30 października 2012

Niuch

Na każdą powieść Pratchetta czekam z niecierpliwością. I żadna mnie nie zawiodła. Nawet jeśli bohaterowie nie należą do tych najbardziej przeze mnie lubianych – tak jak Straż Miejska Ankh-Morpork. I to nie tak, że nie lubię barwnych postaci strażników, to tylko moja niechęć do literatury sensacyjno-kryminalnej. Przesyt nią trwa u mnie od kilkunastu lat; rzadko sięgam po sensację, jeszcze rzadziej po kryminał. Ale po Pratchetta sięgnę zawsze, obojętnie, o czym napisze. Pokochałam go od pierwszej książki, w każdym tłumaczeniu. Nie przeszkadzają mi dłużyzny (są takowe?) ani celowa przesada w ukazywaniu postaci i zdarzeń, bawią przerysowania i specyficzny humor, skłania do zadumy mądrość trafnych spostrzeżeń i wzbudza podziw odwaga głoszenia nie zawsze popularnych poglądów, a gagi i nieporozumienia doprowadzają mnie do łez ze śmiechu.

● ● ●

Niuch to kolejna historia o straży miejskiej, a właściwie o jej komendancie Vimesie, niezbędnym elemencie krajobrazu Ankh-Morpork, bez którego już nie wyobrażamy sobie policji tego miasta. Pracoholik Vimes zmuszony jest do wyjazdu na urlop, z namowy żony i, co bardzo możliwe, przy współudziale Vetinariego. Wyjeżdża do swojej posiadłości wiejskiej, gdzie bardzo szybko natyka się na zbrodnię wymagającą śledztwa. Znowu jest więc w swoim żywiole.
Tym razem Pratchett zmierzył się z problemem nietolerancji, prześladowania mniejszości narodowych, nieakceptowania odmienności rasowej i kulturowej, nieuznawania praw niższych cywilizacyjnie istot. Ukazał to, jak to on, jednocześnie mimochodem, delikatnie, i wprost, waląc jak obuchem (do wielu zatwardzialców inaczej nie trafia), tłumacząc bezpośrednio, jak i przez ukazanie subtelnego piękna, wyrażającego się chociażby w muzyce, tworzonej przez wspomniane istoty. Bo tym razem poznajemy nową rasę, zamieszkującą Dysk, uznawaną za zwierzęta, mimo rozwiniętego języka i, jak się okazało, sztuki muzycznej na najwyższym poziomie. Prowadząc śledztwo w sprawie morderstwa Vimes ma okazję wykazać się sprytem i inteligencją, dzięki sprawności i przytomności umysłu wychodząc cało z niebezpieczeństw, z którymi nie każdy umiałby sobie poradzić. Zasługuje na miano bohatera, zręcznie lawirując między obszarami prawa i bezprawia, wykorzystując jedno, by zwalczyć drugie, aż do osiągnięcia szlachetnego celu.
Przyzwyczajeni do miejskiej scenerii, dostajemy tym razem obraz wsi, przedstawionej z typowym dla Pratchetta humorem, z uwypuklonymi punktami charakterystycznymi dla bardziej przaśnego sposobu życia i mentalności mieszkańców szerzej otwartych przestrzeni. Mamy okazję bliżej poznać kamerdynera Willikinsa, którego przeszłość jawi się nam w krótkich przebłyskach, ze wzmianek mrożących krew w żyłach. Więcej dowiadujemy się o postaci Lady Sybill, która zdecydowanie, acz nienachalnie kieruje krokami męża, delikatnie naprowadza na właściwe ścieżki w trudnym otoczeniu zdominowanym przez arystokrację, utwierdza w słuszności podejmowanych decyzji i dba o bezpieczeństwo nie zawsze uważającego na siebie, w ferworze śledztwa, męża. Również coraz bardziej interesująco prezentuje się postać Młodego Sama, bardzo analitycznie zaznajamiającego się z wszelkimi odchodami, na jakie natyka się podczas dziecięcych eskapad po wiejskich okolicach.
Im dalej w cykl, tym robi się coraz poważniej, a humor, choć ciągle przedni, staje się bardziej gorzki i skłaniający do zadumy. Z początkowej rozrywki zrobiła się ze Świata Dysku Pratchetta całkiem poważna literatura.
(Ocena: 5/6)

● ● ●
„Nie zamierzam zbyt mocno ograniczać prawa ludzi do przyjmowania substancji, po których czują się lepiej, czy też pewniej, albo też, skoro już o tym mowa, widzą małe tańczące fioletowe wróżki, albo nawet swojego boga, jeśli już do tego dojdzie. To w końcu ich mózgi i społeczeństwo nie ma do nich żadnych praw, pod warunkiem że w danej chwili nie kierują ciężkim sprzętem.” (Vetinari) (s. 11)
„Gdzie są policjanci, tam są przestępstwa.” (Vimes) (s. 13)
„Człowiek, który potrafi wygrywać drobne potyczki, jest dobrze przygotowany do zwycięstwa w wielkich bitwach.” (Vetinari) (s. 17)
„Każdy powinien od czasu do czasu złamać prawo w jakiś skromny, ale rozkoszny sposób. To dobre dla higieny mózgu.” (Vetinari) (s. 18)
„Wielu najgorszych czynów na świecie dokonują ludzie, którzy wierzą, szczerze wierzą, że robią to, co najlepsze; zwłaszcza kiedy w sprawę wmieszany jest jakiś bóg.” (s. 169)
„Dobroć jest w tym, co robimy, nie w tym, do czego się modlimy.” (s. 170)
„Jeśli chce się zmienić cały lud, należy zaczynać od dziewcząt. To rozsądne: uczą się szybciej, a to, czego się nauczyły, przekazują dzieciom.” (s. 179)
„To w końcu nic złego, jeśli się przechytrzy urząd podatkowy, przecież on po to jest!” (s. 207)
„Drobne przestępstwa rodzą wielkie przestępstwa. Człowiek śmieje się z tych drobnych, a potem te wielkie zdmuchują mu głowę z karku.” (s. 207)
„Komendant Vimes nie lubił zdania «Niewinni nie mają się czego obawiać». Uważał, że niewinni jak najbardziej mają się czego obawiać, głównie ze strony winnych, ale na dłuższą metę bardziej nawet ze strony tych, którzy powtarzają: «Niewinni nie mają się czego obawiać».” (s. 224)
„Trzeba czasem przystanąć, żeby złapać oddech, póki jeszcze się go ma.” (s. 249)

9 komentarzy:

  1. Ja już Niucha wychwalałem, dla mnie jedna z najlepszych części cyklu, o ile nie najlepsza. A rozwój Vimesa - znakomity, jaki to się zrobił pogłębiony bohater.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Vimes coraz lepszy. Za to Vetinari jakby lekko w cień przechodzi. Chociaż to akurat dobrze oddaje jego postać - ten cień. ;)
      Nie sądzę, żebym dzięki cyklowi o Straży polubiła gatunek kryminalno-sensacyjny jako całość, ale Pratchetta nie odpuszczę. :)))

      Usuń
    2. Pratchett gdzieś napisał, że dawkuje Vetinariego, bo inaczej by mu zdominował całą książkę. I faktycznie, w Bogowie honor... było widać tylko Vetinariego:)

      Usuń
    3. Jakoś nie miałabym nic przeciwko dominacji Vetinariego. :)))

      Usuń
    4. Nie można takiej perły lekkomyślnie trwonić :D

      Usuń
  2. Uwielbiam Pratchetta, jednakże w pewnym momencie zaprzestałam czytać jego książki - bardziej z nawału innych rzeczy niż ze zmęczenia materiałem.
    Humor, jest niesamowity. Zdaję sobie sprawę, iż w tym względzie baaardzo dużo zależy od tłumaczenia (niestety nie pomnę tłumacza), niektórzy nawet twierdzą, iż wolą tłumaczenie polskie od oryginału.
    Cieszę się, że natknęłam się na tą recenzję, gdyż Terry Pratchett zawsze u mnie wywołuje uśmiech:))

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może taki przypadek będzie dobrym impulsem do powrotu do Pratchetta. Wiele przyjemności z lektur! :)

      Usuń
  3. Męczy mnie absurdalność książek Prathetta, chociaż o dziwo, same cytaty z jego ksiażek i jego poczucie humoru bardzo lubię. Ech, Twoja recenzja teraz mi dała do myślenia, czy znów po niego nie sięgnąć... :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta. Komentarze zawierające linki promujące inne strony nie będą zatwierdzane.
Dziękuję! :)