mają miejsca – świat kosmopolityczny, w którym artysta, twórca, jest honorowany bardziej niż byle wyszczekany generał...” (s. 222)
[...] jeśli można polegać na Homerze, to bogowie są podobni raczej do złośliwych dzieci: mają nieograniczoną władzę i niepoczytalne zamiłowanie do sprawdzania tej władzy na biednych śmiertelnikach.” (s. 308)
„Kiedy znika chęć do życia, niech wymrze dobre nasienie.” (s. 351)

2 komentarze:

  1. I znowu wykopalas perelke. :)
    Faktycznie o Safonie wiem niewiele poza oczywistosciami, chetnie wiec siegne po "Smiech Afrodyty".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że mi w nawyk weszło. ;)
      To ładna powieść, ale może być trudno ją zdobyć. Moją trafiłam na kiermaszu bibliotecznym - bardzo lubię te imprezy. :)))

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta.
Proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, bo świąt nie obchodzę, a inne uwagi najlepiej kierować na podanego maila, pocztę sprawdzam każdego dnia. Dziękuję! :)