Włodzimierz Odojewski, Zasypie wszystko, zawieje...
Życie trzech nacji obok siebie na Ukrainie nigdy nie było łatwe. Pod powierzchnią pozornie i powierzchownie zgodnego życia rosły animozje i zazdrość o wszystko, co niedostępne jednym, a w nadmiarze u innych. Wyszło to na wierzch podczas II wojny światowej, gdy do kłębiących się tam namiętności dołożyli swoje Niemcy i na całego trwało „wzajemne, bezmyślne upuszczanie sobie krwi”. Prześladowania Żydów, Katyń, puszczanie z dymem tych, którzy posługują się innym językiem czy wyznają inną wiarę, partyzantka tej czy innej strony, zwalczająca wszystkich wokół – zupełny miszmasz, nie do rozwikłania. Widziane oczami Polaków zbrodnie, mordy, tortury – oskarżają i nie pozostawiają nikogo obojętnym.
Ciężka powieść, przygnębiająca i męcząca, ale dająca do myślenia o bezsensie wojen, nietolerancji, braku akceptacji i empatii. Świetnie napisana, chociaż chwilami zbyt bogato, bo sens trzeba wyłuskiwać z zawiłych zdań, ale warto się wysilić, by poznać i nie zapomnieć, nawet jeśli trzeba będzie się długo otrząsać z wizji mordów, męki i kaźni.
(Ocena: 4,5/6)
Trzecia część Trylogii Podolskiej opowiada o tych samych wydarzenia, co Zasypie wszystko, zawieje, tylko widzianych oczami Piotra Czerestwienskiego. Osiemnastoletni chłopak dorasta, dojrzewa do miłości i męskości, dowiaduje się rodzinnych tajemnic i czuje w obowiązku coś z tym zrobić. Miota się więc między Katarzyną a Gawrylukiem, narażając życie w daremnych eskapadach między partyzantami ukraińskimi i polskimi, z przemieszczającymi się tu i ówdzie Niemcami, eskapadach męczących tak dla niego, jak i dla czytelnika. A wszystko na tle wojny, wśród „tej całej nienawiści, jaka przez długie lata gorzała pod powłoką pozornego spokoju pomiędzy dwoma narodami zamieszkującymi wspólnie tę ziemię”, która „musiała znaleźć ujście w bratobójczych mordach” (Versus, 1990, s. 123). Nie pozostawia Odojewski suchej nitki na winnych zbrodni: „nieliczna rusińska inteligencja z miasteczek, od wieków współtworząca z Polakami kulturę tych ziem, ginie pokonywana przez własny ciemny i mściwy żywioł spod słomianych strzech. Tajniacy, hilfspolicaje, banderowcy, mazepińscy i przeróżna drobna uzbrojona swołocz spod znaku cerkwi, zabijająca każdego, kto inaczej składa palce do znaku krzyża. Motłoch. Murszejący świat, który przed swym cuchnącym zgonem rodzi gady. Rozpełzają się ku czarnym okom podziemnych źródeł nienawiści. Lufy karabinów grają szczekotliwie niesamowite nocne pieśni” (s. 58-59).
Uff, dobrze, że napisane to jest pięknym językiem, chociaż rzuca się trochę w oczy przerost formy nad treścią. Po opuszczoną część drugą już nie sięgnę, czuję się nieco znużona tematyką drugowojenną na Ukrainie.
(Ocena: 4/6)
Włodzimierz Odojewski, Oksana
Chory na raka Polak, mieszkający w Niemczech, wyjeżdża w ostatnią podróż do Włoch, powspominać i przepędzić czas w drodze. Spotyka Oksanę, Ukrainkę urodzoną już po wojnie w Niemczech. Coś między nimi zaiskrzyło, a dalsza wspólna podróż pogłębiła świeże uczucie.
Świetna powieść o tym, jak trudno zaakceptować przeszłość swoją i swojego narodu, dogadać się z przedstawicielem byłych przeciwników bądź ludzi za wrogów uważanych, jak głęboko sięgają narodowe animozje i jak mocno trzeba lawirować, żeby w zwykłych codziennych rozmowach nie rozdrapywać ran i niepotrzebnie nie wyciągać na wierzch spraw, które powinny ulec zapomnieniu. A jednocześnie jak silna może być miłość, uważana za ostatnią, jak prawdziwa i subtelna jest wtedy, gdy zostało niewiele czasu.
Pięknie napisana, refleksyjna historia z zakończeniem, które tylko częściowo zaskakuje, ale i tak robi wrażenie. Podobała mi się bardziej niż poprzednie powieści Odojewskiego, osadzone bezpośrednio na Ukrainie.
(Ocena: 5/6)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz dotyczący posta. Komentarze zawierające linki promujące inne strony nie będą zatwierdzane.
Dziękuję! :)