Brian Aldiss
Wiosna Helikonii (Helliconia Spring)
Lato Helikonii (Helliconia Summer)
Zima Helikonii (Helliconia Winter)
tłum. Marek Marszał (t. 1-2) i Tomasz Wyżyński (t. 3)
Iskry, 1989-1992
Helikonia – planeta pełna życia, zamieszkała przez ludzi, półludzi i ancipitów, żyjących pośród licznych odmian roślin i zwierząt. Początkowo przykryta śniegiem i lodem, zimna i, zda się, niegościnna, budzi się do życia wraz z nadejściem wiosny. Ocieplenie stopniowo zmienia wszystko wokół. Zima trwała wiele pokoleń, obecni mieszkańcy nie znają innej pory roku. W tym czasie rasa ludzi zdegenerowała się, zeszła prawie do poziomu drapieżnych zwierząt, zrównała się niemal z fagorami, tracąc elity intelektualne i kapłanów, którzy niegdyś badali mechanizmy rządzące światem. Jak w pierwszych ziemskich cywilizacjach, klasztory były ostoją wiedzy i nauki, potem dopiero przeistaczając się w centrum zabobonu i ciemnoty.
Nadchodząca wiosna budzi do życia nie tylko przyrodę, ale i pobudza do myślenia i działania ludzi. Są tacy, którzy zaczynają się zastanawiać, dostrzegają zależności, łączą fakty i wyciągają wnioski. Najpierw poznajemy Juliego, który po stracie ojca, jeszcze w porze zimowej, trafia do miasta. Zauroczony nowym i nieznanym postanawia zostać kapłanem, bo tylko religia oparta na wierze w Akhę może przynieść mu lepsze, stabilniejsze życie. Szybko jednak odkrywa, że nie jest to profesja dla niego. Udana ucieczka wyprowadza go na drugą stronę gór, gdzie po latach wędrówek osiada w Embruddocku, nazwanym potem Oldorando. Tu zaczyna się historia jego rodu, obfitująca w waśnie, przepychanki polityczne, walki stronnictw i przejęcia władzy. Aż przychodzi wiosna, świat się zmienia i wszystko staje się nowe i inne. Potem nastaje lato, trwające znów kilka wieków, wysysające siły z fagorów, a wynoszące na plan pierwszy ludzi. Przyroda rozkwita, wkraczając na coraz dalsze tereny, żywiąc i dając bodziec do nowych walk o terytoria, królestwa, zasoby. Fagory i ludzie jednak wiedzą, że po latach gorących nadejdzie znowu zima i ponownie zmieni się układ sił, zataczając krąg i powtarzając znaną już historię.
Helikonia jest sceną teatru obserwowanego przez ziemską stację badawczą Awernus. Naukowcy rejestrują i analizują zmiany klimatyczne i zachowania mieszkańców, przekazując dane na daleką ojczystą planetę. Stacjonują na sztucznym satelicie, na orbicie Helikonii, widoczni i uważani za ciało naturalne. Badania prowadzą od setek lat, znają siły i słabości ludzi i fagorów, rozpoznają też mechanizmy społeczne i cechy poszczególnych ras, ich pragnienia, dążenia, wady i zalety. Są zobowiązani nie ingerować w rozwój badanej planety, ale poczucie izolacji i zamknięcie w stosunkowo niewielkiej społeczności budzi w wielu z nich pragnienie zakosztowania prawdziwego życia, odetchnięcia powietrzem planety, mimo że każdy oddech może być przyczyną śmierci – na Helikonii panuje wirus, na który nie są odporni, który zmienia nawet żyjących tam ludzi, dostosowując populację mieszkańców do zmian klimatycznych. Mieszkańcy Awernusa, jak i dalekiej Ziemi także stale ewoluują, zmieniając warunki, w jakich żyć będą przyszłe pokolenia.
Ostatnio mam szczęście trafiać na fantastykę o obcych, bardzo zróżnicowanych cywilizacjach, z wieloma rasami współistniejącymi obok siebie, pokojowo bądź na stopie wojennej. I zawsze przedstawiciele co najmniej jednej z ras muszą dostać od autora imiona niewymawialne i niemożliwe do zapamiętania. Pomijając tę drobną niedogodność jest w trylogii o Helikonii to, co w dobrej SF być powinno: obcy świat, odmienni mieszkańcy, konflikt międzyrasowy, walka, zemsta i miłość. Zdarzają się niestety zbyt szczegółowe opisy, nużące i niewnoszące nic istotnego, jak i powtórzenia podstawowych informacji w każdym z tomów, fabuła też nie jest przesadnie porywająca, ale Aldiss spokojnie i dokładnie opisuje świat, we wszystkich jego aspektach, stopniowo wciągając czytelnika w odmienne warunki. Z konieczności poznajemy tylko ważniejsze wydarzenia – o tym, co działo się w międzyczasie dowiadujemy się niewiele i bardzo fragmentarycznie: gdy już poznaliśmy Juliego i zdążyliśmy go polubić, nagle i nieoczekiwanie przenosimy się kilka pokoleń naprzód, by zacząć poznawać jego praprawnuków i zetknąć się z odmiennymi problemami życia. W tomie drugim natomiast znajdujemy się kilkaset lat później, w środku lata, w zupełnie odmiennych warunkach klimatycznych, politycznych i religijnych, by wraz z ostatnią częścią zacząć powracać najpierw do jesiennej Helikonii, a wreszcie do mroźnej krainy fagorów. Bohaterowie są chwilami irytujący, ale można złożyć to karb obcej rasy, nieznanej nam na Ziemi. Podoba mi się natomiast, że Aldiss nie ratuje swoich bohaterów na siłę, pozwala im ginąć, nawet w głupi i bezsensowny sposób, bez pożytku i głębokiego sensu. To takie zwykłe i normalne, inne niż przeważnie spotyka się w powieściach i filmach.
Dużo uwagi poświęca Aldiss sprawom wiary, obsesyjnie nawracając do mechanizmów jej powstawania, wyznawania i tępienia. Na każdy interesujący go etap rozwoju religii ma jednak sensowne wyjaśnienia, przybliżające potrzeby ludzi w tym zakresie, zarówno ze strony wierzących, jak i kierujących się rozumem. W każdej części dominuje inne bóstwo, a zdarza się, że bojownik początkowo zwalczający religię staje się potem przedmiotem kultu i zostaje postawiony na ołtarzach, by ostatecznie upaść i ulec zapomnieniu z chwilą pojawienia się nowego boga, mającego silniejszych wyznawców. Tak powstają kolejne jedyne prawdziwe bóstwa, by móc sprawować rządy przy użyciu bojaźni przed nieistniejącym.
(Ocena: t. 1 – 5/6, t. 2 i 3 – 4/6)
● ● ●
Wiosna Helikonii
„Wiara to nie spokój ducha, lecz katusze; jedynie Wielka Wojna niesie pokój.” (s. 45)
„«To nie dobro i bogobojność skłaniają człowieka do służenia Akhce. Częściej grzech, taki jak twój». Z tego wynikało, że wśród kapłanów są liczni mordercy i zbrodniarze – niewiele lepsi niż więźniowie. A jednak postawiono ich nad więźniami. Dano im władzę.” (s. 57)
„Świat ciemności toczy coś na podobieństwo choroby: wszyscy u władzy obawiali się rewolucji. Choroba lęgła się w mroku i była źródłem niezliczonych drobnych przepisów, rządzących życiem Pannowalu.” (s. 58)
„Pogłoski są wzrokiem ślepca.” (s. 59)
„Żyjemy pośród najróżniejszych ciemności. Mamy je przenikać czy ich unikać?” (s. 107)
Lato Helikonii
„Dopóki żyjemy, nikt z nas nie zna dnia ani godziny swojej niespodziewanej podróży.” (s. 81)
„Religia to społeczna siła wiązania, która może jednoczyć ludzi w porze skrajnego zimna lub, tak jak dzisiaj, skrajnego gorąca. Jako społeczna siła wiązania, jako rodzaj więzi ma swoją wartość, zapewniając ludziom duchowe przetrwanie w narodowych bądź plemiennych ciałach. Czego religii nie wolno czynić, to rządzić naszym indywidualnym ciałem i duchem. Jeśli zbyt wiele z siebie poświęcimy religii, to stajemy się jej niewolnikami.” (s. 143)
„Bogowie są potrzebni ludziom na pewnych etapach rozwoju... to znaczy, kiedy jesteśmy dziećmi, każdemu z nas jest potrzebny kochający, surowy i sprawiedliwy ojciec, kierujący naszymi krokami na drodze do dojrzałości. Dojrzałość zdaje się wymagać podobnego wizerunku ojca w zwielokrotnionej skali, aby mocniej trzymał ją w ryzach. Ten wizerunek nosi imię Boga. Natomiast gdy jakaś część rasy ludzkiej osiągnie duchową dojrzałość, gdy potrafi kierować swym własnym postępowaniem, wtedy znika potrzeba bogów – tak jak i nam staje się niepotrzebny czuwający nad nami ojciec, kiedy już jesteśmy dorośli i zdolni sami troszczyć się o siebie.” (s. 165-166)
„Ludzie nienawidzą rzeczy, których nie rozumieją. Jeden szaleniec może zmienić świat.” (s. 197)
„Najsłabsi mają najsilniejszą potrzebę religii.” (s. 209)
„Prawdziwa wiara jest sprawą prywatną; kiedy wierni zbiorą się do kupy, wystawiają swoim bogom szopki.” (s. 326)
Dziękuję za podesłanie linka do recenzji :)
OdpowiedzUsuńZostała ona dodana do wyzwania "Czytam Fantastykę"
pozdrawiam serdecznie!
Miłośniczka Książek
Miałam nadzieję, że mnie przekonasz do kontynuacji cz. 1. Utknęłam, od miesięcy nie mogę ruszyć dalej, niż 29 strona... Ciągle miałam nadzieję, że jednak się za nią zabiorę z werwą, bo to kanon sf, na bnetce ma wysokie oceny. A jednak Twoja recenzja skłania mnie do refleksji, że to chyba jednak nie dla mnie. Mnie to nudziło, a piszesz, że autor ciągle snuje tak samo fabułę. I to mnie właśnie męczy. Chyba jednak zrezygnuję z jej czytania.
OdpowiedzUsuńPoczątek, znaczy prolog to jeszcze był w miarę wciągający. Jeżeli w nim utknęłaś to obawiam się, że może być ciężko. A że ja na siłę nie czytam, to i Tobie tego nie doradzę. ;)
UsuńW sumie to jest naprawdę dobra trylogia, tylko trzeba sobie pozwolić na przeskakiwanie powtórzeń i nudnawych opisów i wyłuskiwanie ciekawszych akcji. Nie da się jednak ukryć, że trochę nuży - w trzeciej części już mi się nie chciało nawet cytatów wypisywać, bo najpierw długo nie było nic na tyle uniwersalnego, żeby spisać, a potem stwierdziłam, że jakoś nie warto.