Houston, mamy problem
Wydawnictwo Literackie, 2012
s. 608
Nie jestem fanką twórczości pani Grocholi. Dwukrotna próba zmierzenia się z jej powieściami skończyła się zniechęceniem i postanowieniem unikania na przyszłość. Cóż z tego, skoro wygrałam w konkursie jej nową, przyjemnie grubaśną powieść, w dodatku w unikatowej, numerowanej obwolucie. Wypadało chociaż spróbować, bez większych zresztą nadziei na wciągnięcie. I tu zaskoczenie – nie dość, że powieść mnie wciągnęła, to w dodatku tak mocno, że przeczytałam te sześćset stron niemal w jeden dzień. Zdecydowanie powieść trafiła w odpowiedni dla mnie moment.
Trzydziestodwuletni Jeremiasz, obciążony kredytem i dominującą matką, wychowującą go samotnie, odkąd chłopiec skończył 12 lat, po rozstaniu z miłością swojego życia i widowiskowym spaleniu mostów w pracy, musi poukładać sobie wszystko od nowa. Żeby było trudniej, codzienność zatruwa mu Szara Zmora, czyli sąsiadka z dołu, przy najmniejszym hałasie waląca szczotką w sufit, i Herakles, ukochany „ciułała” matki, darzący Jeremiasza nienawiścią czystą i nieskomplikowaną, z wzajemnością zresztą. Natomiast pomocą służą mu przyjaciele, wierni nie tylko w piciu, dzielący z nim pasje i rozumiejący bez pytania.
Bohater jest stereotypowym mężczyzną, skoncentrowanym na sobie, egoistycznie podchodzącym do otaczającej go rzeczywistości. Podczas tych kilku miesięcy, przez które mu towarzyszymy, ma okazję przejść przemianę, zrozumieć co nieco, poznać siebie i otaczające go kobiety, naprawić, co się da, dojrzeć i dorosnąć. Sporo jak na jednego słabego faceta, z tendencją do ściągania na siebie kłopotów. Jednak wizja beznadziei obecnego życia jest potężnym bodźcem do zmian. Zwłaszcza że co i rusz przypomina sobie same fajne chwile spędzane kiedyś z Martą, a z opowiadanych zdarzeń przebija bolesna tęsknota za tą jedyną, ukochaną kobietą. Zabawne nieporozumienia wprowadzają do powieści szczyptę lekkiego humoru, a przekonanie Jeremiasza, że wie, o co chodzi, często kończy się komicznym qui pro quo – co, jako przestroga, że najpierw trzeba wysłuchać, potem zastanowić się, a dopiero na końcu wysnuwać wnioski, jest i cenne, i, wydawałoby się, oczywiste.
Narracja jest pierwszoosobowa, prowadzona przez Jeremiasza. Przyznam, że bałam się trochę takiego zabiegu, a to z powodu czytanej kiedyś książki Tomasza Mirkowicza, dobrego skądinąd pisarza i tłumacza, który zupełnie skopał niezły pomysł na powieść opisując wydarzenia z punktu widzenia kobiety. W Pielgrzymce do ziemi świętej Egiptu kompletne niezrozumienie psychiki odmiennej płci biło boleśnie po oczach, stanowiąc przestrogę na przyszłość przed sięganiem po podobnie skonstruowane książki. Jednak taka narracja w wykonaniu Katarzyny Grocholi wydaje się być znacznie lepiej dopracowana, na tyle, na ile jestem w stanie to ocenić z kobiecego punktu widzenia. Ciekawie byłoby dowiedzieć się, jak mężczyznom widzi się pod tym względem Houston, ale nie udało mi się namówić na lekturę męża, z którego zdaniem się liczę, chociaż nie zawsze się zgadzam. W każdym razie Houston czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, w czym nie przeszkadza też obecność pewnej dawki materiału do przemyśleń; trafne charakterystyki, głównie kobiet, mogą przysporzyć nam odrobiny refleksji. Powieść wydana jest starannie, niemal bez błędów (brak kropki tu i ówdzie czy nadmiarową spację można pominąć).
(Ocena: 4,5/6)
Uwielbiam takie ksiazkowe zaskoczenia:)
OdpowiedzUsuńDo powiesci pani Grocholi mam stosunek taki sam, jak Ty wczesniej ;-)
Jak widać można zmienić zdanie, zwłaszcza gdy przypadek pomoże. :)))
UsuńBrzmi całkiem przyjemnie, zwłaszcza, gdy książka wpadła w ręce ot tak, z konkursu :) Mam jedna albo dwie książki Grocholi, ale nie czytałem - za to siostra tak.
OdpowiedzUsuńTo ta byłaby dobra dla weryfikacji męskiego punktu widzenia. ;) Inne są raczej "babskie", o ile się orientuję.
UsuńNo proszę, Pani Grochola może coś dobrego napisać??? Może jak gdzieś przypadkiem wpadnie mi w ręce to się skuszę, specjalnie jednak szukać nie będę. Dla mnie jest doskonałym przykładem (ale jak widać nie do końca) osoby, która za wszelką cenę chce wykorzystać swoje 5 minut popularności i wycisnąć z ludzi ile się da dudków nie mając już ani specjalnie pomysłów ani talentu jadąc na dobrej opinii Jej pierwszej książki.
OdpowiedzUsuńTak, szukać specjalnie rzeczywiście nie trzeba, tylko jak przypadkiem wpadnie w rękę. To doskonała książka na odstresowujący dzień spędzony pod kocykiem, z herbatką i ciasteczkami.
UsuńOjtam, ze mnie to mało kto jest w stanie coś wycisnąć. ;) Za dużo mam znajomych i dobrych bibliotek w otoczeniu. :D
A ja lubię Grocholę, głównie za zabawny cykl o Judycie i za wzruszający "Trzepot skrzydeł". Tej książki jeszcze nie czytałam.
OdpowiedzUsuń