Dobry reportaż powinien tak ukazać rzeczywistość, żeby wstrząsnąć, kiedy należy, i wzruszyć, gdy okazja po temu. Wszystkie książki Wojciecha Tochmana, jakie miałam okazję przeczytać, te warunki spełniają. Przy czym największe wrażenie robią reportaże z wojny, tej z Bośni, Jakbyś kamień jadła, i tej z Rwandy, Dzisiaj narysujemy śmierć (Wydawnictwo Czarne, 2010).
Temat rwandyjskiego ludobójstwa nie był mi bliżej znany. Coś tam się słyszało, ale nie za dużo, czasem jakaś wzmianka rzuciła się w oczy, aż w końcu poczułam potrzebę dowiedzenia się nieco więcej. Pomógł mi w tym konkurs, przez który zaczęłam szperać w internecie i który ostatecznie wygrałam. Czekając na dostarczenie mi przez pocztę książki, „odrobiłam lekcję” oglądając trzy filmy na temat tragicznych wydarzeń sprzed osiemnastu lat: Hotel Ruanda (Hotel Rwanda, 2004, reż. Terry George), Podać rękę diabłu (Shake Hands with the Devil, 2007, reż. Roger Spottiswoode) i Strzelając do psów (Shooting dogs, 2005, reż. Michael Caton-Jones), dostępne na www.iplex.pl. Każdy z nich oceniłam na 8/10, bo wszystkie są bardzo dobre, ukazują te same wydarzenia z różnych punktów widzenia i uzupełniają się wzajemnie.
W 1994 roku, od kwietnia do lipca, na hasło „ściąć wysokie drzewa”, Hutu zabijali każdego przedstawiciela historycznie arystokratycznej mniejszości Tutsi, jak również sprzyjających im własnych współplemieńców. Przez te trzy miesiące zginęło co najmniej osiemset tysięcy ludzi, a niektóre źródła podają, że ponad milion. Ofiarom nikt oficjalnie nie pomagał, świat białych, byłych kolonizatorów, nie był zainteresowany w chronieniu życia członków afrykańskiego plemienia. Ten świat był wręcz oskarżany o sprzyjanie ludobójstwu, które pomagało rozwiązać problem przeludnienia małego, biednego kraju. Jednak na szczęście zawsze znajdą się ludzie, którzy ofiarują siebie, by pomóc, uratować, ukryć, nakarmić, przekazać wieści czy chociażby pochować. Nie wszyscy są na to gotowi, bo „w takiej sytuacji zagrożenia własnego życia, potwornego terroru i strachu, nie możemy żądać od każdego człowieka postawy heroicznej” (s. 116). Tochman daje nam poznać kilkoro ocalonych. Zachowuje się przy nich jak przyjaciel, który nie naciska, nie żąda odpowiedzi, ale jest tuż obok, gotowy na przyjęcie tego, co zechcą z siebie wyrzucić, co może im pomoże w pogodzeniu się z tym, co musieli przeżyć.
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam najpierw oglądając filmy, bo przy czytaniu Tochmana narzucały mi się obrazy z nich. Nie musiałam już sobie zbyt wiele wyobrażać, chociaż i w książce została ta masakra odmalowana sugestywnie. Tyle że Tochman maluje pytaniami, często retorycznymi, a i na pozostałe trudno znaleźć odpowiedzi. Bo co powiedzieć ludziom, którzy stracili wszystkich bliskich, zostali sami i próbują odbudowywać swoje życie na bliskich relacjach z obcymi? Jak mają zapomnieć o nagłej śmierci, ukrywaniu się, ucieczkach, strachu i bólu? Do dzisiaj, mimo pokoju, współistnienia w jednym małym kraju, mieszkania często tuż obok siebie, ofiary i oprawcy, Tutsi i Hutu, mają ten lęk w sobie, a uwrażliwieni nie przestaną się wzdrygać na dźwięk pękającej kapusty, identyczny jak odgłos rozłupywanej ludzkiej czaszki. Nie pomaga znajomość historycznych uwarunkowań i roli kolonizatorów w pogłębianiu podziałów społecznych, nie pomaga wiara czy niewiara – w religię czy w drugiego człowieka.
W Dzisiaj narysujemy śmierć można znaleźć dużo tematów do przemyśleń, jednocześnie zachowując dystans, nie klasyfikując i nie oskarżając żadnej ze stron. Wstrząsający reportaż o ludobójstwie, które trzeba zachować w pamięci. I na razie ten niespełna tydzień, jaki spędziłam poznając koszmarne rwandyjskie wydarzenia, wystarczy. Więcej trudno byłoby wytrzymać.
(Ocena: 5/6)
to rzeczywiście temat podrążyłaś ciut mocniej niż ja. Mi sama książka czytała się niełatwo, a co dopiero gdybym jeszcze miał obrazy w głowie z jakiegoś filmu...
OdpowiedzUsuńDlatego mam wątpliwości, czy w dobrej kolejności poznawałam.
UsuńWidzisz, jak potrafi zadziałać dobry konkurs! :)