29 września 2014

Sojusz człowieka z ciszą

Bohdan Petecki
Tylko cisza
Iskry, 1986

Odległa przyszłość będzie zapewne wyglądała zupełnie inaczej niż teraz to sobie wyobrażamy, tak jak teraźniejszość różni się od dawnych wyobrażeń, nie zawsze trafionych prognoz, innych dróg rozwoju, odmiennych technologii. Zawsze jednak najważniejszy powinien być człowiek ze swoimi potrzebami, aktywnie i mądrze gospodarujący na jedynej planecie, jaką na razie objął w posiadanie. Także ekploracja kosmosu i poszukiwanie innych miejsc do życia, planet nadających się do przystosowania dla organizmów ziemskich nie zwalnia od dbania o nasz ziemski dom.
Ornak i Haleb, piloci dalekiego zwiadu, po kilku latach lotu ku nieznanym gwiazdom wracają na Ziemię. W czasie ich nieobecności zaszły tu duże zmiany: ludzkość ma właśnie zapaść w osiemdziesięcioletni sen, którego będą strzec wybrani strażnicy, najlepiej do tego przygotowani, zmieniający się co dwadzieścia lat. Wśród nich będzie również Ornak.
Kilkanaście miliardów ludzi zamieszkujących jedną zanieczyszczoną planetę, gęsto zabudowaną, to trochę za wiele jak na biedną Ziemię. Wyciągnięto więc z lamusa pokryty kurzem projekt odnowy biosfery, wcześniej niemożliwy do zrealizowania z powodu braku odpowiednich technologii. Po wiekach rozwój techniki pozwolił na ponowne rozpatrzenie pomysłu i wprowadzenie go w życie, czyli położenie mieszkańców do snu, mającego dać światu odpocząć od obecności i aktywności najbardziej ekspansywnego gatunku – homo sapiens. Osiemdziesiąt lat bez obecności ludzi ma odnowić zielone zasoby Ziemi, wspomóc wzrost lasów i zwiększyć populację zwierząt, oczyścić glebę i powietrze z substancji szkodliwych. Eksperyment przeprowadzany na całej ludzkości niesie jednak pewne ryzyko, zwłaszcza że przygotowania były dosyć krótkie i nie zdążono przeprowadzić pełnych analiz, co niesie ryzyko niespodzianek, jakie czekają ludzi po przebudzeniu. Starannie za to dobrano strażników, mających czuwać nad dobrowolną przerwą w istnieniu ludzkiego gatunku na samotnym posterunku kontrolnym, pilotów przywykłych do nieobecności bliźnich podczas dalekich lotów i do ciszy kosmosu, odpornych na obciążenia psychiczne i przygotowanych do elastycznego reagowania na nieznane niebezpieczeństwa i nieoczekiwane trudności.
Niepewność i niedostateczne przygotowanie całej imprezy objawia się już w zachowaniu ludzi nią kierujących – wprowadzeniu bohatera w jego wyjątkową rolę towarzyszą półsłówka i zdawkowe informacje, a także zakłopotane spojrzenia na boki – zamiast powiedzieć wprost, czego od niego oczekują i czego może się spodziewać, Ornak słyszy ogólniki i niejasności. Ma to służyć pozytywnemu nastawieniu do nietypowego zadania, ale niestety jest mało przekonujące.
Głównym problemem podjętym w powieści jest wytrzymałość człowieka na ciszę, nieznaną i obcą. Po gwarze miast, wraz z bujnym odrodzeniem przyrody, pojawiają się nowe dźwięki, odgłosy życia lasu. Nadchodzi naturalna cisza, która człowiekowi nieprzyzwyczajonemu wydaje się najpierw ogłuszająca, dominująca jak dzwony w pogodny dzień, wymagająca długiego przyzwyczajania się, rodząca szaleństwo w wystawionym na nią mózgu. Drugim motywem powieści jest poczucie samotności gatunku ludzkiego jako jedynego rozumnego w kosmosie. Miliardy ludzi odczuwają potrzebę znalezienia innych istot myślących, co popycha decydentów do wielkiej wyprawy w kierunku możliwych zamieszkałych planet. Z Ziemi wyrusza na poszukiwania tysiąc dwuosobowych statków. Ten wątek nie jest dostatecznie wykorzystany, potraktowany marginalnie przyniesie tylko w pewnym momencie wytchnienie strażnikowi, zmniejszając poczucie osamotnienia, gdy usłyszy żywy głos człowieka, błąkającego się gdzieś w kosmosie, pomagając zachować trzeźwość osądów i przynosząc w pewnym stopniu zaspokojenie potrzeb społecznych.
Pewną niekonsekwencją wydaje się być nierównomierny rozwój technologii: ludzkość, która lata do gwiazd, używa hibernatorów i reguluje klimat nad całym globem używa jednocześnie bębnów do zapisu informacji, taśm magnetycznych i ubrań, które natychmiast przemakają na deszczu i nie chronią przed efektami nadmiernego pocenia się. To jednak szczegóły, które można pominąć z uśmiechem sympatii czytelnika znającego już trochę dalszą przyszłość niż Autor; to, co ważne, czyli potrzeby społeczne człowieka i jego odporność na nietypowe warunki, ciszę i samotność, przedstawione jest dostatecznie satysfakcjonująco. Mimo nielicznych niewykorzystanych możliwości powieść Peteckiego ciągle zasługuje na uwagę czytelnika mającego pretensje do znajomości polskiej klasyki fantastycznej.
(Ocena: 5/6)

● ● ●

„Nie byłem historykiem, ale czytałem kilka książek o Świętej Inkwizycji. A także innych organizacjach, rządzących za pośrednictwem ślepo posłusznych funkcjonariuszy nie rozumiejących, że rozdęta do groteskowych rozmiarów idea, jaka kiedyś ich połączyła, dawno już zgubiła służebną funkcję społeczną i trwa jedynie jako wyraz osobistych kompleksów jej kapłanów.
Fanatyzm potrzebuje przywódców.” (s. 141)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta.
Proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, bo świąt nie obchodzę, a inne uwagi najlepiej kierować na podanego maila, pocztę sprawdzam każdego dnia. Dziękuję! :)